piątek, 1 marca 2013

Aby pała była cała (NIE 42/2010)


Nagminne napady aresztantów na policję. 

Komendant Janusz Dymek śpiewa kolędy
Małgorzata i Jarosław Jabłońscy z Jarosławia wracali nad ranem z restauracji. Podjechał radiowóz, policjanci zwrócili im uwagę, że idą jezdnią i powinni przejść na chodnik. - Kilkadziesiąt metrów dalej usiedliśmy na ławce - mówi Jarosław Jabłoński. - Po chwili nadjechał ten sam radiowóz, z przeciwnej strony dojechał do niego policyjny bus i czworo funkcjonariuszy ruszyło w naszym kierunku. Policjanci skuli Małgosi ręce z tyłu, a mnie z przodu. Wrzucili nas do busa i zawieźli na komendę. Tam kazali dmuchać w alkomat. - Odmówiłam - przyznaje pani Małgorzata. - Niby dlaczego miałam dmuchać? Policjantka o ciemnych włosach doskoczyła do mnie i z całej siły uderzyła mnie w twarz. Dmuchaj kurwo!, krzyknęła. Zapytałam, co to za agresywna władza. Ja ci pokażę władzę, ty kurwo!, wrzasnęła i zadała kolejny cios.
Według zeznań kobiety, do wojowniczej policjantki dołączyli koledzy. - Jeden przytrzymał mnie od tyłu, zdarł mi spodnie razem z majtkami i podciągnął bluzkę. Brunetka podeszła i zerwała mi stanik. Potem dalej biła. Dobiegała i z rozpędu uderzała mnie w głowę. Ten z tyłu mnie puścił i upadłam. Zaczęli kopać. Jabłoński opowiada, jak funkcjonariuszka wyszła na korytarz, by założyć czarne skórzane rękawice. Po czym wróciła do pokoju, gdzie przesłuchiwano jego żonę. Fakt ten potwierdza nagranie na policyjnym monitoringu. Przesłuchujący kobietę funkcjonariusze nie mają sobie nic do zarzucenia. - Policjanci twierdzą, że kobieta sama uderzała głową o ścianę w komendzie. Oświadczyli też, że obrażenia są skutkiem tego, że rzucała się po podłodze - powiedział lokalnej gazecie ich przełożony komendant Janusz Dymek. Jak mogłaby sama się tak poobijać, skoro miała cały czas skute ręce? Od czego ma ślady duszenia? Skąd obrażenia za kolanami? Czy wtedy, gdy waliła głową w ścianę, rzucała się po podłodze, czterech rosłych policjantów nie mogło sobie z nią poradzić? Jabłońska jest szczupłą, drobną kobietą. Komendant Dymek prawdopodobnie skumał, że w takie brednie nikt nie uwierzy, i teraz mówi już inaczej: - Policjanci twierdzą, że gdy przyjechali na ul. Bandurskiego (tam zatrzymano Jabłońskich), kobieta miała już obrażenia. Policjanci zaprzeczają temu, że we czterech rozebrali Jabłońską do naga. - Z ich oświadczeń wynika, że w pokoju, gdzie kobieta się rozbierała, była tylko policjantka i pomagała pani Jabłońskiej - twierdzi komendant. Tego, dlaczego kobieta musiała się rozebrać do naga, nie potrafił powiedzieć. Kobieta po opuszczeniu dołka natychmiast trafiła do szpitala. Opinia lekarska: Dotkliwe pobicie. Rozległe sińce, krwiaki i obrażenia. Kierownictwo policji w Jarosławiu mówi, że jedyne, co można zarzucić policjantom, to drobne uchybienia. Ale na tym nie skończył się dramat Jabłońskiej. Prokuratura postawiła jej zarzut czynnej napaści na funkcjonariuszy. Czterech rosłych chłopów i jedna policjantka zostali zaatakowani tak bardzo, że musieli stosować "obronę konieczną".


Ukarani
Historia Jabłońskich nie oduczyła policji nadużywania przemocy.
-Parę dni temu w Nowym Targu policjanci interweniujący w sprawie awanturującego się chorego na schizofrenię mężczyzny skatowali go na śmierć. Wiedzieli, ze jest chory i ma atak. Mimo to kopali i bili. Aż zabili. Policjanci pracują i mają się dobrze.
-Miesiąc temu Natalia, studentka z Kalisza, jechała podpita rowerem. Zatrzymała ją policja. W komisariacie sześciu policjantów ciągnęło ją za włosy. Rozebrali, rzucali o ścianę, tłukli pasem. Osadzili na dołku, po wyjściu od razu trafiła do szpitala z licznymi obrażeniami. Wersja funkcjonariuszy różni się od tego, co powiedziała dziewczyna. Twierdzą, że zaatakowała ich w radiowozie. Prokuratura nie wie jeszcze, co z tym fantem zrobić.
 - Pół roku temu 17-letni Kamil z Ostrzeszowa powiedział, że został pobity w tamtejszej komendzie. Ukradł miedziany drut. Według relacji Kamila przesłuchanie trwało ponad 6 godzin. Policjanci bili go w pośladki, brzuch, żebra. Lekarz potwierdził pobicie. Rodzice chłopaka złożyli na policjantów skargę. Przełożeni rozpatrują. ..
 W ciągu ostatniego roku odnotowano 20 skarg na tych samych policjantów, z czego po sprawdzeniu przełożeni za zasadną uznali tylko jedną. Dotyczyła ona samochodu zaparkowanego przez funkcjonariusza niezgodnie z przepisami.
-Półtora roku temu 15-letni Patryk z Wambierzyc wyszedł wieczorem do sklepu po chleb. W centrum wsi strażacy właśnie dogaszali pożar, chłopiec zatrzymał się, by popatrzeć. Stamtąd wywlekli go policjanci i wywieźli daleko poza wieś. Grożąc i bijąc, próbowali go nakłonić, żeby przyznał się do wybicia szyby w innym radiowozie. Chłopak się nie przyznał, a funkcjonariusze zostawili go w polu. W środku nocy dotarł do najbliższego domu i stamtąd zadzwonił do babci. Płakał całe dnie. Zmienił się. Przestał wychodzić z domu i opuszczał lekcje, bo się bał, że znowu go za coś złapią. Niedługo potem Patryk się powiesił. Ci policjanci właśnie dostali wyrok, ale nie za Patryka, lecz za gwałt na 16-latce.
-Również półtora roku temu Piotrek Karbowiak został brutalnie pobity przez policjantów. Jest upośledzony, ale lubił wypić i bywał agresywny. Dlatego wzięli go do radiowozu. Ale do izby wytrzeźwień nie trafił. Około pierwszej w nocy pogotowie znalazło go nieprzytomnego parę ulic dalej. Pobitego. Trafił na OIOM. Prokuratura prowadzi postępowanie pod kątem udziału Piotra w bójce. Postępowania przeciwko funkcjonariuszom w ogóle nie wszczęto.
-W tym samym czasie w Warszawie troje młodych ludzi zostało pobitych przez funkcjonariusza. Michał, Kamila i Diana, gdy wychodzili z nocnego klubu, zostali napadnięci przez trzech Hiszpanów. Wezwana na pomoc policja działała w sposób budzący co najmniej zdziwienie. Całe zdarzenie zarejestrowała kamera monitoringu. Policjant w cywilu wyjął nagle pałkę teleskopową, tzw. baton, i zaczął w furii okładać nią kogo popadło. Potem razem z kolegą skuli przerażoną trójkę i wywieźli na komisariat. Napisali też notatkę o czynnej napaści na policjantów przez dwie dziewczyny i pobitego przez Hiszpanów Michała. Następnego dnia Michał zgłosił się na obdukcję. Lekarz potwierdził, że na jego ciele znajdują się ślady policyjnej pałki. Tymczasem toczy się śledztwo wcale nie w tej sprawie, ale o naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariuszy oraz znieważenie funkcjonariuszy będących na służbie.
 -Niespełna rok temu w Adamowie w Lubelskiem niepełnosprawny Paweł Kruk został pobity do nieprzytomności. Przed knajpą funkcjonariusze chcieli go wylegitymować. Ale on się uparł, że nie powie, jak się nazywa. Skopali go. Trafił do szpitala na oddział ratunkowy. Ledwo przeżył. Funkcjonariusze jednak opowiedzieli, że Paweł nie był bity, a urazy odniósł w wyniku... padaczki alkoholowej. W zeznaniach udowadniali, że chłopak ma kryminalną przeszłość. Raz np. policja zatrzymała go, jak jeździł niezarejestrowanym motocyklem. To przemówiło do prokuratora. Nikogo nie ukarano. Brak znamion czynu zabronionego.
-Sebastian Walczak nie chciał na żądanie policjantów wejść do radiowozu. Został pobity, a gdy zaczął bluzgać, jeden z funkcjonariuszy przeładował broń i wycelował w niego. Co na to prokuratura? Walczakowi przedstawiono zarzut naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariuszy. Mężczyzna usiłował oddalić się od radiowozu, nie reagował na polecenia mundurowych. Użyto wobec niego jako osoby podejrzewanej o groźby karalne i naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariuszy środków przymusu bezpośredniego. Postępowanie zapewne trochę potrwa.

Sprawy nie zbadano
Takich historii jest wiele. I prawie wszystkie kończą się umorzeniem postępowania przeciwko funkcjonariuszom. W zeszłym roku w podwarszawskim Legionowie Paweł Lewandowski został zatrzymany i skopany na komisariacie. Złożył w Prokuraturze Rejonowej w Legionowie doniesienie. Opinia lekarska potwierdziła drastyczne pobicie. Mimo to prokurator umorzył postępowanie, nie dopatrując się przekroczenia uprawnień przez policjantów. Nie pomogły odwołania. W tym samym czasie ta sama prokuratura wszczęła postępowanie o znieważenie funkcjonariuszy. 3 dni później Lewandowski popełnił samobójstwo. Rodzina wystąpiła do trybunału w Strasburgu. 3 miesiące temu trybunał uznał, że Polska ma zapłacić 10 tys. euro odszkodowania. Uzasadniono, że sprawy nie zbadano właściwie, dano wiarę tylko zeznaniom policjantów. Nie zbadano dowodów przedstawionych przez rodzinę chłopaka. Zadośćuczynienie jest za to, że władza publiczna nie dochowała obowiązku rzetelnego wyjaśnienia sprawy, w której zachodziło podejrzenie naruszenia zakazu tortur i okrutnego lub poniżającego traktowania.

Obrona przez atak
Do Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka wpływają setki skarg na brutalnych policjantów. Niektóre kończą się w Strasburgu, gdzie trybunał nakłada kary na państwo polskie. Około 10 skarg rocznie to skargi na polskich policjantów. Nie wszystkie są rozpatrywane pozytywnie, bo jest też spora grupa cwaniaczków wykorzystujących możliwość ukarania policjantów. Wiele jednak skarg jest rozpatrywanych pozytywnie... Mimo powtarzających się strasburskich wyroków, kosztownych dla Polski, policja nie rezygnuje ze strategii obrony przez atak, czyli wytaczania procesów odwetowych. Z opublikowanego 3 lata temu raportu Fundacji Helsińskiej wynika, że policja nie ma niezależnego trybu badania skarg na pobicia i nadużywanie władzy przez funkcjonariuszy, a prokuratura prawie zawsze takie sprawy umarza. Prokuratorzy to z reguły znajomi funkcjonariuszy, współpracujący z nimi od lat. Nikt nie wymaga, by taka prokuratura wyłączyła się z prowadzenia śledztwa. Najczęstszą reakcją policji na skargę jest oskarżenie skarżącego o napaść na policjantów. Liczba takich doniesień rośnie. Są traktowane w prokuraturach jako zasadne. Nierzadko ofiara zostaje ukarana. Podstawą do umorzenia śledztwa przeciwko policjantom bywa oświadczenie pobitego, które on sam, nieświadom sensu i skutków, podpisuje razem z protokołem. Jest tam napisane, że delikwent do protokołu zatrzymania nie zgłaszał żadnych uwag dotyczących sposobu przeprowadzenia tej czynności ani też jakichkolwiek zastrzeżeń związanych z interwencją.

Brak reakcji
Sędzia Barbara Piwnik uważa, że brutalne traktowanie zatrzymanych jest znane sędziom, ale zwykle przymykają na to oko. Bywa, że zatrzymany do aresztowania błaga sędziego, by nie kazał mu wracać z tymi funkcjonariuszami, którzy go zatrzymywali. Zwykle prośby te nic nie dają. Trudno ocenić, ile osób, które dotknęła przemoc, a potem szantaż policji, decyduje się na drogę sądową. To droga przez mękę. W Polsce sprawy o nadużycie uprawnień przez funkcjonariuszy toczą się latami. Niedawno zakończyła się kolejna rozprawa czterech policjantów, którzy w 2004 r. ostrzelali w Poznaniu przypadkowy samochód. Zginął wtedy 19-letni Łukasz T, a jego kolega Dawid Lis odniósł ciężkie rany, do końca życia będzie inwalidą. Policjantów uniewinniono, gdyż - według sądu - użyli broni zgodnie z prawem. Strzelali, bo czuli się zagrożeni. Ze statystyk dostępnych na stronie internetowej Komendy Głównej Policji wynika, że przełożeni skutecznie bronią podwładnych. Liczba przewinień policjantów wzrasta (w 2002 r. - 5710, w 2008 r. - 6361), ale liczba kar maleje (w 2002 r. ukarano dyscyplinarnie 2855 policjantów, w 2008 r. - już tylko 620). 8 lat temu wydalono ze służby 308 policjantów, a 2 lata temu - zaledwie 27. Policjanci stają się bardziej bezkarni. Taka sprawa jak Grzegorza Przemyka, ucznia zakatowanego w latach 80. na milicji, zdarzyć się może i dzisiaj. Najczęstszymi obrażeniami, trudnymi do wykrycia, są odbite nerki i jądra. Zatrzymani w areszcie są wysyłani na obdukcję lekarską, zwykle w tydzień lub później po zdarzeniu. Prokurator pilnuje, aby wcześniej nikt ich nie oglądał. Wtedy lekarz już nie jest w stanie określić, kiedy powstały ślady pobicia, i spokojnie można powiedzieć, że aresztant brał udział w bójce przed zatrzymaniem.

Z ustawy o policji:
"1. Siłę fizyczną stosuje się w celu obezwładnienia osoby, odparcia czynnej napaści albo zmuszenia do wykonania polecenia. 2. Używając siły fizycznej, nie wolno zadawać uderzeń, chyba że policjant działa w obronie koniecznej albo w celu odparcia zamachu na życie, zdrowie ludzkie lub mienie".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz