sobota, 23 marca 2013

PSYCHOZAMACH (NIE 48/2012)


Jaki naród, tacy terroryści.

Brunon K. ponoć chciał zabić prezydenta, przedstawicieli rządu i Sejmu. Złapano go po spektakularnej akcji Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Złapano i zatrzymano. Natychmiast sąd zastosował wobec niego areszt tymczasowy. Dowodem jego niecnych zamiarów mają być znalezione u niego niebezpieczne materia ły. Zardzewiały, zdemontowany pistolet kupiony na pchlim targu, bateryjki elektryczne, miniaturowe silniczki, sznurki, kleje, jakiś minidetonator zasilany z kontaktu jeszcze na 220 V (od lat mamy 230) i inne badziewia. Dopełniać dowody jego winy mają książki o tematyce pirotechnicznej. Większość wydana w latach 70.
Brunon K. jest absolwentem chemii, co dodatkowo obciąża zamachowca.
Krakowska prokuratura apelacyjna ogłosiła swój wielki sukces. Dzięki jej wspaniałej pracy uratowano życie prezydentowi, premierowi i cholera wie, ilu parlamentarzystom.
Okazuje się, że polska prokuratura ma doświadczenie w ściganiu terrorystów.
   

Łukasz Z. pierwszy raz został skazany za utopienie królika w wannie. Bo zwierzak był nieszczęśliwy, nikt nie wypuszczał go z klatki. Lepiej będzie mu w niebie. Czy już wtedy prokuratura i sąd zobaczyły w nim zamachowca, nie wiadomo, ale zadziałano wyjątkowo prewencyjnie. Aczkolwiek nieskutecznie, jak okazało się niebawem.
Bo Łukasz Z. niedługo potem przesłał do prokuratorki z Łodzi list, w który włożył 20-złotowy banknot. Poprosił, żeby w zamian za to umożliwiła mu ucieczkę z aresztu. Został skazany za próbę korupcji. Potem dostał 3 lata za fałszywe powiadomienie o podłożeniu ładunku wybuchowego w szpitalu klinicznym w Łodzi. Trzeba było ewakuować 176 pacjentów i 50 osób z personelu. Zagrożenie życia. Ludzie tam leżący byli smutni - trzeba ich było czymś rozweselić...
W więzieniu był cały czas karany, gdyż wysyłał "buźki"do pani prokurator. Bo ładnie wyglądała w sądzie. Niedługo potem dostał kolejne zarzuty korupcyjne. Wysłał prokuratorce kartę telefoniczną o wartości 24 zł - za umożliwienie mu kontaktu z prasą. Dodał, że jeśli pomoże mu pokonać więzienny mur, dostanie od niego 50 tys. zł. Kolejne zarzuty dotyczyły innego listu, w który też włożył 20 zł za udzielenie widzenia z matką.
     Łukasz Z. nie zapominał o nikim. Wysłał rzecznikowi łódzkiej prokuratury Krzysztofowi Kopani kartkę: Krzychu, wszystkiego dobrego z okazji 40. urodzin. Krzychu się przeraził, bo dostał ten list na prywatny adres. Czyli groźby karalne... Łukasz Z. miał 12 zarzutów o groźby karalne właśnie z powodu takich liścików.
Karanie niewiele zmieniło, bo wysłał list do prokurator Anny Brzezińskiej Czapnik, w którym pisał, że chciałby się z nią spotkać, bo jest ładna i fajna. I chciałby ją poznać bliżej. Wtedy, na wniosek śmiertelnie przerażonej prokurator, został przeniesiony do celi dla szczególnie niebezpiecznych. I poruszał się skuty kajdankami.
Resocjalizacja ta nie przyniosła efektów, bo zaraz po wyjściu z więzienia został znowu skazany za fałszywe powiadomienie o podłożeniu bomby pod kinem Silver Screen. Ale nie ma się co dziwić, bo te chamy nie chciały sprzedać mu biletu ulgowego.
W czerwcu 2012 r. skazano go za to, że wysłał list do sędzi Jolanty Korkus z żądaniem 8 tys. zł haraczu. A we wrześniu groził, że zdetonuje bombę w Sopocie. Też go skazano. Choć pisząc to wszystko, cały czas siedział w więzieniu...    

Czy śledczy nie widzieli, że Łukasz Z. jest chory? Musieli widzieć, bo mieli kilka opinii biegłych i jego karty choroby. Łukasz Z. ma schizofrenię paranoidalną. Według opinii psychiatrów kary spełniają u niego odwrotny skutek, gdyż chłopak ma poczucie krzywdy. Dlaczego więc go karano? Bo prokuratorski biegły stwierdził, że jest on, owszem, chory psychicznie, ale w chwili popełniania czynu zabronionego był świadomy swojego działania.
     Łukasz Z. nie tylko myśli jak dziecko, ale też wygląda jak dzieciak. Na wydrukach wyroków przy swoim nazwisku rysował zawsze smutną buźkę. Przy nazwiskach prokuratorek robił notatki, np.seksi suka.
     Łukasz Z., "z" jak zamachowiec, przebywa obecnie w szpitalu psychiatrycznym.



 Podobnie jak inny zamachowiec Rafał K. - okrzyknięty bomberem z Krakowa. Też jest u czubków.
W czerwcu i lipcu 2011 r. doszło do serii eksplozji ładunków wybuchowych domowej konstrukcji. Najpierw 29 czerwca zostały ranne 2 osoby w dwóch wybuchach. 14 lipca doszło do eksplozji w jednym z bloków mieszkalnych przy ul. Skarżyńskiego w Nowej Hucie. Ranny został 35-letnimężczyzna, który znalazł paczkę przed drzwiami swojego mieszkania. 17 lipca podczas wybuchu kolejnego ładunku ranny został 65-latek. Bombę znalazł na swojej posesji.
O zamachowcu pisały wszystkie gazety, mówiły wszystkie telewizje, prokuratura w Krakowie organizowała konferencje prasowe. W garażu pirotechnika amatora pojawili się saperzy, antyterroryści i agenci ABW. Rafał K. od razu trafił do aresztu. Prokuratura przedstawiła mu 35 zarzutów.
Rafał K. działał sam. Ładunki wybuchowe podkładał na podstawie subiektywnych kryteriów i z poczucia zagrożenia oraz opuszczenia. Wystarczyło, że ktoś jechał za szybko, popatrzył na niego, miał taką, a nie inną rejestrację - i stawał się celem ataku - poinformowała opinię publiczną krakowska prokuratura. O tym, że tablica rejestracyjna miała być agresywna, a niektóre cyfry niebezpieczne, nie wspomniano na konferencji, bo każdy normalny człowiek by się połapał, że zatrzymany zamachowiec to schizofrenik.
     A media huczały. Już 2 dni po zatrzymaniu gazety pisały: Bomber szykował kolejny zamach! Świadczyć o tym miały znalezione u niego przedmioty. Konkretnie... śrut. 3 dni po zatrzymaniu Rafał K. został uznany za szczególnie niebezpiecznego i umieszczony w izolatce. Bo mówił, że nadal będzie dokonywał zamachów, będzie podpalał domy i garaże.
     Oczywiście opowiedział o wszystkich zamachach. Bo on chciał ludziom pomóc. Ci, którzy stali się jego ofiarami, byli bowiem nieszczęśliwi, samotni jak on albo zagrożeni przez otaczające ich cyfry.
Dopiero po pół roku zbadał go psychiatra. Opinia nie mogła być inna - Rafał K. jest niepoczytalny i nie rozumie tego, co robi. Ale nadal nie wyszedł z aresztu! Prokuratura przedłużyła śledztwo o następne 3 miesiące, potem o kolejne 3 i znów 3.
     Szukano więc czegokolwiek, żeby go oskarżyć. I znaleziono! Ukrywał w garażu starodruki: Jeszcze nie wiadomo, czy starodruki zostały skradzione i jakie jest ich pochodzenie. Wśród ksiąg przechowywanych przez Rafała K. odnaleziono dokumenty z XVI i XVII wieku, publikacje o tematyce biblijnej i dwujęzyczną wersję dzieła Homera.
     Prawie po roku prokurator zaczął przebąkiwać o konieczności umorzenia śledztwa z powodu choroby psychicznej. Gdy Rafał K. był już psychiczną rośliną.
     Te raz krakowska prokuratura znalazła kolejnego zamachowca. Chyba już wiemy, czego się można po nim spodziewać

Joanna Skibniewska
 askibniewska@redakcja.nie.com.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz