Poszłam do szpitala zdrowa, a wyszłam chora z nienawiści.
Czwartek rano, izba przyjęć Szpitala Praskiego w Warszawie. W kolejce trzy osoby. Okienko rejestracyjne zamknięte. Za szybką nikogo nie ma.
- Siedzę tu od wpół do szóstej - mówi młoda kobieta.
Jest czwarty raz na izbie. Nie ma miejsc w szpitalu. Może dziś? Starszy wychudzony mężczyzna czeka od szóstej.
- Byłem tu ze skierowaniem wczoraj po południu, ale powiedzieli, że przyjęcia do szpitala są tylko od siódmej do dwunastej. Kazali przyjść rano. J. D - przychodzi dwóch mężczyzn. Jeden trzyma się ściany. Obaj rozdygotani, poobijani. Zespół abstynencyjny. Nie pili od paru dni.
- Lekarz powiedział, że mam zapalenie trzustki i wątrobę powiększoną na sześć palców - mówi starszy. Są braćmi. Muszą iść na odtrucie. Młodszy usiłuje zdjąć kurtkę. Nie może. Rozdygotane dłonie nie pozwalają złapać ubrania. - Byliśmy wczoraj, ale powiedzieli, że nie ma miejsc, kazali przyjść dziś o siódmej. W recepcji wciąż nikogo nie ma.
W gabinecie lekarskim też pusto.
- Lekarz powiedział, że jeśli nie przestanę pić, nie dożyję do końca roku - mówi młodszy, cały czas walcząc z kurtką. Przychodzą kolejni chorzy. W rejestracji i w gabinecie izby przyjęć nic się nie dzieje. Przychodzi rejestratorka. Chorzy ustawiają się w kolejce. Pani z rejestracji na razie nie ma czasu na zapisy. Znika. Kolejkowicze siadają. Wychudzony starszy pan nie ma siły wrócić na krzesło. Wraca rejestratorka z gorącym płynem w kubku. Włącza komputer. Kolejka ustawia się ponownie. Pani patrzy w ekran monitora. W gabinecie lekarskim słychać ruch. Kobiecy głos opowiada jakiś film. Śmiechy. Pani z rejestracji wciąż patrzy w ekran monitora. Kolejka rośnie. Pani z rejestracji zerka na ustawionych ludzi. Zaczyna pracować. Wchodzi starsza kobieta w futrze. Trzyma się ściany, by dojść do okienka rejestracji.
- Potrzebuję pomocy - mówi cichym, łamiącym się głosem. Dusi się. Pani z rejestracji patrzy w ekran monitora.
- Siadać i czekać - mówi po paru minutach. Ta zgaszona siada na najbliższym krześle. Cały czas się dusi. A rejestratorka znika.
Wciąż pojawiają się nowi chorzy. Stają przed pustym okienkiem. Ktoś naciska. przycisk dzwonka. Po paru minutach pojawia się rejestratorka, ale wkrótce znowu jej nie ma. W gabinecie lekarskim słychać więcej głosów. Młoda kobieta opowiada, jak kupiła spodnie w Maksimusie. Takie z zaszewkami. Ładnie się układają. Przed gabinetem jest już tylu chorych, że nie ma na czym usiąść. Wychudzony facet musi wyjść na powietrze. Żona pomaga mu wstać. Starsza kobieta w futrze nadal się dusi. Rejestracja pusta. Rejestratorka wraca z nowym kubkiem ciepłego płynu.
Wstaję i podchodzę do okienka.
- Cierpliwości! Jeszcze co najmniej godzinę - rzuca kobieta, zanim otwieram usta, by zadać pytanie. Pokazuję legitymację dziennikarską. Proszę o podanie nazwiska lekarza dyżurnego. Kobieta mówi, że nie poda.
- Przecież tu się nic nie dzieje - zauważa zdziwiona.
- Właśnie! - odpowiadam.
Rejestratorka znowu znika. Zza drzwi ktoś mówi o małej rudej kurwie. Chodzi o mój niewielki wzrost i rude włosy. Czyżby? W okienku rejestracji pojawiają się nowe twarze. Wszyscy szukają wzrokiem małej rudej kurwy. Nie mija godzina, gdy coś zaczyna się dziać. Uchylają się drzwi gabinetu przyjęć.
- Ta, co się dusi! - krzyczy chrapliwym głosem kobieta w białym fartuchu.
Słychać wkurzenie. Staruszka powoli dochodzi do gabinetu. Wkrótce trzeba ją odwieźć na oddział. Rejestracja znowu pusta. Ustawia się coraz większa kolejka. Gdy wraca rejestratorka, zerka w ekran monitora.
- Gra w kulki czy układa pasjansa? - zastanawia się jeden z braci.
Kolejka się wydłuża. Starsza kobieta pyta nieśmiało rejestratorkę:
- Nie przeszkadzam?
- Trochę - odpowiada tamta.
Starsza pani nie wie, czy może zadać jeszcze jedno pytanie.
- Zatrułem się - mówi do okienka postawny mężczyzna.
- Czym? - pyta fachowo rejestratorka.
- Chyba jadem kiełbasianym. Tak jakoś mdli mnie. O śmierci myślę...
Podchodzi zapłakana młoda kobieta. Pociąga lewą nogą. Rejestracja znowu pusta. Ktoś jej pokazuje przycisk dzwonka, ale ona nie może ruszać ręką. Płacze. Wreszcie przychodzi rejestratorka.
- Wypadłam z pociągu, nie czuję lewej strony - płacze kobieta.
Rejestratorka wysyła ją do innego gabinetu. W izbie przyjęć zaczynają się przyjęcia. Wchodzi kobieta, która czekała od wpół do szóstej. Nie wiadomo, czy ją przyjmą. Co z tego, że ma skierowanie do szpitala. Dobrze wygląda. Ma taką oliwkową cerę...
- Ciekawe, z kim przyszła ta ruda kurwa - zastanawiają się głosy w gabinecie.
- Pewnie trzeba będzie go przyjąć...
Wychudzony mężczyzna nie dostaje się na oddział. Przepełnienie. Bracia alkoholicy też odchodzą z kwitkiem. Nie ma miejsc.
- Szukajcie innego detoksu. Może w Ząbkach pod Warszawą, bo w stolicy pełno.
Starszy z braci jeszcze próbuje walczyć, ale młodszy sunie do wyjścia. Niepotrzebnie zdejmował kurtkę.
- Albo wódki, albo butki - rzuca przez zęby.
Moi bliscy zostają wreszcie przyjęci. Nie odprawiono ich z kwitkiem po czterech godzinach czekania przed drzwiami gabinetu. Wychodzę z izby przyjęć. Po drodze mijam plakat: "Szpital przyjazny ludziom".
- Siedzę tu od wpół do szóstej - mówi młoda kobieta.
Jest czwarty raz na izbie. Nie ma miejsc w szpitalu. Może dziś? Starszy wychudzony mężczyzna czeka od szóstej.
- Byłem tu ze skierowaniem wczoraj po południu, ale powiedzieli, że przyjęcia do szpitala są tylko od siódmej do dwunastej. Kazali przyjść rano. J. D - przychodzi dwóch mężczyzn. Jeden trzyma się ściany. Obaj rozdygotani, poobijani. Zespół abstynencyjny. Nie pili od paru dni.
- Lekarz powiedział, że mam zapalenie trzustki i wątrobę powiększoną na sześć palców - mówi starszy. Są braćmi. Muszą iść na odtrucie. Młodszy usiłuje zdjąć kurtkę. Nie może. Rozdygotane dłonie nie pozwalają złapać ubrania. - Byliśmy wczoraj, ale powiedzieli, że nie ma miejsc, kazali przyjść dziś o siódmej. W recepcji wciąż nikogo nie ma.
W gabinecie lekarskim też pusto.
- Lekarz powiedział, że jeśli nie przestanę pić, nie dożyję do końca roku - mówi młodszy, cały czas walcząc z kurtką. Przychodzą kolejni chorzy. W rejestracji i w gabinecie izby przyjęć nic się nie dzieje. Przychodzi rejestratorka. Chorzy ustawiają się w kolejce. Pani z rejestracji na razie nie ma czasu na zapisy. Znika. Kolejkowicze siadają. Wychudzony starszy pan nie ma siły wrócić na krzesło. Wraca rejestratorka z gorącym płynem w kubku. Włącza komputer. Kolejka ustawia się ponownie. Pani patrzy w ekran monitora. W gabinecie lekarskim słychać ruch. Kobiecy głos opowiada jakiś film. Śmiechy. Pani z rejestracji wciąż patrzy w ekran monitora. Kolejka rośnie. Pani z rejestracji zerka na ustawionych ludzi. Zaczyna pracować. Wchodzi starsza kobieta w futrze. Trzyma się ściany, by dojść do okienka rejestracji.
- Potrzebuję pomocy - mówi cichym, łamiącym się głosem. Dusi się. Pani z rejestracji patrzy w ekran monitora.
- Siadać i czekać - mówi po paru minutach. Ta zgaszona siada na najbliższym krześle. Cały czas się dusi. A rejestratorka znika.
Wciąż pojawiają się nowi chorzy. Stają przed pustym okienkiem. Ktoś naciska. przycisk dzwonka. Po paru minutach pojawia się rejestratorka, ale wkrótce znowu jej nie ma. W gabinecie lekarskim słychać więcej głosów. Młoda kobieta opowiada, jak kupiła spodnie w Maksimusie. Takie z zaszewkami. Ładnie się układają. Przed gabinetem jest już tylu chorych, że nie ma na czym usiąść. Wychudzony facet musi wyjść na powietrze. Żona pomaga mu wstać. Starsza kobieta w futrze nadal się dusi. Rejestracja pusta. Rejestratorka wraca z nowym kubkiem ciepłego płynu.
Wstaję i podchodzę do okienka.
- Cierpliwości! Jeszcze co najmniej godzinę - rzuca kobieta, zanim otwieram usta, by zadać pytanie. Pokazuję legitymację dziennikarską. Proszę o podanie nazwiska lekarza dyżurnego. Kobieta mówi, że nie poda.
- Przecież tu się nic nie dzieje - zauważa zdziwiona.
- Właśnie! - odpowiadam.
Rejestratorka znowu znika. Zza drzwi ktoś mówi o małej rudej kurwie. Chodzi o mój niewielki wzrost i rude włosy. Czyżby? W okienku rejestracji pojawiają się nowe twarze. Wszyscy szukają wzrokiem małej rudej kurwy. Nie mija godzina, gdy coś zaczyna się dziać. Uchylają się drzwi gabinetu przyjęć.
- Ta, co się dusi! - krzyczy chrapliwym głosem kobieta w białym fartuchu.
Słychać wkurzenie. Staruszka powoli dochodzi do gabinetu. Wkrótce trzeba ją odwieźć na oddział. Rejestracja znowu pusta. Ustawia się coraz większa kolejka. Gdy wraca rejestratorka, zerka w ekran monitora.
- Gra w kulki czy układa pasjansa? - zastanawia się jeden z braci.
Kolejka się wydłuża. Starsza kobieta pyta nieśmiało rejestratorkę:
- Nie przeszkadzam?
- Trochę - odpowiada tamta.
Starsza pani nie wie, czy może zadać jeszcze jedno pytanie.
- Zatrułem się - mówi do okienka postawny mężczyzna.
- Czym? - pyta fachowo rejestratorka.
- Chyba jadem kiełbasianym. Tak jakoś mdli mnie. O śmierci myślę...
Podchodzi zapłakana młoda kobieta. Pociąga lewą nogą. Rejestracja znowu pusta. Ktoś jej pokazuje przycisk dzwonka, ale ona nie może ruszać ręką. Płacze. Wreszcie przychodzi rejestratorka.
- Wypadłam z pociągu, nie czuję lewej strony - płacze kobieta.
Rejestratorka wysyła ją do innego gabinetu. W izbie przyjęć zaczynają się przyjęcia. Wchodzi kobieta, która czekała od wpół do szóstej. Nie wiadomo, czy ją przyjmą. Co z tego, że ma skierowanie do szpitala. Dobrze wygląda. Ma taką oliwkową cerę...
- Ciekawe, z kim przyszła ta ruda kurwa - zastanawiają się głosy w gabinecie.
- Pewnie trzeba będzie go przyjąć...
Wychudzony mężczyzna nie dostaje się na oddział. Przepełnienie. Bracia alkoholicy też odchodzą z kwitkiem. Nie ma miejsc.
- Szukajcie innego detoksu. Może w Ząbkach pod Warszawą, bo w stolicy pełno.
Starszy z braci jeszcze próbuje walczyć, ale młodszy sunie do wyjścia. Niepotrzebnie zdejmował kurtkę.
- Albo wódki, albo butki - rzuca przez zęby.
Moi bliscy zostają wreszcie przyjęci. Nie odprawiono ich z kwitkiem po czterech godzinach czekania przed drzwiami gabinetu. Wychodzę z izby przyjęć. Po drodze mijam plakat: "Szpital przyjazny ludziom".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz