Gdy któregoś dnia zamknięto ruch indywidualny na moście Śląsko - Dąbrowskim w Warszawie, strażnik miejski Sławomir Plichta wystawił kierowcom kilka mandatów.
Został wezwany do szefa. Miał się wytłumaczyć, dlaczego nie wlepił punktów karnych w czterech przypadkach.
Niedługo potem wezwano go przed oblicze prokuratora, który potraktował go jak najgorszego przestępcę.
Okazało się, że przełożony Plichty ze straży przyłożył się do śledztwa. Znalazł osoby, którym wtedy patrol dał mandaty. I przesłuchał je, choć nie miał do tego żadnych uprawnień. Było mu bardzo przykro, że żadna z tych osób nie chciała powiedzieć, iż strażnik proponował łapówkę albo że ją przyjął. Musiał się zadowolić informacją, że strażnik odstąpił od wymierzenia punktów karnych i zastosował inny artykuł, dając wyższy mandat. Szybko poleciał z tym do naczelnika straży miejskiej w Warszawie Zbigniewa Leszczyńskiego. Ten, wstrząśnięty postępowaniem strażnika, pobiegł do prokuratury.
Naczelnik warszawskiej straży miejskiej Zbigniew Leszczyński uznał, że Plichta wyłudził należne mu wynagrodzenie, bo nie spełniał należycie obowiązków, a wypłatę wziął. Zgłosił też prokuraturze, że strażnik poświadczył nieprawdę, czym działał na szkodę interesu publicznego. Ta szkoda to niewliczenie punktów karnych. Dlaczego prokuratura przyjęła to doniesienie i wszczęła postępowanie trudno pojąć. Nie zauważyła jednego drobiazgu - straż miejska nie ma prawa naliczać punktów karnych! Pod żadnym pozorem! To uprawnienie ma tylko policja. Podczas kontroli drogowej funkcjonariusz straży miejskiej lub gminnej może sprawdzić dokumenty - prawo jazdy, dowód rejestracyjny oraz ubezpieczenie OC. Może też wlepić kierowcy mandat za złe parkowanie. Tylko za złe parkowanie...
Strażnicy przy moście wymierzali zaś kierowcom mandaty za utrudnianie ruchu drogowego.
Warszawski naczelnik straży miejskiej, były funkcjonariusz BOR Zbigniew Leszczyński, były kierowca Hanny Gronkiewicz-Waltz,stworzył własne prawo. A prokuratura nawet tego nie dostrzegła Sławomir Plichta stanął przed sądem. Sąd umorzył postępowanie. Plichta jednak stracił pracę. Za to, że: - oszukał swojego przełożonego, - nadszarpnął jego zaufanie, - zniesławił wizerunek strażnika miejskiego.
Warszawscy strażnicy mają nakaz naczelnika: jak najwięcej holowań.
Bo to zyski dla miasta.
Zalecenie samej prezydent Warszawy.
Każdy patrol ma nakaz zwieźć przynajmniej 2 auta dziennie.
Jeśli strażnik zholuje 10, może liczyć na premię.
Istnieje też plan mandatowy. Naczelnik wymyśla sobie, ile mandatów mają dać strażnicy w tym miesiącu i na jaką kwotę. I oni mają się tego trzymać. Naczelnika trzeba się słuchać. Nawet jeśli każe bezprawnie wlepiać punkty karne.
Świetnie napisany artykuł. Jak dla mnie bomba.
OdpowiedzUsuń