W Warszawie rozpoczyna się proces 21 czarnoskórych.
Efekt rasistowskiej akcji policji i zabicia Nigeryjczyka.
Do tej pory nikt nie napisał ani nie powiedział prawdy o tym, co wydarzyło się 23 maja 2010 r. Informacja, że na dawnym targowym Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie zastrzelono czarnoskórego, nikogo zbytnio nie zdziwiła. Media przedstawiły go jako agresywnego, wulgarnego prymitywa, który atakował biednego policjanta. Ten musiał się bronić. Tymczasem to wszystko bujda, bo Maxwell Itoya ani nie był agresywny, ani nie był prymitywny, ani nikogo nie zaatakował. Chciał pomóc. Zginął, bo policjantom ktoś zwrócił uwagę, że zachowują się jak zwierzęta. Jakiś kupujący powiedział, że wstydzi się przez nich, że jest biały. Wtedy nerwy im puściły. I gdy Maxwell podszedł, aby załagodzić sytuację i pomóc w tłumaczeniu, zginął. Bo policjant bał się czarnego. I miał władzę oraz ostrą broń.
Śmierć
Tego dnia na czerwonym pasku w telewizji przesuwała się informacja: Zamieszki czarnoskórych na stadionie! Zginął agresywny Nigeryjczyk.
Gazety powielały wieść: Strzelanina na bazarze przy Dworcu PKP Warszawa Stadion! Kilkunastu czarnoskórych handlarzy otoczyło i zaatakowało policjantów. Funkcjonariusz z wydziału kryminalnego zastrzelił jednego z nich. Gdy policjanci próbowali go obezwładnić, mężczyzna cały czas bronił się i wyrywał. Po chwili kilkunastu jego kolegów otoczyło policjantów. Zaczęła się szarpanina i przepychanki. Max I. prawdopodobnie próbował zabrać broń jednemu z funkcjonariuszy. Wtedy padł strzał. Mimo że policjanci próbowali udzielić pomocy postrzelonemu Maksowi I. i zatamować krwawienie, mężczyzna zmarł.
To była niedziela, jakich wiele na stadionie. Policjanci z wydziału przestępstw gospodarczych przychodzili tu raz, czasem 2 razy w tygodniu. Zawsze wyglądało to tak samo. Łapali jednego z lewym towarem, tzn. z podróbkami firmówek, zatrzymywali towar, wystawiali mandat, a potem zajmował się nim sąd i walił grzywnę. Raz padło na tego, raz na tamtego.
Zależy, jaka grupa policjantów przychodziła. Handlarze znali już rozmiar ich butów czy dżinsów, rozmiary żon. Wiedzieli, jaki towar lubi ten czy tamten. Bywało, że po takiej akcji pół komendy chodziło w zatrzymanych ciuchach.
Tych policjantów wszyscy czarnoskórzy znali. Nieraz rozmawiali o rodzinach i duperelach dnia codziennego z którymś z nich. Ci dwaj - Artur B. i Mariusz K. - byli też dzień wcześniej. Było jak zawsze, tyle że tym razem Artur B. jakoś częściej wymachiwał ostrą bronią. Raz nawet przystawił lufę do głowy jednego z czarnoskórych.
Tym razem postanowili skupić się na nowym handlującym. Tego jeszcze nie skubali. Wiedzieli, że pewnie ich nie zna, może być więc zabawnie. Ponieważ byli nieumundurowani, podeszli spokojnie i... kazali oddać towar. Artur B. wyciągnął broń. Nie wiadomo dlaczego czarnoskóry zaczął uciekać. Dopadli go w tunelu, obezwładnili i skuli. Ale młody ciągle się szarpał, krzyczał, wyrywał. Przycisnęli go więc mocniej do betonowej posadzki. I mocniej, i mocniej... Jeden na niego usiadł, kopnął go w głowę. Nie zapomnieli nazwać go asfaltem, czarnuchem, małpą.
Wokół zaczął zbierać się tłum. I to wcale nie czarnych, tylko białych, którzy zwracali uwagę policjantom na ich zachowanie. Tym bardziej że nieumundurowanym, wyglądającym bardziej na bandytów niż na stróżów prawa. Wtedy do tunelu wszedł Maxwell Itoya. Zawsze był takim odgromnikiem, łagodził konflikty, tłumaczył z polskiego na nigeryjski. Zaczął tłumaczyć policjantowi, że ten chłopak nie wie, kim oni są, że nie zna polskiego. On podejdzie i wytłumaczy mu, że polska policja czasem tak się brzydko bawi bez mundurów, żeby przestał się szarpać. A tłum już krzyczał. O rasizmie, o brutalności policji, o nieludzkim traktowaniu czarnego chłopaka. Biały tłum. Policjanci zaczęli się wkurzać.
Policjant nie pozwolił Maxwellowi podejść do obezwładnionego Nigeryjczyka. Ten stał podobno w odległości 3 metrów od nich. Funkcjonariusz dodał, że jeśli podejdzie, to go zastrzeli. Maxwell jednak próbował tłumaczyć leżącemu na ziemi chłopakowi, żeby przestał się wyrywać.
Zrobił krok w jego kierunku. Policjant strzelił. Kula trafiła w tętnicę.
Funkcjonariusz próbował ratować Maxwella, ale czarny mężczyzna umarł z wykrwawienia. Karetka przyjechała za późno.
Zamieszki
Być może nic by nie działo się dalej, gdyby policjanci zaprzestali akcji wyłapywania handlarzy podróbkami. Ale oni obok leżącego w kałuży krwi człowieka, którego dopiero zastrzelili, kontynuowali akcję. Zgarniali innych handlujących i przerzucali towar. Wtedy zareagowali ludzie. Wcale nie czarni, tylko kupujący na stadionie biali. Nigeryjczycy, którzy znali Maxwella od lat, tylko płakali.
Gdy policjanci prowadzili do policyjnej suki kolejnych zatrzymanych, ludzie nie wytrzymali. Poleciał pierwszy kamień. Wcale nie z czarnej ręki... Kamienie leciały w stronę policyjnej suki. Nie w stronę policjantów, jak twierdzą oficjalne raporty.
Na stadion zostali wezwani kolejni policjanci. A że właśnie wzmacniali wały przeciwpowodziowe w Warszawie, zostawili wszystko i przyjechali bronić kolegów. Kilkuset na samym stadionie. Praga i Centrum zostały wydzielone, nad dzielnicami krążył policyjny helikopter i wskazywał czarnoskórych. Gliniarze zatrzymywali wszystkich. Jednego gościa wyciągnęli z tramwaju, jak z dziećmi wracał z zakupów. Miało być jak najwięcej zatrzymanych czarnych. Wszyscy mieli uwierzyć w zamieszki takie jak we Francji. Akcja za kilkaset tysięcy złotych.
Zatrzymano 32 czarnoskórych. Niektórych zgarniętych na stadionie skuto i położono twarzą do ziemi obok pokrwawionego ciała Maxwella. Niektórych wypuszczono od razu, bo okazało się, że byli zgarniani z przystanków i w ogóle nic nie wiedzieli o zdarzeniu na stadionie. Policjanci pozostawili tych, którzy byli w okolicach stadionu i Pragi. I postawiono im zarzut czynnej napaści na funkcjonariuszy. Ba, czynnej, wspólnie i w porozumieniu z innymi osobami, w zorganizowanej grupie, w z góry ustalonym celu. Prokurator stwierdził, że to, że się ze sobą nie komunikowali, nic nie znaczy, bo oni potrafią porozumiewać się niewerbalnie.
Niewolnicy
Wszyscy zatrzymani mówią jasno, że policjanci zamykali drzwi w pokoju przesłuchań i bili. Wyzywali też od czarnych małp i asfaltów. Wszyscy dziwnie zeznają to samo, powtarzają te same zwroty. Pamiętają komentarz, że czarnuchy w kajdankach wreszcie wyglądają tak jak powinni, jak niewolnicy.
Mówią o policjantach, którzy nie chcieli brać w tym udziału, którzy mówili, że to nie w porządku, że tak nie wolno. Ale wskazują też tych, którzy bili najmocniej. I śmiali się, że Kunta Kinte nie powinien płakać. Bo o tym, że płakali, mówią wszyscy, nawet pracownicy praskiej komendy. Gdy zbadał ich lekarz, stwierdził, że nie widzi zasinień, bo mają czarną skórę. A rany na głowie mogli zrobić sobie sami. Np. uderzając głową o beton.
Saa Julien K. zrobił film telefonem komórkowym, na którym był przebieg całego zdarzenia z Maxwellem. Gdy zatrzymano mu w komendzie telefon, ktoś usunął z jego aparatu kartę.
Lucky E. był, jak twierdzi, bity pałką, opowiadają o tym różni świadkowie. Ale to tylko czarni? Gdy chciał zaprowadzić przedstawicieli ambasady Nigerii do tunelu, gdzie leżał Maxwell, został potraktowany gazem paraliżującym.
Biali
W sprawie toczyły się 2 postępowania w Prokuraturze Okręgowej Warszawa-Praga. Pierwsze przeciwko policjantom o przekroczenie uprawnień, drugie przeciwko czarnoskórym za czynną napaść na policjantów. W pierwszym prokuratura nie dopatrzyła się znamion przestępstwa, a poza tym miała zbyt mało dowodów, by uznać, że policja przekroczyła uprawnienia. O zabójstwie mówi się tu jako o czynności służbowej! Prokurator nie mógł ustalić, kiedy i dlaczego padł strzał. Z zeznań kilkudziesięciu świadków wynika zupełnie co innego - wszyscy mówią, że policjant strzelił bez powodu, że Maxwell Itoya stał od niego daleko, nie mógł nikomu zagrażać, że chciał tylko pomóc, ale prokurator Monika Mazur uznała tych świadków za niewiarygodnych i umorzyła postępowanie z braku danych uzasadniających popełnienie przestępstwa. Policjant Artur B., który zabił Maxwella Itoyę, nie poniesie żadnej odpowiedzialności.
Tymczasem drugie postępowanie właśnie zakończyło się aktem oskarżenia. 21 czarnoskórych mężczyzn stanie lada dzień przed sądem. Prokurator Bartłomiej Szyprowski stwierdził, że oględziny pojazdów policyjnych obrzuconych kamieniami udowadniają, że to zrobili oni. Tyle że oskarża ich o napaść na funkcjonariuszy, a nie na pojazdy.
Od dwóch lat mają dozór policyjny i zakaz opuszczania kraju, zabrane paszporty. Co to dla nich oznacza? To jest wyrok. Bo nikt im w tej sytuacji nie przedłuży karty pobytu, czyli nikt im nie da pracy. Oni już zostali skazani. To są ludzie, którzy od lat mieszkają w Polsce. Tu często skończyli studia, pozakładali rodziny, mają dzieci. To są ekonomiści, inżynierowie, jest mikrobiolog i... policjant.
Składali zażalenia na zachowanie policji. Na próżno. Wnosili oskarżenia o przekroczenie uprawnień i zachowania rasistowskie. Odrzucono je.
Prokurator przyznał się im, że on ich nie rozpoznaje. Policjanci też. Na zdjęciach zrobionych podczas zajścia poznaje ich po koszulkach, a jednego po dredach.
Maxwell
Kim był Maxwell Itoya? Ojcem trójki dzieci, mężem Polki, mieszkańcem Warszawy od 8 lat, wykształconym, lubianym człowiekiem. na stadionie znany był z tego, że łagodził spory i robił jako tłumacz. Handlował skarpetkami.
Gdy wtedy na stadion przybiegła jego żona, przesłuchiwano ją w tunelu. Stała obok zabitego męża. Tuż przy nogach lała się jego krew.
Joanna Skibniewska
Efekt rasistowskiej akcji policji i zabicia Nigeryjczyka.
Do tej pory nikt nie napisał ani nie powiedział prawdy o tym, co wydarzyło się 23 maja 2010 r. Informacja, że na dawnym targowym Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie zastrzelono czarnoskórego, nikogo zbytnio nie zdziwiła. Media przedstawiły go jako agresywnego, wulgarnego prymitywa, który atakował biednego policjanta. Ten musiał się bronić. Tymczasem to wszystko bujda, bo Maxwell Itoya ani nie był agresywny, ani nie był prymitywny, ani nikogo nie zaatakował. Chciał pomóc. Zginął, bo policjantom ktoś zwrócił uwagę, że zachowują się jak zwierzęta. Jakiś kupujący powiedział, że wstydzi się przez nich, że jest biały. Wtedy nerwy im puściły. I gdy Maxwell podszedł, aby załagodzić sytuację i pomóc w tłumaczeniu, zginął. Bo policjant bał się czarnego. I miał władzę oraz ostrą broń.
Śmierć
Tego dnia na czerwonym pasku w telewizji przesuwała się informacja: Zamieszki czarnoskórych na stadionie! Zginął agresywny Nigeryjczyk.
Gazety powielały wieść: Strzelanina na bazarze przy Dworcu PKP Warszawa Stadion! Kilkunastu czarnoskórych handlarzy otoczyło i zaatakowało policjantów. Funkcjonariusz z wydziału kryminalnego zastrzelił jednego z nich. Gdy policjanci próbowali go obezwładnić, mężczyzna cały czas bronił się i wyrywał. Po chwili kilkunastu jego kolegów otoczyło policjantów. Zaczęła się szarpanina i przepychanki. Max I. prawdopodobnie próbował zabrać broń jednemu z funkcjonariuszy. Wtedy padł strzał. Mimo że policjanci próbowali udzielić pomocy postrzelonemu Maksowi I. i zatamować krwawienie, mężczyzna zmarł.
To była niedziela, jakich wiele na stadionie. Policjanci z wydziału przestępstw gospodarczych przychodzili tu raz, czasem 2 razy w tygodniu. Zawsze wyglądało to tak samo. Łapali jednego z lewym towarem, tzn. z podróbkami firmówek, zatrzymywali towar, wystawiali mandat, a potem zajmował się nim sąd i walił grzywnę. Raz padło na tego, raz na tamtego.
Zależy, jaka grupa policjantów przychodziła. Handlarze znali już rozmiar ich butów czy dżinsów, rozmiary żon. Wiedzieli, jaki towar lubi ten czy tamten. Bywało, że po takiej akcji pół komendy chodziło w zatrzymanych ciuchach.
Tych policjantów wszyscy czarnoskórzy znali. Nieraz rozmawiali o rodzinach i duperelach dnia codziennego z którymś z nich. Ci dwaj - Artur B. i Mariusz K. - byli też dzień wcześniej. Było jak zawsze, tyle że tym razem Artur B. jakoś częściej wymachiwał ostrą bronią. Raz nawet przystawił lufę do głowy jednego z czarnoskórych.
Tym razem postanowili skupić się na nowym handlującym. Tego jeszcze nie skubali. Wiedzieli, że pewnie ich nie zna, może być więc zabawnie. Ponieważ byli nieumundurowani, podeszli spokojnie i... kazali oddać towar. Artur B. wyciągnął broń. Nie wiadomo dlaczego czarnoskóry zaczął uciekać. Dopadli go w tunelu, obezwładnili i skuli. Ale młody ciągle się szarpał, krzyczał, wyrywał. Przycisnęli go więc mocniej do betonowej posadzki. I mocniej, i mocniej... Jeden na niego usiadł, kopnął go w głowę. Nie zapomnieli nazwać go asfaltem, czarnuchem, małpą.
Wokół zaczął zbierać się tłum. I to wcale nie czarnych, tylko białych, którzy zwracali uwagę policjantom na ich zachowanie. Tym bardziej że nieumundurowanym, wyglądającym bardziej na bandytów niż na stróżów prawa. Wtedy do tunelu wszedł Maxwell Itoya. Zawsze był takim odgromnikiem, łagodził konflikty, tłumaczył z polskiego na nigeryjski. Zaczął tłumaczyć policjantowi, że ten chłopak nie wie, kim oni są, że nie zna polskiego. On podejdzie i wytłumaczy mu, że polska policja czasem tak się brzydko bawi bez mundurów, żeby przestał się szarpać. A tłum już krzyczał. O rasizmie, o brutalności policji, o nieludzkim traktowaniu czarnego chłopaka. Biały tłum. Policjanci zaczęli się wkurzać.
Policjant nie pozwolił Maxwellowi podejść do obezwładnionego Nigeryjczyka. Ten stał podobno w odległości 3 metrów od nich. Funkcjonariusz dodał, że jeśli podejdzie, to go zastrzeli. Maxwell jednak próbował tłumaczyć leżącemu na ziemi chłopakowi, żeby przestał się wyrywać.
Zrobił krok w jego kierunku. Policjant strzelił. Kula trafiła w tętnicę.
Funkcjonariusz próbował ratować Maxwella, ale czarny mężczyzna umarł z wykrwawienia. Karetka przyjechała za późno.
Zamieszki
Być może nic by nie działo się dalej, gdyby policjanci zaprzestali akcji wyłapywania handlarzy podróbkami. Ale oni obok leżącego w kałuży krwi człowieka, którego dopiero zastrzelili, kontynuowali akcję. Zgarniali innych handlujących i przerzucali towar. Wtedy zareagowali ludzie. Wcale nie czarni, tylko kupujący na stadionie biali. Nigeryjczycy, którzy znali Maxwella od lat, tylko płakali.
Gdy policjanci prowadzili do policyjnej suki kolejnych zatrzymanych, ludzie nie wytrzymali. Poleciał pierwszy kamień. Wcale nie z czarnej ręki... Kamienie leciały w stronę policyjnej suki. Nie w stronę policjantów, jak twierdzą oficjalne raporty.
Na stadion zostali wezwani kolejni policjanci. A że właśnie wzmacniali wały przeciwpowodziowe w Warszawie, zostawili wszystko i przyjechali bronić kolegów. Kilkuset na samym stadionie. Praga i Centrum zostały wydzielone, nad dzielnicami krążył policyjny helikopter i wskazywał czarnoskórych. Gliniarze zatrzymywali wszystkich. Jednego gościa wyciągnęli z tramwaju, jak z dziećmi wracał z zakupów. Miało być jak najwięcej zatrzymanych czarnych. Wszyscy mieli uwierzyć w zamieszki takie jak we Francji. Akcja za kilkaset tysięcy złotych.
Zatrzymano 32 czarnoskórych. Niektórych zgarniętych na stadionie skuto i położono twarzą do ziemi obok pokrwawionego ciała Maxwella. Niektórych wypuszczono od razu, bo okazało się, że byli zgarniani z przystanków i w ogóle nic nie wiedzieli o zdarzeniu na stadionie. Policjanci pozostawili tych, którzy byli w okolicach stadionu i Pragi. I postawiono im zarzut czynnej napaści na funkcjonariuszy. Ba, czynnej, wspólnie i w porozumieniu z innymi osobami, w zorganizowanej grupie, w z góry ustalonym celu. Prokurator stwierdził, że to, że się ze sobą nie komunikowali, nic nie znaczy, bo oni potrafią porozumiewać się niewerbalnie.
Niewolnicy
Wszyscy zatrzymani mówią jasno, że policjanci zamykali drzwi w pokoju przesłuchań i bili. Wyzywali też od czarnych małp i asfaltów. Wszyscy dziwnie zeznają to samo, powtarzają te same zwroty. Pamiętają komentarz, że czarnuchy w kajdankach wreszcie wyglądają tak jak powinni, jak niewolnicy.
Mówią o policjantach, którzy nie chcieli brać w tym udziału, którzy mówili, że to nie w porządku, że tak nie wolno. Ale wskazują też tych, którzy bili najmocniej. I śmiali się, że Kunta Kinte nie powinien płakać. Bo o tym, że płakali, mówią wszyscy, nawet pracownicy praskiej komendy. Gdy zbadał ich lekarz, stwierdził, że nie widzi zasinień, bo mają czarną skórę. A rany na głowie mogli zrobić sobie sami. Np. uderzając głową o beton.
Saa Julien K. zrobił film telefonem komórkowym, na którym był przebieg całego zdarzenia z Maxwellem. Gdy zatrzymano mu w komendzie telefon, ktoś usunął z jego aparatu kartę.
Lucky E. był, jak twierdzi, bity pałką, opowiadają o tym różni świadkowie. Ale to tylko czarni? Gdy chciał zaprowadzić przedstawicieli ambasady Nigerii do tunelu, gdzie leżał Maxwell, został potraktowany gazem paraliżującym.
Biali
W sprawie toczyły się 2 postępowania w Prokuraturze Okręgowej Warszawa-Praga. Pierwsze przeciwko policjantom o przekroczenie uprawnień, drugie przeciwko czarnoskórym za czynną napaść na policjantów. W pierwszym prokuratura nie dopatrzyła się znamion przestępstwa, a poza tym miała zbyt mało dowodów, by uznać, że policja przekroczyła uprawnienia. O zabójstwie mówi się tu jako o czynności służbowej! Prokurator nie mógł ustalić, kiedy i dlaczego padł strzał. Z zeznań kilkudziesięciu świadków wynika zupełnie co innego - wszyscy mówią, że policjant strzelił bez powodu, że Maxwell Itoya stał od niego daleko, nie mógł nikomu zagrażać, że chciał tylko pomóc, ale prokurator Monika Mazur uznała tych świadków za niewiarygodnych i umorzyła postępowanie z braku danych uzasadniających popełnienie przestępstwa. Policjant Artur B., który zabił Maxwella Itoyę, nie poniesie żadnej odpowiedzialności.
Tymczasem drugie postępowanie właśnie zakończyło się aktem oskarżenia. 21 czarnoskórych mężczyzn stanie lada dzień przed sądem. Prokurator Bartłomiej Szyprowski stwierdził, że oględziny pojazdów policyjnych obrzuconych kamieniami udowadniają, że to zrobili oni. Tyle że oskarża ich o napaść na funkcjonariuszy, a nie na pojazdy.
Od dwóch lat mają dozór policyjny i zakaz opuszczania kraju, zabrane paszporty. Co to dla nich oznacza? To jest wyrok. Bo nikt im w tej sytuacji nie przedłuży karty pobytu, czyli nikt im nie da pracy. Oni już zostali skazani. To są ludzie, którzy od lat mieszkają w Polsce. Tu często skończyli studia, pozakładali rodziny, mają dzieci. To są ekonomiści, inżynierowie, jest mikrobiolog i... policjant.
Składali zażalenia na zachowanie policji. Na próżno. Wnosili oskarżenia o przekroczenie uprawnień i zachowania rasistowskie. Odrzucono je.
Prokurator przyznał się im, że on ich nie rozpoznaje. Policjanci też. Na zdjęciach zrobionych podczas zajścia poznaje ich po koszulkach, a jednego po dredach.
Maxwell
Kim był Maxwell Itoya? Ojcem trójki dzieci, mężem Polki, mieszkańcem Warszawy od 8 lat, wykształconym, lubianym człowiekiem. na stadionie znany był z tego, że łagodził spory i robił jako tłumacz. Handlował skarpetkami.
Gdy wtedy na stadion przybiegła jego żona, przesłuchiwano ją w tunelu. Stała obok zabitego męża. Tuż przy nogach lała się jego krew.
Joanna Skibniewska
Wierzyć się nie chce.Ten opis to coś jakby Scenariusz Filmu o Apartchaidzie .
OdpowiedzUsuńwez głupia koorwo, nie pisz takich lewackich bredni, bo rzygać się chce
OdpowiedzUsuń