Prawo Wełny: wszyscy jesteście podejrzani.
Skruszony prokurator Marek Wełna z Krakowa przyznaje, że Zbigniew Ziobro i Bogdan Święczkowski naciskali na niego, żeby zdobył dowody na przestępstwa popełnione przez przedstawicieli lewicy. To zapewne prawda. Tyle że na Wełnę nikt nie musiał naciskać. Nie sposób wymienić wszystkich ofiar prokuratora Wełny. Nie da się nawet wymienić ich większości ani powiedzieć, które przypadki są najbardziej drastyczne.
Leszek S.: oślepł w areszcie
Leszka Szlachcica, człowieka starego, schorowanego, inwalidę I grupy, przetrzymywano w areszcie za rzekome wyłudzenie leasingu (swoją drogą, jak można wyłudzić leasing?). Tam prokurator Wełna w bezpośredniej rozmowie 14 sierpnia 2001 r. miał powiedzieć: ? Dobrze, że chce pan zeznawać (Szlachcic oświadczył, że będzie zeznawać, gdyż czuje się niewinny i nie ma nic do ukrycia), bo tak zaaresztowalibyśmy bardzo wielu niewinnych ludzi, w tym połowę pana rodziny. Gdy jednak Szlachcic nie przyznał się do winy, Wełna wziął się za jego najbliższych. Głównie synów. Zajęcie majątku, szykany, zarzuty wyssane z palca. Wreszcie zatrzymania i wielogodzinne przesłuchania. Sam Leszek Szlachcic został skrzywdzony najbardziej. Oślepł w więzieniu. Gdy trafił do aresztu, był po operacji oczu. Miał zaświadczenie od lekarza, że musi być pod stałą kontrolą okulisty. Miał też takie, w których okuliści pisali, że nie może przebywać w areszcie. Wełna nie tylko wnioskował o areszt i co 3 miesiące go przedłużał, ale nie zgadzał się też na leczenie aresztanta. A jak się już zgodził, to po wielu miesiącach od chwili, gdy Szlachcic o to błagał. Było już za późno. Szlachcic stracił wzrok. On sam nie ma najmniejszych wątpliwości, że przez Wełnę. Po 27 miesiącach bezsensownego aresztu został kaleką do końca życia.
Stanisława C.: była zakładniczką
Stanisława Chmielewska została aresztowana przez Wełnę, żeby "zmiękczyć?jej syna aresztowanego wcześniej. Miała być zakładniczką. Zresztą dosłownie tak nazywał ją Marek Wełna w rozmowie z jej synem. Chłopak nie chciał mówić tego, co chciał prokurator, Wełna przymknął więc matkę, stawiając jej absurdalne zarzuty. Chmielewska była w areszcie 15 miesięcy. Wyszła w stanie agonalnym w pierwszej fazie udaru mózgu. Badający Chmielewską lekarz z krakowskiego pogotowia po badaniu przed aresztowaniem napisał, że wyjątkowo wyraża zgodę na jeden dzień jej pobytu w izbie zatrzymań. Ona będąc już w pudle, błagała o badanie lekarskie. Wełna się nie zgadzał. Przeprowadzono takie badanie 15 miesięcy od złożenia wniosku! Chmielewska jest wrakiem człowieka. Sześć guzów tarczycy, guz piersi, osteoporoza, cukrzyca, dyskopatia, pierwsza faza udaru mózgu z postępującym paraliżem kończyn dolnych i mimicznymi zmianami na twarzy. Gdy z powodu konwulsji wreszcie zbadał ją więzienny lekarz i zrobił EKG, wyrwał z aparatu wydruk i darł go na strzępy. Znowu robił pomiar i znowu darł, a pielęgniarka tylko pytała: "Wołamy pogotowie?!". Nie zawołali.
Adam C.: ledwo przeżył
Jej syn Adam do aresztu przy ul. Montelupich trafił zdrowy. Wielkie, silne chłopisko. Po dwóch miesiącach zaczęły się zawroty głowy, silne bóle, utraty przytomności. Prosił o konsultację lekarską. Wełna napisał, że symuluje. Raz zmierzono mu ciśnienie: 200/120. Lekarz się uśmiał i wysłał go do celi. Niedługo potem Chmielewskiego sparaliżowało. Służbę więzienną zaalarmowali współwięźniowie. Gdy przyszedł lekarz, pociął mu nogę, żeby udowodnić, że aresztant ma czucie w nogach. Adam do dziś ma blizny. Lekarz stwierdził, że "cośjest nie tak" i zostawili go w celi. Na rok. W międzyczasie wysiadło mu serce. Gdyby nie więźniowie, Chmielewski umarłby z głodu, bo nie miał siły utrzymać łyżki. Wełna jednak nie wyrażał zgody na wizytę lekarza. Kiedyś w drodze na przesłuchanie Chmielewski zaczął umierać. Służba więzienna zatrzymała się przy pierwszym w mieście szpitalu. Ledwo przeżył. Lekarz więzienny chwilę przedtem napisał, że więzień jest zdrowy i może brać udział w przesłuchaniu.
Wojciech L.: rok w piekle
Wojciecha Lenka, zasłużonego policjanta, dopadnięto w krótkich spodenkach na lotnisku 21 lipca 2002 r. Wracał z rodziną z urlopu. Zatrzymała go grupa uzbrojonych po zęby funkcjonariuszy CBŚ z Krakowa. Jego zawieźli do Krakowa, rodzinę do Radomska.
- "O,Książę przyjechał", powitał mnie prokurator Marek Wełna - wspomina Lenk. Sześciu potężnych funkcjonariuszy 45 mkw. mieszkania przeszukali w 3 godziny. W nakazie wpisane mieli przeszukać domy, posiadłości itp. Bo przecież Książę nie może mieszkać w bloku. Nic nie znaleźli. Ale Lenk przesiedział w areszcie rok. Głównymi świadkami byli dwaj bandyci, którym miesiąc po złożeniu zeznań obciążających policjanta Wełna uchylił areszty tymczasowe. Jednym z nich jest płatny agent, ksywa Komandos, z którym Lenk nie chciał współpracować. Kartoteka Komandosa zawiera wachlarz przestępstw - od gwałtów przez wymuszenia po rozboje. Drugi świadek też bardzo nie lubił Lenka, bo nie chciał z nim wchodzić w układy. Poza zeznaniami przestępców dowodem przestępstw Lenka była kaseta magnetofonowa - jak ustalili biegli - kasowana i manipulowana. Aby uzyskać przedłużenie aresztu, prokurator Wełna za każdym razem informował sąd o konieczności przesłuchania kolejnych świadków, przeprowadzenia rewizji mających ujawnić materiały wybuchowe, broń i pojazdy, powoływał się na udział policjanta w zorganizowanej grupie przestępczej itp. Większość z tych czynności nigdy nie nastąpiła. A Lenk siedział 356 dni w więzieniu w Wadowicach. Schudł 30 kilo.
- Prokurator Wełna złożył mi propozycję - mówi Lenk.
- Chciał, żebym obciążył zeznaniami prokuratora Włodzimierza Wiaderka z Radomska lub inną ważną osobę. W zamian obiecał, że natychmiast opuszczę areszt. Wojciecha Lenka oczyszczono z zarzutów. Ale przez rok przeżył piekło.
Grzegorz Ś.: wystąpił przeciw
Grzegorz Ślak to podobno wielki sukces Wełny. Zamknął go spektakularnie, wtedy gdy Ślak był prezesem rafinerii w Trzebini. Dobrym prezesem; wydźwignął rafinerię z zapaści, ale był potrzebny Wełnie do sukcesu. w czerwcu 2006 r. miał postawione zarzuty największego w powojennej historii Polski uszczuplenia podatkowego w wysokości 764 415 185,05 zł. Jak Wełna tak precyzyjnie ustalił kwotę uszczuplenia? Wpadł na prosty sposób - zażądał, by Urząd Kontroli Skarbowej w Krakowie przeprowadził symulację: co by było, gdyby nieakcyzowe produkty sprzedawane przez rafinerię były opodatkowane podatkiem akcyzowym, takim jak olej napędowy lub benzyna. UKS taką teoretyczną symulację przeprowadził, wyliczył, że gdyby babcia miała wąsy, to państwu należałoby się nieco ponad 790 mln zł. Na tej podstawie Ślak trafił do aresztu. Po miesiącu wyszedł, ale gdy zaczął walczyć o swoje dobre imię i wystąpił przeciwko Wełnie na drogę sądową, ten podobno powiedział, że chłop pożałuje. Niedługo potem Ślak znowu trafił do aresztu. Krakowska prokuratura apelacyjna zarzuciła mu finansowanie firm, które rzekomo zajmowały się nielegalnym obrotem paliwem. Według prokuratury w latach 1999?2000, będąc pracownikiem banku, udzielał kredytów, z których korzystała mafia paliwowa. Podobno był tego świadomy i miał z tego korzyść. W ciągu kilku miesięcy rzekomo przyjął przeszło milion złotych łapówek. Tak twierdził świadek. Świadek dobrze nam znany. Jeden z ulubionych świadków Marka Wełny. Biznesmen, którego kilka lat wcześniej oskarżono o oszustwa podatkowe, a który po wyjściu na wolność zaczął mówić wszystko, czego zażądał prokurator. Ślak siedział więc, choć wszyscy wiedzieli, że siedzi za to, że wystąpił przeciwko Wełnie. Po roku sprawę o wyłudzenie umorzono z braku dowodów. Ale Ślak karę poniósł.
Król Sztumu: fajny gość
Prokurator Wełna miał jeszcze jednego ulubionego świadka - Piotra Komorowskiego ze Sztumu, ksywa Komor. Żył z działalności przestępczej. Ale akurat jego Wełna potraktował delikatnie. Bo mówił, co chciał prokurator... A może nie tylko dlatego? Komor dosłownie nie wiedział, co robić z kasą. Kupował ziemię, domy, a nawet bloki, samolot, helikopter, mercedesy i jaguary. Za ogromne pieniądze sprowadził do Sztumu reprezentację Polski, która odbyła mecz towarzyski z drużyną Digger Sztum (Diggerto jedna z firm Komora). W końcu o Sztumie zaczęto mówić Komorowo, a jego samego miejscowa prasa nazwała "królem Sztumu". Komor miał kumpla i kierowcę, Dariusza P., który nie chciał brać udziału w przekrętach Komorowskiego. Ale dużo wiedział. P. zgłosił się do prokuratury w Białymstoku i w Łodzi, gdzie szczegółowo opowiedział o przestępczej działalności Komorowskiego. Poza omówieniem jego interesów w obydwu zeznaniach znalazła się relacja z wynurzeń Komora na temat prokuratora Marka Wełny. Marek Wełna to fajny gość - miał powiedzieć przy świadkach Komor. Następnie podobno zdumionym kumplom prezentował wszystkie numery telefonów do krakowskiego prokuratora, z komórką włącznie, wpisane pod hasłem Marek. Jak na te rewelacje zareagowała krakowska prokuratura pod wodzą Wełny? Kazała zatrzymać i wniosła o aresztowanie Dariusza P. Świadka, który, z własnej inicjatywy złożył zeznania. Świadka, który nigdy nie był karany, nie miał żadnych konfliktów z prawem. Dariusz P. jest w więzieniu.
Są jeszcze inne ofiary. Wiele ofiar. Jest pomówiony przez Komora policjant Stanisław Rakowski. Oskarżony o korupcję, skopany medialnie, nie doczekał wyroku. Powiesił się w łazience.
Marek Wełna od pewnego czasu sam nie prowadzi już postępowań. Ma od tego swoich "uczniów". w Krakowie mówi się o nich "grupa Wełny". Wytyczne przekazuje podczas spotkań lub na karteczkach z zaleceniami czynności procesowych. Metody pracy nie są inne niż te, o których Wełna teraz opowiada przed sądem, twierdząc, że to nie on jest zły.
Skruszony prokurator Marek Wełna z Krakowa przyznaje, że Zbigniew Ziobro i Bogdan Święczkowski naciskali na niego, żeby zdobył dowody na przestępstwa popełnione przez przedstawicieli lewicy. To zapewne prawda. Tyle że na Wełnę nikt nie musiał naciskać. Nie sposób wymienić wszystkich ofiar prokuratora Wełny. Nie da się nawet wymienić ich większości ani powiedzieć, które przypadki są najbardziej drastyczne.
Leszek S.: oślepł w areszcie
Leszka Szlachcica, człowieka starego, schorowanego, inwalidę I grupy, przetrzymywano w areszcie za rzekome wyłudzenie leasingu (swoją drogą, jak można wyłudzić leasing?). Tam prokurator Wełna w bezpośredniej rozmowie 14 sierpnia 2001 r. miał powiedzieć: ? Dobrze, że chce pan zeznawać (Szlachcic oświadczył, że będzie zeznawać, gdyż czuje się niewinny i nie ma nic do ukrycia), bo tak zaaresztowalibyśmy bardzo wielu niewinnych ludzi, w tym połowę pana rodziny. Gdy jednak Szlachcic nie przyznał się do winy, Wełna wziął się za jego najbliższych. Głównie synów. Zajęcie majątku, szykany, zarzuty wyssane z palca. Wreszcie zatrzymania i wielogodzinne przesłuchania. Sam Leszek Szlachcic został skrzywdzony najbardziej. Oślepł w więzieniu. Gdy trafił do aresztu, był po operacji oczu. Miał zaświadczenie od lekarza, że musi być pod stałą kontrolą okulisty. Miał też takie, w których okuliści pisali, że nie może przebywać w areszcie. Wełna nie tylko wnioskował o areszt i co 3 miesiące go przedłużał, ale nie zgadzał się też na leczenie aresztanta. A jak się już zgodził, to po wielu miesiącach od chwili, gdy Szlachcic o to błagał. Było już za późno. Szlachcic stracił wzrok. On sam nie ma najmniejszych wątpliwości, że przez Wełnę. Po 27 miesiącach bezsensownego aresztu został kaleką do końca życia.
Stanisława C.: była zakładniczką
Stanisława Chmielewska została aresztowana przez Wełnę, żeby "zmiękczyć?jej syna aresztowanego wcześniej. Miała być zakładniczką. Zresztą dosłownie tak nazywał ją Marek Wełna w rozmowie z jej synem. Chłopak nie chciał mówić tego, co chciał prokurator, Wełna przymknął więc matkę, stawiając jej absurdalne zarzuty. Chmielewska była w areszcie 15 miesięcy. Wyszła w stanie agonalnym w pierwszej fazie udaru mózgu. Badający Chmielewską lekarz z krakowskiego pogotowia po badaniu przed aresztowaniem napisał, że wyjątkowo wyraża zgodę na jeden dzień jej pobytu w izbie zatrzymań. Ona będąc już w pudle, błagała o badanie lekarskie. Wełna się nie zgadzał. Przeprowadzono takie badanie 15 miesięcy od złożenia wniosku! Chmielewska jest wrakiem człowieka. Sześć guzów tarczycy, guz piersi, osteoporoza, cukrzyca, dyskopatia, pierwsza faza udaru mózgu z postępującym paraliżem kończyn dolnych i mimicznymi zmianami na twarzy. Gdy z powodu konwulsji wreszcie zbadał ją więzienny lekarz i zrobił EKG, wyrwał z aparatu wydruk i darł go na strzępy. Znowu robił pomiar i znowu darł, a pielęgniarka tylko pytała: "Wołamy pogotowie?!". Nie zawołali.
Adam C.: ledwo przeżył
Jej syn Adam do aresztu przy ul. Montelupich trafił zdrowy. Wielkie, silne chłopisko. Po dwóch miesiącach zaczęły się zawroty głowy, silne bóle, utraty przytomności. Prosił o konsultację lekarską. Wełna napisał, że symuluje. Raz zmierzono mu ciśnienie: 200/120. Lekarz się uśmiał i wysłał go do celi. Niedługo potem Chmielewskiego sparaliżowało. Służbę więzienną zaalarmowali współwięźniowie. Gdy przyszedł lekarz, pociął mu nogę, żeby udowodnić, że aresztant ma czucie w nogach. Adam do dziś ma blizny. Lekarz stwierdził, że "cośjest nie tak" i zostawili go w celi. Na rok. W międzyczasie wysiadło mu serce. Gdyby nie więźniowie, Chmielewski umarłby z głodu, bo nie miał siły utrzymać łyżki. Wełna jednak nie wyrażał zgody na wizytę lekarza. Kiedyś w drodze na przesłuchanie Chmielewski zaczął umierać. Służba więzienna zatrzymała się przy pierwszym w mieście szpitalu. Ledwo przeżył. Lekarz więzienny chwilę przedtem napisał, że więzień jest zdrowy i może brać udział w przesłuchaniu.
Wojciech L.: rok w piekle
Wojciecha Lenka, zasłużonego policjanta, dopadnięto w krótkich spodenkach na lotnisku 21 lipca 2002 r. Wracał z rodziną z urlopu. Zatrzymała go grupa uzbrojonych po zęby funkcjonariuszy CBŚ z Krakowa. Jego zawieźli do Krakowa, rodzinę do Radomska.
- "O,Książę przyjechał", powitał mnie prokurator Marek Wełna - wspomina Lenk. Sześciu potężnych funkcjonariuszy 45 mkw. mieszkania przeszukali w 3 godziny. W nakazie wpisane mieli przeszukać domy, posiadłości itp. Bo przecież Książę nie może mieszkać w bloku. Nic nie znaleźli. Ale Lenk przesiedział w areszcie rok. Głównymi świadkami byli dwaj bandyci, którym miesiąc po złożeniu zeznań obciążających policjanta Wełna uchylił areszty tymczasowe. Jednym z nich jest płatny agent, ksywa Komandos, z którym Lenk nie chciał współpracować. Kartoteka Komandosa zawiera wachlarz przestępstw - od gwałtów przez wymuszenia po rozboje. Drugi świadek też bardzo nie lubił Lenka, bo nie chciał z nim wchodzić w układy. Poza zeznaniami przestępców dowodem przestępstw Lenka była kaseta magnetofonowa - jak ustalili biegli - kasowana i manipulowana. Aby uzyskać przedłużenie aresztu, prokurator Wełna za każdym razem informował sąd o konieczności przesłuchania kolejnych świadków, przeprowadzenia rewizji mających ujawnić materiały wybuchowe, broń i pojazdy, powoływał się na udział policjanta w zorganizowanej grupie przestępczej itp. Większość z tych czynności nigdy nie nastąpiła. A Lenk siedział 356 dni w więzieniu w Wadowicach. Schudł 30 kilo.
- Prokurator Wełna złożył mi propozycję - mówi Lenk.
- Chciał, żebym obciążył zeznaniami prokuratora Włodzimierza Wiaderka z Radomska lub inną ważną osobę. W zamian obiecał, że natychmiast opuszczę areszt. Wojciecha Lenka oczyszczono z zarzutów. Ale przez rok przeżył piekło.
Grzegorz Ś.: wystąpił przeciw
Grzegorz Ślak to podobno wielki sukces Wełny. Zamknął go spektakularnie, wtedy gdy Ślak był prezesem rafinerii w Trzebini. Dobrym prezesem; wydźwignął rafinerię z zapaści, ale był potrzebny Wełnie do sukcesu. w czerwcu 2006 r. miał postawione zarzuty największego w powojennej historii Polski uszczuplenia podatkowego w wysokości 764 415 185,05 zł. Jak Wełna tak precyzyjnie ustalił kwotę uszczuplenia? Wpadł na prosty sposób - zażądał, by Urząd Kontroli Skarbowej w Krakowie przeprowadził symulację: co by było, gdyby nieakcyzowe produkty sprzedawane przez rafinerię były opodatkowane podatkiem akcyzowym, takim jak olej napędowy lub benzyna. UKS taką teoretyczną symulację przeprowadził, wyliczył, że gdyby babcia miała wąsy, to państwu należałoby się nieco ponad 790 mln zł. Na tej podstawie Ślak trafił do aresztu. Po miesiącu wyszedł, ale gdy zaczął walczyć o swoje dobre imię i wystąpił przeciwko Wełnie na drogę sądową, ten podobno powiedział, że chłop pożałuje. Niedługo potem Ślak znowu trafił do aresztu. Krakowska prokuratura apelacyjna zarzuciła mu finansowanie firm, które rzekomo zajmowały się nielegalnym obrotem paliwem. Według prokuratury w latach 1999?2000, będąc pracownikiem banku, udzielał kredytów, z których korzystała mafia paliwowa. Podobno był tego świadomy i miał z tego korzyść. W ciągu kilku miesięcy rzekomo przyjął przeszło milion złotych łapówek. Tak twierdził świadek. Świadek dobrze nam znany. Jeden z ulubionych świadków Marka Wełny. Biznesmen, którego kilka lat wcześniej oskarżono o oszustwa podatkowe, a który po wyjściu na wolność zaczął mówić wszystko, czego zażądał prokurator. Ślak siedział więc, choć wszyscy wiedzieli, że siedzi za to, że wystąpił przeciwko Wełnie. Po roku sprawę o wyłudzenie umorzono z braku dowodów. Ale Ślak karę poniósł.
Król Sztumu: fajny gość
Prokurator Wełna miał jeszcze jednego ulubionego świadka - Piotra Komorowskiego ze Sztumu, ksywa Komor. Żył z działalności przestępczej. Ale akurat jego Wełna potraktował delikatnie. Bo mówił, co chciał prokurator... A może nie tylko dlatego? Komor dosłownie nie wiedział, co robić z kasą. Kupował ziemię, domy, a nawet bloki, samolot, helikopter, mercedesy i jaguary. Za ogromne pieniądze sprowadził do Sztumu reprezentację Polski, która odbyła mecz towarzyski z drużyną Digger Sztum (Diggerto jedna z firm Komora). W końcu o Sztumie zaczęto mówić Komorowo, a jego samego miejscowa prasa nazwała "królem Sztumu". Komor miał kumpla i kierowcę, Dariusza P., który nie chciał brać udziału w przekrętach Komorowskiego. Ale dużo wiedział. P. zgłosił się do prokuratury w Białymstoku i w Łodzi, gdzie szczegółowo opowiedział o przestępczej działalności Komorowskiego. Poza omówieniem jego interesów w obydwu zeznaniach znalazła się relacja z wynurzeń Komora na temat prokuratora Marka Wełny. Marek Wełna to fajny gość - miał powiedzieć przy świadkach Komor. Następnie podobno zdumionym kumplom prezentował wszystkie numery telefonów do krakowskiego prokuratora, z komórką włącznie, wpisane pod hasłem Marek. Jak na te rewelacje zareagowała krakowska prokuratura pod wodzą Wełny? Kazała zatrzymać i wniosła o aresztowanie Dariusza P. Świadka, który, z własnej inicjatywy złożył zeznania. Świadka, który nigdy nie był karany, nie miał żadnych konfliktów z prawem. Dariusz P. jest w więzieniu.
Są jeszcze inne ofiary. Wiele ofiar. Jest pomówiony przez Komora policjant Stanisław Rakowski. Oskarżony o korupcję, skopany medialnie, nie doczekał wyroku. Powiesił się w łazience.
Marek Wełna od pewnego czasu sam nie prowadzi już postępowań. Ma od tego swoich "uczniów". w Krakowie mówi się o nich "grupa Wełny". Wytyczne przekazuje podczas spotkań lub na karteczkach z zaleceniami czynności procesowych. Metody pracy nie są inne niż te, o których Wełna teraz opowiada przed sądem, twierdząc, że to nie on jest zły.
Kawal skur....yna
OdpowiedzUsuńNic dziwnego, że trzyma(ł?) z PiS. W tej partii wszyscy są takimi skurwielami.
OdpowiedzUsuńNie piszcie tak bo się wełniak obrazi :) i gotów jeszcze porzucić stanowisko, i cóż my biedni bez niego będziemy oglądać w TV :( wyobraźcie sobie brak przestępców zorganizowanych totalny koszmar, a jak się młynarza zrobi na handlarza to od razu serce się raduje jakich to mamy Chacków norisów na stanowisku co chronią nas abyśmy z powodu oglądania nudnej pogodynki nie umarli. A tak na poważnie znam to szambo kKrakowskiego wymiaru Własnej sprawiedliwości i miałem dużo szczęścia albo nie dałem się zastraszyć dlatoego może nie podzieliłem losu wielu bohaterów Pani Anny, ale mam nadzieję a wręcz wierzę że te nieroby i gnojki trafią w końcu między swoich towarzyszy którzy im donosili i razem będą odbywać swoją zasłużoną emeryturę aż do złotej jesieni, a ich zgnilizna nie zaśmieci już nikomu życia.
OdpowiedzUsuńNie znam osobiście p. Ziobro, nie znam osobiście p. Wełny ale znam jednego z tych niby pokrzywdzonych. Kobieto nie pisz byle czego. Piwo z pianką w kuflu z dala opiszesz bo tak je widzisz. Posmakuj to okaże się, że to mocz z pianką. Kto inny, uczciwy odważy się oskarżyć przestępcę z bronią? To z pani podatków teraz pije i ....
OdpowiedzUsuńSzkoda słów.
jebac policje
OdpowiedzUsuń