piątek, 22 marca 2013

Zabawa w sprawiedliwość (NIE 43/2012)


Za wędkowanie w złym towarzystwie można pójść do mamra na 25 lat. 

Jeśli lubelska prokuratura się uprze, żeby kogoś wsadzić, zrobi to, choćby miała bujać się z tym kilkanaście lat. Dla tamtejszych prokuratorów każda sztuczka jest dobra. A najlepsza to w zamian za zwolnienie z aresztu nakłonić bandziora do składania fałszywych zeznań przeciwko temu, który ma iść siedzieć. Dobra sprawdzona metoda.

Kula w dwa łby
To była głośna historia. W Chełmie przed 12 laty w barze bawiło się dwóch świeżo upieczonych maturzystów. Świętowali zdany egzamin. Zginęli od jednej, najprawdopodobniej przypadkowej kuli, która przeleciawszy przez okno, przeszyła ich obu.
     W kraju zawrzało. Wszystko wskazywało na to, że z powodu porachunków mafijnych i jakiegoś ślepego debila zginęło dwóch niewinnych chłopców. Podobno miał zginąć Gibas, czyli Ireneusz K., tylko ktoś się pomylił. Gibas ponoć trzymał w szachu pół Lublina. Ludzie chcieli krwi sprawców. A prokuratura jej nie miała.
     Prawie od razu zatrzymano rzekomego zleceniodawcę zabójstwa - Krzysztofa B. Niby chciał usunąć Gibasa ze swojego terenu wpływów. Tak naprawdę wciąż jednak nie było wiadomo, dlaczego chciałby go zabić. Do B. dorzucono dwóch jego kumpli: Janusza W. i Wojciecha W. Pierwszy miał podżegać drugiego, drugi miał strzelać. Wszyscy to prawdopodobnie gangsterzy z lubelskiej Starówki.

Skąd prokuratura wzięła tych sprawców? Tradycyjnie - od świadków incognito i od świadków koronnych, którzy natychmiast po wykonaniu zadania wyszli z aresztów.

Czterech bandytów i recydywistów (Grzegorz S., Sebastian C., Jerzy N. i Marcin I.) w zamian za zeznania obciążające tych ludzi od razu wyszli na wolność, bo prokurator dobrodusznie im areszty uchylił. W jednym przypadku nawet umorzył postępowanie. To, że złożyli zeznania kilkanaście miesięcy po zabójstwie, choć zaraz po nim mówili, że nic o nim nie wiedzą, nie miało większego znaczenia. Według prokuratora po prostu sobie przypomnieli, że coś gdzieś słyszeli o tym, że Wojciech W. strzelał wtedy w barze.

Bezbronna broń
Kraj usłyszał dobrą wiadomość. Będą dożywocia. Będzie zemsta. Zatrzymani przesiedzieli w aresztach tzw. tymczasowych ponad 3 lata. Radość lokalnych mediów była ogromna. I duma prokuratury. Szczególnie Andrzeja Jeżyńskiego, speca od zorganizowanej przestępczości. Tyle tylko że radości prokuratora nie podzielił lubelski sąd, do którego trafił akt oskarżenia. Bo poza bardzo wątpliwymi zeznaniami świadków koronnych nie znaleziono nie tylko żadnego dowodu winy, ale nawet motywu zabójstwa, o narzędziu zbrodni nie wspominając. Taką broń, z jakiej zginęli chłopcy, miał jedynie... Gibas, czyli ten, co niby miał paść wtedy trupem. Skoro taką broń miał mieć tylko on, to prokuratura w ogóle się nią nie zainteresowała. Nie znaleziono też żadnych innych śladów, które mogłyby wskazywać, że zatrzymani to sprawcy zabójstwa. Osoby obce, bezpośredni świadkowie zdarzenia wykluczyli obecność na miejscu zbrodni zarówno podżegacza, jak i strzelającego. Pracownicy i goście baru zupełnie inaczej opisują sprawcę. Ale prokuratura nie przygotowała portretu pamięciowego, bo nie przypomina on tych, których zatrzymano. Nawet niedoszła ofiara opisuje zupełnie inaczej napastnika. Według zeznań świadka koronnego, widziana była przy rzekomym strzelającym broń myśliwska o kalibrze 8,57 mm. I ta broń została wpisana do aktu oskarżenia jako narzędzie zbrodni. Tymczasem biegły stwierdził, że chłopcy zginęli z zupełnie innej broni. Poza tym jeden ze świadków koronnych, który opowiadał, że dał sprawcy tę broń, miał to zrobić w momencie gdy przebywał w więzieniu. Prokurator Jeżyński nie dopatrzył się tej nieścisłości w zeznaniach. Dowód to dowód. A co z bronią? Koronny stwierdził, że ją utopił, tylko nie pamięta gdzie. Prokurator już się nie dopytywał. Na rozprawę przed sądem powołał przeszło 100 świadków. Oskarżeni mieli od 4 do 6 świadków. Wszystkie wnioski o przesłuchanie kolejnych, którzy mogliby zaświadczyć o tym, że sprawców nie było tam, gdzie niby mieli być, odrzucano jako nieistotne dla sprawy.
     Ale sąd nie uznał tych dowodów za wystarczające i uniewinnił ludzi trzymanych ponad 3 lata w pudle. Co prawda stwierdził, że należeli oni do zorganizowanej grupy przestępczej, ale bardziej lubili kurewki i ich biznes niż mordowanie ludzi.

Prawdomówny morderca
Prokuratura została w dupie. Bo okazuje się, że sprawca śmierci dwóch niewinnych chłopców spokojnie spaceruje sobie po mieście. Prokurator desperacko zaczął więc bronić swojej tezy i odwołał się od decyzji sądu. Znalazł kolejnego świadka. Sprawa wróciła do ponownego rozpatrzenia. Kolejne lata procesu nie przyniosły nic. Jeżyński awansował za tę sprawę. Ziobro bardzo go chwalił. A ponowny proces powoli toczył się znowu przed lubelskim sądem. Wynik - uniewinnieni z zarzucanego im czynu zabójstwa. Sędzia nie pozostawił suchej nitki na pracy prokuratora i na jego kompletnie niewiarygodnych świadkach.
     To był prawdziwy cios dla prokuratury. Taka sprawa, a tak spieprzona. Odwołano się po raz kolejny. Znalazł się nowy świadek. Ponoć był kiedyś na rybach z Wojciechem W. i ten mu się przyznał, że zastrzelił dzieciaki. Ot, tak o tym wspomniał. W chwili słabości. A może ryby go tak ośmieliły?
     Świadek ten szybko opuścił areszt, bo poza wędkowaniem lubił jeszcze od czasu do czasu coś gwizdnąć. O tym, że była to nagroda prokuratora za złożone zeznania przeciwko W., wiedzą wszyscy.

Sędzia niezmieszana
Aż wreszcie prokuratorowi się udało! Sędzia Dorota Dobrzańska była wstrząśnięta rzekomym wyznaniem Wojciecha W. i uznała jego i jego kolegów winnymi zabójstwa sprzed 12 lat. Chociaż w tym trzecim postępowaniu żaden z oskarżonych nie brał udziału. Nikt nie przychodził na rozprawy, bo po co, skoro znowu jest to jakaś grubymi nićmi szyta gra prokuratury. A jednak sędzia uznała inaczej. Dała im po 15 lat, a temu, który się tak niefortunnie zwierzył na rybach, 25 lat. Żałowała, że zmieniono prawo karne i nie może dać mu dożywocia. Wystąpiła też w mediach i cieszyła się z wydanego przez siebie wyroku.
Aha, sędzia Dobrzańska nie znalazła motywu zbrodni. Ale wstrząśnięta była...

Joanna Skibniewska

1 komentarz:

  1. Jak dobrze rozumiem, ten wpis to marna próba obrony bandytów. Każdy z Chełma wie, że zleceniodawcy zostali trafnie wytypowani, tylko dowody ciężko znaleźć. Sam Gibas głośno mówił kto i dlaczego chciał go zabić. Zresztą, jak mówili pracownicy baru, w czasie, gdy padł strzał on w tym barze przebywał. Teraz już i tak go dopadli, więc nic nie zezna.

    OdpowiedzUsuń