Połamane wszystkie żebra. Kilkanaście ran kłutych. Pocięte dłonie,
rany "odcinające" palce. Podczas trepanacji czaszki wyjęto z mózgu
odpryski kości czaszkowych. Liczne stłuczenia i rany tłuczone. Krwiaki
i pod biegnięcia krwawe. Liczne pęknięcia kości.
To
Wanda. Przeszło trzydziestoletnia warszawianka. Przywieziona na OIOM w
stanie ciężkim. Po 19 dniach wypisana ze szpitala na własne żądanie.
Wanda wcale nie wpadła pod tira. Ani nawet nie spadła z piątego piętra.
Ona po prostu brzydko nazwała Kasię.
Barbie z warzywniaka
Barbie. Taka troszkę grubsza i troszkę starsza. Barbie ma na imię Kasia. Długie różowe tipsy z cekinami. Długie proste blond włosy z pasemka-mi. Uwydatnione usta. Różowe. Błękitne cienie do powiek. Ubrana też w róże. Kasia ma 33 la-ta. I podobnie jak Wanda mieszka na warszaw-skim Grochowie.
- Pani zawód? - pyta policjantka. Obok siedzi młoda adwokat. Pełnomocnik doprowadzonej do aresztu Barbie.
- Jestem menedżerką - odpowiada Barbie i z wdziękiem poprawia grzywkę. Pełnomocnik szeroko otwiera oczy. Policjantka jest wyraźnie zdziwiona, ale pyta dalej.
- Gdzie pani pracuje?
- Prowadzę punkt - mówi Kasia. Jednak zdziwienie funkcjonariuszki zmusza ją do dokładniejszej odpowiedzi. - Prowadzę punkt z warzywami na bazarze przy Szembeka. Menedżerką Kasia znowu wdzięcznie poprawia włosy. - No bo ja ambitna jestem - dodaje.
Finlandia była grapefruitowa
Ze stenogramu przesłuchania:
Zaczęło się od tego, że tego parszywego dnia wszystko się jeb..., przepraszam waliło. Poszłam rano do punktu, patrzę nie ma mojej asystentki. Nie wie pa-ni? No mojej sprzedawczyni. To szybko sprawdziłam, gdzie jest. Te komórki to dobra rzecz. Ja lubię Nokie. Bo wszystko jest na miejscu. Ale kurwy psy, znaczy te gliny, mi aparat przy zatrzymaniu zabrali.
Aaaaa, no to poszłam do jej mieszkania. Bo ona z tym sk..., no z tym gachem tam była. Po drodze kupiłam flaszkie (cytaty fonetyczne), bo z goło renko to się nie idzie, no nie. A i chciałam powiedzieć, że ja sobie nie życzę, żeby stało w papierach, że ja przyniosłam półlitrówkę. Boja badziewia nie robię. Miałam ze sobą 0,7.1 żeby nie było, że byle co! Finlandia była, grapefruitowa.
No i ona była wk ur... znaczy zrozpaczona. Bo się z tym chu... znaczy facetem pokłóciła. To też po flaszkie poszła. A że Wanda swojego chłopa też do pionu stawiała, no to też do nas doszła. I przyniosła jakie flaszkie. Nie pamiętam co. Pewnie jakąś wiochę.
Tośmy wypiły. Ile? No nie wiem. Asystentka po wódkę chodziła. A swoją drogą, to czemu ona się-dzi? Ona tylko donosiła. To nie my powinnyśmy siedzieć, tylko ten ku..., no ten, no wie pani kto. Może trzy dni piłyśmy? Tak stoi w papierach, że z czasu wynika. To może i 3 dni. Ale wie pani, ja tam wypić lubię. Ale brzydkich wyrazów nie uznaję. Boja ambitna jestem. A Wanda mięsem rzucała. Wku..., znaczy denerwowała mnie. I trzeciego dnia to ja jej zwróciłam uwagę, że przy mnie się tak nie mówi. A ona do mnie "ty szankro". No dałam jej w ryj. Ja ambitna jestem. Ale mi przeszło.
Tośmy się znowu napiły. I kurwa, wtedy zrozumiałam co ona do mnie mówiła! Do mnie! Ze ja niby jakaś krosta, wrzód na piź..., znaczy na cipie?! No ja ambitna jestem. No to wzięłam ten nóż. I lekko ją zgrzałam. loco cała ta sprawa? To nie ja powinnam siedzieć. To ten chu..., znaczy ten, no ten pani wie. Żeby mnie tak poniżyć.
Kasia kręci głową.
Złoty deszcz na Grochowie
Ma powody. Bo została poniżona.
Gdy asystentka zobaczyła, że Wanda broczy krwią i traci przytomność, próbowała je roz dzie-lić. Ale na darmo. Nie miała wystarczająco ani siły, ani argumentów. Więc pobiegła po swojego faceta. Ten szybko przyszedł. Zobaczył zakrwawioną Wandę, Kasię, jak tnie jej dłonie, i tryskającą wokół krew. I... rozpiął rozporek i zaczął sikać. Na obie panie. Skutecznie je rozdzielając. Barbie poniżona zmieniła obiekt swojej złości. Z facetem jednak już nie radziła sobie tak jak z Wandą. Duży był i silny. Zaraz przyjechało pogotowie. Bo Wanda ledwo oddychała. I policja. Bo Kasia wciąż była zdenerwowana. No teraz to dopiero miała powody. Poza tym miała przeszło 3 promile alkoholu we krwi.
Menedżerką i asystentka trafiły na dołek. Wanda na OIOM najbliższego szpitala. Nie wiadomo, co o tym wszystkim myśli Wanda. Po wyjściu ze szpitala jeszcze nie udało się jej przesłuchać. Od prawie pół roku nie może wytrzeźwieć. Socjologowie, ilu ich jest, twierdzą, że gospodarka wolnorynkowa ściągnęła na Polaków zapracowanie.
Joanna Skibniewska
Barbie z warzywniaka
Barbie. Taka troszkę grubsza i troszkę starsza. Barbie ma na imię Kasia. Długie różowe tipsy z cekinami. Długie proste blond włosy z pasemka-mi. Uwydatnione usta. Różowe. Błękitne cienie do powiek. Ubrana też w róże. Kasia ma 33 la-ta. I podobnie jak Wanda mieszka na warszaw-skim Grochowie.
- Pani zawód? - pyta policjantka. Obok siedzi młoda adwokat. Pełnomocnik doprowadzonej do aresztu Barbie.
- Jestem menedżerką - odpowiada Barbie i z wdziękiem poprawia grzywkę. Pełnomocnik szeroko otwiera oczy. Policjantka jest wyraźnie zdziwiona, ale pyta dalej.
- Gdzie pani pracuje?
- Prowadzę punkt - mówi Kasia. Jednak zdziwienie funkcjonariuszki zmusza ją do dokładniejszej odpowiedzi. - Prowadzę punkt z warzywami na bazarze przy Szembeka. Menedżerką Kasia znowu wdzięcznie poprawia włosy. - No bo ja ambitna jestem - dodaje.
Finlandia była grapefruitowa
Ze stenogramu przesłuchania:
Zaczęło się od tego, że tego parszywego dnia wszystko się jeb..., przepraszam waliło. Poszłam rano do punktu, patrzę nie ma mojej asystentki. Nie wie pa-ni? No mojej sprzedawczyni. To szybko sprawdziłam, gdzie jest. Te komórki to dobra rzecz. Ja lubię Nokie. Bo wszystko jest na miejscu. Ale kurwy psy, znaczy te gliny, mi aparat przy zatrzymaniu zabrali.
Aaaaa, no to poszłam do jej mieszkania. Bo ona z tym sk..., no z tym gachem tam była. Po drodze kupiłam flaszkie (cytaty fonetyczne), bo z goło renko to się nie idzie, no nie. A i chciałam powiedzieć, że ja sobie nie życzę, żeby stało w papierach, że ja przyniosłam półlitrówkę. Boja badziewia nie robię. Miałam ze sobą 0,7.1 żeby nie było, że byle co! Finlandia była, grapefruitowa.
No i ona była wk ur... znaczy zrozpaczona. Bo się z tym chu... znaczy facetem pokłóciła. To też po flaszkie poszła. A że Wanda swojego chłopa też do pionu stawiała, no to też do nas doszła. I przyniosła jakie flaszkie. Nie pamiętam co. Pewnie jakąś wiochę.
Tośmy wypiły. Ile? No nie wiem. Asystentka po wódkę chodziła. A swoją drogą, to czemu ona się-dzi? Ona tylko donosiła. To nie my powinnyśmy siedzieć, tylko ten ku..., no ten, no wie pani kto. Może trzy dni piłyśmy? Tak stoi w papierach, że z czasu wynika. To może i 3 dni. Ale wie pani, ja tam wypić lubię. Ale brzydkich wyrazów nie uznaję. Boja ambitna jestem. A Wanda mięsem rzucała. Wku..., znaczy denerwowała mnie. I trzeciego dnia to ja jej zwróciłam uwagę, że przy mnie się tak nie mówi. A ona do mnie "ty szankro". No dałam jej w ryj. Ja ambitna jestem. Ale mi przeszło.
Tośmy się znowu napiły. I kurwa, wtedy zrozumiałam co ona do mnie mówiła! Do mnie! Ze ja niby jakaś krosta, wrzód na piź..., znaczy na cipie?! No ja ambitna jestem. No to wzięłam ten nóż. I lekko ją zgrzałam. loco cała ta sprawa? To nie ja powinnam siedzieć. To ten chu..., znaczy ten, no ten pani wie. Żeby mnie tak poniżyć.
Kasia kręci głową.
Złoty deszcz na Grochowie
Ma powody. Bo została poniżona.
Gdy asystentka zobaczyła, że Wanda broczy krwią i traci przytomność, próbowała je roz dzie-lić. Ale na darmo. Nie miała wystarczająco ani siły, ani argumentów. Więc pobiegła po swojego faceta. Ten szybko przyszedł. Zobaczył zakrwawioną Wandę, Kasię, jak tnie jej dłonie, i tryskającą wokół krew. I... rozpiął rozporek i zaczął sikać. Na obie panie. Skutecznie je rozdzielając. Barbie poniżona zmieniła obiekt swojej złości. Z facetem jednak już nie radziła sobie tak jak z Wandą. Duży był i silny. Zaraz przyjechało pogotowie. Bo Wanda ledwo oddychała. I policja. Bo Kasia wciąż była zdenerwowana. No teraz to dopiero miała powody. Poza tym miała przeszło 3 promile alkoholu we krwi.
Menedżerką i asystentka trafiły na dołek. Wanda na OIOM najbliższego szpitala. Nie wiadomo, co o tym wszystkim myśli Wanda. Po wyjściu ze szpitala jeszcze nie udało się jej przesłuchać. Od prawie pół roku nie może wytrzeźwieć. Socjologowie, ilu ich jest, twierdzą, że gospodarka wolnorynkowa ściągnęła na Polaków zapracowanie.
Joanna Skibniewska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz