Jak zabija prokurator cz. 1
Świadek koronny wydany bandytom.
We Wrocławiu przy ulicy Świętego Antoniego trwa przebudowa budynku. Wszędzie syf. Robotnicy pracujący przy remoncie wraz z gruzem wynosili do śmieci walające się papierzyska. Ciągle więcej i więcej. Wkurwieni zaczęli sprawdzać, kto dokłada im roboty. I oniemieli.
Było to kilka tysięcy stron przesłuchań - świadka koronnego. Różne sygnatury akt. Większość V Ds. 19/04. Sp. Świadka pouczono o tym, że składa zeznania w trybie Ustawy z dnia 25.06.1997 roku o świadku koronnym. Wszędzie są dane świadka, jego adres, obecne miejsce pobytu (!), imiona rodziców i miejsce ich zamieszkania.
Ochrona w teorii
Świadek koronny z założenia ma nadawać na swoich kumpli - bandziorów. W zamian za umorzenie postępowania, odstąpienie od wymierzenia kary bądź jej złagodzenia czy opuszczenia aresztu, a bywa, że nawet więzienia, mówi o planowanych i popełnionych morderstwach, haraczach, narkobiznesie i całym tym bagnie, z jakim miał do czynienia. Rzuca nazwiskami i ksywami najbardziej niebezpiecznych przestępców. Ci zaś szybko trafiają za kraty na długie lata. W zamian za spokój ze strony wymiaru sprawiedliwości naraża się na brak spokoju ze strony bandytów. Dlatego podczas przesłuchań muszą być zachowane szczególne procedury. Świadek koronny powinien być przesłuchiwany przez sędziego, a jeśli nie, to w wyjątkowych sytuacjach osobiście przez prokuratora. Nie wolno umożliwić jego rozpoznania. Trzeba mu zapewnić pełną ochronę. Stąd często koronny dowożony jest na przesłuchania opancerzonymi samochodami z przyciemnionymi szybami. Chroni go specjalna grupa policyjna. Nikt nie zna jego nazwiska, nikt nie wie, skąd pochodzi. Po złożeniu obciążających zeznań i wpakowaniu kumpli do mamra też musi być chroniony. Dostaje nowe dokumenty, co miesiąc ma wypłacaną kasę, daje mu się mieszkanie i chroni go oraz jego najbliższych. Zgodnie z założeniami Ustawy o świadku koronnym delikwent ma szansę na rozpoczęcie nowego życia i uniknięcie przestrzelenia kolan czy kastracji ze strony swoich niedawnych przyjaciół. Taka przynajmniej jest teoria.
Śmietnik pełen nazwisk
Robotnicy z ul. Świętego Antoniego, tego od "poratuj",czytali: W dniu dzisiejszym, po nadaniu mi statusu świadka koronnego chciałbym złożyć zeznania dotyczące faktów, jakie wcześniej opisywałem jako podejrzany. Zeznania te będą dotyczyły osób i zdarzeń najważniejszych osób z grupy przestępczej. Zaczyna się od sprzedaży pistoletu kaliber 6,35 mm w 1996 r. i kontaktów przestępczych ze "Stanlejem" i ważną szychą z Niemiec. Potem jest handel kokainą i narkobiznes polsko-niemiecki. Są nazwiska celników i funkcjonariuszy, którzy "nie widzieli" towaru. Jest historia fabryczki amfetaminy i ściągania z Rosji BMK potrzebnego do produkcji amfy, we flakonie perfum Armani. Jest o handlu bronią na szeroką skalę. O zakładaniu i ochronie śląskich burdeli. O pobiciach na zamówienie lub za nieposłuszeństwo. O kurierach między Świdnicą a Holandią i specjalistach od zdobywania ecstasy. O producentach bomb i o tych, którzy je podkładali.
Nazwiska i ksywy. "Fitek","Czarny","Czester", "Krasnal","Rudzik","Kleszczu","Bobo","Ansej", "Pisanka","Micia","Jaguar","Kornaś","Struna","Batman","Faszysta","Kajtek","Ostry","Pako","Sznurek","Jura","Brajan" itd. Każdy po nazwisku, adresie i wykonywanej profesji.
Szychy na dłoni
Świadek opowiada nie tylko o gangsterach, ale też o pracownikach sądu, świdnickich sędziach i policjantach kupionych przez grupę. Wszędzie padają nazwiska i wydane na ten cel przez grupę kwoty. Pani o śmiesznym imieniu, protokolantka w świdnickim sądzie, konkubina jednego z bandytów, nadal pracuje w tym sądzie. Sędzia wielokrotnie wymieniany przez świadka nadal sądzi. Jest specjalistą od zorganizowanych grup przestępczych? Według świadka "ugranie sprawy" u tego sędziego kosztuje 100 tys. zł. Policjanci utrzymywali kontakty z grupą i udzielali pomocy w przypadku jakichś problemów z prawem. Grupa miała cały czas informację na temat planowanych działań policyjnych. Zawsze te informacje były na bieżąco pozyskiwane i były aktualne, co robi policja. Kiedy będą jakieś akcje, czy zjeżdża policja z Wrocławia. W zeznaniach świadka pojawiają się też osoby publiczne. Wysocy urzędnicy ze Świdnicy, którym Agnieszka ps. Koza dowoziła panienki ze swojego burdelu. Koronny opisuje imprezy świdnickich polityków, które były ochraniane przez niego i jego kolegów. Panienki dowozili zaufani taksówkarze z miasta. Wszyscy wymienieni z nazwiska. Podaje nazwiska i adresy polityków, którzy lubili dobrze się zabawić w towarzystwie ich dziewczynek. Mówi, kto źle traktował panienki i musiał zapłacić więcej. I kto lubi nieletnie?
Sędziowie, politycy, celnicy, policjanci obok najgorszych bandytów to jeszcze nie wszystko. W zeznaniach pojawia się znany poseł. I to taki, który znowu startuje w wyborach, tym razem do Senatu.
Chodzi o układy z KGHM i firmami chemicznymi na Śląsku.
Wszędobylski prokurator
Przesłuchania prowadził prokurator Krzysztof Schwartz. Wówczas z Prokuratury Okręgowej w Świdnicy. Obecnie z Apelacyjnej we Wrocławiu. Awansował dzięki zeznaniom świadków koronnych i medialnym zatrzymaniom bandytów i policjantów. Lansował go Zbigniew Ziobro, który dzięki niemu miał nowe tematy na konferencjach prasowych. Przesłuchania koronnego zaczęły się 3 marca 2005 r. Często zaczynano o godz. 9 rano, kończono o 19,30. Ciągnęły się przeszło rok. Bywało, że Schwartz nie przesłuchiwał osobiście świadka. Zostawiał to policjantom. Często delikwenta słuchał komisarz Artur Rodak z KWP we Wrocławiu.
Świadek koronny zeznawał także przed sądem. Dowożony był helikopterem, w kominiarce i wysokim kołnierzu. Podczas jego zeznań obstawiano sąd i całą okolicę. Miasto było dosłownie zablokowane.
A dziś każdy we Wrocławiu może sobie poczytać, co mówił, kim jest, gdzie przebywa, gdzie mieszkają jego bliscy. Ogrom tajnych dokumentów trafił po prostu na śmietnik. Kartki z jego danymi walały się po ulicy Świętego Antoniego we Wrocławiu. Niedaleko znajdują się wrocławski sąd i prokuratura. Ten świadek koronny zaprowadził za kraty kilkadziesiąt osób. Większość dostała dwucyfrowe wyroki. My dziś wiemy, że był on niejednokrotnie wykorzystywany przez prokuraturę do załatwiania niewygodnych polityków i policjantów. Plótł, co mu ślina na język przyniosła. I co prokurator kazał. Ma więc wielu poważnych wrogów. Teraz już każdy z nich może wiedzieć, gdzie go znaleźć. Kto dopuścił do ujawnienia tajemnicy państwowej? Ciekawe, czy ktoś to sprawdzi?
Joanna Skibniewska
PS Oryginały dokumentów zostały zabezpieczone w redakcyjnym sejfie.
Jak zabija prokurator cz. 2
(NIE 42/2011)
- Nie chcemy pracować z ludźmi skorumpowanymi - anonimowo mówią pracownicy Sądu Okręgowego w Świdnicy. Chcą poprosić ministra sprawiedliwości, żeby wyjaśnił sprawę znalezionych na śmietniku zeznań świadka koronnego, który mówi o łapówkach branych przez sędziów, protokolantki, sekretarki. Tymczasem sąd i prokuratura chcą wyciszyć sprawę i zamieść ją pod dywan.
Tajne kwity
Wreszcie ktoś pokazał, co się we wrocławskim "wymiarze sprawiedliwości dzieje" to fragment jednego z wielu listów, które dostaliśmy po publikacji "Jak zabija prokurator? ("NIE?, nr 40/2011). Napisaliśmy o tym, że przy śmietniku w okolicach wrocławskiej prokuratury i sądu walały się tajne zeznania świadka koronnego. Ze wszystkimi danymi, adresem jego i najbliższych, z miejscem pobytu. I z całą zawartością jego rewelacji. Mówił o handlu bronią i narkotykami, o burdelach i haraczach, o politykach bawiących się z prostytutkami i o pracownikach sądu oraz policji biorących w łapę od przestępców. Wymienia nazwiska, sprawowane funkcje i ksywy. Te dokumenty mógł przeczytać każdy, kto przechodził obok śmietnika przy ul. św. Antoniego we Wrocławiu. Teraz te dokumenty mamy my.
Niewinne ofiary
W redakcji natychmiast pojawiła się policja, żeby w imieniu prokuratury z Wrocławia odebrać znalezione kwity. Ale ich nie wydaliśmy.
- To jakbyśmy złodziejowi oddali skradzione fanty - stwierdził Urban. Natychmiast też przesłuchano autorkę. Teraz zapadła cisza.
- Chodzi o to, żeby nikt o tym nie pisał, żeby to nie wyciekło dalej. Przecież to skandal - mówią pracownicy świdnickiego sądu. Pierwsze e-maile dotyczące artykułu dostaliśmy już w parę godzin po ukazaniu się gazety: Jestem ofiarą tej prokuratury. Ja i moi najbliżsi. Albo: Domyślam się, co to za świadek koronny. Jestem jedną z jego ofiar. Po paru dniach to już była lawina. Napisali i zadzwonili do nas bohaterowie zeznań świadka koronnego. Osoby, które na podstawie tego, co opowiadał świadek, były przetrzymywane w areszcie tymczasowym nawet 6 lat. Niektórzy są już uniewinnieni, wiele postępowań umorzono z powodu braku dowodów winy podejrzanych. Co do samych zeznań świadka (tych,które były porozrzucane przy śmietniku), pomówieni i przetrzymywani przez lata w aresztach nigdy nie mogli się z nimi zapoznać! Prokurator Krzysztof Schwartz odpowiadał lakonicznie, że zeznania są utajnione. A oni do dziś nie wiedzą, przed czym mają się bronić, bo nigdy nie poznali treści zeznań. Obecnie znają je lepiej robotnicy budowlani, którzy te papiery znaleźli. Wraz z pomówionymi przez świadka podejrzanymi w aresztach siedziały ich żony, matki, nawet dzieci. Po to, by mężowie, synowie i ojcowie przyznali się do winy. Żona Stanisława Staszuka garowała 2,5 roku, a zamknięto ją w okresie, gdy najmłodsze dziecko było jeszcze przy piersi. Miała opowiedzieć o przestępczej działalności męża. Wtedy wróci do dzieciaków. W razie gdyby nie miała nic do powiedzenia, wystarczy, że podpisze przygotowany przez prokuratora protokół. Tam już wszystko jest powiedziane. Oprócz więzienia Staszuka spotkała jeszcze dodatkowa kara - stracił majątek. Sąd na wniosek prokuratury zarządził w postępowaniu niejawnym przepadek jego domu i ziemi na rzecz skarbu państwa. Nie jest to zabezpieczenie majątku na poczet ewentualnych kar, lecz konfiskata dóbr osoby nieosądzonej. Osadzeni w celach ludzie nie wytrzymywali. Próby samobójcze były na porządku dziennym. Piotr Treczyński, utalentowany bokser, wielokrotny mistrz Polski, a potem organizator międzynarodowych gal boksu zawodowego, nigdy nie przyznał się do winy. W sali sądowej długo mówił o tym, że jest niewinny, przedstawiał dowody. Sędzia nie chciał nawet tego słuchać.
Treczyński twierdził, że został oskarżony na podstawie spreparowanych dowodów i nigdy z działalnością przestępczą nie miał do czynienia. Gdy skończył mówić, wyciągnął nóż i podciął sobie gardło.
Kobieta, która według zeznań świadka była burdelmamą i organizowała panienki dla polityków i policjantów, uciekła przed aresztowaniem do Niemiec. Tam popełniła samobójstwo.
Zimny strach
Napisali do nas adwokaci z Dolnego Śląska. Od 12 lat chodzę po korytarzach tego sądu i nie chcę, żeby mnie prokuratura wykończyła. Dlatego papuga zrezygnował z obrony pomawianych ludzi. Trzech innych mecenasów, którzy przy oskarżonych zostali, trafiło do aresztu. Podobno prokurator miał dowody na to, że próbowali przekupić lekarzy i biegłych. Świadek koronny im powiedział. Automatycznie przestali bronić oskarżonych. Sprawy przeciwko nim już poumarzano.
Tu na Śląsku nikt nie pokaże prawdy, co dzieje się w tej prokuraturze i sądzie, bo inaczej go zniszczą - napisał jeden z dolnośląskich adwokatów. Napisał do nas także sędzia proszący o anonimowość. Opowiedział nam o spektakularnym zatrzymaniu prawie setki ludzi. Lekarzy, orzeczników ZUS. I głośnej rzekomej mafii lekarzy. Opowiadał o tym później Zbigniew Ziobro na specjalnie zwołanej konferencji prasowej. Sędzia napisał też o tym, jak świadek koronny pomawiający tych ludzi popełnił samobójstwo. Zostawił list, którego prokuratura szuka od dawna. w nim przeprasza wszystkich, których pomówił i opowiada, jak był zmuszany do składania fałszywych zeznań przez prokuratora. Potem się powiesił. Dziś sprawy przeciwko aresztowanym lekarzom umorzono. W Trybunale Praw Człowieka toczą się postępowania przeciwko skarbowi państwa o zastosowanie bezzasadnych aresztów. Część wielomilionowych odszkodowań już zasądzono. Sędzia podał nam też sygnatury akt spraw, które były robione na zlecenie Zbigniewa Ziobry. Opisał powiązania z Prokuraturą Apelacyjną w Krakowie i napisał o wytycznych idących stamtąd. I o ludziach nie tylko niewinnie osadzonych, ale także o ich najbliższych wykończonych psychicznie przez prokuraturę.
Tu od lat nic się nie zmienia - napisał sędzia.
Głucha cisza
Joanna Skibniewska
a dziś jest 22 czerwiec 2014r i dalej cisza .Ci prokuratorzy dalej robia swoje a ci sami sedziowie dalej sadza i skazuja niewinnych ludzi.Kiedy to sie w końcu skończy ,czy na nich nie ma mocnych.PS>ja tez jestem jedna z ich ofiar w tych sprawach
OdpowiedzUsuń