środa, 20 marca 2013
RZEŹ niewiniątek (NIE 37/2012)
W Polsce rośnie liczba niesłusznie skazanych. Razem z liczbą lichych prokuratorów.
Statystyki Ministerstwa Sprawiedliwości na temat bezpodstawnych oskarżeń, aresztów i skazań są wstrząsające. Tymczasem to, co kilka dni temu przedstawiło ministerstwo, jest tylko wierzchołkiem góry lodowej. Rzeczywistość wygląda gorzej, niż nam to przedstawiono.
Gdy zapoznaliśmy się ze wstrząsającą historią Carlosa DeLuny - Amerykanina meksykańskiego pochodzenia, który w 1989 r. został uśmiercony za pomocą zastrzyku z trucizną, a niedawno okazało się, że nie popełnił zbrodni, za którą został stracony, byliśmy wstrząśnięci. Amerykańska sprawiedliwość. U nas nie jest lepiej.
Sprawę Doroty Mrugały przedstawiano już w różnych mediach. Oskarżona o zlecenie zabójstwa męża, została aresztowana i przetrzymywana w celi bez jakichkolwiek dowodów winy. Żeby było jej trudniej, prokurator Dariusz Dryjas nie tylko nie pozwalał jej na widzenia z dziećmi, ale też odmawiał koniecznego leczenia. Prośby o dostarczenie z domu leków albo w ogóle nie były rozpatrywane, albo trwało to tak długo, że osadzona kobieta po paru miesiącach aresztu zmarła w więzieniu. O tym, że była niewinna, wypowiedziały się sądy, skazując zresztą prawdziwych sprawców zabójstwa. Tyle że już po jej śmierci.
- Żałuję, że nie doczekała się oczyszczenia swojego imienia - powiedział orzekający w jej sprawie sędzia.
Jej córki w między czasie straciły wszystko, by ratować matkę.Dziś występują o odszkodowanie, na razie o prawie 2 mln. zł. A to dopiero początek składanych przez nie wniosków. Straciły nie tylko środki do życia, ale także zdrowie, nie mogły kontynuować nauki, straciły dobre imię.
Odszkodowanie powinien zapłacić prokurator Dryjas i być może sędzia, który przyklepywał prokuratorskie wnioski o areszt. Tymczasem oczywiście zapłacimy my, podatnicy.
10 700 niewinnych rocznie
Długie lata nikt się problemem niesłusznych aresztowań i skazań nie zajmował. To był taki wrzód na tyłku, który trzeba było ukrywać przed światem. Dziennikarze, którzy odważyli się pisać prawdę o mataczeniach prokuratorów i o stronniczych sędziach, natychmiast byli oskarżani o zniesławienie lub naruszenie dóbr osobistych. Ministerstwo Sprawiedliwości albo nie prowadziło takich danych, albo je skrzętnie ukrywało.
Kilka dni temu urzędnicy wyszli ponoć ku publiczności z otwartą przyłbicą i pokazali to, co wyliczyli. Tyle że te wyliczenia mają się nijak do rzeczywistości. Choć nawet takie zmanipulowane robią wrażenie...
Według najnowszych statystyk Ministerstwa Sprawiedliwości, liczba uniewinnień osób skazanych w procesach karnych rośnie z roku na rok. Czyli mamy coraz więcej niedouczonych, nieobiektywnych sędziów i niekompetentnych, nastawionych na wynik prokuratorów.
W 2011 r. uniewinniono 9,4 proc. osób skazanych w I instancji w sądach rejonowych i okręgowych (pocieszającemoże być to, że mamy przynajmniej dobrze działające sądy apelacyjne).
Według ministerstwa niesłusznie aresztowane były 204 osoby. Znowu więcej niż w latach poprzednich. Tymczasem dane te są uzyskane z wniosków o odszkodowania za niesłuszne areszty i skazania, czyli nie przedstawiają rzeczywistości. Tylko niewielki odsetek skrzywdzonych występuje o zadośćuczynienie. Co roku uniewinnia się ok. 10 700 osób. Według danych oficjalnych w zeszłym roku skarb państwa wydał na odszkodowania ponad 5 mln zł. Tymczasem to bzdura. Naprawdę wydaliśmy 14,5 mln zł na same odszkodowania. Nie liczymy "zadośćuczynień", kosztów, dodatkowych procesów, nowych opinii biegłych i pracy prawników.
Doczekaliśmy się też raportu przygotowanego przez ekspertów Forum Obywatelskiego Rozwoju, mgr. Łukasza Wiśniewskiego i dr. Łukasza Chojniaka. Opublikowany parę dni temu dokument jest rezultatem kilkumiesięcznych badań na temat przyczyn niesłusznych skazań w Polsce. Jego ogłoszeniu towarzyszyła konferencja poświęcona zagadnieniom pomyłek sądowych. I co się okazało? Ano to, że dane Ministerstwa Sprawiedliwości są funta kłaków warte. Naukowcy na 89 spraw przebadanych odnotowali aż 49 przypadków niesłusznych skazań. Czyli wcale nie 9,4 proc., tylko około 70... W ocenie Chojniaka może to świadczyć o tym, że niesłusznych skazań jest 8 razy więcej, niż to wynika z oficjalnych statystyk Ministerstwa Sprawiedliwości.
Bo miał 2 meldunki
Coraz częściej się zdarza, że w toku postępowania na sali sądowej zarzuty prokuratorów nie znajdują odzwierciedlenia w dowodach. Przykładem niech będzie historia Jacka D., biznesmena ze Śląska, która mogłaby być nawet zabawna, gdyby nie zniszczyła mu życia. Prokurator z Gliwic Radosław Woźniak, zarzucił mu, że posiadał 2 meldunki. Jeden stały, drugi tymczasowy. Czyli miał taką sytuację, jak kilka milionów Polaków, bo zgodnie z prawem każdy, kto zamieszkuje pozamiejscem zameldowania, jest zobowiązany do czasowego zameldowania się. Oskarżył go też o to, że chciał nabyć ziemię rolną, do której nie miał uprawnień, bo nie jest rolnikiem. Okazało się, że biznesmen ma od lat 70. uprawnienia rolnicze poparte nie tylko kursami i egzaminem, ale też certyfikatem. Zarzucił mu też "ukrywaniehandlu ziemią?, cokolwiek to znaczy, a nie raczył zajrzeć do ksiąg wieczystych, gdzie sprzedaż działki jest odnotowana. Na podstawie takich dowodów prokurator prowadził przeciwko D. postępowanie przez kilka lat. Nie zapomniał go przymknąć w areszcie. Sprawa biznesmena toczy się przed sądem. Będzie występował o wysokie odszkodowanie.
Po 9 latach niewinny
Przykłady braku kompetencji przedstawicieli prawa można mnożyć. O tych najbardziej spektakularnych informujemy co tydzień. Teraz tylko te, które toczą się obecnie i tylko te ciekawsze, bo przecież wszystkich nie bylibyśmy w stanie opisać.
Niedawno na wokandę wróciła sprawa śląskiego biznesmena Krzysztofa Porowskiego, który 10 lat temu został oskarżony o przekupstwa urzędników państwowych i wyłudzenie od Zakładu Ubezpieczeń Społecznych zasiłków chorobowych i świadczeń rehabilitacyjnych. Po prawie 9-letnim procesie okazało się, że biznesmen jest niewinny, bo dowodów na zarzuty postawione przez prokuraturę w ogóle nie było! 9 lat procesu i jeszcze kilka lat samego postępowania prokuratorskiego. Teraz też się toczy postępowanie. Tym razem jednak to Porowski pozywa skarb państwa, domagając się rekordowego, 26-milionowego odszkodowania za niesłuszne oskarżenie. Wyliczył każdą złotówkę straty... Wygra, bo przecież jest niewinny, choć mało prawdopodobne, żeby skarb państwa zwrócił mu taką kwotę.
5 mln za dramat w celi
Można by powiedzieć, że dramat Pawła Guza niesłusznie oskarżonego o morderstwo kolegi już się skończył, ale dla niego ta historia nie będzie miała końca. Zapłacił wysoką cenę za decyzje prokuratorskie i sądowe. Za 17-miesięczny tymczasowy areszt żąda 5 mln zł rekompensaty. Milion odszkodowania (za utracone zarobki w firmie budowlanej, którą prowadził w Norwegii) i 4 miliony zadośćuczynienia "za krzywdy w celi". A mówi jasno, że przeszedł koszmar. Współwięźniowie m.in.złamali mu rękę.
Śledztwo przeciwko niemu prowadziło trzech prokuratorów, a postępowanie trwało ponad 3 lata.
17 lat procesu
Albo proces, który trwa już 17. rok, bo prokurator bardzo boleśnie przyjmuje to, że kolejne sądy mówią, że jest niekompetentny i nieudolny. 24 października 1995 r. Paweł P. świętował - wraz ze współpracownikami z warsztatu samochodowego - imieniny kolegi. Gdy mężczyznom skończył się alkohol, P. udał się wraz z solenizantem Rafałem S. do sklepu po flaszkę. Tam "pomiędzyPawłem P. a jednym z mężczyzn stojących przed sklepem doszło do słownej utarczki", jak pisze prokuratura. Niby rzucili sobie tylko parę kurew. Tyle że ten spod sklepu w pewnym momencie wyciągnął broń i postrzelił Pawła P. w plecy. Następnie dał w długą. Ululany P. nie przejął się odniesioną raną. Poboli i przestanie, a flaszka czeka. I wrócił do warsztatu samochodowego na degustację cytrynówki. Opowiedział też, co go spotkało. Do szpitala trafił dopiero kilka godzin później. Lekarze nie byli już jednak w stanie mu pomóc - zmarł wskutek krwotoku wewnętrznego wywołanego rozległymi obrażeniami nerki. Nawet cytrynówka mu nie pomogła.
Prokuratorzy pokusili się w tej sprawie o zeznania świadka anonimowego, a ten wskazał naWaldemara T. Wiarygodność samego świadka została potwierdzona poprzez czynność okazania zdjęć Rafałowi S. W wizerunku Waldemara T. rozpoznał on na 60 procent mężczyznę, który strzelał do Pawła P. Oba te dowody przez ponad 4,5 roku były podstawą stosowania wobec T. aresztu. W procesie okazało się, że świadek rozpoznał jeszcze dwóch innych sprawców i upierał się, że to na pewno któryś z nich. Tyle że byli to podstawieni do okazania funkcjonariusze. Wyszło także, że prokurator nie przedstawił w ogóle sądowi dowodów niewinności Waldemara T., choć nimi dysponował. T. miał po prostu alibi.
Waldemar T. został uniewinniony, ale prokurator cały czas się odwołuje. Uniewinniono go więc jeszcze 3 razy, ale za każdym razem sprawa wraca do ponownego rozpatrzenia, bo prokurator znajduje błędy proceduralne. Nie dość że już 17 lat płacimy za niszczenie niewinnego człowieka, to jeszcze zapłacimy horrendalne odszkodowanie za jego niesłuszne aresztowanie.
51 zatrzymanych za 250 zł
Toczy się też teraz proces celników z Chełma. 51 zatrzymanych osób. Prawie wszyscy celnicy z tej jednostki. Zdaniem śledczych mieli oni przyjmować łapówki od podróżnych, a następnie w ramach tzw. spółdzielni dzielić je między sobą. Członkinią tej szajki, omawianej zresztą przez Ziobrę na konferencji prasowej, jest jedna z celniczek podejrzana o 5-krotne przyjęcie w okresie od 1997 r. do 2000 r. korzyści majątkowej od nieustalonych obywateli Ukrainy. Zdaniem prokuratury ich wysokość miała wynieść łącznie 250 zł. Wobec kobiety od ponad 3 lat stosowany jest środek zapobiegawczy w postaci zawieszenia wykonywania zawodu funkcjonariusza celnego. Z tego powodu straciła pracę. Wątpliwości budzi w tej sprawie materiał dowodowy zgromadzony przez śledczych. Zeznania niektórych świadków sugerują, że prokuratorzy i policjanci grozili im umieszczeniem w areszcie, jeżeli nie powiedzą tego, co oni chcą. Innych dowodów poza wymuszonymi zeznaniami, z których się potem wycofano, nie ma. Niewątpliwym problemem będzie także zakończenie powyższego postępowania. W ciągu 2 lat trwania procesu Sąd Rejonowy w Chełmie zdołał przesłuchać 51 oskarżonych oraz jedynie 3 świadków. Wszyscy oskarżeni już dziś mówią, że wystąpią o odszkodowania. Prawie każdy stracił pracę, środki do życia, niektórym zabezpieczono cały majątek (za 250 zł!). Zabulimy my, podatnicy, gdy ta farsa się skończy.
A oni lubią areszty
O tym, że polscy prokuratorzy uwielbiają areszty, pisaliśmy wielokrotnie. To tak jakby chodziło o pokazanie, że prokurator może robić z nami, co chce. Tymczasem Trybunał Europejski wypowiedział się jasno, że wsadzanie za kraty kogoś, kto według prokuratora mógłby mataczyć, jest niewystarczające do zastosowania aresztowania. I że Polska zdecydowanie przoduje w tej praktyce. W sprawach G.K.przeciwko Polsce (38816/97,§ 83-85) oraz J.G.przeciwko Polsce (36258/97,§ 52-54),Trybunał podkreślił, że obawa mataczenia jako podstawa zastosowania tymczasowego aresztowania nie może być wykorzystywana w sposób automatyczny, bez dokładnego uzasadnienia, w jaki sposób niezastosowanie tymczasowego aresztowania mogłoby się przyczynić do utrudniania przez podejrzanego postępowania dowodowego. Podobnie podważono stwierdzenie, że czyn, o który jest podejrzany delikwent, jest zagrożony wysoką karą. Sam fakt, że zarzucany czyn należy do kategorii zbrodni lub jest zagrożony karą pozbawienia wolności np. od 2 do 12 lat, nie może przesądzać o areszcie. Z naszych doświadczeń wynika, że orzeczona ostatecznie w tych sprawach kara zwykle nie dochodzi nawet do połowy tego, co przedstawiają prokuratorzy. Potwierdzają to także statystyki Ministerstwa Sprawiedliwości. Od roku 2006 mniej niż 50 procent skazanych, a wcześniej aresztowanych na tej podstawie osób, potem dostało wskazywaną przez prokuratorów karę.
Tych, którzy walczą o sprawiedliwość, nie lubi nasz wymiar sprawiedliwości. Dochodzącym swoich praw zatruwa się życie, także przepisami. Nie należy im się zwrot kosztów za pełnomocnika, który niepotrzebnie go reprezentował w niesłusznie prowadzonym procesie. Rzecznik Praw Obywatelskich już któryś raz pyta ministra Gowina, dlaczego niesłusznie skazany ma ponosić koszty procesu, który nie powinien się przeciwko niemu toczyć. I co? I nic...
- Jednostka nie ma równych szans w zderzeniu z mechanizmami wymiaru sprawiedliwości - stwierdził prezes Trybunału Konstytucyjnego prof. Andrzej Rzepliński. W jego ocenie jest ona w przypadku niesłusznego oskarżenia jak "pojedynczafala uderzająca o skałę"
Joanna Skibniewska.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jestem pod wrażeniem. Bardzo dobry artykuł.
OdpowiedzUsuń