piątek, 1 marca 2013

Prokurator od Smoleńska (NIE 06/2011)


Pasionek
Marek Pasionek zaczynał w Prokuraturze Rejonowej w Gliwicach. Gdy do władzy doszedł Lech Kaczyński, gliwicki prokurator szybko zaczął awansować. 
 
 
 
 
Najpierw prokuratura wojewódzka, potem posada doradcy premiera Marcinkiewicza, następnie Jarosława Kaczyńskiego. Wreszcie etat podsekretarza stanu w kancelarii premiera. Odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi. Gdy w 2007 r. wiadomo było, że wybory wygra Platforma, szybko przeniósł się do Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Pomógł mu w tym Zbigniew Ziobro, jego idol. Równie wielką sympatią darzył Zbigniewa Wassermanna. W 2010 r. prokurator generalny powołał Pasionka do nadzorowania postępowania w sprawie katastrofy smoleńskiej. ,Kastor" kapuje Pasionek zwalczał mafię. Wsadzał do więzienia jednego gangstera za drugim. To, jak rozbijał gangi, ilustruje historia Grzegorza G. Wielu polskich prokuratorów za wystarczający oręż do walki z przestępczością uznaje świadka koronnego. Gang "Krakowiaka" był jedną z najmocniejszych grup przestępczych w kraju. Janusz T. to niewysoki, wymoczkowaty mężczyzna. Nikt by nie pomyślał, że trzęsie Śląskiem i Małopolską. Jego najbliżsi współpracownicy to zaufani przyjaciele. Szczególnie Wiesław C, pseudonim Kastor. Poznali się, gdy mieli po 5 lat. W wieku kilkunastu lat razem trenowali sztuki walki. Potem zaczęli korzystać z tych umiejętności. Były kradzieże i wymuszenia. Zawsze razem. "Krakowiak" jest chrzestnym ojcem dziecka "Kastora". Odwiedzali się, zwierzali się sobie. Ale "Kastor" sfrajerzył. Zaczął sypać, bo grunt pod nogami mu się osuwał. Poszedł na współpracę z prokuratorem. Z Pasionkiem. Gdy Janusz T. dowiedział się, że najbliższy przyjaciel wystawił go policji, nie był nawet wściekły. - Wiesiu, ja ci dziecko do chrztu podawałem... - powiedział do "Kastora" na konfrontacji. - To boli. Razem z "Krakowiakiem" do aresztu trafiło jeszcze ponad 30 osób. "Kastor" sypał nazwiskami. Opowiadał ze szczegółami o napadach, haraczach, morderstwach. Nie mówił tylko o tym, co przypisywano jemu...
Bandyta morduje
W listopadzie 1997 r. w stawie Michalina niedaleko Częstochowy znaleziono zwłoki mężczyzny. Zanim wrzucono go do wody, skatowano faceta. W lutym 1998 r. wysłano list gończy za Wiesławem C. ("Kastorem") i Dariuszem J. Obu poszukiwano za udział w tej zbrodni. - J. walił gościa kolbą pistoletu, a "Kastor" lewarkiem od fiata - mówi jeden z żołnierzy "Krakowiaka". Nie ma najmniejszej wątpliwości, że to oni zabili. Zostali zatrzymani i aresztowani, a już po roku obdarzeni statusem świadków koronnych. Uznano, że "Kastor" nieumyślnie spowodował śmierć późniejszego topielca z Michaliny. Nieumyślnie go napieprzał lewarkiem! Ale dzięki temu mógł być świadkiem koronnym i donosić dalej. Z czasem "Kastor" stał się świadkiem zbrodni na całym Śląsku i w Małopolsce. Prowadził go prokurator Pasionek. Dzięki czemu szybko awansował, został okrzyknięty pogromcą mafii. Co prawda "Kastor" co jakiś czas okazywał się kłamcą, a oskarżani przez Pasionka mafiosi - czyści jak łza, nie zmniejszyło to jednak wiarygodności Wiesława C. w oczach prokuratora.

Mafioso pamięta
"Kastor" zna też Grzegorza G., przez pewien czas żołnierza gangu "Krakowiaka". Według policjantów z Częstochowy, G. zajmował się u niego działką narkotykową. Ale w pewnym momencie sam polubił prochy i przestał się liczyć w grupie. Odszedł i zajął się biznesem - mniej lub bardziej legalnym. Policjanci z Częstochowy mówią jasno: - Nie bawił się w mokrą robotę. Żadnych napadów, żadnych ofiar. Grzegorz G. właśnie odsiadywał wyrok za wyłudzenie podatku VAT, gdy w więzieniu spotkał na spacerniaku "Kastora". W prostych żołnierskich słowach powiedział, co myśli o frajerach. A wieść o tym, że Wiesław C. sypie i przyszedł węszyć w pace, rozeszła się już po więzieniu. Nie było to miłe spotkanie dla "Kastora". Szybko okazało się, że dla G. również. Niedługo potem prokurator Pasionek postawił G. zarzuty dokonania wraz z Wiesławem C. i innymi członkami grupy przestępczej "Krakowiaka" trzech napadów rabunkowych. W każdym wypadku z użyciem broni i niebezpiecznego narzędzia. Oczywiście o wszystkich tych zdarzeniach opowiedział świadek koronny - "Kastor", czyli Wiesław C. Uczestnik tych napadów. Miały się one odbyć... 20 lat temu, w 1990 i 1991 roku. "Kastor" pamiętał każdy szczegół. Nawet rozmowy prowadzone wówczas przez Grzegorza G. Tymczasem inni świadkowie, uczestnicy opisywanych napadów, ani nawet poszkodowani nie rozpoznali G. Każdy mówił, że go tam nie było. Tworząc akt oskarżenia przeciwko G., prokurator nie zauważył pewnych drobiazgów. Gdy dokonano pierwszego napadu, "Kastor" siedział w więzieniu. Nie mógł więc brać w nim udziału, a co za tym idzie, widzieć w akcji Grzegorza G. Gdy dokonywano drugiego napadu, w więzieniu przebywał Grzegorz G. Sprawdziliśmy, czy nie miał przerwy w odbywaniu kary. Nie. Czyli po raz kolejny "Kastor" kłamał. Zarzuty upadły. Natomiast trzeciego napadu dokonano w dniu, gdy G. był za granicą, co jasno wynika z jego paszportu. Prokurator Pasionek znalazł jednak na to wytłumaczenie: Grzegorz G. przyjechał do Polski dokonać napadu, skradł 8608 zł, po czym wyjechał. 16 stycznia 1995 r. żołnierze "Krakowiaka" już zostali za ten napad skazani. Nikt wtedy nie wspomniał o Grzegorzu G., który nie był nawet świadkiem w sprawie. Przesłuchano ich jeszcze raz. Wszyscy mówią, że G. z nimi wtedy nie było. Podobnie zeznają ofiary i świadkowie tego zajścia.

Gangster pajacuje
W procesie "Krakowiaka" padały surowe wyroki - dożywocie i 25 lat paki. Chyba tylko "Krakowiak" wyszedł na tym dobrze. Dostał szóstkę odsiadki. Grał wariata. Raz zaczął na sali sądowej śpiewać przebój Jarockiej "Kawiarenki". Potem wybuchł głośnym płaczem, by po chwili niewybrednie zacząć wyzywać sędziego. Skierowano go na badania psychiatryczne. Innym się nie udało i życie spędzą za kratami - przez zeznania "Kastora". Potwierdził je jego wspólnik od topielca, Dariusz J., ale na sali sądowej mylił się w datach, nazwiskach, okolicznościach, a nawet miejscach zdarzeń. Od razu było widać, że ściemnia. Pojawił się dzięki staraniom Pasionka trzeci świadek koronny Włodzimierz C, ale już w trakcie procesu stracił wiarygodność, bo wyszło na jaw, że nie zaprzestał działalności przestępczej. Nadal stał na czele gangu. Zabił policjanta z Będzina. Nawet Pasionkowi nie udało się wmówić sędziemu, że było to nieumyślne spowodowanie śmierci. W procesie grupy "Krakowiaka" składał też zeznania najsławniejszy świadek koronny Jarosław S., czyli "Masa". Zeznał, że "Kastor" to pajac. Dlatego zarządzono między koronnymi konfrontację. I wtedy "Masa" zabawił się "Kastorem", który upierał się, że go zna i nawet bywał u niego w domu w Komorowie. "Masa" zapytał, co zapamiętał z tego domu, jakie fragmenty wystroju posesji zrobiły na nim największe wrażenie. "Kastor" bąkał coś o białej boazerii. - A fontanna? - zapytał "Masa". - Nie zapamiętałeś 7-metrowej fontanny? Dodał, że takiego badziewia, jak biała
boazeria, to by nawet w podwórzowym kiblu nie zamontował.

Pasionek oskarża
Grzegorz G. w zeszłym miesiącu został skazany w pierwszej instancji na 4 lata więzienia. Za napad dokonany przed 20 laty w przelocie między Polską a Niemcami. Wysoki rangą policjant, który znał G. w tamtym czasie, mówi, że nie mógł on brać udziału w akcji "Krakowiaka", bo był już wyautowany z grupy. Nikt by go do akcji nie dopuścił. Marek Pasionek kandydował na stanowisko prokuratora generalnego. We wniosku napisał: Nie widzę poważniejszych zagrożeń dla konstytucyjnych praw i wolności obywatela.
A my widzimy. Szczególnie gdy postępowanie prowadzi prokurator Pasionek. Grzegorz G. dostał nakaz stawienia się w zakładzie karnym, a "Kastor" nadal chodzi po mieście z lewarkiem.

askibniewska@redakcja.nie.com.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz