Chcesz chodzić wolno - nie szukaj sprawiedliwości.
Pisaliśmy,
że Grzegorz Ślak jest niewinny. Przesiedział parę miesięcy w areszcie.
Pisaliśmy, że tam, gdzie prokurator na siłę szukał przestępstwa,
wszystko jest w jak najlepszym porządku. Szukano haka. Pisaliśmy, że świadek zeznający przeciwko Ślakowi ściemnia. Na podstawie jego zeznań postawiono zarzuty. Pisaliśmy, że nie ma w tej sprawie poszkodowanego. Do mediów poszedł przeciek o kolosalnych stratach, jakie poniósł bank. Minął
rok od tamtych wydarzeń. Postępowanie umorzono. Bo podejrzany jest
niewinny, nie dopatrzono się znamion przestępstwa, główny świadek okazał
się niewiarygodny i w ogóle nie znaleziono szkody ani poszkodowanego.
Herszt
Od czego się zaczęło? Chyba od tego, że krakowski prokurator Marek Wełna drogą dedukcji doszedł do tego, że prezes rafinerii musi kierować zorganizowaną grupą przestępczą, która nie tylko ograbia ten wynędzniały kraj, ale i łupi po kieszeniach biednych kierowców. Tym potworem miał być Grzegorz Siak, prezes Rafinerii Trzebinia. Tyle że nie można było nic na niego znaleźć. Wełna wpadł więc na pomysł, że dowodem będzie symulacja - co by było, gdyby jednak kradł. Zażądał, by Urząd Kontroli Skarbowej w Krakowie przeprowadził tę symulację: co by było, gdyby nieakcyzowe produkty (NKON, flonaft, FL, N-15, metalchron, naftochron, antyutleniający preparat do benzyn motorowych oraz antykor) były obłożone podatkiem akcyzowym takim jak olej napędowy lub benzyna. UKS wyliczył, że państwu należałoby się ponad 790 min zł. W 2006 r. Ślak trafił do aresztu pod zarzutem ograbienia państwa. Krzyczały o tym wszystkie media. Prokurator pokazywał się w telewizji i wypowiadał się w gazetach. Mówił o przekrętach i złodziejstwie prezesa Siaka. Tymczasem wszystkie kontrole skarbowe i badania wykazały jasno, że nigdy żadnego uszczuplenia podatkowego nie było. Mimo to prokuratura w czerwcu zeszłego roku skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko Ślakowi. Do dziś nie odbyła się żadna rozprawa.
Dobra osobiste
Tymczasem sam Ślak postanowił szukać sprawiedliwości. W Sądzie Okręgowym w Krakowie złożył pozew o ochronę dóbr osobistych. Pozwał prokuratora Wełnę, zarzucając mu rozpowszechnianie nieprawdziwych i szkalujących go informacji. Zażądał zapłaty 50 tys. zł na cel charytatywny oraz przeprosin w głównym wydaniu telewizyjnych "Wiadomości", na trzeciej stronie "Gazety Wyborczej", "Dziennika Polskiego" i "Pulsu Biznesu", a także na licznych portalach internetowych. W odpowiedzi na pozew Wełna wniósł o jego oddalenie. Stwierdził, że za ewentualne szkody wyrządzone przez prokuratora podczas wykonywania czynności służbowych odpowiedzialność ponosi skarb państwa. Nawet jeśli prokurator publicznie nazywa uczciwego człowieka złodziejem. Wniosek Siaka został oddalony. Sędzia Dariusz Pawłyszcze stwierdził, że prokurator, nazywając prezesa hersztem zorganizowanej grupy przestępczej, użył potocznego określenia. Siak złożył apelację. Wynik zapewne Czytelnicy znają. Prokurator wychodził z sali z szerokim uśmiechem.
Kara
Zaraz po rozprawie apelacyjnej do domu Ślaka o 6.00 przyszli funkqonariusze. Wcześniej przez dłuższy czas za nim jeździli. Prezes znowu trafił do aresztu. Krakowska prokuratura apelacyjna zarzuciła mu finansowanie firm, które rzekomo zajmowały się nielegalnym obrotem paliwem. Według prokuratury w latach 1999-2000, będąc pracownikiem banku, udzielał kredytów, z których korzystała mafia paliwowa. Podobno był tego świadomy i miał z tego korzyść. W ciągu kilku miesięcy rzekomo przyjął przeszło 1 min zł łapówek. Tak twierdził świadek. Świadek dobrze nam znany. Znany też Markowi Wełnie. Biznesmen, którego parę lat wcześniej oskarżono o ogromne oszustwa podatkowe, a który po wyjściu na wolność zaczął mówić wszystko, czego tylko prokurator zażądał. Według prokuratury bank stracił przez Siaka przeszło 4 min zł. Tyle że bank nie złożył doniesienia o przestępstwie, a większość pożyczkobiorców dowodzi, że kredyty zostały spłacone. Prokuratura wszczęła śledztwo po ponad 10 latach od popełnienia rzekomego czynu. Prokurator miał chyba sen, bo nikt nie zgłosił szkody, którą on jednak znalazł... Postępowanie prowadził prokurator Rafał Babiński, podwładny prokuratora Marka Wełny. Jego pracę kontrolował i wspierał go wiedzą oraz doświadczeniem śledczym zastępca prokuratora apelacyjnego Marek Wełna.
Dowód
Ślak trafił więc do aresztu w grudniu zeszłego roku. O sprawie pisaliśmy kilka tygodni później. Zdobyliśmy dowody, że kredyty, za które trafił do aresztu, były udzielane prawidłowo. Ustaliliśmy też bez problemu, że zostały one spłacone w 2001 r. Napisaliśmy to. A Ślak siedział. Gdy minęły 2 miesiące sankcji nałożonej przez sąd, prokurator Babiński wystąpił o przedłużenie aresztu. Wiedział, że nie znalazł żadnych dowodów winy Ślaka, sąd może więc chcieć go wypuścić na wolność. Tym bardziej że nie wykonał z nim dotąd żadnej czynności procesowej. Podczas rozprawy o przedłużenie aresztu pokazał więc inny dowód: billingi z telefonu biznesmena. Znalazły się tam dwa SMS-y wysłane 8 stycznia. Miały świadczyć o tym, że Ślak kontaktuje się z osobami związanymi ze sprawą kredytów, a więc mataczy. Sąd wniosek o areszt klepnął właśnie ze względu na możliwość mataczenia. Nawet nie słuchał protestów. Nie zwrócił też uwagi, że ów telefon został Ślakowi zabrany 7 grudnia podczas zatrzymania, czyli miesiąc przed wysłaniem SMS-ów! 8 stycznia biznesmen nie mógł ich napisać, bo siedział od dawna w areszcie, a jego telefon miał... prokurator Babiński. Po paru kolejnych miesiącach Ślak wyszedł z aresztu za kaucją. Babiński zażądał miliona złotych. Bo według niego przestępstwo, jakie popełnił, jest bardzo prawdopodobne i zagrożone wysoką karą. Milion to minimalne zabezpieczenie.
Brak przestępstwa
Minął rok. Właśnie dowiedzieliśmy się, że sprawa prowadzona przez prokuratora Babińskiego została umorzona. Z braku znamion przestępstwa. Prokuratura dowiedziała się wreszcie, że wszystkie kredyty udzielone przez Ślaka zostały spłacone w 2001 r. Ustaliła też, że w wyniku działalności podejrzanego bank nie poniósł żadnych strat, lecz wręcz przeciwnie - miał duże zyski. Oraz że osoby biorące wówczas kredyty nie miały nic wspólnego z mafią. Okazało się też, że świadek, który zeznał, że Ślak wziął od niego milion łapówki, kłamie. Prokurator Babiński na pytanie, dlaczego więc trzymano biznesmena tyle czasu w areszcie, powiedział, że wtedy tego wszystkiego nie zauważył. Grzegorz Ślak znowu będzie szukał sprawiedliwości. Niewinnie przesiedział parę miesięcy. Czy znowu zostanie za to dotkliwie ukarany?
Joanna Skibniewska
NIE 02/2011
Do redakcji przyszedł list:
W związku z opublikowanym w nr 5l tygodnika, datowanym 16 grudnia 2010 r. artykułem autorstwa Joanny Skibniewskiej zatytułowanym "Człowiek do wsadzenia", na podstawie art. 31 pkt l ustawy z dnia 26 stycznia 1984 r. - Prawo prasowe (Dz. U. nr 5 poz. 24 z późn. zm.), proszę o zamieszczenie sprostowania o następującej treści: "Prokurator Rafał Babiński nie udzielał żadnych informacji na temat postępowania przeciwko Grzegorzowi Ś. autorowi artykułu, ani innej osobie z redakcji Tygodnika NIE, bowiem nikt z tego grona do niego w tej kwestii zapytań nie kierował".
Nie podejmując polemiki z meritum artykułu uważam, że zamieszczenie powyższego sprostowania jest niezbędne bowiem Redakcja Tygodnika, gromadząc dane o postępowaniu przeciwko Grzegorzowi Ś. nie zwracała się do prokuratury o zweryfikowanie tych danych, a tym samym naruszyła zasadę rzetelności nie dokładając staranności w przygotowanie materiału. Posługując się prostowanym fragmentem tekstu autorka artykułu zasugerowała, że prokurator odniósł się do tezy prezentowanej w publikacji, tym samym dokonała - w sposób nieuprawniony legitymizacji prezentowanej wersji. Rzecznik Prasowy Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie Józef Radzięta prokurator Prokuratury Apelacyjnej Od redakcji: Na podstawie prawa prasowego nie uznajemy za sprostowanie tekstu, którego druku w tym charakterze domaga się Prokuratura Apelacyjna w Krakowie. Prostowane jest bowiem twierdzenie, którego w artykule red. Joanny Skibniewskiej nie było. Przy tym zawiera nieprawdę: autorka zwracała się do Prokuratury Apelacyjnej z prośbą o wyjaśnienia w opisanej sprawie. Drukujemy natomiast całe pismo prokuratury dowodzące formalistycznego i bezdusznego reagowania przez nią na krytykę.
Od autorki: W numerze 51. tygodnika opisałam, jak Rafał Babiński, prokurator Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie, wnioskował o umieszczenie w areszcie człowieka, nie mając przeciwko niemu ŻADNYCH dowodów winy. Tym niewinnie osadzonym na wiele miesięcy był Grzegorz Siak, biznesmen z Rybnika. Człowiek, który naraził się przełożonemu Babińskiego, byłemu zastępcy Prokuratora Apelacyjnego w Krakowie Markowi Wełnie. Udowodniłam, że prokurator Babiński preparował dowody winy Ślaka po to, by wprowadzając w błąd niezawisły sąd, doprowadzić do aresztowania biznesmena. Prokurator, nie mając żadnych dowodów winy podejrzanego, przedstawił w sądzie SMS-y wysłane na nieznany numer z telefonu biznesmena, twierdząc, że jest to dowód na próbę mataczenia biznesmena. Mam dowody na to, że w dniu wysłania tych SMS-ów Siak przebywał w celi, a jego telefon posiadał... prokurator Babiński. Przedstawiłam, jak Rafał Babiński WYMYŚLIŁ sobie poszkodowanego oraz szkodę (z sufitu wyliczył, że Ślak okradł bank na 3,2 min zł, mimo że nigdzie nie istniała taka szkoda) oraz jak wykreował świadka rzekomo zeznającego przeciwko Slakowi. Takiego świadka nigdy nie było. Udowodniłam, że od początku toczącego się postępowania prokurator Babiński wiedział, że Grzegorz Ślak jest niewinny. Postępowanie przeciwko Ślakowi umorzono po roku - z braku znamion przestępstwa. Człowiek niewinnie przesiedział w pudle tylko dlatego, że odważył się sprzeciwić zastępcy prokuratora apelacyjnego. Teraz dostaję żądanie sprostowania z Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie. I cóż kazano mi prostować? Nie to, że napisałam 0 naruszeniu prawa przez tego, który na straży tego prawa miał stać. Okazuje się, że prokuratura nie może polemizować z dowodami, które przedstawiłam. Co zatem nie podoba się prokuraturze? Otóż zauważono, że prokurator Babiński ze mną nie rozmawiał. Tymczasem napisałam: Prokurator Babiński na pytanie, dlaczego więc trzymano biznesmena tyle czasu w areszcie, powiedział, że wtedy tego wszystkiego nie zauważył.
Nie napisałam, że powiedział to mi, autorce artykułu, ani innej osobie z tygodnika "NIE". Przytoczone słowa wypowiedział do co najmniej dwóch osób. Jedną jest adwokat Grzegorza Ślaka, drugą świadek rozmowy, który prosi o anonimowość. Nieprawdą też jest, że nie pytałam rzecznika o sprawę prowadzoną przeciwko Ślakowi. Kontaktowałam się z rzecznikiem w tej sprawie wielokrotnie. Zarówno wtedy, gdy Ślak grzał więzienną pryczę, jak 1 po wpłaceniu przez niego milionowej kaucji. Zdumiewa mnie zdanie z listu prokuratury mówiące o tym, że prokuratura nie polemizuje z meritum artykułu. Czyżby preparowanie dowodów winy, świadome oszukiwanie sądu i wsadzanie do aresztu niewinnych ludzi było normą w tej prokuraturze i nie ma się czym zajmować?
Marek Wełna |
Herszt
Od czego się zaczęło? Chyba od tego, że krakowski prokurator Marek Wełna drogą dedukcji doszedł do tego, że prezes rafinerii musi kierować zorganizowaną grupą przestępczą, która nie tylko ograbia ten wynędzniały kraj, ale i łupi po kieszeniach biednych kierowców. Tym potworem miał być Grzegorz Siak, prezes Rafinerii Trzebinia. Tyle że nie można było nic na niego znaleźć. Wełna wpadł więc na pomysł, że dowodem będzie symulacja - co by było, gdyby jednak kradł. Zażądał, by Urząd Kontroli Skarbowej w Krakowie przeprowadził tę symulację: co by było, gdyby nieakcyzowe produkty (NKON, flonaft, FL, N-15, metalchron, naftochron, antyutleniający preparat do benzyn motorowych oraz antykor) były obłożone podatkiem akcyzowym takim jak olej napędowy lub benzyna. UKS wyliczył, że państwu należałoby się ponad 790 min zł. W 2006 r. Ślak trafił do aresztu pod zarzutem ograbienia państwa. Krzyczały o tym wszystkie media. Prokurator pokazywał się w telewizji i wypowiadał się w gazetach. Mówił o przekrętach i złodziejstwie prezesa Siaka. Tymczasem wszystkie kontrole skarbowe i badania wykazały jasno, że nigdy żadnego uszczuplenia podatkowego nie było. Mimo to prokuratura w czerwcu zeszłego roku skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko Ślakowi. Do dziś nie odbyła się żadna rozprawa.
Dobra osobiste
Tymczasem sam Ślak postanowił szukać sprawiedliwości. W Sądzie Okręgowym w Krakowie złożył pozew o ochronę dóbr osobistych. Pozwał prokuratora Wełnę, zarzucając mu rozpowszechnianie nieprawdziwych i szkalujących go informacji. Zażądał zapłaty 50 tys. zł na cel charytatywny oraz przeprosin w głównym wydaniu telewizyjnych "Wiadomości", na trzeciej stronie "Gazety Wyborczej", "Dziennika Polskiego" i "Pulsu Biznesu", a także na licznych portalach internetowych. W odpowiedzi na pozew Wełna wniósł o jego oddalenie. Stwierdził, że za ewentualne szkody wyrządzone przez prokuratora podczas wykonywania czynności służbowych odpowiedzialność ponosi skarb państwa. Nawet jeśli prokurator publicznie nazywa uczciwego człowieka złodziejem. Wniosek Siaka został oddalony. Sędzia Dariusz Pawłyszcze stwierdził, że prokurator, nazywając prezesa hersztem zorganizowanej grupy przestępczej, użył potocznego określenia. Siak złożył apelację. Wynik zapewne Czytelnicy znają. Prokurator wychodził z sali z szerokim uśmiechem.
Kara
Zaraz po rozprawie apelacyjnej do domu Ślaka o 6.00 przyszli funkqonariusze. Wcześniej przez dłuższy czas za nim jeździli. Prezes znowu trafił do aresztu. Krakowska prokuratura apelacyjna zarzuciła mu finansowanie firm, które rzekomo zajmowały się nielegalnym obrotem paliwem. Według prokuratury w latach 1999-2000, będąc pracownikiem banku, udzielał kredytów, z których korzystała mafia paliwowa. Podobno był tego świadomy i miał z tego korzyść. W ciągu kilku miesięcy rzekomo przyjął przeszło 1 min zł łapówek. Tak twierdził świadek. Świadek dobrze nam znany. Znany też Markowi Wełnie. Biznesmen, którego parę lat wcześniej oskarżono o ogromne oszustwa podatkowe, a który po wyjściu na wolność zaczął mówić wszystko, czego tylko prokurator zażądał. Według prokuratury bank stracił przez Siaka przeszło 4 min zł. Tyle że bank nie złożył doniesienia o przestępstwie, a większość pożyczkobiorców dowodzi, że kredyty zostały spłacone. Prokuratura wszczęła śledztwo po ponad 10 latach od popełnienia rzekomego czynu. Prokurator miał chyba sen, bo nikt nie zgłosił szkody, którą on jednak znalazł... Postępowanie prowadził prokurator Rafał Babiński, podwładny prokuratora Marka Wełny. Jego pracę kontrolował i wspierał go wiedzą oraz doświadczeniem śledczym zastępca prokuratora apelacyjnego Marek Wełna.
Dowód
Ślak trafił więc do aresztu w grudniu zeszłego roku. O sprawie pisaliśmy kilka tygodni później. Zdobyliśmy dowody, że kredyty, za które trafił do aresztu, były udzielane prawidłowo. Ustaliliśmy też bez problemu, że zostały one spłacone w 2001 r. Napisaliśmy to. A Ślak siedział. Gdy minęły 2 miesiące sankcji nałożonej przez sąd, prokurator Babiński wystąpił o przedłużenie aresztu. Wiedział, że nie znalazł żadnych dowodów winy Ślaka, sąd może więc chcieć go wypuścić na wolność. Tym bardziej że nie wykonał z nim dotąd żadnej czynności procesowej. Podczas rozprawy o przedłużenie aresztu pokazał więc inny dowód: billingi z telefonu biznesmena. Znalazły się tam dwa SMS-y wysłane 8 stycznia. Miały świadczyć o tym, że Ślak kontaktuje się z osobami związanymi ze sprawą kredytów, a więc mataczy. Sąd wniosek o areszt klepnął właśnie ze względu na możliwość mataczenia. Nawet nie słuchał protestów. Nie zwrócił też uwagi, że ów telefon został Ślakowi zabrany 7 grudnia podczas zatrzymania, czyli miesiąc przed wysłaniem SMS-ów! 8 stycznia biznesmen nie mógł ich napisać, bo siedział od dawna w areszcie, a jego telefon miał... prokurator Babiński. Po paru kolejnych miesiącach Ślak wyszedł z aresztu za kaucją. Babiński zażądał miliona złotych. Bo według niego przestępstwo, jakie popełnił, jest bardzo prawdopodobne i zagrożone wysoką karą. Milion to minimalne zabezpieczenie.
Brak przestępstwa
Minął rok. Właśnie dowiedzieliśmy się, że sprawa prowadzona przez prokuratora Babińskiego została umorzona. Z braku znamion przestępstwa. Prokuratura dowiedziała się wreszcie, że wszystkie kredyty udzielone przez Ślaka zostały spłacone w 2001 r. Ustaliła też, że w wyniku działalności podejrzanego bank nie poniósł żadnych strat, lecz wręcz przeciwnie - miał duże zyski. Oraz że osoby biorące wówczas kredyty nie miały nic wspólnego z mafią. Okazało się też, że świadek, który zeznał, że Ślak wziął od niego milion łapówki, kłamie. Prokurator Babiński na pytanie, dlaczego więc trzymano biznesmena tyle czasu w areszcie, powiedział, że wtedy tego wszystkiego nie zauważył. Grzegorz Ślak znowu będzie szukał sprawiedliwości. Niewinnie przesiedział parę miesięcy. Czy znowu zostanie za to dotkliwie ukarany?
Joanna Skibniewska
NIE 02/2011
Do redakcji przyszedł list:
W związku z opublikowanym w nr 5l tygodnika, datowanym 16 grudnia 2010 r. artykułem autorstwa Joanny Skibniewskiej zatytułowanym "Człowiek do wsadzenia", na podstawie art. 31 pkt l ustawy z dnia 26 stycznia 1984 r. - Prawo prasowe (Dz. U. nr 5 poz. 24 z późn. zm.), proszę o zamieszczenie sprostowania o następującej treści: "Prokurator Rafał Babiński nie udzielał żadnych informacji na temat postępowania przeciwko Grzegorzowi Ś. autorowi artykułu, ani innej osobie z redakcji Tygodnika NIE, bowiem nikt z tego grona do niego w tej kwestii zapytań nie kierował".
Nie podejmując polemiki z meritum artykułu uważam, że zamieszczenie powyższego sprostowania jest niezbędne bowiem Redakcja Tygodnika, gromadząc dane o postępowaniu przeciwko Grzegorzowi Ś. nie zwracała się do prokuratury o zweryfikowanie tych danych, a tym samym naruszyła zasadę rzetelności nie dokładając staranności w przygotowanie materiału. Posługując się prostowanym fragmentem tekstu autorka artykułu zasugerowała, że prokurator odniósł się do tezy prezentowanej w publikacji, tym samym dokonała - w sposób nieuprawniony legitymizacji prezentowanej wersji. Rzecznik Prasowy Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie Józef Radzięta prokurator Prokuratury Apelacyjnej Od redakcji: Na podstawie prawa prasowego nie uznajemy za sprostowanie tekstu, którego druku w tym charakterze domaga się Prokuratura Apelacyjna w Krakowie. Prostowane jest bowiem twierdzenie, którego w artykule red. Joanny Skibniewskiej nie było. Przy tym zawiera nieprawdę: autorka zwracała się do Prokuratury Apelacyjnej z prośbą o wyjaśnienia w opisanej sprawie. Drukujemy natomiast całe pismo prokuratury dowodzące formalistycznego i bezdusznego reagowania przez nią na krytykę.
Od autorki: W numerze 51. tygodnika opisałam, jak Rafał Babiński, prokurator Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie, wnioskował o umieszczenie w areszcie człowieka, nie mając przeciwko niemu ŻADNYCH dowodów winy. Tym niewinnie osadzonym na wiele miesięcy był Grzegorz Siak, biznesmen z Rybnika. Człowiek, który naraził się przełożonemu Babińskiego, byłemu zastępcy Prokuratora Apelacyjnego w Krakowie Markowi Wełnie. Udowodniłam, że prokurator Babiński preparował dowody winy Ślaka po to, by wprowadzając w błąd niezawisły sąd, doprowadzić do aresztowania biznesmena. Prokurator, nie mając żadnych dowodów winy podejrzanego, przedstawił w sądzie SMS-y wysłane na nieznany numer z telefonu biznesmena, twierdząc, że jest to dowód na próbę mataczenia biznesmena. Mam dowody na to, że w dniu wysłania tych SMS-ów Siak przebywał w celi, a jego telefon posiadał... prokurator Babiński. Przedstawiłam, jak Rafał Babiński WYMYŚLIŁ sobie poszkodowanego oraz szkodę (z sufitu wyliczył, że Ślak okradł bank na 3,2 min zł, mimo że nigdzie nie istniała taka szkoda) oraz jak wykreował świadka rzekomo zeznającego przeciwko Slakowi. Takiego świadka nigdy nie było. Udowodniłam, że od początku toczącego się postępowania prokurator Babiński wiedział, że Grzegorz Ślak jest niewinny. Postępowanie przeciwko Ślakowi umorzono po roku - z braku znamion przestępstwa. Człowiek niewinnie przesiedział w pudle tylko dlatego, że odważył się sprzeciwić zastępcy prokuratora apelacyjnego. Teraz dostaję żądanie sprostowania z Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie. I cóż kazano mi prostować? Nie to, że napisałam 0 naruszeniu prawa przez tego, który na straży tego prawa miał stać. Okazuje się, że prokuratura nie może polemizować z dowodami, które przedstawiłam. Co zatem nie podoba się prokuraturze? Otóż zauważono, że prokurator Babiński ze mną nie rozmawiał. Tymczasem napisałam: Prokurator Babiński na pytanie, dlaczego więc trzymano biznesmena tyle czasu w areszcie, powiedział, że wtedy tego wszystkiego nie zauważył.
Nie napisałam, że powiedział to mi, autorce artykułu, ani innej osobie z tygodnika "NIE". Przytoczone słowa wypowiedział do co najmniej dwóch osób. Jedną jest adwokat Grzegorza Ślaka, drugą świadek rozmowy, który prosi o anonimowość. Nieprawdą też jest, że nie pytałam rzecznika o sprawę prowadzoną przeciwko Ślakowi. Kontaktowałam się z rzecznikiem w tej sprawie wielokrotnie. Zarówno wtedy, gdy Ślak grzał więzienną pryczę, jak 1 po wpłaceniu przez niego milionowej kaucji. Zdumiewa mnie zdanie z listu prokuratury mówiące o tym, że prokuratura nie polemizuje z meritum artykułu. Czyżby preparowanie dowodów winy, świadome oszukiwanie sądu i wsadzanie do aresztu niewinnych ludzi było normą w tej prokuraturze i nie ma się czym zajmować?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz