Będzie to opowieść o gościu, który nie śpi, nie bzyka, tylko kradnie i morduje.
- Nie jestem aniołem i nie mam zamiaru siebie wybielać. Wręcz przeciwnie. Przeze mnie dużo niewinnych ludzi poszło za kraty - mówi Jerzy Szczyściak, pensjonariusz Zakładu Karnego w Łodzi.
Swąd współpracy ze złodziejem
Szczyściak postanowił powiedzieć prawdę. O tym, jak prokuratura w Łodzi dzięki jego fałszywym zeznaniom robiła wyniki. Jak pani prokurator brawurowo wykrywała śledztwa. Jak zamykano niewinnych ludzi. O policjantach z Łodzi, którzy awansowali dzięki niezwykłej współpracy z przestępcą. O sprawie nikt nie chce mówić. Prokuratury nie udzielają informacji ze względu na dobro śledztwa, policjanci nic nie pamiętają, rzecznicy nic nie wiedzą, Biuro Spraw Wewnętrznych policji niby coś wie, ale nic nie wie i wiedzieć nie chce. Bo sprawa cuchnie. Nieuzasadnionymi aresztami, niesłusznymi oskarżeniami - przy wiedzy i aprobacie organów ścigania. Jerzy Szczyściak odsiedział 6 lat. Przed nim jeszcze ponad pół roku. Nie grypsuje, ale w pudle ma się dobrze.
To znaczy miał się dobrze, dopóki współpracował z prokurator Małgorzatą Musiał z Prokuratury Okręgowej w Łodzi. I z policjantami z łódzkiej komendy miejskiej. Szczyściak poszedł na współpracę z prokuraturą na podstawie art. 60 § 3 i 4 kk. Skazany w 2005 r. za kradzież 16 aut; czekało go jeszcze postępowanie w sprawie włamań do kilku willi. Współpraca z organami ścigania otwierała przed nim szansę nadzwyczajnego złagodzenia kary. Wystarczyło tylko wydać swoich kolegów. Tyle że Szczyściak miał niewiele do powiedzenia. Nie lubił spółek, zwykle pracował na własną rękę. Ale jeśli chciał mieć spokój, musiał wnieść jakieś nieznane do tej pory okoliczności i pomóc organom ścigania w ujawnieniu przestępstw. Zaczął opowiadać o kradzieżach, o których nic nie wiedział. I o ludziach, którzy z tymi kradzieżami mieli niewiele wspólnego.
Wypad z mamra
Szczyściak miał trudną sytuację rodzinną. Żona chciała się z nim rozwieść, nie miał żadnego kontaktu z dziećmi. A tu pojawiła się obietnica, że policjanci od czasu do czasu zawiozą go z mamra do domu. Ba, dostanie nawet jakiś prezent dla dzieciarni. Ma jedynie brać na siebie przestępstwa, których nie popełnił, i wystawiać wspólników.
- Wszyscy będą zadowoleni - argumentowali policjanci. Według rejestru wyjść z więzienia, Szczyściak ok. 200 razy był zabierany z pudła na czynności. Były nawet wyjścia po północy, np. o 2.10. On sam mówi, że było tego znacznie więcej. Na czynności zabierali go policjanci z Komendy Policji Miejskiej w Łodzi: Krzysztof C., Rafał K. i Gabriel S. Oni mieli nad nim pieczę. Przyjeżdżali nieoznakowanym oplem astrą.
- Jeździłem do domu, na imprezy, miałem do dyspozycji policyjne prostytutki - mówi Szczyściak.
Nie brały kasy, bo były dla policjantów. Były też lepsze od pozostałych panienek, bardziej wszechstronne. Szczyściak mówi, że wracał z takich czynności pijany, ale nikt nie zwracał na to uwagi.
Klawisze przymykali oko. W więzieniu znaleźliśmy 3 informacje o powrocie osadzonego w stanie nietrzeźwym. Wspomina także o prezentach: telewizor, MP3, telefon, pióro ze złotą stalówką. Na jego konto wpływały pieniądze: 200, 150 zł. Potwierdza to jego rachunek bankowy założony w ING i mBanku. Poza tym był w miejscach i przy rozmowach, przy których nigdy nie powinien być.
Samochody z wirtualnej wędki
Jerzemu Szczyściakowi postawiono 796 zarzutów. Do tylu kradzieży samochodów się przyznał. Skąd brał dane samochodów, które niby ukradł? Z Krajowego Systemu Informacji Policji (KSIP).
Policjanci wchodzili w rejestr skradzionych samochodów, których nigdy nie odnaleziono, tym bardziej więc nie znano sprawców. Szczyściak brał na siebie to i to auto, podawał nazwisko tego i tego wspólnika. Czasem był to ktoś, kogo znał, a czasem ktoś, czyje dane podawali mu policjanci. Potem prokurator Małgorzata Musiał brała go na przesłuchanie i natychmiast zatrzymywano pomówionego przez Szczyściaka delikwenta. Musiał wnosiła o areszt. Według naszych danych zastosowano 10 aresztów. Łącznie pomówionych przez Szczyściaka było 29 osób. Według niego większość niewinna.
Z czasem sam Szczyściak miał dostęp do KSIP, gdzie dopasowywał sobie skradzione wozy. Więzień bywał na wolności, a śledczy w tym czasie awansowali i dostawali nagrody. W początkowej fazie ukradzionych aut było ponad 1000. Ale zaczęły się wykluczać, np. w tym samym czasie Szczyściak musiałby ukraść audi i renault. Tyle że jedno auto kradł w Łodzi, a drugie w Zielonej Górze. Prokurator Musiał weryfikowała zeznania, rezygnując z niektórych samochodów. Wpadała w panikę, gdy okazywało się, że samochód, rozebrany na części w lesie (według zeznań Szczyściaka), ktoś znajdował piękny i w całości w innym miejscu. Wtedy wzywała osadzonego i pisała, że podejrzany zmienia zeznania, bo mu się przypomniało, że on jednak auta nie rozebrał, ale sprzedał nieznanej osobie. Takich notatek i zmian znaleźliśmy kilkanaście, ale jest ich więcej.
Jumanie na śniadanie
- Powiedział, że miałem układ z dyrektorem więzienia i on mnie wypuszczał na przepustki - mówi Szczyściak. Dobry dyrektor. Wypuszczał go 15 razy w miesiącu, sądząc po dokonanych wówczas kradzieżach. Jerzy Szczyściak jest sprawnym człowiekiem. Ale mimo to wątpimy, czy byłby w stanie być aż tak sprawny, jak twierdzi prokuratura. Według niej mężczyzna w 2002 r. spał tylko 14 razy. Resztę dni i nocy kradł. Poza tym nie zapominajmy, że prowadził warsztat samochodowy. Ba, udało mu się nawet spłodzić troje dzieci!
Najbardziej nam się jednak podobały dwie kradzieże samochodów i włamanie w dniu jego ślubu. Oraz niezwykła aktywność złodzieja po weselu i zapewne gorącej nocy poślubnej. Ukradł passata za głupie 3 tysiaki. Nad ranem. Gdy żona leżała w pościeli, a goście weselni jeszcze się nie rozeszli. Dobre były też kradzieże w Łodzi w kwietniu 2004 r. - dokładnie wtedy, gdy był w szpitalu w Krośnie Odrzańskim, na co mamy dowody. Podczas pogrzebu teściowej też kradł. W Łodzi, choć teściową żegnał w Wołominie, o czym świadczą podpisane przez niego kwity z wołomińskiego zakładu pogrzebowego.
- Żuka nie bierze się na żadnego łamaka -mówi Szczyściak.
Potwierdzają to "eksperci" z Wołomina. Tyle że oni w ogóle nie biorą żuka.
Mordy na krzywy ryj
Pewnego dnia policjantom było mało samochodów.
- Szykujemy "koronę"(status świadka koronnego - przyp. J.S.) - powiedzieli do więźnia.
- Może byśmy tak weszli w "głowy" (zabójstwa" - przyp. J.S.)
I tak Szczyściak miał zacząć brać udział w morderstwach. Dostał parę nazwisk. Pierwszy był były poseł SLD Andrzej Pęczak, którego Szczyściak kiedyś poznał. Znaleźli jakąś laskę o imieniu Monika, która niby była na imprezie z Pęczakiem, a która wybyła gdzieś w świat i nikt nie wiedział, co się z nią działo. Szczyściak miał słyszeć o tym, że Pęczak udusił dziewczynę w seksualnym uniesieniu, po czym wrzucił ją do zalewu. A dlaczego nie znaleziono ciała? Bo było przywiązane do szyny kolejowej, a po latach ryby je zjadły
- Policjanci pokazali mi miejsca, w których to niby się stało, żebym dobrze się nauczył terenu. Poza tym dostawałem kartkę, a tam był opisany przebieg zdarzenia. Miałem się tego nauczyć. Monika to nie wszystko. Potem pojawił się gostek, który podciął sobie żyły. Narkoman, najarany jak meserszmit. Prokuratura chciała mieć morderstwo, a policjanci wykrywalność. Szczyściak miał więc powiedzieć, że wie, kto udydolił żyły kolesiowi żyletką. Był jeszcze inny facet, powieszony, który jak nic sam się powiesił, a nie tak, jak mówił Szczyściak, przy pomocy kumpla. I był człowiek zakopany, który się jednak potem znalazł gdzieś na końcu świata.
Z opowieści o morderstwach chyba jednak nic nie wyjdzie, bo sprawą zajęła się inna prokuratura i Szczyściak wpadł na kłamstwach.
Długowieczne ślady DNA
Zaczęły mu jednak dokuczać wyrzuty sumienia. Poznał też tych, których niewinnie pomówił, a którzy trafili przez niego za kraty. Postanowił się wycofać. I opowiedział wszystko innemu prokuratorowi. Mówi, że gdy jechał na przesłuchanie, jeden z wiozących go policjantów włożył mu do ręki gryps, a w nim wyraźną groźbę, że jeśli nie przestanie nadawać na policjantów, to... . I tu adres jego żony i dzieci.
Gryps ten trafił do akt sprawy. Prokuratura powołała biegłego grafologa, który stwierdził, że pismo jest niejednorodne i nie można stwierdzić, kto to napisał. Szczyściak powiedział też, że ma parę nagrań ze spotkań z policjantami, ale ukrył je w bezpiecznym miejscu.
Natychmiast miał przetrząśniętą celę - na wniosek prokuratury. Szukano wszystkiego, ale skupiono się na płycie DVD. Tylko szkoda, że były tam jedynie nagrania dzieci. Prokuratura Okręgowa w Ostrowie Wielkopolskim prowadzi postępowanie przeciwko trzem policjantom - Krzysztofowi C., Rafałowi K. i Gabrielowi S. (sygn. V Ds 30/10) - za nakłanianie do składania fałszywych zeznań.
O udziale w tej zabawie prokuratury w Łodzi i prokurator Musiał nikt nie mówi. Szkoda.
- Musiałowa mi tequilę z Meksyku przywiozła - wspomina Szczyściak. Rzecznik policji w Łodzi w ogóle nie pamięta, żeby było takie postępowanie. Nawet nazwisk kolegów z jednostki zapomniał. Biuro Spraw Wewnętrznych nie pamięta, co robiło. Prokurator Małgorzata Musiał rozmawiać z nami nie chce, bo nie jest upoważniona. Podejrzani o wymuszanie fałszywych zeznań policjanci rozmawiać z nami nie mogą - dla dobra śledztwa. Ale porozmawiają, gdy akt oskarżenia do sądu trafi.
- Nikt przy zdrowych zmysłach nie nakłaniałby nikogo do przyznania się do tylu przestępstw - mówi jeden z podejrzanych policjantów.
A Szczyściak zbiera dowody swojej niewinności. Ma już ich wiele. Chce udowodnić, że nie mógł dokonać kradzieży, które za namową policji i prokuratury wziął na klatę. Czyli nie mogli też zrobić tego ci, których niewinnie pomówił. I nici z brawurowego postępowania prokurator Małgorzaty Musiał. Obecnie tę sprawę prowadzi prokurator Dawid Jackowski z Rawy Mazowieckiej. I uparcie szuka dowodów winy Szczyściaka. Ostatnio pobrał od niego materiał DNA, bo przy jednym z samochodów znalazł klucz oczkowy nr 12 ze śladami DNA. Znaleziono ten klucz w 2004 r. Ślady biologiczne utrzymały się na kluczu przez ponad 7 lat? Jerzy Szczyściak podobno zarobił na tych kradzieżach 15 654 000 zł. Ma adwokata z urzędu. Zapewne dla niepoznaki.
Joanna Skibniewska
jestem jednym z tych którzy byli aresztowani w tej sprawie , podobno ukradłem ponad 40 samochodów do spółki z tym debilem , najciekawsze jest to że nie ukradłem żadnego a przesiedziałem w areszcie 6 miesięcy , dzisiaj po tamtym czasie pozostało we mnie rozgoryczenie i nadciśnienie a to wszystko w świetle prawa w związku z tym życzę dalszych sukcesów w budowaniu wizerunku i praworządności Państwa wszystkim którzy przyczynili się do tego że niewinni lądują za kratami
OdpowiedzUsuńKolego , ja też miałem zarzuty przez tego "śmiecia" podobno straszyłem wychowawcę AŚ A .Lewandowską porwaniem jej dziecka. Wszystko , to słyszał Szczyściak!!! Na moje szczęście prokuratura na Bałutach już nie dała wiary temu wszy i SW. A ilu zagonił do puchy??
OdpowiedzUsuńkaja nie przyjade we wtorek domownik mam jak bank i telefon
OdpowiedzUsuńKocham Cię
UsuńKotku, sprawa w czwartek 12.02, o 10:00 - potrzebne kwity. Kocham
OdpowiedzUsuńPisz do mnie listy! !! Ja nic nie dostaję...Kocham
OdpowiedzUsuńPisz do mnie listy! !! Ja nic nie dostaję...Kocham
OdpowiedzUsuńkaj mam papiery na reku,rano wysylam pol pioryt kocham
OdpowiedzUsuńCzekam, to bardzo ważne. Kocham
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńkotek poszło wczor rzno kocham
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń😗
OdpowiedzUsuń