niedziela, 17 marca 2013

STRAŻAK odsunięty od ognia (NIE 25/2012)


Bo powinien wodę wozić, a nie olej.

Jak zawyła syrena, to Jabłońscy byli pierwsi w straży. Ojciec i syn. Ojciec robił to przez 32 lata, syn przez 11. Dziś odruch ma ten sam - wybiec z domu i na skróty biec do remizy. Ale zaraz potem przypomina mu się, że już nie może.

Żeby utrzymać rodzinę
Z pracy w straży pożarnej 4-osobowa rodzina nie wyżyje. Piotr Jabłoński dorabiał więc. Prace budowlane, Provident. Jego ojciec też dorabiał. Choć dzieci już dorosłe, to strażak, policjant i pielęgniarka ledwo wiązali koniec z końcem. Rodzice musieli pomóc. Rozwoził starym polonezem słodycze w firmie znajomego. Gdy znajomy  Jacek B. zaczął współpracować z firmą rozwożącą paliwo, ojciec zaczął wozić przystosowanym busem olej opałowy dla rolników. Wkręcił syna Piotra. Jeździli kilka razy w miesiącu. Zimą nie wozili wcale. Za 12 godzin pracy zarabiali 30-50 zł. Prokurator wyliczył, że przez 2 lata zarobili... 5 tys. zł.
Piotr co jakiś czas pytał o umowę o pracę, ale Jacek B. nigdy nie miał czasu tym się zająć.
Przyszli z elbląskiego CBŚ w kilku, skuli Piotra, wydzierali się i przy dzieciach wyzywali go od przestępców. Ojca zatrzymali w tym samym czasie. Matka krzyczała, że on ma słabe serce, że musi wziąć leki. Zaczęli się śmiać. Niedługo potem z komendy zabrała go karetka. Serce nie wytrzymało. Piotr Jabłoński siedział w kajdankach 8 godzin. Nikt z nim nie rozmawiał, nie pozwolono mu zadzwonić do nikogo ani nawet napić się wody. Gdy wreszcie po kilkudziesięciu godzinach prokurator znalazł dla niego czas, Jabłoński dowiedział się, że jest przestępcą, bo dokonał uszczuplenia podatku akcyzowego, fałszując dokumentację. Tę dokumentację, do której nie miał dostępu. Ojciec usłyszał podobne zarzuty. Dowiedzieli się, że są zorganizowaną grupą przestępczą. Mafią paliwową z okolic Morąga.

Żeby nie czekał na ojca
Zrobiono przeszukanie w mieszkaniu obu mężczyzn. Kipisz nie przyniósł rezultatów. Nic. Ani śladu dokumentacji. Wyjęto Piotrowi z portfela 650 zł, które miał na ratę w banku. Funkcjonariusz powiedział, że to pieniądze pochodzące z przestępstwa, i zabrał je. Dokumentację znaleziono jedynie u Jacka B., ich szefa.
Obaj panowie utrzymywali, że oni tylko wozili paliwo. Nie mają pojęcia o dokumentacji, bo jej nie robili. Mieli zawieźć olej konkretnym rolnikom, potem byli z tego rozliczani przez szefa i tyle. Podczas przeszukania w domu Piotra Jabłońskiego byli jego synowie. Płakali.
Funkcjonariusz CBŚ powiedział jednemu z chłopców:
- Nie czekaj na ojca, jest w więzieniu i długo stamtąd nie wyjdzie. Chłopiec miał wtedy 12 lat. Chciał położyć się na pobliskich torach.
Zwolniono Jabłońskiego z aresztu. Meldował się co drugi dzień na policji, miał zakaz opuszczania kraju. Od razu zawieszono go w czynnościach służbowych w straży. Dostawał tylko połowę wypłaty, czyli 960 zł. Nigdzie nie mógł podjąć pracy. Lokalne gazety pisały o nim, że niby taki bohaterski strażak, a przestępca. Pisały, że prokurator rozbił miejscową mafię paliwową. Tymczasem przeciwko Jabłońskim nie było żadnych dowodów.

Żeby nie interweniowali
Pewnego dnia prokurator Jan Hrybek, wtedy jedynie delegowany, obecnie już prokurator okręgowy, miał powiedzieć: "Jawiem, że pan jest niewinny; jeśli w opinii grafologicznej okaże się, że na dokumentacji nie ma pańskiego podpisu, to ja sprawę umorzę?. Jabłońskiemu spadł kamień z serca. Wiedział, że jest czysty. Grafolog nie znalazł jego pisma w dokumentacji. Nie było się jednak z czego cieszyć, bo Hrybek wcale nie umorzył postępowania. Jabłoński wniósł zażalenie, ale komisja sprawdzająca pracę prokuratora nie znalazła uchybień. W komisji zasiadała prokurator rejonowa Małgorzata Hrybek, żona Jana Hrybka.
- Ja tego nie mówiłem! - krzyknął na sali sądowej świadek, który ponoć w postępowaniu przygotowawczym nadawał na Jabłońskich. Okazało się, że jego zeznania w sądzie są zupełnie inne niż te, które odczytała mu sędzia. Inny świadek zeznał do protokołu, że był nakłaniany do składania fałszywych zeznań. Stwierdził, że go zastraszano, gdy nie chciał "mówić?na strażaków. Kolejny świadek zeznający na niekorzyść Jabłońskich, ponad 70-letniakobieta dwukrotnie wskazała adwokata jako Piotra Jabłońskiego. A podobno dobrze go znała. Widać, ktoś jej powiedział, gdzie Jabłoński powinien siedzieć... Inni świadkowie zeznawali, że Jabłońscy tylko wozili olej. Jacek B. też potwierdził przed sądem, że Jabłońscy byli kierowcami w jego firmie i nie mieli wiedzy na temat dokumentów.
Sędzia Marzena Madrak pomimo to skazała członków "mafii". Na podstawie "doświadczenia życiowego". Stwierdziła, że na pewno wiedzieli, że ich szef robi przekręty w dokumentach podatkowych. Piotr Jabłoński i jego ojciec dostali 18 tys. zł grzywny i 2 lata w zawieszeniu na 4. Apelowali do wyższej instancji. Tam uznano ich argumenty i stwierdzono, że faktycznie nie ma żadnych dowodów ich winy, grzywna jest za wysoka itd. Ale mimo to uznano ich winnymi wiedzy o przestępczej działalności szefa. Sąd apelacyjny zmienił im karę na najniższą z możliwych i dał im pół roku w zawiasach na 3 lata oraz 5200 zł grzywny. Czyżby wlepił im wyrok, żeby nie mogli dochodzić odszkodowania za niesłuszne zatrzymanie?

Żeby było przepisowo
Ojciec nie dożył końca postępowania. Piotr dwukrotnie próbował popełnić samobójstwo. Wpadł wgłęboką depresję. Musiał sprzedać mieszkanie, nie jest w stanie spłacić kredytu. Nie może znaleźć pracy, bo był karany. Dzieci, wyśmiewane i szykanowane, straciły rok szkoły. Piotra Jabłońskiego od razu wyrzucono ze straży.
- Razem z synową błagałyśmy komendanta, żeby go nie zwalniali, ale nie dało rady - żali się matka Piotra. Jabłońskiemu świat się zawalił. 11 lat ofiarnej służby, znakomite oceny ze wszystkich kursów, pochwały, brązowy medal za zasługi.
- Znam Piotra, to znakomity strażak, ale ja tutaj nic nie mogę. Decyzja należy do komendanta powiatowego - mówi Adam Zaręba, komendant straży pożarnej w Morągu, gdzie pracował Jabłoński.
Powiatowy stwierdził, że według przepisów ktoś skazany prawomocnym wyrokiem nie może gasić pożarów.
- To faktycznie wielka strata, bo to świetny strażak, poza tym znakomicie przeszkolony, a to ogromne koszty. Niestety przepisy to przepisy - stwierdził Tomasz Ostrowski, komendant powiatowy. Ale jeśli komendant główny da mu szansę... Niech próbuje.

Starszy syn Piotra Jabłońskiego też chce zostać strażakiem. Młodszy całymi dniami rysuje wozy strażackie. A Piotr Jabłoński wciąż zrywa się, gdy słyszy wycie syreny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz