W Łodzi złodzieje kradną to, czego nie kradną. Prokuratorzy wykrywają przestępstwa, których nie było, i zamykają w aresztach tych, którzy ich nie dokonali. Policjanci chwytają złodziei, którzy niczego nie ukradli.
Gdy pisaliśmy historię złodzieja z Łodzi, który w zamian za prezenty od policjantów i flaszkę tequili od prokuratora wziął na siebie kradzieże, których nigdy nie dokonał ("Złodziej tysiąclecia", NIE nr 51/2011) http://skibniewska.blogspot.com/2013/03/zodziej-tysiaclecia-nie-512011.html ,wydawało nam się, że to ewenement w historii polskiej prokuratury. A jednak nie. W każdym razie nie w prokuraturze łódzkiej, gdzie ludzie mówią, że kradną to, czego nie ukradli, i włamują się tam, gdzie się nigdy nie włamali. A wszystko na chwałę statystyki i wyników organów ścigania.
Okazuje się, że jest kolejny złodziej, który jednej nocy skradł 4 samochody, dorobił kluczyki do stacyjek, podłączył pod nie komputer, odpalił, zawiózł do pasera, zadzwonił dowłaścicieli (?) z żądaniem okupu, spotkał się z tym, który zamówił u niego kradzież, w celu odebrania zapłaty, a w między czasie był na imprezie albo... w areszcie, gdzie widzieli go świadkowie i strażnicy więzienni. Ten cudotwórca to nie David Copperfield, ale drobny złodziejaszek z Łodzi - Krzysztof N.
Przodownicy z policji
Prosiłem o rozmowę z prokuratorem, ponieważ chcę prosić o interwencję w areszcie śledczym. (...) W mojej obecnej celi nie mogę przygotować się do przesłuchań. Funkcjonariusze policji przekazują mi różne mapy miasta, bym mógł sobie przypomnieć, gdzie popełniłem przestępstwa - powiedział Krzysztof N. łódzkiej prokurator Pełczyńskiej-Górskiej.
Bo N. trenuje pamięć. W sposób przedziwny. Żeby uradować policjantów i prokuraturę, przypomina sobie rzeczy, których nie zrobił. Pomagają mu w tym łódzcy policjanci Krzysztof C. i Rafał K. Przodownicy. Sukcesów ci u nich dostatek. Wykrywalność niebywała.
Wchodzą w kartoteki kradzieży i mówią, że trzeba przyznać się do zrobienia tej czy tamtej fury. Podają markę, kolor i miejsce kradzieży. w zamian ma się pewne przywileje. Zwykle są to wizyty w domu podczas przebywania w areszcie śledczym oraz prezenty. Delikwent ma jedynie wziąć na siebie więcej kradzieży, niż ich dokonał. Najlepiej, gdy jeszcze dorzuci nazwisko jakiegoś wspólnika. Statystyka będzie lepsza. A policja i prokuratura mają sukces.
Krzysztof N. dokonał 400 kradzieży. Do tylu się przyznał. Dorzucił do tego jeszcze nazwiska paru kumpli, z czego większość szeroko otwiera oczy, słysząc o swoich złodziejskich dokonaniach. N. ma wybitną pamięć. Pamięta wszystkie kolory samochodów, które ukradł 10 lat temu. Większość to fiaty. Pamięta, czy samochód stał po prawej, czy po lewej stronie ulicy. Pamięta, że płotek miał 40 cm. Ba, pamięta nawet numery rejestracyjne samochodów. Tak wyglądają protokoły jego przesłuchań. Na stronie 484 protokołu nie wiedział, jak nazywał się jego wspólnik przy kradzieży, a już na stronie 485 znał jego nazwisko, imię żony i sytuację rodzinną...
Krzysztof N. często wyjeżdżał z celi na tzw. czynności prokuratorskie. Bywało, że wracał z nich wesoły i nie z pustymi rękoma.
Kradzież 24 h
Według aktu oskarżenia N. kradł przeciętnie 2 samochody dziennie. w dzień i w nocy. Chciałem dodać, że często kradłem kilka samochodów jednej nocy - zapewnia w zeznaniach. Także wtedy, gdy na pewno nie mogło go być tam, gdzie opowiada, że był. Kradł, nawet będąc w areszcie... Nikomu nie przyszło do głowy, żeby to sprawdzić.
- W pamięci zostają tylko te samochody, z którymi wiąże się coś szczególnego - mówi Karlik, chłopak z Wołomina. W branży od lat. - Albo ciężko było się do niego dostać, albo ktoś przeszkodził, albo miał jakieś wyjątkowe zabezpieczenia, wtedy to jest wyzwanie. Nie pamięta się kolorów, a już na pewno nie interesuje nikogo numer rejestracyjny. To kompletna bzdura. Nie wyobrażam sobie dokonania 400 kradzieży. Nie można byłoby się do tego przygotować, a to konieczne, żeby nie wpaść i nie narobić sobie niepotrzebnej roboty.
Może byłoby to nawet śmieszne, gdyby nie fakt, że N. wpakował 10 osób, które najprawdopodobniej nie miały nic wspólnego z prawdziwymi i wymyślonymi kradzieżami Krzysztofa N. Krzysztof N. to ciepły miś. Według prokuratury wiarygodny. Ma wyroki do 2028 r., a także usiłowanie zabójstwa na koncie.
- Jestem nietykalny - często powtarza w celi. N. był leczony psychiatrycznie i ma czarno na białym, że ma urojenia lękowe. A wtedy jest niebezpieczny, i to nie z własnej winy, bo jest chory. Nie wie, co robi. Ale chłop jest koleżeński. Kiedyś kumpel poprosił go, żeby "porozmawiał" z jego byłą żoną.
- Mogę jej jeszcze w gratisie łeb urżnąć. Bo cię lubię, stary - zadeklarował Krzysztof N.
Kiedyś sprzedał kolegom kosę, czyli wsadził nóż jednemu w brzuch, drugiemu w płuco.
- Poczęstował ich nożem, bo podobno miał takie zlecenie - mówi kolega N. Właściwie już były kolega, bo jego też N. wpakował do aresztu swoimi zeznaniami.
Prokurator stachanowiec
Prokurator z Prokuratury Okręgowej w Łodzi Robert Nogacki niby napracował się przy akcie oskarżenia dla N. i jego wkopanych kolegów, bo wymienił kilkaset zarzutów. Ale to tylko teoria, bo każdy zarzut jest opisany metodą kopiuj-wklej: Po uprzednim pokonaniu zamka drzwi i stacyjki dokonał zaboru w celu przywłaszczenia samochodu... Zmieniają się jedynie numery rejestracyjne wozów i ich marki.
Akt oskarżenia dziwi nie tylko tych, którzy siedzą na ławie oskarżonych razem z N. jako jego wspólnicy, ale także panią sędzię prowadzącą to postępowanie.
- Czy pan pamięta tak dokładnie szczegóły sprzed 10 lat? - zapytała.
- Tak - zapewniał N.
Sędzia jednak nie wierzy. W każdym razie postanowiła to sprawdzić i powołać biegłego lekarza, który powie, czy tak dokładna pamięć jest w ogóle możliwa. Tymczasem w sądzie Krzysztof N. już stracił pamięć. Gdy sędzia pokazuje mu plan miasta, żeby wskazał, gdzie dokonał kradzieży, nie rozpoznaje ulic. Rozpoznawał przy policjantach i prokuratorze. Teraz zapomniał.
- Jak były protokołowane pana zeznania?
- Były drukowane.
- Ale były pisane ręcznie, na maszynie czy na komputerze?
- Nie wiem, chyba na maszynie.
- Ale na maszynie czy na komputerze?
- Nie wiem, ja miałem tylko podpisać.
Wspólnicy, którzy niby kradli z nim auta, jakoś bardzo się zmienili i N. nie może ich teraz rozpoznać. Już nie bardzo pamięta ich nazwiska. Na przesłuchaniu pamiętał. On chce potwierdzić, co mówił wtedy, on nie chce zeznawać sam. Wyraźnie nie wie, co jest w protokołach przesłuchań. Wygląda na to, że niektóre nazwiska zna tylko ze słyszenia. Czyżby z kartotek policyjnych?
Czwarty wymiar sprawiedliwości
Prokuratura Okręgowa w Ostrowie Wielkopolskim prowadzi postępowanie przeciwko trzem policjantom z Łodzi, którzy tak sumiennie prowadzili przesłuchania Krzysztofa N.
Krzysztofowi C., Rafałowi K. i Gabrielowi S. (sygn. V Ds 30/10) postawiono zarzut nakłaniania do składania fałszywych zeznań. O udziale w tej zabawie prokuratury w Łodzi nikt nie wspomina. Wiadomo, koledzy po fachu.
Niby wszystko w porządku.
Winni tej szopki policjanci zostaną ukarani.
Tyle że niewinni ludzie siedzieli w areszcie, a teraz siedzą na ławie oskarżonych.
A winni ich zamknięcia - prokuratorzy, którzy wymyślali niestworzone historie przestępstw i wnioskowali o areszt, oraz sędziowie, którzy bezmyślnie klepali aresztowania - będą bawić się dalej.
I robić statystyki. w imię prawa, bo na pewno nie sprawiedliwości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz