czwartek, 7 marca 2013

Jak zjeść policjanta (NIE 40/2011)


Na zamówienie ziobrzystów z uczciwych policjantów zrobiono mafię.
 
Sąd w Świdnicy 
Kiedy los się śmieje? Kiedy złodziej złodzieja okradnie. Albo kiedy prokurator zrobi z policjantów zorganizowaną grupę przestępczą.
Dziękuję panu za wzorową i pełną poświęcenia pracę w zwalczaniu przestępczości zorganizowanej, za sukcesy, osiągnięcia, poniesione ryzyko oraz konsekwencję w realizacji tak trudnej misji. Pielęgnowane przez pana słowa ślubowania, służebność wartościom zapisanym w Konstytucji stały się wzorem dla kolejnych pokoleń policjantów. Tak żegnał odchodzącego na emeryturę podinspektora ze śląskiego CBŚ Jana M. jego przełożony. Bo M. to stara szkoła. Twardy był. Jak mantrę powtarzał, że winny musi ponieść karę. Kimkolwiek by był. Wiele przeszedł, przystawiali mu pistolet do głowy, podmieszkanie podkładali bombę. 

Wzorowy świadek
Podobnie nadkomisarz Jarosław P. Naczelnik Wydziału Kryminalnego. Razem pracowali na najgorszym odcinku. Granice czesko-polska i niemiecko-polska to ciężki kawałek chleba. Jeszcze niedawno ginęło tu rocznie około 20 osób. Liczbę przeszmuglowanych aut i kilogramy kokainy obaj znają na pamięć. Samochodami zajmował się policjant Mariusz K. Przymknął niejednego pasera i przemytnika.
 Dlatego, gdy wezwani przed oblicze prokuratora mieli odpowiedzieć, czy wzięli łapówkę od jednego z bandytów, myśleli, że to żart, że są w ukrytej kamerze. Kiedy zapytali o dowody, usłyszeli, że to nie ich sprawa (!), ale prokuratura ma świadka.
Zaczęli szukać na własną rękę. Okazało się, że świadkiem jest dobrze znany im bandyta, menel i ćpun. Daniel B., gość, który od lat im donosił! Wiedział jednak, że jeśli dokona przestępstwa i kogoś skrzywdzi, wtedy go przymkną. I żadnej ulgowej taryfy nie będzie. Daniel B. wpadł. Więc go posadzili. Winny musi ponieść karę - skwitował jego błagania o wsparcie Jan M. Wtedy usłyszał: Ty będziesz siedział, a bandyci będą ruchać ci żonę. Niedługo potem koledzy policjanci donieśli, że w komendzie ktoś mu szyje buty.

Pogromca lekarzy
Prokurator Krzysztof Schwartz to pogromca... policjantów, adwokatów i lekarzy. Tak jak chciał Ziobro. Daniel B. okazał się dla niego skarbem. Zagrożony 20-letnimwyrokiem był gotów iść na każdą współpracę. Prokurator zrobił z niego świadka koronnego, choć Ustawa o świadku koronnym nie dopuszcza do współpracy z bandytą tego pokroju. Drugim świadkiem koronnym był Krzysztof P. Gość, którego M. i P. zamykali. Bandzior zajmujący się produkcją narkotyków, haraczami i kontrolą śląskich burdeli. Idealny w roli koronnego.
 Pomawiającym jest Daniel B. Podobno jego gangsterski pryncypał Stanisław S. dał M. 25 tys. zł. Nie wiadomo za co i nie wiadomo, gdzie ani jak. Policjantowi Jarosławowi P. miał dać używanego laptopa i kamerę, nie wiadomo, kiedy i jakiej marki. Mariuszowi K. zaś ponoć dał telefon komórkowy. Wypasiony. Z czasem kwota pieniędzy zmniejszyła się do 5 tysięcy, kamera zniknęła z zeznań, a telefon K. okazał się służbowym aparatem typu sagem. Ale haki już były. Mariusza K. od razu zawieszono w czynnościach służbowych i wsadzono do aresztu. Starsi funkcjonariusze byli już na emeryturze, więc wystarczyło napiętnować ich jako łapówkarzy. Prokuratura miała więc same sukcesy. W Bielsku-Białej znaleziono wówczas ośmiornicę sędziów (dziś wiadomo, że to kompletna bzdura, ale kilku osobom zniszczono życie), a w okolicach Wrocławia miała się pojawić mafia policjantów. Śląsk miał być oczyszczony z mafii węglowej, czyli Blidy. Mikrofony na konferencjach prasowych Ziobry grzały się do czerwoności. Jan M. był wytykany palcem jako łapówkarz. Pisała o nim lokalna prasa. Prawa ręka nadinspektora Adama Rapackiego, podwładny nadinspektora Henryka Tusińskiego, znakomity policjant, pogromca "grupy zachód", gość, który rozpracował 5 największych przygranicznych gangów zabijających ludzi, był chłopcem do bicia. Jarosław P. przeszedł poważny zawał serca. Mariusz K. gnił w mamrze, nic nie rozumiejąc.
Odwoływali się i pisali wszędzie. O tym, że to skandal, że świadkowie koronni kłamią, że są niewiarygodni. Pisali, kim są świadkowie koronni. Do Prokuratury Krajowej, do ministra Sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego. Wszyscy pisma przekazywali? prokuratorowi Schwartzowi, żeby odpowiedział. Uznano jednak, iż postępowanie powinno toczyć się poza okręgiem świdnickim. Efektem była zmiana świdnickiego Schwartza na prokurator Karolinę Rzeczycką Jarosz z Prokuratury Okręgowej w Świdnicy.
Ta pani wielokrotnie wykazała się niezwykłą wprost inteligencją. W trybie jawnym przesłuchiwała wieloletniego, zarejestrowanego przez policję agenta. Chłop powiedział w postępowaniu, że od dawna należy do grupy przestępczej, żeby donosić policji. I bierze za to kasę. Jego zeznania poznali bandyci. Skończyło się tym, że koledzy o mało go nie zabili. Cały czas wisi nad nim i trójką jego małych dzieci wyrok bandytów.

Bystra jak woda w stawie
Postanowiła też przesłuchać bandziora, któremu kazała zdjąć kajdanki. Policjanci uprzedzali, że gość jest niebezpieczny i może uciec. Nie zmieniło to decyzji Rzeczyckiej-Jarosz. Kazała policjantom opuścić pokój. Po chwili wyszła, zostawiając przesłuchiwanego w pokoju. W tym czasie bandyta zwiał przez okno. Delikwenta wciąż szukają.
Wykazała się też wyjątkową pracowitością. Po 4 latach od zabezpieczenia kamery i laptopa, które to rzekomo Stanisław S. dał Jarosławowi P., przesłuchała tych, których P. wskazał jako właścicieli sprzętu. Przyznali, że to ich rzeczy. W przypadku Jana M. nie robiła nic. Poza odrzucaniem wszystkich jego wniosków. Specjalnie za to traktowała świadka koronnego Daniela B., przedstawiając mu protokoły z zeznań obu podejrzanych policjantów. Daniel B. przyznał, że to po to, żeby wiedział, co ma zeznawać. Schwartz i Rzeczycka-Jarosz pracowali ręka w rękę. Tylko oni wiedzieli, że zeznania Daniela B. są warte funta kłaków. Według niego funkcjonariusz, któremu Stanisław S. dawał łapówkę, był kędzierzawym 40-latkiem. Tymczasem Jan M. ma ze 20 lat więcej, łysą pałę, a kędzierzawy to był może w dzieciństwie. Dlatego utajnili zeznania B. I robili cyrk. Świdnica była zablokowana, gdy B. miał być przesłuchiwany. Policyjne suki, ochrona, a nawet helikopter przywoziły gościa przed ich oblicze. Bo ważnego świadka trzeba chronić. I tak przez 4 lata. Śledztwo przeciwko Janowi M. zamknięto. Nie znaleziono dowodów jego winy. Przeciwko Jarosławowi P. wciąż się toczy, ale odkąd wiadomo, że ani laptop, ani kamera nie mogły być przedmiotem łapówki, to prokuratorzy zaczęli szukać w komputerze lewych programów. Czegokolwiek, byleby wyjaśnić wiele lat bezsensownego wydawania pieniędzy i gnojenia człowieka. Na razie nic nie znaleźli. Duet Schwartz i Rzeczycka-Jarosz w tym samym czasie prowadził postępowanie przeciwko "gangowi bokserów ze Świdnicy. Na podstawie zeznań tych samych świadków koronnych. Prokuratorzy preparowali dowody winy przeciwko podejrzanym, co stwierdził Sąd Najwyższy. Pisaliśmy o tym w artykule "Szyci bandyci" ("NIE" nr 11/2011).
 Sprawy prowadzone przez tych prokuratorów często sądzi sędzia Maciej Jedliński. Dziwnie sądzi, o czym też pisaliśmy we wspomnianym artykule. Zawsze udowadnia, że świadkowie koronni są wiarygodni. Ciekawe, czy wie o zeznaniu, w którym Krzysztof P. opowiada o przyjmowaniu łapówek przez sędziego Jedlińskiego (protokół przesłuchania świadka z 3.04.2007 r. sygn. Akt Ap II Ds. 5/06)?Ale to temat na osobny artykuł. A na budynku świdnickiego sądu widnieje curantes iura iu vant, czyli prawo sprzyja tym, którzy o nie dbają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz