Wiedza seksualna młodzieży polskiej jest na poziomie wiedzy katechetów. A katecheci są na poziomie średniowiecza.
Pod koniec 2010 r. Rada Praw Człowieka przy ONZ przedstawiła raport dotyczący sytuacji w Polsce. Bito na alarm, że polska młodzież jest indoktrynowana i nie kształci się jej w dziedzinie seksualności. Poza tym rola kobiety i mężczyzny w rodzinie jest skrajnie wypaczona. Miało się to zmienić. Kolejny raport pokazuje, że jest jeszcze gorzej.
Kiełbaska do słoninki
Do redakcji magazynów dla młodzieży napływają listy. Można się z nich dowiedzieć np. tego, że podczas pierwszego razu nie można zajść w ciążę, a najlepszym środkiem antykoncepcyjnym jest coca-cola.
Z czego wynika taki brak wiedzy?
Z tego, że w Polsce zajęcia poświęcone seksualności coraz częściej prowadzą katecheci. Wydawać by się mogło, że w dużych miastach tego problemu nie ma. Tymczasem oto, co mówią nastolatki z warszawskich szkół i z tych pod Warszawą:
- Katechetka rozpoczynająca zajęcia na ten temat ugryzła jabłko, wyrzuciła je do kosza, po czym stwierdziła, że to jest właśnie dziewczyna, która uprawia seks przed ślubem.
Inna nazwała taką rozpakowanym prezentem, którego nikt już nie będzie chciał. Dodała też, że kobieta, która ma potrzeby seksualne i dąży do zbliżenia bez celu prokreacyjnego, jest nienormalna i powinna być poddana leczeniu psychiatrycznemu.
- Lekcje wychowania do życia w rodzinie prowadzi u nas ksiądz. Pokazywał, gdzie w kobiecie dochodzi do zapłodnienia. Według niego w jajniku, nie w jajowodzie.
- Nasza katechetka w szkole poinformowała dziewczyny, że tamponów nie można używać, bo przyrastają do pochwy...
- W liceum pani, która przyszła nie wiadomo skąd, opowiadała o kalendarzyku i o tym, że prezerwatywy nie są skuteczną metodą antykoncepcyjną, bo kondom może tak uciskać na podstawę penisa, że spowoduje to odcięcie dopływu krwi, a to może doprowadzić do trwałej impotencji.
- Uwaga naszej nauczycielki skupiała się głównie na omawianiu wielu skutków ubocznych stosowania pigułek hormonalnych. Uważała, że jeśli ktoś nie chce się z kimś kochać bez zabezpieczenia, to znaczy, że nie akceptuje jego płodności i oczywiście nie kocha go, tylko pożąda.
- Wychowanie do życia w rodzinie mieliśmy z 60-letniąpanią, która nam tylko na jednej lekcji wprowadziła temat seksu i opowiadała o jakichś niestworzonych rzeczach, np. że jedną z metod antykoncepcji jest położenie się przez dziewczynę w wodzie z octem, która wypłucze i zabije plemniki.
- Dowiedziałem się, że in vitro nie jest dla ludzi, bo tylko krowy poddaje się sztucznej inseminacji.
- Usłyszałam, że jak się bierze środki antykoncepcyjne, to macica wysycha i robi się jak suszona śliwka.
- Jeśli będę brała pigułki przed zapłodnieniem i będzie to chłopiec, to doprowadzi to do feminizacji chłopca i będzie na pewno homoseksualistą.
- Kobiety stosujące antykoncepcję w młodym wieku dożywają tylko do czterdziestki.
- Dziewczyny w klasie dostały tort odpowiedzialności podzielony na pranie, sprzątanie, gotowanie, opiekę nad dziećmi, prasowanie, zakupy itd. Chłopakom katechetka powiedziała, że powinni naprawić kran i wychować syna. Powiedziała, że to dlatego, że inaczej zbudowany jest mózg kobiety i mężczyzny.
- Seks nie może być uprawiany dla przyjemności, bo to pornografia i forma biznesu, bo traktuje się partnera jak rzecz.
- Każdy akt płciowy powinien kończyć się złożeniem nasienia w pochwie. Inaczej kobieta może zachorować na histerię.
- Dowiedziałem się, że pochwa jest rozciągliwa jak rajstopy.
- Nam nauczycielka powiedziała, że nie należy golić pach, bo robią to tylko artystki występujące na scenie.
- Żebyśmy docenili, czym jest życie, nauczycielka zaczęła wykład od tego, że w Oświęcimiu robiono mydło z ludzkich głów.
- U nas babka penisa nazywała kiełbaską, a żeńskie genitalia słoninką.
- Podobało mi się, że kobieta nie myśli, tylko ulega emocjom i prowokuje strojem oraz pragnie być agresywnie zdobywana.
- Rodzina z jednym rodzicem to rodzina patologiczna, a dziecko tam jest mniej kochane. I wyrastają z nich osoby nienormalne. Gdy przeszło połowa klasy powiedziała, że jest wychowywana przez samotne matki, nauczycielka stwierdziła, że to przecież nie ich wina, że ich matki są grzeszne i nieodpowiedzialne.
- Gdy nasza koleżanka poroniła tuż przed maturą, nauczycielka zaczęła się śmiać i powiedziała, że szybko spotkała ją kara.
- Stosowanie antykoncepcji niszczy więzi między małżonkami.
- Żona powinna oddawać się mężowi w ciszy i w pokorze.
Katolickie tumany
Tylko co piąta Polka stosuje nowoczesną antykoncepcję, a lekcje z wychowania do życia w rodzinie prowadzą księża: taki obraz Polski wyłania się z poświęconego naszemu krajowi raportu przedstawionego na forum Rady Praw Człowieka ONZ.
W raporcie czytamy m.in. ,że pod względem dostępu do nowoczesnej antykoncepcji Polska jest nie tylko za Wielką Brytanią, gdzie ponad 80 procent kobiet używa takich środków, ale nawet za Rumunią, gdzie korzysta z nich niemal 30 procent kobiet. w Polsce - jedynie 19 procent.
Polsce dostało się też za zajęcia z wychowania do życia w rodzinie. Wysłannik ONZ zauważa, że przedmiot ten w bardzo niewielkim zakresie porusza kwestie seksualności i prokreacji, propagując jedynie abstynencję seksualną i tradycyjne metody planowania rodzi ny. Wytyka też, że nauczaniem seksualnym często zajmują się księża czy zakonnice, co może negatywnie wpływać na ich zdolność do przekazywania uczniom obiektywnych, naukowych i wiarygodnych informacji. Zajęcia "z seksu", czyli wychowania do życia w rodzinie (WDŻ) nie są obowiązkowe. Mogą pojawić się w ostatnich dwóch klasach podstawówki, gimnazjach i szkołach średnich - na 14 lekcjach w ciągu roku. Większość gimnazjów je prowadzi. W podstawówkach wielu rodziców się na takie zajęcia nie zgodziło. Ale, jak się okazuje, nie dlatego że są ograniczeni, ale dlatego że ich dzieciom katecheci robili pranie mózgu.
- Zajrzałem do zeszytu córki i oniemiałem, jak przeczytałem ten stek bzdur - mówi ojciec 13-latki ze szkoły w Wołominie.
- Lepiej żeby w ogóle na takie lekcje nie chodziła, niż miałaby się uczyć, że AIDS to kara za grzechy i można się nim zarazić przez pocałunek.
Nauczyciele życia
Z badań Ministerstwa Edukacji Narodowej wynika, że w 80 procentach szkół WDŻ uczą nauczyciele wyznaczeni przez dyrektorów, a nie seksuolodzy, lekarze czy inni fachowcy. Tymczasem jest to konieczne, bo o ile w podstawówce podstawa programowa mówi raczej o więzi rodzinnej, macierzyństwie, ojcostwie, różnicach między dziewczętami a chłopcami, o tyle w gimnazjum trzeba już z uczniami rozmawiać konkretnie.
W programie jest m.in.wiedza o antykoncepcji, masturbacji, pornografii, inicjacji seksualnej. A nie każdy umie o tym rozmawiać. W szkołach, w których zajęcia prowadzą pedagodzy szkolni, uczniowie są najbardziej zadowoleni. Czasami zapraszani są na takie wykłady seksuolodzy. Zdarza się, że lekcje dobrze prowadzą szkolni biolodzy, ale na ogół daleko odbiegają one od profesjonalizmu. Bywa też, że WDŻ uczą wuefiści. Normą jest jednak, że robią to katechetki. Jak np. w bydgoskiej szkole, gdzie dyrekcja nie widzi w tym nic nieprawidłowego.
- Żadnych kłopotów - zapewnia dyrektor Andrzej Kaczmarek.
- Ani rodzice, ani uczniowie nie narzekają. Katechetka opowiada o seksualności jak matka.
MEN pozwala, by "seksu" uczyli nauczyciele pracujący w szkole, pod warunkiem że studiowali nauki o rodzinie albo skończyli podyplomówkę lub kurs uprawniający do nauczania WDŻ. A to nie jest żaden problem. Można go skończyć choćby wbydgoskiej Wyższej Szkole Gospodarki.
Parafie specjalnie wysyłają na takie kursy katechetki, wiedząc, że brak przeszkolonych nauczycieli da im możliwość prowadzenia zajęć z wychowania do życia w rodzinie.
Podobno to wewnętrzne zalecenie kurii z 2006 r. To daje szansę na przeszmuglowanie kolejnej lekcji religii do szkoły. Bo te zajęcia nie są niczym innym. Dyrektorzy przyznają, że wygodniej im zatrudnić do nauczania WDŻ osobę już pracującą w szkole. Łatwiej układa się wówczas plan lekcji, taki nauczyciel jest bardziej elastyczny, a najelastyczniejsi są zdecydowanie katecheci.
Guma na marchewce
Bywa, że szkoły prowadzą te zajęcia naprawdę profesjonalnie. Szybko jednak można sobie z tym poradzić. Jak w gimnazjum w Gdańsku, gdzie młodzież nie będzie miała już zajęć z wychowania seksualnego, bo program nie odpowiadał... dwojgu rodzicom. w lutym do dyrektora Gimnazjum nr 7 w Gdańsku zadzwonił oburzony ojciec, który stwierdził, że nie życzy sobie, by jego dziecko narażać na widok prezerwatywy nałożonej na marchewkę. Teraz rodzice będą decydować co dalej. Tych dwoje rodziców...
Lekcje w tej szkole od 3 lat prowadzą studenci pielęgniarstwa. Profesjonalnie i fachowo. Widać, zbyt fachowo. Dariusz Wołodźko z biura prasowego urzędu miasta nie rozumie zachowania rodziców. Ale robi, co każą.
- Dziwi nas nieco histeryczna reakcja rodziców. Co prawda wcześniej prezerwatywy były nakładane na banana, a nie na marchewkę, ale nie jest to chyba aż tak wielka różnica - komentuje.
Wołodźko przekonuje, że program w szkołach na pewno będzie realizowany. Zajęcia mają poprowadzić katecheci, którzy ukończyli kursy przygotowawcze.
Joanna Skibniewska
Pod koniec 2010 r. Rada Praw Człowieka przy ONZ przedstawiła raport dotyczący sytuacji w Polsce. Bito na alarm, że polska młodzież jest indoktrynowana i nie kształci się jej w dziedzinie seksualności. Poza tym rola kobiety i mężczyzny w rodzinie jest skrajnie wypaczona. Miało się to zmienić. Kolejny raport pokazuje, że jest jeszcze gorzej.
Kiełbaska do słoninki
Do redakcji magazynów dla młodzieży napływają listy. Można się z nich dowiedzieć np. tego, że podczas pierwszego razu nie można zajść w ciążę, a najlepszym środkiem antykoncepcyjnym jest coca-cola.
Z czego wynika taki brak wiedzy?
Z tego, że w Polsce zajęcia poświęcone seksualności coraz częściej prowadzą katecheci. Wydawać by się mogło, że w dużych miastach tego problemu nie ma. Tymczasem oto, co mówią nastolatki z warszawskich szkół i z tych pod Warszawą:
- Katechetka rozpoczynająca zajęcia na ten temat ugryzła jabłko, wyrzuciła je do kosza, po czym stwierdziła, że to jest właśnie dziewczyna, która uprawia seks przed ślubem.
Inna nazwała taką rozpakowanym prezentem, którego nikt już nie będzie chciał. Dodała też, że kobieta, która ma potrzeby seksualne i dąży do zbliżenia bez celu prokreacyjnego, jest nienormalna i powinna być poddana leczeniu psychiatrycznemu.
- Lekcje wychowania do życia w rodzinie prowadzi u nas ksiądz. Pokazywał, gdzie w kobiecie dochodzi do zapłodnienia. Według niego w jajniku, nie w jajowodzie.
- Nasza katechetka w szkole poinformowała dziewczyny, że tamponów nie można używać, bo przyrastają do pochwy...
- W liceum pani, która przyszła nie wiadomo skąd, opowiadała o kalendarzyku i o tym, że prezerwatywy nie są skuteczną metodą antykoncepcyjną, bo kondom może tak uciskać na podstawę penisa, że spowoduje to odcięcie dopływu krwi, a to może doprowadzić do trwałej impotencji.
- Uwaga naszej nauczycielki skupiała się głównie na omawianiu wielu skutków ubocznych stosowania pigułek hormonalnych. Uważała, że jeśli ktoś nie chce się z kimś kochać bez zabezpieczenia, to znaczy, że nie akceptuje jego płodności i oczywiście nie kocha go, tylko pożąda.
- Wychowanie do życia w rodzinie mieliśmy z 60-letniąpanią, która nam tylko na jednej lekcji wprowadziła temat seksu i opowiadała o jakichś niestworzonych rzeczach, np. że jedną z metod antykoncepcji jest położenie się przez dziewczynę w wodzie z octem, która wypłucze i zabije plemniki.
- Dowiedziałem się, że in vitro nie jest dla ludzi, bo tylko krowy poddaje się sztucznej inseminacji.
- Usłyszałam, że jak się bierze środki antykoncepcyjne, to macica wysycha i robi się jak suszona śliwka.
- Jeśli będę brała pigułki przed zapłodnieniem i będzie to chłopiec, to doprowadzi to do feminizacji chłopca i będzie na pewno homoseksualistą.
- Kobiety stosujące antykoncepcję w młodym wieku dożywają tylko do czterdziestki.
- Dziewczyny w klasie dostały tort odpowiedzialności podzielony na pranie, sprzątanie, gotowanie, opiekę nad dziećmi, prasowanie, zakupy itd. Chłopakom katechetka powiedziała, że powinni naprawić kran i wychować syna. Powiedziała, że to dlatego, że inaczej zbudowany jest mózg kobiety i mężczyzny.
- Seks nie może być uprawiany dla przyjemności, bo to pornografia i forma biznesu, bo traktuje się partnera jak rzecz.
- Każdy akt płciowy powinien kończyć się złożeniem nasienia w pochwie. Inaczej kobieta może zachorować na histerię.
- Dowiedziałem się, że pochwa jest rozciągliwa jak rajstopy.
- Nam nauczycielka powiedziała, że nie należy golić pach, bo robią to tylko artystki występujące na scenie.
- Żebyśmy docenili, czym jest życie, nauczycielka zaczęła wykład od tego, że w Oświęcimiu robiono mydło z ludzkich głów.
- U nas babka penisa nazywała kiełbaską, a żeńskie genitalia słoninką.
- Podobało mi się, że kobieta nie myśli, tylko ulega emocjom i prowokuje strojem oraz pragnie być agresywnie zdobywana.
- Rodzina z jednym rodzicem to rodzina patologiczna, a dziecko tam jest mniej kochane. I wyrastają z nich osoby nienormalne. Gdy przeszło połowa klasy powiedziała, że jest wychowywana przez samotne matki, nauczycielka stwierdziła, że to przecież nie ich wina, że ich matki są grzeszne i nieodpowiedzialne.
- Gdy nasza koleżanka poroniła tuż przed maturą, nauczycielka zaczęła się śmiać i powiedziała, że szybko spotkała ją kara.
- Stosowanie antykoncepcji niszczy więzi między małżonkami.
- Żona powinna oddawać się mężowi w ciszy i w pokorze.
Katolickie tumany
Tylko co piąta Polka stosuje nowoczesną antykoncepcję, a lekcje z wychowania do życia w rodzinie prowadzą księża: taki obraz Polski wyłania się z poświęconego naszemu krajowi raportu przedstawionego na forum Rady Praw Człowieka ONZ.
W raporcie czytamy m.in. ,że pod względem dostępu do nowoczesnej antykoncepcji Polska jest nie tylko za Wielką Brytanią, gdzie ponad 80 procent kobiet używa takich środków, ale nawet za Rumunią, gdzie korzysta z nich niemal 30 procent kobiet. w Polsce - jedynie 19 procent.
Polsce dostało się też za zajęcia z wychowania do życia w rodzinie. Wysłannik ONZ zauważa, że przedmiot ten w bardzo niewielkim zakresie porusza kwestie seksualności i prokreacji, propagując jedynie abstynencję seksualną i tradycyjne metody planowania rodzi ny. Wytyka też, że nauczaniem seksualnym często zajmują się księża czy zakonnice, co może negatywnie wpływać na ich zdolność do przekazywania uczniom obiektywnych, naukowych i wiarygodnych informacji. Zajęcia "z seksu", czyli wychowania do życia w rodzinie (WDŻ) nie są obowiązkowe. Mogą pojawić się w ostatnich dwóch klasach podstawówki, gimnazjach i szkołach średnich - na 14 lekcjach w ciągu roku. Większość gimnazjów je prowadzi. W podstawówkach wielu rodziców się na takie zajęcia nie zgodziło. Ale, jak się okazuje, nie dlatego że są ograniczeni, ale dlatego że ich dzieciom katecheci robili pranie mózgu.
- Zajrzałem do zeszytu córki i oniemiałem, jak przeczytałem ten stek bzdur - mówi ojciec 13-latki ze szkoły w Wołominie.
- Lepiej żeby w ogóle na takie lekcje nie chodziła, niż miałaby się uczyć, że AIDS to kara za grzechy i można się nim zarazić przez pocałunek.
Nauczyciele życia
Z badań Ministerstwa Edukacji Narodowej wynika, że w 80 procentach szkół WDŻ uczą nauczyciele wyznaczeni przez dyrektorów, a nie seksuolodzy, lekarze czy inni fachowcy. Tymczasem jest to konieczne, bo o ile w podstawówce podstawa programowa mówi raczej o więzi rodzinnej, macierzyństwie, ojcostwie, różnicach między dziewczętami a chłopcami, o tyle w gimnazjum trzeba już z uczniami rozmawiać konkretnie.
W programie jest m.in.wiedza o antykoncepcji, masturbacji, pornografii, inicjacji seksualnej. A nie każdy umie o tym rozmawiać. W szkołach, w których zajęcia prowadzą pedagodzy szkolni, uczniowie są najbardziej zadowoleni. Czasami zapraszani są na takie wykłady seksuolodzy. Zdarza się, że lekcje dobrze prowadzą szkolni biolodzy, ale na ogół daleko odbiegają one od profesjonalizmu. Bywa też, że WDŻ uczą wuefiści. Normą jest jednak, że robią to katechetki. Jak np. w bydgoskiej szkole, gdzie dyrekcja nie widzi w tym nic nieprawidłowego.
- Żadnych kłopotów - zapewnia dyrektor Andrzej Kaczmarek.
- Ani rodzice, ani uczniowie nie narzekają. Katechetka opowiada o seksualności jak matka.
MEN pozwala, by "seksu" uczyli nauczyciele pracujący w szkole, pod warunkiem że studiowali nauki o rodzinie albo skończyli podyplomówkę lub kurs uprawniający do nauczania WDŻ. A to nie jest żaden problem. Można go skończyć choćby wbydgoskiej Wyższej Szkole Gospodarki.
Parafie specjalnie wysyłają na takie kursy katechetki, wiedząc, że brak przeszkolonych nauczycieli da im możliwość prowadzenia zajęć z wychowania do życia w rodzinie.
Podobno to wewnętrzne zalecenie kurii z 2006 r. To daje szansę na przeszmuglowanie kolejnej lekcji religii do szkoły. Bo te zajęcia nie są niczym innym. Dyrektorzy przyznają, że wygodniej im zatrudnić do nauczania WDŻ osobę już pracującą w szkole. Łatwiej układa się wówczas plan lekcji, taki nauczyciel jest bardziej elastyczny, a najelastyczniejsi są zdecydowanie katecheci.
Guma na marchewce
Bywa, że szkoły prowadzą te zajęcia naprawdę profesjonalnie. Szybko jednak można sobie z tym poradzić. Jak w gimnazjum w Gdańsku, gdzie młodzież nie będzie miała już zajęć z wychowania seksualnego, bo program nie odpowiadał... dwojgu rodzicom. w lutym do dyrektora Gimnazjum nr 7 w Gdańsku zadzwonił oburzony ojciec, który stwierdził, że nie życzy sobie, by jego dziecko narażać na widok prezerwatywy nałożonej na marchewkę. Teraz rodzice będą decydować co dalej. Tych dwoje rodziców...
Lekcje w tej szkole od 3 lat prowadzą studenci pielęgniarstwa. Profesjonalnie i fachowo. Widać, zbyt fachowo. Dariusz Wołodźko z biura prasowego urzędu miasta nie rozumie zachowania rodziców. Ale robi, co każą.
- Dziwi nas nieco histeryczna reakcja rodziców. Co prawda wcześniej prezerwatywy były nakładane na banana, a nie na marchewkę, ale nie jest to chyba aż tak wielka różnica - komentuje.
Wołodźko przekonuje, że program w szkołach na pewno będzie realizowany. Zajęcia mają poprowadzić katecheci, którzy ukończyli kursy przygotowawcze.
Joanna Skibniewska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz