poniedziałek, 25 marca 2013

Zabij się GLINO (NIE 50/2012)


O tym, jak łatwo załatwić policjanta.

Postępowanie pod osobistym nadzorem ministra Zbigniewa Ziobry - taką notatkę można znaleźć w podręcznych aktach prokuratorskich prowadzonych przeciwko policjantom w całym kraju.
Ziobro wydał polecenie, żeby ścigać polityków (oczywiście lewicy), lekarzy i policjantów. Najlepiej, gdyby można połączyć ich wszystkich w jedną mafię. W wielu prokuraturach to się udało. Białostocka ośmiornica, wałbrzyska ośmiornica, potem łódzka ośmiorniczka, grupa zorganizowana z Bielska-Białej czy świdnicki gang... Ale tam, gdzie nie udało się stworzyć grupy przestępczej, wyłapywano pojedynczych policjantów. Oczywiście najlepiej, gdy to byli komendanci, ale i aspirantem też można było się zadowolić. Za to były awanse w prokuraturze i nagrody w Biurze Spraw Wewnętrznych (BSW). Liczył się wynik.

Łapówka w postaci modlitwy
Najłatwiej zawsze jestz funkcjonariuszami drogówki. Tam można znaleźć próbę przyjęcia korzyści majątkowej. A jak nie można, to się coś wymyśli.
     Marcin lubił swoją pracę. Może dlatego, że chciał pracować z ludźmi. Tamtego deszczowego dnia nie pamięta. Zimny i mokry jak wszystkie tamtej jesieni. Nie pamięta też dokładnie tej starszej kobiety, która wtedy jechała. Wie tylko, że było mu jej żal. Przeraziła się kontroli drogowej, aż jej się ręce trzęsły. Nie wie, czy miała niezapięte pasy, czy niesprawne światło, ale to była jakaś głupota. Pouczył ją. Zapisał to w notatniku.
     Po kilku miesiącach notatniki zaczęli sprawdzać funkcjonariusze BSW. Szukali. Znaleźli wpisy o pouczaniu, a nie zastosowaniu kary. Spisali dane pouczanych i zaczęli ich szukać. Tę panią też znaleźli.
- Czy policjant żądał od pani pieniędzy za to, że nie dał pani mandatu?
- Skąd! Był bardzo miły!
- To co chciał w zamian?
- Nic.
- A co mu pani powiedziała, jak powiedział, że tylko panią poucza?
- Że będę się za niego modlić.
Funkcjonariusze BSW skontaktowali się jeszcze z innymi, których policjant tylko pouczył, ale oni też zapewnili, że był bardzo miły i niczego od nich nie żądał. Wydawać by się mogło, że funkcjonariusze BSW i prokuratura, która zleciła im takie działania, zostali z ręką w nocniku. Nic bardziej mylnego. Na podstawie zebranego przez BSW materiału prokurator z Łodzi postawił policjantowi zarzut przyjęcia korzyści duchowej w postaci modli twy. Chłopak jako oskarżony o korupcję (?!) został zawieszony w czynnościach służbowych. Zabrano mu połowę pensji i ciągano na przesłuchania. Cudem uniknął wniosku o areszt tymczasowy! Oczywiście nie został skazany. Sąd nie znał czegoś takiego, jak korzyść duchowa. A prokurator owszem?
     W tej samej łódzkiej prokuraturze toczyło się postępowanie przeciwko funkcjonariuszowi ze Zgierza. Oskarżył go przewoźnik z pomocy drogowej, którego policjant zatrzymał, gdy tamten jechał po pijaku. Przewoźnik zeznał, że policjant przyjął od niego prezent za to, że go nie ukarał mandatem. Prokurator postawił glinie zarzut przyjęcia w latach 2002/2005 korzyści majątkowej w postaci kurczaka z rożna. Co prawda pomawiający był już dwukrotnie skazany za składanie fałszywych zeznań i był leczony psychiatrycznie, ale dla prokuratury nie miało to znaczenia. Wtedy na podstawie takich właśnie zeznań rozwalono całą zgierską drogówkę. Każdemu postawiono podobne zarzuty. Dziś najstarszy stażem z tamtejszego wydziału ruchu drogowego ma 5 lat służby.

Bramkarze z mafii
Grzegorz K. pracował w wydziale kryminalnym, prowadził pracę operacyjną. Do jego obowiązków należało zdobywanie informacji bezpośrednio od przestępców i pozyskiwanie informatorów. On też nie uniknął kłopotów. Prokuratura w Pabianicach oskarżyło go o... utrzymywanie kontaktów ze światem przestępczym. Od stycznia 2007 do czerwca 2008 r. na terenie Łodzi kontaktował się z nieustalonymi osobami z zorganizowanej grupy przestępczej. Co oznacza, że też należał do tej grupy. Prokurator pojechał dalej - zaczął ścigać jego kolegów z komendy, którzy bezumownie dorabiali sobie, ochraniając lokal rozrywkowy w Łodzi. A że do lokalu wpadali nieustaleni z nazwiska członkowie grupy przestępczej, to policjanci też zostali członkami tej grupy. Wspomniany funkcjonariusz został od razu zawieszony w czynnościach, miał dozór policyjny i zakaz opuszczania kraju. Prośby o przywrócenie do służby nic nie dały. Po dwóch latach zawieszenia zgodnie z przepisami został usunięty z policji. Facet wciąż broni się przed sądem, gdzie sędzia co jakiś czas szeroko otwiera oczy, widząc pseudodowody zebrane przez prokuratora.

Mała wódka z gangsterem

Ta sama pabianicka prokuratura postawiła zarzuty innemu funkcjonariuszowi policji, że przyjął korzyść majątkową w postaci kwia tów. Po prostu pewnego dnia przyszedł do niego wdzięczny starszy człowiek, któremu policjant uratował życie, sprowadzając lekarza. Człowiek ten przyniósł bukiet gerber. W tym wypadku sukces pabianickiego prokuratora był większy, niż się spodziewał, bo ów funkcjonariusz od kwiatów był wówczas komendantem powiatowym.
     Trochę mniej ważny komendant (komisariatu w Łodzi) też stracił robotę przez pracowitych prokuratorów. Oskarżono go o przyjęcie korzyści majątkowej w postaci tekstyliów. Chodziło o podkoszulki, których jego znajomy od dawna nie mógł sprzedać i przyniósł mu na szmaty. Sąsiad likwidował właśnie sklep i nie miał co zrobić z towarem. I tak nieświadomie udupił komendanta, który nie tylko nie jest już komendantem, ale nawet policjantem.
     Równie ważny był inny kolega tego funkcjonariusza, bo miał długi staż pracy i naprawdę duże osiągnięcia w robocie. On na podstawie pomówienia miał przyjąć korzyść majątkową w postaci alkoholu. Pomówił go gość, którego tamten zatrzymał. Podobno powiedział: - To masz u mnie pół litra - gdy gadali na dołku. Policjanta trzymano 2 lata w areszcie. Zrobiono z niego członka zorganizowanej grupy przestępczej. Po roku zaproponowano mu, żeby się przyznał przynajmniej do kieliszka wódki, że przyjął od gangstera, bo ten, który go wcześniej pomawiał, wycofał oskarżenia. Powiedziano mu, że wyjdzie do domu, jak się przyzna. Nie przyznał się. Umarł na zawał w wieku 44 lat.

Ofiara własnej kozy
Ciekawy jest też przypadek funkcjonariusza z Sieradza, którego zatrzymano za kłusownictwo. O szóstej rano 17 funkcjonariuszy wpadło do niego do domu, gdzie smacznie spał nie tylko on, ale także jego małe dzieciaki. Zgarnęli go, zabierając z podłogi koło łóżka kawałek owłosionej skóry. Zapisano, że zabezpieczają skórę z dzika. Policjant od pierwszej chwili mówił, że to skóra z kozy, ale oni wiedzieli lepiej. Prokurator kazał zabrać. O tym, że jest to skóra z kozy, wypowiedzieli się biegli. Policjant wykonał ekspertyzy. Wszystkie mówiły jasno, że jeszcze kilka lat temu to coś biegało w zagrodzie i meczało. Prokurator w to nie uwierzył! Wypowiedziało się nawet koło łowieckie: to koza, a nie dzik.
     Gdy ekspertyz było już tak dużo, że nie dało się ich podważyć, znowu policjanci wpadli do niego do domu i zdjęli mu ze ściany pustą łuskę z pistoletu, która wisiała w ramce za szybką jako ozdoba. Został oskarżony o nielegalne posiadanie amunicji.

Żeglarz na kredyt
Aldoną K. z Brzezin na początku się zachłyśnięto. Pierwsza kobieta komendant. Baba z cycem. Postawiła komendę na nogi. Z 17. miejsca wyszła na prowadzenie w wykrywalności. Ale szybko się zorientowano, że pani komendant ma też mózg, którego często używa - a to nie podobało się okolicznym prokuratorom ani zwierzchnikom.
     Najpierw oskarżono ją o to, że ukradła swój własny samochód. Gdy okazało się, że to bzdura, stwierdzono, że zatuszowała wypadek radnego w celu zdobycia przychylności rady miasta. Prokurator nie dostrzegł, że dokumenty mówią zupełnie co innego ani że ów radny był jako jedyny w opozycji, zatem o przychylności raczej nie ma mowy. Wniosek o areszt leżał od razu na biurku prokuratora. Tylko dlatego uniknęła aresztu, że była w fatalnym stanie zdrowia. Oczywiście nie jest już policjantką.
     Wisienką na torcie miał być oficer Centralnego Biura Śledczego Karol P. Nim zajęła się prokuratura w Piotrkowie Trybunalskim. Dlatego, że wraz z kolegą kupili sobie na spółkę jacht. Co prawda używany i w złym stanie technicznym, a sam policjant musiał wziąć na niego kredyt, niemniej zabolało to znajomych. I przede wszystkim prokuratora. Bo to, że gość jest od 30 lat żeglarzem, nie znaczy, że ma mieć na jacht. Na pewno miał lewe dochody. I znaleziono mu szumnie nazwaną grupę przestępczą, która rozlewała alkohol. Znaczy tylko szef firmy rozlewał, a reszta mafii to Bogu ducha winni pracownicy, którzy o rozlewaniu nic nie wiedzieli, ale gang jak na zamówienie. To do tej grupy miał należeć oficer i stamtąd miał wziąć na jacht. Prokurator nie zauważył tylko jednej rzeczy:
facet kupił jacht w 2000 r., a grupa przestępcza zaczęła działalność w październiku 2002 r. Dopiero sąd dostrzegł, że chyba raczej nie mógł należeć do grupy, która nie istniała.

Jego sprawa toczy się już 7 lat. Kilkukrotnie go uniewinniano, ale prokuratura ciągle apeluje. A może jednak za coś go sąd skaże? Przywrócono go do służby, ale zesłano do odległej komendy.

Lipa z gliny
Takie przykłady można mnożyć. Nie wspominamy tu setek spraw, w których policjantom stawiano poważne zarzuty, ludzie tracili zdrowie w aresztach, pieniądze i dobre imię, a potem ich uniewinniano. Te przypadki opisujemy szczegółowo prawie co tydzień. Dziś pokazujemy kuriozalność zarzucanych czynów, tylko po to by załatwić policjanta.
     W Szczytnie powstał tajny raport na temat postępowań karnych prowadzonych przeciwko policjantom. Raport jest wygładzony, ale można w nim znaleźć to, że w 2002 r. zarzuty postawiono 551 policjantom. Ale już w 2006 r. takich funkcjonariuszy było 1566. Za przyjęcie łapówki prowadzono na podstawie pomówienia przedstawicieli świata przestępczego aż 519 spraw, a o pobicie - tylko 12. Aż 79 proc. spraw to zgłoszenia świadków koronnych lub tych przestępców, którzy poszli na współpracę z policją. Tylko 9 proc. takich spraw to ustalenia własne prokuratury. Aż 23 proc. spraw toczy się dłużej niż rok, co skutkuje utratą pracy przez policjanta (po2 latach zawieszenia w czynnościach usuwa się go ze służby), niezależnie od tego, czy gość zostanie uniewinniony, czy nie. Aż 43 procent funkcjonariuszy zostaje aresztowanych. 60 proc. spraw wszczynanych przez prokuraturę jest potem umarzanych, tyle że zwykle po kilku latach, gdy policjant już nie jest policjantem i jest wykończony finansowo. Najczęściej okazuje się, że czyn, o który oskarża się policjanta, nie ma znamion czynu zabronionego albo brak jest dowodów na jego popełnienie. Z tych spraw, które trafiają do sądu, ogromna większość kończy się uniewinnieniem lub zwrotem do ponownego zebrania dowodów przez prokuraturę. 70 procent osób uniewinnionych wcześniej siedziało w areszcie lub stosowano wobec nich inne środki zapobiegawcze. Raport zwraca uwagę, jak z uporem maniaka prokuratorzy odwołują się od uniewinnień, choć dobrze wiedzą, że druga instancja utrzyma wyrok w mocy. Najczęściej z powodu braku dowodów. A to są kolejne lata procesu. Kolejne lata dręczenia niewinnych gliniarzy.
     Raport opisuje też (co prawda delikatnie) nielegalne działania BSW i zakazane metody zdobywania dowodów. O tym i o metodach pracy komendanta głównego policji napiszemy niebawem. Zupełnie niedelikatnie.

Joanna Skibniewska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz