środa, 20 marca 2013

Hakarze i uchatki (NIE 26/2012)


Dwie strony prokuratury: zła i gorsza.

Siedzimy w warszawskim sądzie okręgowym w bufecie. Po 40 minutach prawie bez pudła rozpoznaję wszystkich wchodzących tu prokuratorów.
Mężczyźni dzielą się na dwie grupy. Pierwsi są wysocy, trzymają się prosto, mają owłosione ręce i bardzo drogie zegarki. Poruszają się pewnie, odzywają się tubalnym, władczym głosem. Druga grupa, znacznie liczniejsza, to młodzi ludzie z przedziałkiem na głowie, często z wąsikiem. Są raczej niscy i drobni, mają wymuskane dłonie i rozbiegane oczy. Noszą albo jasnoróżowe, albo niebieskie koszule do szarych błyszczących garniturów. I też noszą dobre zegarki.
Kobiety są bardzo do siebie podobne, ale też można podzielić je na dwie grupy. Jedna to szare garsonki na żylastych ciałach. Włosy albo bardzo krótkie, albo długie zaczesane do tyłu. Zwykle w naturalnym, mysim kolorze. Bez makijażu i biżuterii. Zwraca uwagę zacięta twarz. Druga grupa to kobiety grube i bardzo grube. I zaniedbane. Obie grupy bez cienia uśmiechu.
 - Jeśli podamy swoje nazwiska, od razu będziemy mieli "służbówki" (służbowe postępowanie dyscyplinarne) - twierdzą moi rozmówcy.
Jeden to doświadczony prokurator z tytułami naukowymi, który daleko zaszedł. Drugi to świeżo upieczony prokurator z rejonówki. Każdy ma dość tego, co się dzieje w prokuraturze. I choć każdy mówi niby o czymś innym, to tak naprawdę nie znoszą tego samego.

Może się uda
Młody prokurator: - Chory jest cały system: od policjanta przez prokuratora aż do sędziego. Policja wrzuca prokuratorowi jakieś gówno, bo robi statystyki. Nie ma dowodu na jakiekolwiek przestępstwo, ale prokurator to klepie i stawia zarzuty, choć wie, że to cienkie dowodowo. Ale liczy, że może się uda... On też robi statystykę. Podejrzany się zażala jak najbardziej słusznie. Zażalenie idzie do sądu, a tam zupełnie niezorientowany w prokuratorskiej robocie młody sędzia przyklepuje zarzuty prokuratora, bo nie rozumie, że to gniot. Prokurator musi tylko wiedzieć, gdzie ma trafić takie zażalenie, a to nie problem. Sędzia, przyklepując decyzję prokuratora, myśli: "A może mi się uda", i odwoławczy nie zauważy, że to gówno.
 Stary prokurator: - W teoretycznie zgniłym systemie PRL-u stawiano na jakość. Takie zażalenie rozpatrywał prokurator nadzorca. A to byli najbardziej doświadczeni prokuratorzy, którzy w lot widzieli, że gniot to gniot. I byli bardzo surowi. Jak zrobiłem coś, co nie miało potwierdzenia dowodowego, natychmiast trafiałem na dywanik. Dziś zażalenie trafia wprost do sądu. A tam dzieciak pisze do dzieciaka i żaden nie ma doświadczenia. I tak sądy masowo przepuszczają buble. My tych młodych nazywamy wojskiem.

Niech się sąd męczy

- Znane jest powiedzenie, że nawet cienkie dowody wystarczą do napisania aktu oskarżenia, a z resztą to niech się już sąd męczy. Akty oskarżenia tworzy się taśmowo. To też budowanie statystyki. Niektóre są tak bzdurne, że aż wstyd.
 - Młody asesor powinien mieć opiekę, bo dopiero zdobywa doświadczenie. W rzeczywistości asesorzy są pozostawieni sami sobie. Przełożonych interesuje tylko, ile młodzi wypchnęli do sądu aktów oskarżenia. Te akty piszą samodzielnie, nikt tego nie kontroluje. Potem oskarżenia trafiają prosto do sądu. Zamiast pokazać im dobrą robotę, wymaga się od nich ilości.

Areszty po uważaniu
- Tak naprawdę nikt nie jest odpowiedzialny za zastosowanie aresztu. Przyprowadzają policjanci gościa i mówią, że to drań. Wnioskują o zastosowanie aresztu. Nic o tym człowieku nie wiem, polegam więc na doświadczeniu tych, którzy znają teren, czyli na policji.
Drań to drań. I też wnioskuję o areszt, bo to nie ja podejmuję decyzję, tylko sąd. Będzie na kogo zwalić. Sąd, nawet jak widzi, że jest cienko dowodowo, to sobie myśli, że przecież nic się nie stanie, jeśli zastosuje areszt, bo jak prokurator nie znajdzie dowodów winy, to może ten areszt sam uchylić. A jak ja mam go uchylić, skoro mam doprowadzić na siłę do aktu oskarżenia? Przecież musi wyjść na moje.
 - Dawniej to prokurator stosował areszt i ponosił za to odpowiedzialność. Ale nie podejmował tej decyzji samodzielnie. Musiał przesłuchać delikwenta i potem lecieć do prokuratora nadzorcy z raportem w tej sprawie. A ten sprawdzał w raporcie każdy szczegół. A jak znalazł lukę, to na 3. stronie okładki pisał "brak przesłanek" i walił stempel. To już zostawało w moich papierach. Jak wystąpiłem o areszt, to potem całą noc nie spałem, bo może jednak było za mało dowodów. Wtedy to był najdrastyczniejszy środek zapobiegawczy. Naprawdę ostateczny. Dziś areszt stosuje się jak tabletki przeciwbólowe, lek na wszystko. Sąd sprawdza tylko, czy są przesłanki procesowe do zastosowania tego środka.
 - To prawda, że sędziowie nie czytają akt. Bywa, że nawet do nich nie zaglądają. Czasami mamy telefon, żebyśmy wcześniej napisali sędziemu uzasadnienie jego decyzji. Czyli naszego wniosku o przybicie puszki.
 - Posiedzenie w sprawie zastosowania aresztu trwa zwykle 5 minut. Po co więcej, skoro nawet uzasadnienie jest już gotowe? To, że sąd udaje się na naradę, to bujda.
 - Areszty niesłuszne, celowe? Oczywiście, że są areszty wydobywcze, ale nie w rejonówkach. Wyżej.
 - Areszty wydobywcze stosują głównie prokuratorzy apelacyjni, czasem okręgowi, dobrze umocowani. Oni nie ponoszą za to odpowiedzialności. To tam są największe prokuratorskie zbuki.

Niepotrzebna apelacyjna
- Prawdziwa robota jest w rejonówkach i okręgówkach. Tam jest ogrom pracy. Wapelacyjnych siedzą ci nie do ruszenia. Przechowalnia.
 - Prokuratorzy apelacyjni w ogóle nie są potrzebni. Apelacyjną stworzono po to, by mogli tam trafić ci z nadania politycznego. I to z każdego okresu. Czy to z SLD, PSL, czy PiS. Oni są tam ukrywani. I to tam powstają sprawy medialne: wielkie mydlane bańki z aresztami wydobywczymi i świadkami koronnymi. Tam trafiają najwięksi nieudacznicy i najgorsze zgniłe jaja prokuratury. Zupełnie poza kontrolą.
- Myślałem, że tacy trafiają do generalnej...
- W generalnej jest inny rodzaj nieudaczników. Jest tam np. paru prokuratorów, którzy w PRL byli prokuratorami wojewódzkimi i zajmowali wysokie stanowiska w PZPR. Niektórych znam. To inna przechowalnia, ta po grubej kresce Mazowieckiego. Podobną przechowalnią nieudaczników jest IPN. Jest też tajna przechowalnia. My to nazywamy "przyczółkiem Zalewskiego". To Ministerstwo Sprawiedliwości. Tam są prokuratorzy, którzy 20 lat nie byli na sali sądowej.

Ostoja bezkarności

- Mobbinguje się nas nadmiarem pracy. Dostajemy po 70 spraw miesięcznie! To jest niemożliwe do wykonania. A przecież jeszcze musimy chodzić do sądu. Do tego dyżury. Zostaje kilka dni na pracę. Nie wyrabiamy się. I wtedy dostajemy "służbówki" za opieszałość. I już więcej nie podnosimy za wysoko głowy. Postępowanie służbowe oznacza, że przez 3 lata nie mamy szans na awans. To ma nas nauczyć pokory.
- W apelacjach i czasem na wierchuszce okręgówek wszyscy są poukładani. I tylko oni awansują. To jest gra znaczonymi kartami. Za PiS-u najwięcej było gwałtownych awansów w Krakowie, Katowicach i Warszawie. Sypały się jak śliwki z drzew. Ale dostawały je tylko upatrzone osoby ze świecznika. Lub ci, którzy realizowali polecenia polityczne swoich przełożonych. To też osoby upatrzone. Nie każdy będzie cynicznie wykorzystywał swoją władzę, by iść naprzód. U nas mówi się o "nominacjach last minute". To jest wtedy, gdy zmienia się władza i w trybie natychmiastowym pojawiają się nowi prokuratorzy apelacyjni, nie do ruszenia. I bardzo wdzięczni swoim mocodawcom. W apelacjach są "hakarze"(zbierający haki), a w generalnej "uchatki"(strzelają z ucha, donosiciele).
  - Emocjonalnie wykańcza się niepokornych. Pamiętam koleżankę, która od lat marzyła o dziecku i parokrotnie poroniła. A że była zbuntowana i uczciwa, to dostawała wszystkie nagłe śmierci dzieci, każdą próbę samobójczą dziecka, każde poronienie w wyniku urazu.
  - Bywa, że uczciwych prokuratorów trzeba bronić przed prokuratorem. Sypią się dyscyplinarki, byleby tylko człowieka wymemłać i zgnoić. Zastraszanie niewygodnych to norma. Poza tym warunki, w jakich pracują prokuratorzy rejonowi, wołają o pomstę do nieba. w tych prokuraturach nie ma pieniędzy na nic: na papier, na biegłych, na długopis. A apelacyjni powołują po kilkunastu niepotrzebnych biegłych do jednej medialnej sprawy...

Dupochron oskarżenia

  - Słyszałem o ubezpieczeniu Hestii od odpowiedzialności za naruszanie przez prokuratorów prawa. Nie ubezpieczam się.(o ubezpieczeniu: ( http://skibniewska.blogspot.com/2013/03/sukinsyn-z-polisa-nie-262012.html )
  - To skandal! Nic nie usprawiedliwia prokuratorskiej bezkarności. A swoją drogą pokazuje to słabość prokuratury, bo oznacza, że prokuratorzy wiedzą, że nie mogą wierzyć przełożonym.
  - Te wysokie odszkodowania, które dostają niesłusznie aresztowani czy zatrzymani, zwykle dotyczą wydziałów śledczych z prokuratur apelacyjnych. Tam jest największy burdel i kompletny brak odpowiedzialności.
  - Tak, opinię wszystkim prokuratorom psują "śledczyki". To o nich państwo piszą. To tam są awanse. W dziale sądowym na poziomie okręgówek ostatnie awanse były 16 lat temu. Kadencyjność prokuratorów apelacyjnych doprowadziła do tego, że to są święte krowy. Nie można ich odwołać.
 - Gdzie w tym wszystkim jest człowiek?
- Kobieto, jaki człowiek?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz