czwartek, 14 marca 2013

Siły zbrojne Rutkowskiego (NIE 9/2012)

Zajazd na rafinerie małej wielkości.

Rutkowski z kocykiem
Na jednej ze stacji benzynowych zatrzymały się autokary pełne zamaskowanych mężczyzn z ostrą bronią. Podjechał Rutkowski, zwany detektywem. Zrobił krótką odprawę. Powiedział, która grupa, gdzie "popierdala", kogo "kurwa na glebę", komu w razie czego "zasadzić kopa". Po czym odjechali. Prosto przed Rafinerię Nafty Glimar w Gorlicach. Komandosi wdarli się na teren fabryki. Obezwładnili pracowników ochrony Karabela i odebrali im broń. A było ich raptem sześciu. Jeden z ochroniarzy sięgnął do kabury. Ostro oberwał. Z przyjemnością zajęli się nim trzej rośli panowie w kominiarkach i uzbrojeni po zęby. Znaczy "zasadzilikopa", jak kazał Rutkowski.
W trakcie akcji "biura detektywistycznego" znajdująca się w zakładzie ochrona, prawnie wykonująca swoje obowiązki, wezwała policję. Interwencja zakończyła się pouczeniem stron konfliktu. Tak przynajmniej podał do publicznej wiadomości rzecznik prasowy policji. Na miejscu pojawił się nawet zastępca komendanta. Pogapił się trochę. Potem okazało się, że komendant wiedział wcześniej o planowanej akcji Rutkowskiego i nie miał nic przeciwko temu. Podobno nie chciał się wtrącać.
Gdy "problem został rozwiązany", jak powiedział "detektyw",z samochodu wyszedł Grzegorz Wojtaszek, właściciel firmy Drogbud Podkarpackiego Holdingu Budowy Dróg Sp. z o.o. w Strzyżowie i Przedsiębiorstwa Robót Drogowych Sp. z o.o.w Stalowej Woli. U boku Rutkowskiego i kilku komandosów dumnie wkroczył na teren zakładu. Twierdzi, że swojego. Na dowód macha przed nosem postanowieniem sądu, ponoć uprawniającym go do takiej akcji. Naprawdę jest w nim jedynie o zabezpieczeniu mienia na czas trwania procesu, który toczy się przed sądem od dawna.
Wyjaśnia to sędzia Zbigniew Krupa, rzecznik prasowy ds. cywilnych Sądu Okręgowego w Nowym Sączu: 23 grudnia 2011 roku Sąd Rejonowy w Gorlicach (...) na czas trwania postępowania aż do prawomocności orzeczenia w sprawie, dopuścił "Drogbud" Podkarpacki Holding Budowy Dróg Sp. z o.o.w Strzyżowie i Przedsiębiorstwo Robót Drogowych Sp. z o.o.w Stalowej Woli do współposiadania budynków położonych w Gorlicach przy ul. Michalusa 1 oraz do posiadania dokumentacji znajdującej się w tych budynkach, a nie należącej do pozwanego.
Jak widać, dokument ten nie uprawnia Wojtaszka do odbijania fabryki siłą, ale jedynie do udania się z tym do komornika. I to też dopiero wtedy, gdy druga strona nie złoży zażalenia na postanowienie. A złożyła...

Nafta się nie wypłaca
Rafineria Nafty Glimar w Gorlicach to jedna z najstarszych fabryk tego typu. Powstała w 1883 r. w Gliniku Mariampolskim jako destylarnia wydzielająca naftę oświetleniową z ropy. Na tym terenie to właśnie tam pracowało najwięcej ludzi.
- Za sanacji dawała pracę, za Niemca dawała pracę, za komuny mieliśmy robotę, a teraz wszystko stracili. Biznesmeni od siedmiu boleści - mówi Henryka W., mieszkanka Gorlic. Wydział Gospodarczy Sądu Rejonowego w Nowym Sączu ogłosił 7 lat temu upadłość Rafinerii Nafty Glimar SA, uzasadniając to niewypłacalnością spółki o charakterze trwałym. Zadłużenie Glimaru sięgało wówczas ok. 1 mld zł. Pracowało tam wówczas 465 osób, a w spółkach podległych Glimarowi - kolejne 1200.
Prokuratura Okręgowa w Nowym Sączu szybko wszczęła postępowanie przeciwko zarządowi spółki. Uznała, że zasadniczym błędem popełnionym przez czterech członków zarządu rafinerii było niedoszacowanie kosztów budowy instalacji Hydrokompleksu - priorytetowej inwestycji Glimaru. Podobno wzrost poniesionych nakładów w stosunku do założonych kosztów przekroczył 360 mln zł. Jednocześnie podejmowano kolejne inwestycje przekraczające możliwości finansowe spółki. Ludzie stracili pracę, fabrykę zamknięto. Wierzyciele walili do bram, byli pracownicy prosili o uregulowanie zaległych wypłat, energetyka wyłączała prąd. Glimar umierał.

Kanadyjski olej
Na początku grudnia 2008 r. pojawił się Podkarpacki Holding Budowy Dróg Drogbud ze Strzyżowa, który kupił od Lotosu akcje Glimaru za milion złotych. Jego prezes Grzegorz Wojtaszek obiecywał uruchomienie produkcji asfaltu i zatrudnienie ludzi.
Od tamtej pory Wojtaszek obiecywał jeszcze wielokrotnie, że da ludziom pracę. I szukał inwestora. Każdy, kto się pojawiał, szybko uciekał. Albo okazywał się niewiarygodny. Wciąż zmieniali się prezesi. Zakład generował długi, maszyny niszczały, energetyka wyłączała prąd. Nie uregulowano zadłużeń, byli pracownicy bezowocnie dopominali się zaległych należności. A Wojtaszek opowiadał, jak to będzie ratował miasto.
W 2010 r. Glimar trafił w ręce kanadyjskiej firmy Hudson Oil i cypryjskiej Fortionell Limited. w transakcji tej wszystko było tajemnicze. O samym jej przebiegu media dowiedziały się przypadkiem kilkanaście tygodni od jej zawarcia. Tajemniczym był też kanadyjski i cypryjski koncern. Jeszcze większą tajemnicą był rzeczywisty przebieg sprzedaży i wynikających z niej rozliczeń. W pewnym momencie Wojtaszek stwierdził, że Kanadyjczycy nie wywiązali się z warunków umowy sprzedaży firmy. Przedstawiciele Hudson Oil odpierali te zarzuty. Jedna strona podała drugą do sądu. Wojtaszek, że mu nie zapłacili. Kanadyjska i cypryjska spółka, że wyprzedaje, co nie jego. Przestało być jasne, do kogo Glimar należy.

Kończenie finalizacji
- Jesteśmy na finiszu- powiedział nam Wojtaszek.
- Jestem właścicielem i mogę brać, co moje. Pan Rutkowski mi w tym pomaga.
Przedstawiciel drugiej strony zapewnia, że to, co Wojtaszek próbuje odzyskać siłą, nie jest już jego. Pokazuje dokumenty i precyzyjnie udowadnia, że przeciwnik mija się z prawdą.
- Gdyby zatrudniona przez nas ochrona użyła ostrej broni, a miała do tego prawo, na terenie zakładu doszłoby do jatki - twierdzi pełnomocnik kanadyjskiej firmy.
- To, że nasi pracownicy nie użyli broni, to szczęście dla przebiegu zdarzenia - potwierdza Grzegorz Pietruszka, przedstawiciel firmy ochroniarskiej Karabela.
- Oni nie mieli prawa tam wejść - twierdzi Pietruszka. - Tym bardziej że wspomniane postanowienie sądu Rutkowski otrzymał dzień po całej akcji.
- Nie wiadomo zresztą, czy to byli pracownicy firmy ochroniarskiej, detektywistycznej, czy też grupa bandytów - dodaje. Pobici ochroniarze zrobili już obdukcję i zgłosili napad. Ktoś beknie. A może nie beknie.
- Robiłem to dla dobra mieszkańców, żeby mieli pracę - z patosem podsumowuje Krzysztof Rutkowski. - I jest sukces, jest skutek.
Prezes Drogbudu obiecał, że do końca stycznia ureguluje wszystkie długi. Obiecał, że dzień po ataku na fabrykę dokona przelewów finansowych, żeby nie odcięto energii w zakładzie. Obecnie znowu wyłączono prąd w rafinerii. Niedawno wjechały na teren zakładu agregaty prądotwórcze, które mają utrzymać pracę najważniejszych maszyn. Straty w wyniku unieruchomienia wielu z nich są kolosalne. Poza tym na terenie zakładu funkcjonuje miejska oczyszczalnia ścieków. Bez prądu przestanie działać, a to dramat dla mieszkańców Gorlic.
Wojtaszek obiecał, że lada dzień ludzie będą mieli pracę w rafinerii. Ci, którzy wiedzą, jakie długi i kary za niewykonaną lub spieprzoną robotę przy budowie dróg ma on do zapłacenia, tylko się z tego śmieją. Wygląda na to, że Wojtaszek chce z powrotem przejąć Glimar, którego wcześniej chciał się pozbyć.

Ktoś za tym stoi
Rafineria ma 990 mln zł zobowiązań. Wojtaszek nie jest aż takim idiotą, żeby nie mając ani grosza, pakować kasę w coś takiego.
Tajemnicą jest, że cała ziemia dookoła fabryki jest własnością bliskiej przyjaciółki Wojtaszka, która zasiada w wielu radach nadzorczych powiązanych z nim firm. To nie są zwykłe pola i nieużytki. Należą do niej zabytkowy dworek, korty tenisowe i najlepsze kawałki gorlickich działek. Gdy chciał tę informację przekazać lokalnej prasie jeden z wybitnych mieszkańców miasta, on i jego żona dostali informację, że jeśli to zrobią, ich dzieci nie wrócą pewnego dnia ze szkoły.
Skąd Wojtaszek wziął pieniądze na akcję Rutkowskiego? Skąd Rutkowski posiadał bardzo rozległą wiedzę na temat fabryki? Dużo większą niż sam Wojtaszek. Takiej wiedzy nie przekazuje się ochroniarzowi, który ma odbić zakład. Czyje interesy naprawdę reprezentuje Rutkowski? I czy poniesie odpowiedzialność za napaść na ludzi i fabrykę? Napiszemy o tym niebawem.


Kukułcze jajo
Rafineria Nafty Glimar do 2005 r. była własnością spółki skarbu państwa Nafta Polska. Już wówczas była w fatalnej kondycji finansowej. Co prawda księgową wartość jej majątku wyceniano na ponad 400 mln zł, rafineria miała jednak 800 mln zł zobowiązań wobec ponad tysiąca różnych wierzycieli. 
W styczniu 2005 r. ogłoszono jej upadłość. W lutym 2005 r. Grupa Lotos SA kupiła od Nafty Polskiej większościowy pakiet akcji Petrobalticu bardzo dobrze stojącej spółki, zajmującej się poszukiwaniem i wydobywaniem ropy i gazu z dna Bałtyku. Była to transakcja wiązana: za to, że Lotos dostanie Petrobaltic, musi wziąć na karb słabą spółkę, taką, z którą skarb państwa nie wie, co zrobić. Lotos wpompował wGlimar 90 mln zł, ale po trzech latach uznał, że nie ma sensu brnąć dalej w to przedsięwzięcie, i w 2008 r. sprzedał akcje Glimaru Podkarpackiemu Holdingowi Budowy Dróg Drogbud za 1 mln zł. Sam Drogbud, od momentu gdy kupił rafinerię i zaczął się borykać z restrukturyzacją jej zadłużenia, zaczął popadać w kłopoty finansowe. Zawalał podpisane z Generalną Dyrekcją Dróg Krajowych i Autostrad kontrakty, m.in.na budowę obwodnic Ropczyc i Żyrardowa. Jeszcze do niedawna wszyscy na inwestycjach w Glimar tracili. 
W 2011 r. od Drogbudu rafinerię odkupiła założona w Kanadzie firma Hudson Oil Corporation. Prezesem jest niejaki Wojciech Janowski, który przez lata zajmował się zarządzaniem hotelami i kasynami w Monako. Współpracuje z Polską Izbą Gospodarczą. Janowski znany jest z działalności charytatywnej na rzecz Polskiej Misji Katolickiej we Francji (Misje Katolickie to stałe placówki duszpasterskie dla Polonii działające w wielu krajach świata i podlegające Konferencji Episkopatu Polski). Wiceprezesem HOC jest Arkadiusz Krężel, w latach 1991-2006prezes Agencji Rozwoju Przemysłu, a więc człowiek w wielkim biznesie niezwykle dobrze zorientowany. Trudno sobie wyobrazić, aby Krężel dał się pogonić Rutkowskiemu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz