Chcesz wykończyć wspólnika? Poproś prokuratora o pomoc.
Prokurator Aleksandra Badtke z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku nie ma sobie nic do zarzucenia. Oskarżona przez nią Natalia S. z Gdyni, samotna matka, 8 miesięcy przesiedziała w areszcie. W tym czasie jej 5-letnia córka z dziecięcym porażeniem mózgowym nie chciała jeść, mówić, spać. Po roku procesu Natalia S. została uniewinniona od wszystkich zarzucanych jej czynów.
Porwanie
Janusza L., zwanego przed laty królem Wybrzeża, poznała przez internet. Pisał, że poszukuje miłości. Połączyły ich jednak interesy. On znany pomorski biznesmen, dawniej bogacz, dziś więzień za wyłudzanie pieniędzy. Gdy się poznali, już był gołodupcem. Z dawnego bogactwa pozostał mu pasek Versace. I opowieści o dawnej wielkości. Ona młoda, ładna, przedsiębiorcza, z pomysłami na nowy biznes i z możliwością inwestowania kasy, której L. już nie miał. Tak przy jej pieniądzach i jego głowie do interesów powstała firma produkująca tabletki na powiększenie piersi. Kura znosząca złote jaja. Miała być równa praca i równy podział zysków. Nie wyszło, bo według Natalii S. L. zaczął grać na własną rękę. Zaczęły się przepychanki. Pisma do sądu, wzajemne oskarżenia. S. zorientowała się, że lada chwila obudzi się z ręką w nocniku, a L. zniknie z kasą i biznesem (historię tego burzliwego związku opisaliśmy w artykule "Król wybrzeża z wielkim cycem", "NIE" nr 39/2008). Aż pewnego dnia Pomorzem wstrząsnęła wiadomość - porwano Janusza L. O szóstej rano ściągnięto go z kibla, nałożono mu worek i wrzucono go do samochodu. On jednak - jak Bond - uwolnił się i zwiał. Zgłosił porwanie na policję, ale tak naprawdę nikt mu wtedy nie wierzył. Tym bardziej że wyskakując z pędzącego samochodu, nie doznał nawet zadrapania. Przy tuszy nosorożca... Postępowanie długo stało w martwym punkcie. A Janusz L. uparcie wskazywał na porywaczkę, czyli Natalię S.
Niezbite dowody
Pewnego dnia do domu Natalii przyszli panowie w mundurach. Dziewczyna trafiła na dołek. Stanęła też przed obliczem prokurator Aleksandry Badtke. Po kilkunastu godzinach znalazła, się przed sądem z wnioskiem o zastosowanie aresztu tymczasowego. Tam prokurator Badtke powiedziała, że Natalia S. to perfidna zbrodniarka, cwaniara, oszustka i przede wszystkim porywaczka. Badtke zapewniała sędziego, że ma wystarczające dowody, by wsadzić dziewczynę na 12 lat do pudła. Posiedzenie sądu trwało ok. 10 minut. Prawdopodobnie trwałoby krócej, gdyby nie fakt, że Natalia S. spazmatycznie płakała na sali, powtarzając jak katarynka, że nic nie zrobiła i że nie może zostać w areszcie, bo w domu ma chore dziecko, że wychowuje je samotnie, a dzieciak potrzebuje stałej opieki. Prokurator Badtke stwierdziła, że to linia obrony podejrzanej. Rzuciła, że przecież ojciec dziecka żyje, czyli nie ma żadnego problemu... Natalia trafiła do gdańskiego aresztu. Wraz z nią też dwaj panowie: Jerzy S. i Zdzisław G. Na ich udział w porwaniu wskazał Janusz L. Obaj to znajomi Natalii S., stąd pewność prokuratora, że to właśnie ona kazała im porwać biznesmena. Bo raczej ciężko byłoby utrzymywać, że szczupła dwudziestoparoletnia dziewczyna związała przeszło 100-kilowego L. i wrzuciła do samochodu. Janusz L. tymczasem zgłaszał się do lokalnych dziennikarzy i opowiadał, jak został zraniony uczuciowo, oszukany, a następnie perfidnie porwany przez kobietę, którą tak bardzo, bardzo kochał. A przecież dał jej 2 tysiące róż... Podczas rozmowy z mediami król Wybrzeża płakał. Podobnie jak przed prokurator Badtke.
Ku pamiąci
Lokalne media pisały, jak złapano porywaczkę, która w ramach zorganizowanej grupy kierowała innymi przestępcami. Prokuratura potwierdziła dziennikarzom, że zgromadziła wystarczające dowody winy przeciwko groźnemu gangowi. Natalia S. nie przyznawała się do winy. Podobnie Zdzisław G. Natomiast Jerzy S. trzykrotnie zmieniał zeznania. Najpierw mówił w prokuraturze, że owszem, porwał L., bo chciał przytrzeć mu nosa. Uważał, że L. znowu oszukuje i naciąga ludzi. To miały być takie jaja, żart. Chciał go wyrzucić gdzieś w krzakach, żeby gość dobrze zapamiętał, że brzydko postępuje. Uznał, że jak Janusz L. z gołą dupą będzie wracał do domu, to mu się utrwali na dłużej. Potem jednak Jerzy S. ze wszystkiego się wycofał i stwierdził, że tak naprawdę to nie było żadnego porwania. Znowu w sali sądowej powiedział, że nawiedził go Jezus i on teraz powie prawdę. To Janusz L. sfingował całe to porwanie, bo chciał powrócić w wielkim stylu na łamy prasy, żeby znowu nazywano go królem Wybrzeża... Pomimo wielokrotnych sugestii prokurator Badtke i obietnic opuszczenia aresztu, Jerzy S. nigdy nie wskazał na Natalię S. Inaczej stało się ze Zdzisławem G., który początkowo w ogóle nie przyznawał się do winy. Po czym nagle powiedział, że porwanie zleciła mu Natalia S. Tego samego dnia... został zwolniony z aresztu. Pomimo zarzutów udziału w porwaniu i próby zabójstwa biznesmena. Po dodatkowych zeznaniach Zdzisława G. prokurator złożyła wnioski o kolejne miesiące aresztu tymczasowego dla Natalii S. Posiedzenia o jego przedłużenie trwały nie dłużej niż parę minut. Prokurator Badtke zapewniała sąd, że zgromadziła dowody winy podejrzanej i że wsadzi ją na co najmniej 12 lat. Sąd jej wierzył i za każdym razem przedłużał areszt Natalii S.
Zmiękczanie
W międzyczasie prokurator zmiękczała Natalię S. Z każdej bliskiej jej osoby robiła świadka w sprawie. W związku z tym dziewczyna nie miała z nikim widzeń. Nie zgadzała się na konfrontację ze Zdzisławem G., utrzymując, że jest bezzasadna, bo wina dziewczyny jest bezsporna. Natalia S., odseparowana od znajomych i rodziny, nie wiedziała, co się dzieje z jej chorym dzieckiem i nie miała jak się dowiedzieć. Co jakiś czas trafiały do niej przecieki z prokuratury, że z dzieckiem jest źle, ale nie była w stanie tego sprawdzić. Badtke cały czas powtarzała, że jeśli tylko się przyzna, będzie mogła od razu zobaczyć rodzinę. Gdy Natalia S. uparcie twierdziła, że nie zrobiła nic złego, prokurator wysłała ją do zakładu karnego w Kamieniu Pomorskim. W konwoju z innymi więźniami (facetami), nieoddzielona od nich. W areszcie trafiła do celi z kobietą chorą psychicznie i starszą panią, która całe dnie i noce jęczała z bólu. Dziewczyna spała właściwie na podłodze. Wtedy pierwszy raz pomyślała o samobójstwie. W sprawie warunków, w jakich była przetrzymywana Natalia S., interweniował sam Zarząd Centralnej Służby Więziennej. Gdy po interwencji dziewczyna wróciła do gdańskiego aresztu, była na granicy wyczerpania nerwowego.
Uniewinniona
Po 8 miesiącach postępowania przygotowawczego akt oskarżenia wpłynął do sądu. Od razu zwolniono Natalię z aresztu. Sędzia Krzysztof Więckowski nie dopatrzył się powodów do trzymania jej w odosobnieniu. Dostrzegł nawet 5-letnią chorą córkę. Dopatrzył się jednak tego, że podejrzany o porwanie Zdzisław G., który notabene przyznał się do dokonania kidnapingu, został przez prokuratora zwolniony z aresztu. Zdziwiony decyzją prokuratora, zapuszkował więc G. Podczas procesu Zdzisław G. cofnął zeznania obciążające Natalię S., twierdząc, że powiedział tak, bo prokurator obiecała mu wolność (i spełniła obietnicę), jeśli powie, że to Natalia S. nakłoniła go do porwania. Prokurator w mowie końcowej powiedziała, że jest przekonana o winie dziewczyny. O dowodach nie mówiła, bo ich nie było. Natalia S. została uniewinniona. Sędzia nie dopatrzył się ani kierowniczej roli Natalii S., ani jej udziału w porwaniu Janusza L. Sędzia Więckowski przejechał się po prokuraturze. Stwierdził, że przekonanie o czyjejś winie to trochę za mało, żeby kogoś skazać na 12 lat. Powiedział, iż oskarżenie oparte o widzimisię Janusza L. i pomówienie Zdzisława G. powinno się uwiarygodnić. Jak widać, prokurator Badtke o tym zapomniała. Jerzy S. dostał 5 lat odsiadki. Sędzia uznał, że zaplanował uprowadzenie Janusza L., choć najprawdopodobniej nie chciał mu nic zrobić. Ponieważ L. nie ucierpiał w wyniku porwania, stąd niski wyrok. Zdzisław G. dostał 3 lata i 8 miesięcy za pomoc Jerzemu S. i rozbój. Prokurator Badtke nie zgadza się z wyrokiem sądu. Nie mówi, z czym konkretnie. Zapowiada apelację. Dziewczyna nie rozmawia z nikim, z nikim się nie spotyka. Jej firma w zasadzie przestała działać. Sprzedaż specyfiku na cycki prowadzi zza krat... Janusz L. Podobno nieźle żyje z tego biznesu. Ona myśli o nowym profilu działalności.
Podsuwam pomysł produkcji laleczki wudu w stroju prokuratora z igłami do przekłuwania korpusu.
Prokurator Aleksandra Badtke z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku nie ma sobie nic do zarzucenia. Oskarżona przez nią Natalia S. z Gdyni, samotna matka, 8 miesięcy przesiedziała w areszcie. W tym czasie jej 5-letnia córka z dziecięcym porażeniem mózgowym nie chciała jeść, mówić, spać. Po roku procesu Natalia S. została uniewinniona od wszystkich zarzucanych jej czynów.
Porwanie
Janusza L., zwanego przed laty królem Wybrzeża, poznała przez internet. Pisał, że poszukuje miłości. Połączyły ich jednak interesy. On znany pomorski biznesmen, dawniej bogacz, dziś więzień za wyłudzanie pieniędzy. Gdy się poznali, już był gołodupcem. Z dawnego bogactwa pozostał mu pasek Versace. I opowieści o dawnej wielkości. Ona młoda, ładna, przedsiębiorcza, z pomysłami na nowy biznes i z możliwością inwestowania kasy, której L. już nie miał. Tak przy jej pieniądzach i jego głowie do interesów powstała firma produkująca tabletki na powiększenie piersi. Kura znosząca złote jaja. Miała być równa praca i równy podział zysków. Nie wyszło, bo według Natalii S. L. zaczął grać na własną rękę. Zaczęły się przepychanki. Pisma do sądu, wzajemne oskarżenia. S. zorientowała się, że lada chwila obudzi się z ręką w nocniku, a L. zniknie z kasą i biznesem (historię tego burzliwego związku opisaliśmy w artykule "Król wybrzeża z wielkim cycem", "NIE" nr 39/2008). Aż pewnego dnia Pomorzem wstrząsnęła wiadomość - porwano Janusza L. O szóstej rano ściągnięto go z kibla, nałożono mu worek i wrzucono go do samochodu. On jednak - jak Bond - uwolnił się i zwiał. Zgłosił porwanie na policję, ale tak naprawdę nikt mu wtedy nie wierzył. Tym bardziej że wyskakując z pędzącego samochodu, nie doznał nawet zadrapania. Przy tuszy nosorożca... Postępowanie długo stało w martwym punkcie. A Janusz L. uparcie wskazywał na porywaczkę, czyli Natalię S.
Niezbite dowody
Pewnego dnia do domu Natalii przyszli panowie w mundurach. Dziewczyna trafiła na dołek. Stanęła też przed obliczem prokurator Aleksandry Badtke. Po kilkunastu godzinach znalazła, się przed sądem z wnioskiem o zastosowanie aresztu tymczasowego. Tam prokurator Badtke powiedziała, że Natalia S. to perfidna zbrodniarka, cwaniara, oszustka i przede wszystkim porywaczka. Badtke zapewniała sędziego, że ma wystarczające dowody, by wsadzić dziewczynę na 12 lat do pudła. Posiedzenie sądu trwało ok. 10 minut. Prawdopodobnie trwałoby krócej, gdyby nie fakt, że Natalia S. spazmatycznie płakała na sali, powtarzając jak katarynka, że nic nie zrobiła i że nie może zostać w areszcie, bo w domu ma chore dziecko, że wychowuje je samotnie, a dzieciak potrzebuje stałej opieki. Prokurator Badtke stwierdziła, że to linia obrony podejrzanej. Rzuciła, że przecież ojciec dziecka żyje, czyli nie ma żadnego problemu... Natalia trafiła do gdańskiego aresztu. Wraz z nią też dwaj panowie: Jerzy S. i Zdzisław G. Na ich udział w porwaniu wskazał Janusz L. Obaj to znajomi Natalii S., stąd pewność prokuratora, że to właśnie ona kazała im porwać biznesmena. Bo raczej ciężko byłoby utrzymywać, że szczupła dwudziestoparoletnia dziewczyna związała przeszło 100-kilowego L. i wrzuciła do samochodu. Janusz L. tymczasem zgłaszał się do lokalnych dziennikarzy i opowiadał, jak został zraniony uczuciowo, oszukany, a następnie perfidnie porwany przez kobietę, którą tak bardzo, bardzo kochał. A przecież dał jej 2 tysiące róż... Podczas rozmowy z mediami król Wybrzeża płakał. Podobnie jak przed prokurator Badtke.
Ku pamiąci
Lokalne media pisały, jak złapano porywaczkę, która w ramach zorganizowanej grupy kierowała innymi przestępcami. Prokuratura potwierdziła dziennikarzom, że zgromadziła wystarczające dowody winy przeciwko groźnemu gangowi. Natalia S. nie przyznawała się do winy. Podobnie Zdzisław G. Natomiast Jerzy S. trzykrotnie zmieniał zeznania. Najpierw mówił w prokuraturze, że owszem, porwał L., bo chciał przytrzeć mu nosa. Uważał, że L. znowu oszukuje i naciąga ludzi. To miały być takie jaja, żart. Chciał go wyrzucić gdzieś w krzakach, żeby gość dobrze zapamiętał, że brzydko postępuje. Uznał, że jak Janusz L. z gołą dupą będzie wracał do domu, to mu się utrwali na dłużej. Potem jednak Jerzy S. ze wszystkiego się wycofał i stwierdził, że tak naprawdę to nie było żadnego porwania. Znowu w sali sądowej powiedział, że nawiedził go Jezus i on teraz powie prawdę. To Janusz L. sfingował całe to porwanie, bo chciał powrócić w wielkim stylu na łamy prasy, żeby znowu nazywano go królem Wybrzeża... Pomimo wielokrotnych sugestii prokurator Badtke i obietnic opuszczenia aresztu, Jerzy S. nigdy nie wskazał na Natalię S. Inaczej stało się ze Zdzisławem G., który początkowo w ogóle nie przyznawał się do winy. Po czym nagle powiedział, że porwanie zleciła mu Natalia S. Tego samego dnia... został zwolniony z aresztu. Pomimo zarzutów udziału w porwaniu i próby zabójstwa biznesmena. Po dodatkowych zeznaniach Zdzisława G. prokurator złożyła wnioski o kolejne miesiące aresztu tymczasowego dla Natalii S. Posiedzenia o jego przedłużenie trwały nie dłużej niż parę minut. Prokurator Badtke zapewniała sąd, że zgromadziła dowody winy podejrzanej i że wsadzi ją na co najmniej 12 lat. Sąd jej wierzył i za każdym razem przedłużał areszt Natalii S.
Zmiękczanie
W międzyczasie prokurator zmiękczała Natalię S. Z każdej bliskiej jej osoby robiła świadka w sprawie. W związku z tym dziewczyna nie miała z nikim widzeń. Nie zgadzała się na konfrontację ze Zdzisławem G., utrzymując, że jest bezzasadna, bo wina dziewczyny jest bezsporna. Natalia S., odseparowana od znajomych i rodziny, nie wiedziała, co się dzieje z jej chorym dzieckiem i nie miała jak się dowiedzieć. Co jakiś czas trafiały do niej przecieki z prokuratury, że z dzieckiem jest źle, ale nie była w stanie tego sprawdzić. Badtke cały czas powtarzała, że jeśli tylko się przyzna, będzie mogła od razu zobaczyć rodzinę. Gdy Natalia S. uparcie twierdziła, że nie zrobiła nic złego, prokurator wysłała ją do zakładu karnego w Kamieniu Pomorskim. W konwoju z innymi więźniami (facetami), nieoddzielona od nich. W areszcie trafiła do celi z kobietą chorą psychicznie i starszą panią, która całe dnie i noce jęczała z bólu. Dziewczyna spała właściwie na podłodze. Wtedy pierwszy raz pomyślała o samobójstwie. W sprawie warunków, w jakich była przetrzymywana Natalia S., interweniował sam Zarząd Centralnej Służby Więziennej. Gdy po interwencji dziewczyna wróciła do gdańskiego aresztu, była na granicy wyczerpania nerwowego.
Uniewinniona
Po 8 miesiącach postępowania przygotowawczego akt oskarżenia wpłynął do sądu. Od razu zwolniono Natalię z aresztu. Sędzia Krzysztof Więckowski nie dopatrzył się powodów do trzymania jej w odosobnieniu. Dostrzegł nawet 5-letnią chorą córkę. Dopatrzył się jednak tego, że podejrzany o porwanie Zdzisław G., który notabene przyznał się do dokonania kidnapingu, został przez prokuratora zwolniony z aresztu. Zdziwiony decyzją prokuratora, zapuszkował więc G. Podczas procesu Zdzisław G. cofnął zeznania obciążające Natalię S., twierdząc, że powiedział tak, bo prokurator obiecała mu wolność (i spełniła obietnicę), jeśli powie, że to Natalia S. nakłoniła go do porwania. Prokurator w mowie końcowej powiedziała, że jest przekonana o winie dziewczyny. O dowodach nie mówiła, bo ich nie było. Natalia S. została uniewinniona. Sędzia nie dopatrzył się ani kierowniczej roli Natalii S., ani jej udziału w porwaniu Janusza L. Sędzia Więckowski przejechał się po prokuraturze. Stwierdził, że przekonanie o czyjejś winie to trochę za mało, żeby kogoś skazać na 12 lat. Powiedział, iż oskarżenie oparte o widzimisię Janusza L. i pomówienie Zdzisława G. powinno się uwiarygodnić. Jak widać, prokurator Badtke o tym zapomniała. Jerzy S. dostał 5 lat odsiadki. Sędzia uznał, że zaplanował uprowadzenie Janusza L., choć najprawdopodobniej nie chciał mu nic zrobić. Ponieważ L. nie ucierpiał w wyniku porwania, stąd niski wyrok. Zdzisław G. dostał 3 lata i 8 miesięcy za pomoc Jerzemu S. i rozbój. Prokurator Badtke nie zgadza się z wyrokiem sądu. Nie mówi, z czym konkretnie. Zapowiada apelację. Dziewczyna nie rozmawia z nikim, z nikim się nie spotyka. Jej firma w zasadzie przestała działać. Sprzedaż specyfiku na cycki prowadzi zza krat... Janusz L. Podobno nieźle żyje z tego biznesu. Ona myśli o nowym profilu działalności.
Podsuwam pomysł produkcji laleczki wudu w stroju prokuratora z igłami do przekłuwania korpusu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz