czwartek, 14 marca 2013

Więzień na kółkach (NIE 12/2012)

W Czarnem trzeba śpiewać tak, jak zagrają klawisze.

Zakład Karny w Czarnem powstał ponad pół wieku temu na terenie byłego niemieckiego obozu dla jeńców - Stalag II B Hammerstein. Byli tam osadzeni m.in. Polacy, Rosjanie, Anglicy, Francuzi, a nawet Jugosłowianie. Wielu z nich zginęło śmiercią tragiczną. w latach 70. i 80.
ZK Czarne zyskał sławę ciężkiego więzienia dla recydywistów. 7 grudnia 1989 r. doszło tam do największego w kraju buntu więźniów, którzy w czasie 2-dniowejbitwy z klawiszami niemal doszczętnie zniszczyli obiekt. Były też trupy. Ci, którzy wtedy byli za murami, mówią dziś - mieliśmy powody. Zdaje się, że niewiele się zmieniło, a więźniowie po raz kolejny mieliby powód, by podpalić ten zakład, a niektórych pracowników wysłać w kosmos.

I
- Nie dostanie pani widzenia ze skazanym - informuje mnie rzecznik więzienia Ryszard Włodyka.
- Dlaczego? - pytam.
- Bo dyrektor się nie zgodził.
- Dlaczego?
- Bo nie...
Do dziś nie dostałam uzasadnienia odmowy widzenia ze skazanym Wiesławem Grzywaczem, choć prosiłam o nie kilka razy. Czego miałam nie zobaczyć i nie usłyszeć od więźnia? Jest tego sporo...

II
Grzywacz powinien być na terapii alkoholowej przykładem, do czego prowadzi chlanie wódy. Gdyby wtedy, gdy wyszedł na przepustkę z wojska, od razu pojechał do domu, a nie poszedł najpierw na wódkę z kolegami, zapewne dziś byłby zdrowym człowiekiem. Wtedy jednak wsiadł nachlany nie w ten autobus i pojechał w przeciwnym kierunku. Gdy się zorientował, miał już kilkanaście kilometrów drogi do domu przez las, bez możliwości dojazdu. Poszedł więc. I dostał kulkę w kręgosłup. Jakiś myśliwy potraktował go jak zwierzynę łowną. Grzywacz od tamtej pory jest sparaliżowany od pasa w dół.
Potem u wujka po podwórku jeździł specjalnie przystosowanym samochodem. Oczywiście nachlany. Zachciało mu się siku, musiał więc podjechać w pobliskie krzaczki. Policjanci już tam na niego czekali. Liczba promili we krwi mogła budzić podziw. Dostał zakaz prowadzenia pojazdów i kilka miesięcy w zawiasach. Ale gdy nachlał się znowu, wróciła miłość do samochodu. Za kółkiem czuł się wolny. Pojechał.
I znowu go złapali. Kilka miesięcy w zawiasach. Warunkowo odstąpiono od twardego osadzenia ze względu na kalectwo. I Grzywacz obiecał poprawę. Faktycznie się zmienił. Od tamtej pory nie lubił policjantów. Szczególnie tych, którzy go złapali. Po pewnym czasie spotkał ich przed sklepem, w którym robił zakupy. Oczywiście znowu nachlany. Od razu porównał ich do męskich genitaliów, złamanych, małych, krzywych i niesprawnych. Nie spodobało się to funkcjonariuszom. Zgłosili, że im zagraża. Kilka miesięcy w zawiasach. Chłop chciał się poprawić, ale nie mógł zapomnieć policjantom krzywdy, jaką mu wyrządzili. Pewnego dnia spotkał ich znowu. Znowu był w stanie upojenia. Tym razem porównał ich do pań lekkich obyczajów. Tego sędzia już nie zniósł. Uznał, że Grzywacz się nie zmieni, a jego zapewnienia o poprawie nic nie znaczą - i odwiesił mu wszystkie wyroki, po czym dorzucił jeszcze kilka miesięcy za kolejne znieważenie policjantów. Tak niepełnosprawny Wiesław Grzywacz trafił do Zakładu Karnego w Czarnem.
I zaczął się koszmar.

III
Poza tym, że po pijaku Grzywacz miał ułańską fantazję, jest to dobry chłop. Nikomu nigdy nie odmówił pomocy. Choć kaleka, zawsze można na niego liczyć. Także w więziennej celi. To on pomagał całkowicie sparaliżowanemu koledze ("NIE"nr 11/2012,"Siedzieć na leżąco").
Grzywacz nie radził sobie tylko ze swoim nieszczęściem. Już po wypadku z postrzeleniem w lesie i po informacji, że nie będzie chodził, załamał się, próbował popełnić samobójstwo. Drugi raz podciął sobie żyły, gdy stracił nadzieję na sprawność po operacji kręgosłupa. Nie radził sobie także z koszmarnym bólem. Określono to zespołem bólowym, co oznacza, że jego życie to wielkie cierpienie. Z tego powodu też próbował ze sobą skończyć. Lekarze stwierdzili, że ma zespół depresyjny i zupełnie nie panuje nad myślami samobójczymi. Na wolności przy życiu trzymały go leki antydepresyjne. Gdy więc trafił do celi, jego życie straciło sens. Tym bardziej że lekarze śmiali mu się w twarz, gdy prosił o leki na depresję. Mówił, że ma myśli samobójcze.
- To twoje życie - odpowiedzieli.
Dostawał Tramal przeciwbólowo, ale mu nie pomagał. Lekarze kazali mu się cieszyć, że w ogóle coś dostaje. Na leki przysyłane z domu się nie zgodzili.
Napisał prośbę o przerwę w karze. Ale wychowawczyni z więzienia jej nie poparła. Podobno za to, że robił herbatki sparaliżowanemu koledze i pisał za niego listy. Poza tym nie chciał donosić na kolegów z celi, a to jest, według wychowawcy, naganne zachowanie. Przerwy w karze nie dostał. Ostatnia nadzieja prysła. Całe szczęście, że od 3 miesięcy gromadził leki. Połknął 60 tabletek nasennych. Reanimowano go 3 godziny. Przeżył.

IV
Przyszedł lekarz i kazał mu napisać oświadczenie, że zażył narkotyk. Bo więzienna służba zdrowia musi być czysta. Potem oświadczenie kazała napisać wychowawczyni, że to nie była próba samobójcza. Potem przychodzili już wszyscy możni z mamra. I kazali mu podpisać, że dla zabawy łyknął extasy, a miał ją od współwięźnia (tego,którego najbardziej nie lubili), że jedynie zemdlał. Jeśli tego nie zrobi, będzie miał naprawdę przesrane.
W dokumentacji medycznej z tamtejszego szpitala pojawiła się informacja, że zażył narkotyk, że w badaniu moczu znaleziono jego obecność i że pacjent jedynie stracił na chwilę przytomność.
Gdy oficjalnie zaczęto badać okoliczności zdarzenia, dokumentacja mówiła zupełnie co innego niż sam zainteresowany oraz osadzeni z nim w celi współwięźniowie.
Wychowawczyni stwierdziła, że nie miała pojęcia, że Grzywacz miał myśli samobójcze.
Podobno nie sygnalizował. Co innego mówią dokumenty medyczne, z którymi zarówno lekarz, jak i wychowawca musieli się zapoznać. Jasno jest napisane: zespół depresyjny ze skłonnościami samobójczymi. Poza tym listy do konkubiny i do matki - które były za każdym razem cenzurowane przez wychowawcę - pokazują, w jakim stanie był więzień. Dorotko, nie jest dobrze (...) sprzedaj co możesz, idź do prawnika, bo inaczej ja już stąd nie wyjdę (...) dłużej tego nie wytrzymam.
Grzywacz twierdzi, iż mówił wychowawcy, że żyć mu się nie chce. Są także informacje od kuratora, że ma myśli samobójcze od lat. Szybko zakończono postępowanie w sprawie incydentu z celi. Sędzia penitencjarny Tadeusz Stodoła stwierdził, że Grzywacz nie próbował popełnić samobójstwa, tylko łyknął extasy. Wszystko. I więzienie jest kryte.

V
Przed Grzywaczem pojawiła się iskierka nadziei. Przyszły wyniki z badania tomograficznego. Chory być może będzie mógł chodzić. Nie zbadana do tej pory część kręgosłupa jest uszkodzona odłamkiem kuli myśliwego, czego dotąd nie zauważono.
Jest szansa, że jeśli się go usunie, chłop stanie na własnych nogach. Ale w więzieniu powiedziano mu już, że nie ma co liczyć na przerwę w karze w celu przeprowadzenia operacji. Wychowawczyni stwierdziła, że zachowuje się nagannie. I taki wniosek napisze do sądu. Bo nie napisał oświadczenia, że wziął narkotyk. A przecież go prosiła. Poza tym nie powiedział niczego na jednego ze współwięźniów, a prokurator szuka na niego dowodów. Gdyby zrobił to, co ona chce, to może by poparła jego prośbę o operację na wolności.
Lekarz ze szpitala więziennego też powiedział, że skoro Grzywacz wciąż utrzymuje, że zgromadził leki nasenne, to on napisze do sądu, że ta operacja nie tylko mu nie pomoże, ale wręcz zaszkodzi. 
No chyba że oświadczy, że to nie była żadna próba samobójcza...
I tak ostatnia iskierka nadziei zgasła. Bo Grzywacz nie chce oświadczyć nieprawdy.

VI
Teraz Grzywacz znowu ma przesrane. Po mojej wizycie w Zakładzie Karnym w Czarnem. I po moich telefonach w jego sprawie. I za to, że powiedział prawdę.

Joanna Skibniewska

1 komentarz: