środa, 27 lutego 2013

PiS podbija sanitariat (NIE, 19/2007)

Sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po stronie PiS.
Pilne. Zakaz wjazdu samochodem na teren stacji ma były dyrektor Banach. W razie by wjechał na teren stacji albo nawet wszedł to od razu powiadomić panią dyrektor (obojętnie którą) za pośrednictwem Jasi albo samemu – taka informacja wisi na dyżurce przy wejściu do Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej we Wrocławiu. To decyzja nowej dyrektorki.
Czym zasłużył dyrektor Jerzy Banach na takie traktowanie? Nie należy do PiS.
– Ta informacja dotarła do nas przez wysłannika – mówi ochroniarz. – Ale jak niby mamy zatrzymać pana dyrektora? Przecież to urząd publiczny, tu jest punkt szczepień, dziennie przychodzi kupę ludzi. Jakim niby prawem mam nie wpuścić pana Banacha? Tym bardziej że on sam tworzył tę instytucję.
Wielki zielony budynek wyróżnia się wśród wrocławskich kamienic. Jeden z ładniejszych w mieście. Nowe okna, drzwi, świeżo wyremontowane pomieszczenia. To robota Banacha.
 
Powietrzna misja
12 grudnia 2006 r., godziny popołudniowe, wojewódzki inspektor sanitarny we Wrocławiu Jerzy Banach otrzymuje informację z głównego inspektoratu z Warszawy, że jedzie do niego ktoś ważny. Banach czeka. Jest chory, na popołudnie ma umówioną wizytę u lekarza. Gdy jednak zbliża się godzina 16, wychodzi i jedzie na umówione badania zostawiając na miejscu sekretarkę i zastępcę. Tymczasem z Warszawy wyrusza Maria Klemczak. Spieszy się, przylatuje do Wrocławia samolotem. Ma misję – musi szybko zwolnić dyrektora. A tu dyrektora nie ma, a pod drzwiami stoi Wiesława Hałat – pani, której obiecano już stołek dyrektora. Klemczak postanawia zostawić odwołanie zastępcy. Na podstawie art. 70 § 1 w powiązaniu z art. 11 ust. 1 odwołuję Pana z dniem 12 grudnia 2006 ze stanowiska Państwowego Wojewódzkiego Inspektora Sanitarnego we Wrocławiu. Z tym dniem przestaje Pan również pełnić funkcję Dyrektora Wojewódzkiej Stacji Sanitarno Epidemiologicznej we Wrocławiu. Odwołanie nie ma uzasadnienia.
Nie zważając na to, że Banach ani się z tym pismem nie zapoznał, ani go nie podpisał, wręcza nominację na pełniącą obowiązki dyrektora Wiesławie Hałat.
 
Wszechwładna dyrekcja
Pełniąca obowiązki dyrektor Hałat zaczęła od zwalniania ludzi.
– Można wylecieć za wymienianie nazwiska Banach – mówi jedna z pracownic.
– To, co się dzieje, jest chore. Za zwolnieniem nie przemawiają względy merytoryczne. Zakładowa „Solidarność” daje dyrektorce listę osób do zwolnienia, a ona tylko realizuje zlecenie – dodaje inna. Wszyscy boją się – zastrzegają nazwiska do wiadomości redakcji.
Dyrekcja pokazuje swoją wszechwładzę pisząc takie dzieła jak zakaz wstępu byłego dyrektora na teren stacji.
– To jest tylko zakaz parkowania na terenie stacji – zapewnia mnie Irena Leśniak, dyrektor ds. ekonomiczno-administracyjnych, zastępca Wiesławy Hałat. Jak widać, Banach parkuje także swoją osobą, bo jak wynika z treści zakazu, nie wolno mu też wchodzić do stacji.
Tymczasem decyzje dyrektorki niekoniecznie są wiążące prawnie. Jerzy Banach do dziś nie podpisał odbioru swojego odwołania. Poza tym został odwołany na podstawie kodeksu pracy, chociaż dotyczą go przepisy ustawy o Państwowej Inspekcji Sanitarnej z 14 marca 1985 r. Banach wciąż jest dyrek-torem stacji, do której ma zakaz wstępu.
 
Tylko dla Wojtyły
Po dojściu pisarów do władzy poprzedni główny inspektor sanitarny Andrzej Trybusz, pomimo dobrej opinii, nie mógł dalej pełnić tej funkcji. Był, o zgrozo, generałem! Gdy ogłoszono konkurs na stanowisko głównego inspektora sanitarnego, minister zdrowia Jarosław Pinkas tak zmieniał specyfikację, żeby konkurs mógł wygrać Andrzej Wojtyła – wiceminister zdrowia (wtedy SKL) u Suchockiej. Na przykład zmieniono warunek 8-letniego stażu pracy w branży na 2-letni. W komisji konkursowej na głównego inspektora sanitarnego byli Jarosław Pinkas – wiceminister zdrowia, i Przemysław Biliński – dziś zastępca głównego inspektora sanitarnego. Taka obiektywna komisja...
 
Faksem i pocztą
Niedługo po objęciu przez Wojtyłę stanowiska dyrektorzy wojewódzkich stacji otrzymywali odwołania w przeróżnych formach.
Do Zbigniewa Kutyby, inspektora mazowieckiego, zadzwonił Biliński. Chciał, żeby dyrektor przedstawił dokumenty dotyczące programu na temat grypy. Kutyba od lat pracował nad programem określającym genotyp wirusa grypy w danym roku i miał niemałe osiągnięcia w tej dziedzinie. Wziął dokumenty i stawił się w GIS. Tam usłyszał na dzień dobry:
– Mam złą wiadomość.
Wręczono mu takie same odwołanie jak Banachowi. Też bez uzasadnienia.
– Nie musimy podawać powodu – usłyszał od razu.
Jadwiga Pacuła-Hebzda z Krakowa dostała odwołanie pocztą. Dyrektorka była w ciężkim stadium choroby nowotworowej i właśnie przyjmowała chemię, gdy otrzymała tę pokrzepiającą wiadomość. Odwołanie też bez uzasadnienia i też na podstawie przepisów, które nie mają w tej materii zastosowania.
Jerzego Wronę, zastępcę inspektora wrocławskiego, odwołano faksem. Wrona w inspektoracie pracował 45 lat. To on tworzył tę instytucję, to on wsławił się akcją walki z ospą w latach 60. Nie usłyszał nawet „pocałuj mnie w dupę”.
W Gdańsku odwołano w trzy minuty Iwonę Orkiszewską, wieloletnią działaczkę i pracownicę. Gdy wręczano jej wypowiedzenie, obok już czekała następczyni, gdańska działaczka „Solidarności”, która w chwili szczerości przyznała, że stanowisko to zawdzięcza posłance Szczypińskiej, koleżance.
Parę dni temu odwołano inspektora z Lublina Leszka Krakowiaka. Gdy zapytał o powody, usłyszał:
– Polityka się o ciebie upomniała.
 
Brak nadzoru
– Inspektorzy i dyrektorzy zostali odwołani z powodu braku nadzoru nad jednostkami podległymi – mówi rzecznik prasowy Głównego Inspektoratu Sanitarnego. Według GIS zarówno odwołanie faksem, jak i odwołanie nie dostarczone i nie podpisane jest skuteczne.
Żaden z odwołanych dyrektorów nie był wcześniej upominany ani nie udzielono mu nagany za brak nadzoru. Przeprowadzone na szybko kontrole w tych placówkach niewiele wykazały. W większości wypadków do dziś nie dotarły zalecenia pokontrolne. Jak więc główny inspektor sanitarny stwierdził brak nadzoru?
Zwolnieni ludzie popełnili poważny błąd. Nie zapisali się w porę do PiS.
– Za komuny nie wstąpiłem do partii i mówiąc szczerze nie doznałem takich szykan jak dziś – mówi Jerzy Banach z Wrocławia. Dla pisuarów nie ma znaczenia, że Banach jako lekarz więzienny wsławił się pomocą więźniom politycznym. – Przebywałem w więzieniu od 17 grudnia 1981 r. do 27 lipca 1984 r. skazany za niezaprzestanie działalności związkowej i zorganizowanie i kierowanie strajkiem. Banach był tam lekarzem. Przynosił żywność, herbatę, wystawiał oświadczenia umożliwiające wyjście na wolność lub powodując, że pobyt w więzieniu był lżejszy. Wynosił grypsy. Ryzykował – oświadcza Włodzimierz Mękarski.
Mieczysławowi Piszczkowi skazanemu za organizację strajku pomagał w kontaktach z rodziną, a rodzinę tę wspierał finansowo. Postanowił napisać o tym do Religi.
– Ja, moja żona i dzieci mamy wobec Banacha ogromny dług wdzięczności. Więcej zrobił dla „Solidarności” niż niejeden działacz – pisze do Zbigniewa Religi Mieczysław Piszczek. Bez odpowiedzi.
* * *
Odwołani inspektorzy zostali nie tylko potraktowani jak śmieci, ale odwołano ich z naruszeniem prawa. Wszyscy kierują swoje wnioski do sądu pracy. Odszkodowania za to, że GIS robił miejsca swoim, zapłacimy my wszyscy, podatnicy. A tymczasem GIS wiesza zdjęcia papieża, organizuje wycieczki do Watykanu, Częstochowy, msze, czyli robi to, co do zadań Głównego Inspektoratu Sanitarnego należy. W IV RP, oczywiście.

1 komentarz:

  1. to cała prawda o sanepidzie. Czy coś się zmieniło po latach ? Pytanie retoryczne. Teraz rządzi twardą ręką dyrektor Jacek Klakocar i zwalnia ludzi jak chce !. Przykładów wiele np. pracownik z 50-letnim stażem Arseniusz G. został zwolniony. Są tam ludzie wierni ale mierni np. Czesław Janusiak kadrowiec, Irena Leśniak były goniec w sanepidzie, Ireneusz Królikowski były pracownik parkingu w hotelu itd. To jest dopiero UKŁAD.

    OdpowiedzUsuń