wtorek, 26 lutego 2013

Bielmo na łechtaczce (NIE, nr 26/2004, str. 12)

Kobieto, bolą cię oczy? Łzawisz, zezujesz? To rozłóż nogi przed okulistą. Zbada ci dno oka. W kroczu.

 Trzydziestoparoletnia Dorota W. zgłosiła się do szpitala w Białej Podlaskiej. Bolało ją oko, została zatem skierowana wprost na oddział okulistyczny. Ku jej radości przyjął ją sam ordynator oddziału Dariusz J.
Po wstępnych oględzinach lekarz nie miał nic dobrego do zakomunikowania. Wręcz przeciwnie, przedstawił jej wizję dość poważnych powikłań. Stwierdził, że konieczne jest wykonanie dodatkowych badań. Co miała robić? Pozostała na oddziale.
Następnego dnia doktor nie zaglądał jednak w chore oczy kobiety, lecz kazał jej zdjąć bluzkę od pidżamy. Wytłumaczył, że musi zbadać jej piersi. Gdy odmówiła, powiedział, żeby „nie zachowywała się jak debilna baba ze wsi”.
Zdenerwowana pacjentka usłyszała wstępną diagnozę – schorzenie może prowadzić do ślepoty. Powołując się na swoje doświadczenie medyczne i fakt, że będąc w USA uczył się wszystkiego i żadna dziedzina lekarskiej profesji nie jest mu obca, ordynator stwierdził, że jest pewny, iż bez tych badań w przyszłości czeka ją niechybnie biała laska i pies przewodnik.
Wizja rychłej ślepoty kazała pacjentce zdjąć wreszcie bluzkę. Piersi stały się głównym przedmiotem zainteresowania lekarza. Widać jego dłonie nic nie wykryły lub może właśnie znalazły jakieś źródło choroby oka, gdyż w chwilę po bardzo dokładnym badaniu piersi kazał pacjentce zdjąć także spodnie informując, że koniecznie musi pobrać wymaz z pochwy. Gdy już chciała
powiedzieć, że ten organ ma chyba niewiele wspólnego z oczami, usłyszała jakieś skomplikowane medyczne nazwy i dowiedziała się, że ociemniałość zbliża się wielkimi krokami.

Za wszelką cenę chciała uniknąć ślepoty lub przynajmniej ją odroczyć. Zdjęła spodnie. Lekarz robił, co trzeba, tak przynajmniej myślała przerażona kobieta. Jakież jednak było jej zdziwienie, gdy zobaczyła, że pobrany z pochwy materiał diagnostyczny lekarz... wyrzucił do kosza. W chwilę potem kazał się jej ubrać i opuścić gabinet.
Pacjentka nie spała tej nocy; zdecydowała, że czas do domu. Pomyślała też, że być może lekarz się mylił i postanowiła to sprawdzić. Od innego lekarza okulisty dowiedziała się, że w ogóle nie ma mowy o ślepocie. Usłyszała też, że oddziaływanie piersi i narządów rodnych na wzrok jest takie samo jak wzrost buraka na wybór polskiego premiera. Bardzo szybko udała się do prokuratury.
Dariusz J. nawet w prokuraturze bronił diagnostycznych celów badania. Twierdził, że był pewny, iż przyczyną zapalenia oka były bakterie, które umiejscowiły się w pochwie. W jaki sposób na wzrok wpływają piersi – nie bardzo umiał wyjaśnić. Prokuratora nie przekonał. Postawiono mu zarzut o doprowadzenie podstępem do czynności seksualnej.
Lekarz zaczął się odwoływać, skontaktował się również z pacjentką, którą próbował przekonać, że nic się nie stało. Wniósł o warunkowe umorzenie śledztwa. Prokurator jednak zdania nie zmienił. Niedługo doktor stanie przed obliczem sędziego. Jedyne, co osiągnął, to utajnienie postępowania przed sądem.
Dariusz J. zniknął z Białej Podlaskiej, podobno pracuje w Lublinie.
– Będzie mógł pracować, dopóki nikt go nie pozbawi prawa wykonywania zawodu – mówi Stanisław Stróżak, zastępca prokuratora rejonowego w Białej Podlaskiej.
– On nieraz piersi badał tym, co to z chorymi oczami przyszły – mówi salowa z bialskiego szpitala.
Straszna to degradacja zawodu lekarza, że musi bawić się w doktora, bo na piękne oczy kobiety nie dadzą się mu pomacać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz