środa, 27 lutego 2013

Łamanie gliny (NIE 44/2009)

Policjanci wsadzają gangsterów czy gangsterzy policjantów?Prokuratura w Katowicach nie pozwoli, by ktokolwiek skrzywdził okolicznych gangsterów. Jeśli trzeba, udupi policjantów, którzy mogliby utrudnić im życie. Tak jak zatruli je Robertowi L. i jego kolegom z sekcji kryminalnej.
 
Będzie twoja kolej
Facet robi wrażenie. Wielki, silny, potężny. Dobrze przygotowany do policyjnej roboty. Operacyjny. Robert L. z Komendy Miejskiej w Dąbrowie Górniczej rozpracowywał najgroźniejsze gangi na Âląsku. Stworzył doskonałą grupę śledczych – jego jednostka z przedostatniego miejsca w kraju wskoczyła na drugie pod względem wykrywalności przestępstw. Wielokrotnie nagradzany za pracę. 15 lat nienagannej służby. Do dziś ma dobrą opinię u przełożonych.
Robert L. już nie zagraża bandytom na Âląsku, bo prokurator Paweł Leks z niego i jego kolegów zrobił przestępców.
Zaczęło się od SMS-a. Zaraz po zatrzymaniu przez Biuro Spraw Wewnętrznych jednego z funkcjonariuszy pomówionych przez śląskiego gangstera ktoś wysłał Robertowi L. tekst: po Z. będzie twoja kolej. Dziwnym trafem treść SMS-a znana była gangsterom z grupy Janusza W., ksywa Siara. Grupy zbrojnej, handlującej narkotykami, której od lat po piętach deptał właśnie Robert L.
W parę miesięcy potem L. też został zatrzymany. Z pomówienia. Pomawiającym był ten sam gangster Siara i jego koledzy z gangu. Siara oficjalnie w śledztwie powiedział, że poszedł na współpracę z prokuratorem. W zamian za to miał dostać niski wyrok za... zabójstwo. Jego dwaj żołnierze, którzy zeznawali przeciwko funkcjonariuszowi, wyszli na wolność i dalej prowadzą biznes. Robert L. już ich nie zatrzyma.
 

Kurtka w solniczce
Zatrzymany w sierpniu 2006 r. Robert L. trafił do aresztu za to, że pomagał Januszowi W. i jego mafijnym żołnierzom. Tym samym, których zatrzymywał. Pomagać miał wspólnie i w porozumieniu z innymi funkcjonariuszami z sekcji kryminalnej. Tak w każdym razie stwierdził prokurator Leks, opierając się na zeznaniach Siary. Według niego za krótko dokonywał przeszukania w mieszkaniu gangstera i nie szukał wystarczająco dokładnie. Prokurator uznał, że przeszukujący „powinni zajrzeć choćby do pojemnika z solą”, a oni ograniczyli się do mebli i pomieszczeń. Nie zauważył jednak, że Robert L. i jego koledzy z jednostki, zgodnie z nakazem prokuratorskim, szukali kurtki pochodzącej z przestępstwa. Rzadko kto trzyma kurtkę w pojemniku na sól. Leks stwierdził także, że L., przeszukując mieszkanie innego z gangsterów, „nie zaglądał do szafek”. Tymczasem w aktach sprawy znajduje się wyjaśnienie właściciela lokalu, że w mieszkaniu nie było żadnych szafek. „Meble były w zamówieniu” – powiedział gospodarz. W mieszkaniu był jedynie wiklinowy stolik pod telewizor i bałagan. Leks zarzucił także funkcjonariuszowi, że nadużył swoich uprawnień. Tym razem podobno przedobrzył w przeszukaniu. Okazuje się, że gdy Robert L. po udaniu się pod wskazany adres zorientował się, że gangster tam nie mieszka, lecz jest jedynie zameldowany, zadzwonił do jednego z funkcjonariuszy i zapytał, gdzie faktycznie mieszka bandyta. Ten podał mu adres, a Robert L. przeszukał miejsce faktycznego pobytu delikwenta. Przekroczył uprawnienia, bo pod ów adres nikt go przecież nie wysyłał.
Te zarzuty wystarczyły, żeby zastosować wobec policjanta areszt tymczasowy. Na wszelki wypadek prokurator zrobił z niego szefa zorganizowanej grupy policjantów. Jeden z pomawiających go bandytów stwierdził, że ma odczucie, że L. kierował tą grupą, bo on miał taki przywódczy charakter. Żaden z postawionych policjantowi zarzutów nie jest zagrożony wysoką karą, czyli nie jest „aresztowy”. Nie przeszkadzało to jednak sędzi Annie Musiał z Sądu Rejonowego w Katowicach, by Roberta L. zapuszkować. Do tego stopnia była przygotowana, że decyzję podjęła podczas posiedzenia, na którym w ogóle nie było prokuratora Leksa. Oto uzasadnienie pani sędzi: Prokurator wniósł o zastosowanie wobec niego środka zapobiegawczego w postaci tymczasowego aresztowania. Wniosek zasługuje na uwzględnienie. I to wszystko.
 

Odświeżona pamięć gangstera
Robert L. trafił do aresztu w Zabrzu. Do „cywilnego” aresztu, do „cywilnej” celi, dokładnie tam, gdzie sam wsadzał tych, których wcześniej zatrzymywał. Gdy funkcjonariusze Biura Spraw Wewnętrznych zawozili go tam, śmiali się, że nie będzie miał lekko. Nie powiedzieli przy przyjęciu, że Robert L. to czynny policjant. Chłopak przeżył koszmar. W areszcie schudł przeszło 20 kg.
Po paru miesiącach przetrzymywania funkcjonariusza w areszcie prokurator zrozumiał, że zarzuty, jakie mu postawił, nie uprawniają do prze­dłużenia odsiadki. Postanowił więc „dosłuchać” Siarę. Ten nagle doznał olśnienia i przypomniał sobie, że wręczył jakiemuś policjantowi łapówkę. Tysiaka, a może nawet 5 tysięcy? I częstował go koniakiem. Opisał funkcjonariusza dokładnie. Był średniej budowy ciała, na pewno niższy ode mnie – powiedział niewysoki Janusz W. Dla Leksa było jasne, że to Robert L., choć on ma ze dwa metry i jest napakowanym mięśniakiem.
Po pewnym czasie Siara stwierdził, że tak tylko sobie gada, bo chciał zrobić dobre wrażenie na prokuratorze, który zasugerował się, że ma tak powiedzieć. Nie skutkowało to jednak zmianą zarzutów. Prokurator Leks dorzucił policjantowi jeszcze zarzut przyjęcia łapówki od gangstera. Âmiał się, że robi mu prezent na zbliżające się Boże Narodzenie. Teraz prze­dłużanie aresztu mogło iść już znacznie sprawniej.
 

Jeśli nie zmieni postawy...
Gdy Robert L. trafił za kraty, jego żona Agnieszka była w ciąży. W zagrożonej ciąży. Już raz poroniła. W parę dni po jego zatrzymaniu trafiła do szpitala. Choć ginekolodzy alarmowali, że ciąża znów jest zagrożona przedwczesnym porodem, że dziewczyna musi ograniczyć stresy i bezwzględnie powinna leżeć, sędzia stwierdził, że nie jest to wystarczający powód do zwolnienia jej męża z aresztu. Także gdy wróciła do domu, bez opieki, Robert L. nie opuścił murów więzienia. Ani wtedy, gdy rodziła mu córkę.
Tymczasem prokurator jasno mówił funkcjonariuszowi, że może się nawet nie przyznawać do winy, byleby tylko powiedział coś na przełożonych (wtedy minister Zbigniew Ziobro szukał mafii policjantów). Powie coś na komendanta albo naczelnika, to wyjdzie. Ale chłop milczał. Siedział więc dalej. Po kolejnej takiej rozmowie prokurator zgodził się na widzenie policjanta z żoną. Wprowadzono go do pokoju przesłuchań skutego kajdankami i ustawiono płytę z pleksi, za którą siedziała zapłakana dziewczyna w zaawansowanej ciąży. Jeśli pani mąż nie zmieni postawy, widzenia będą wyglądać w ten sposób – powiedział prokurator Leks przerażonej kobiecie.
Po wielu miesiącach aresztu sąd zastosował środek zapobiegawczy w postaci kaucji – 50 tys. zł. Dla polskiego policjanta to duża kwota. Poza tym sąd zajął majątek i odebrał paszport. Oczywiście funkcjonariusz został zawieszony w czynnościach służbowych. W sprawie Roberta L. i jego kolegów z jednostki od 2,5 roku nikt nie prowadzi żadnych czynności procesowych. A on marzy tylko o jednym – chce się poddać ocenie sądu. Wszystkie stawiane mu zarzuty nie znajdują potwierdzenia w zebranym materiale dowodowym. Poza tym dowody te ograniczają się do zeznań zupełnie niewiarygodnych gangsterów. Jeden z nich stwierdził, że dzięki temu wyciągnął się sam z aresztu. Prokuratura Okręgowa w Katowicach twierdzi, że sprawa jest rozwojowa.
Prokurator w międzyczasie awansował. Sprawę Roberta L. w BSW prowadziła Agnieszka Kapica. Tak sprawnie, że też awansowała. We wniosku o awans argumentowano, że zaangażowała się w sprawę przeciwko policjantom z Dąbrowy Górniczej...
 

Biznes is biznes
Funkcjonariusze z oddziału Roberta L., pogromcy śląskich gangów, albo są zawieszeni w czynnościach służbowych, albo odeszli na emeryturę.
Siara zaś wpadł na zleceniu morderstwa. Wynajęty przez niego Dariusz P., pseudonim Killer, sprzedał wspólnikowi Siary dwie kulki. Dobrze się układały w jego klatce piersiowej. Nie opłaciła się więc Siarze współpraca z prokuratorem, bo i tak dostał 25 lat. Ale jego żołnierze mają się dobrze. Pracujący w sekcji kryminalnej funkcjonariusze z Dąbrowy Górniczej mówią, że panowie nadal handlują narkotykami. Specjalizują się w marihuanie i amfetaminie. Nie gardzą też prochami ecstasy, które umieszczają w podszewkach polarowych bluz. Kontynuują też biznes Janusza W., czyli handel stalą. W niej czasem jakieś strzelające żelastwo też się znajdzie. Robert L. i jego koledzy już ich nie rozpracowują, nie przeszukują i nie zatrzymują. Luzik.
A zaczęło się od SMS-a. Gorliwi funkcjonariusze z BSW do dziś nie sprawdzili, kto go wysłał.
– Widocznie nie ma to znaczenia dla sprawy – skomentował funkcjonariusz BSW Waleczek.
Nie wiadomo też, dlaczego funkcjonariusze z BSW zaczęli zbierać coś przeciwko Robertowi L. i jego kolegom w tym samym czasie, gdy otrzymał SMS-a, że teraz on jest w kolejce do aresztu. To zapewne przypadek...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz