Policjanci wsadzają gangsterów czy gangsterzy policjantów?Prokuratura
w Katowicach nie pozwoli, by ktokolwiek skrzywdził okolicznych
gangsterów. Jeśli trzeba, udupi policjantów, którzy mogliby utrudnić im
życie. Tak jak zatruli je Robertowi L. i jego kolegom z sekcji
kryminalnej.
Będzie twoja kolej
Facet robi wrażenie. Wielki,
silny, potężny. Dobrze przygotowany do policyjnej roboty. Operacyjny.
Robert L. z Komendy Miejskiej w Dąbrowie Górniczej rozpracowywał
najgroźniejsze gangi na Âląsku. Stworzył doskonałą grupę śledczych –
jego jednostka z przedostatniego miejsca w kraju wskoczyła na drugie pod
względem wykrywalności przestępstw. Wielokrotnie nagradzany za pracę.
15 lat nienagannej służby. Do dziś ma dobrą opinię u przełożonych.
Robert L. już nie zagraża bandytom na Âląsku, bo prokurator Paweł Leks z niego i jego kolegów zrobił przestępców.
Zaczęło
się od SMS-a. Zaraz po zatrzymaniu przez Biuro Spraw Wewnętrznych
jednego z funkcjonariuszy pomówionych przez śląskiego gangstera ktoś
wysłał Robertowi L. tekst: po Z. będzie twoja kolej. Dziwnym trafem
treść SMS-a znana była gangsterom z grupy Janusza W., ksywa Siara. Grupy
zbrojnej, handlującej narkotykami, której od lat po piętach deptał
właśnie Robert L.
W parę miesięcy potem L. też został zatrzymany. Z
pomówienia. Pomawiającym był ten sam gangster Siara i jego koledzy z
gangu. Siara oficjalnie w śledztwie powiedział, że poszedł na współpracę
z prokuratorem. W zamian za to miał dostać niski wyrok za... zabójstwo.
Jego dwaj żołnierze, którzy zeznawali przeciwko funkcjonariuszowi,
wyszli na wolność i dalej prowadzą biznes. Robert L. już ich nie
zatrzyma.
Kurtka w solniczce
Zatrzymany w sierpniu 2006 r. Robert
L. trafił do aresztu za to, że pomagał Januszowi W. i jego mafijnym
żołnierzom. Tym samym, których zatrzymywał. Pomagać miał wspólnie i w
porozumieniu z innymi funkcjonariuszami z sekcji kryminalnej. Tak w
każdym razie stwierdził prokurator Leks, opierając się na zeznaniach
Siary. Według niego za krótko dokonywał przeszukania w mieszkaniu
gangstera i nie szukał wystarczająco dokładnie. Prokurator uznał, że
przeszukujący „powinni zajrzeć choćby do pojemnika z solą”, a oni
ograniczyli się do mebli i pomieszczeń. Nie zauważył jednak, że Robert
L. i jego koledzy z jednostki, zgodnie z nakazem prokuratorskim, szukali
kurtki pochodzącej z przestępstwa. Rzadko kto trzyma kurtkę w pojemniku
na sól. Leks stwierdził także, że L., przeszukując mieszkanie innego z
gangsterów, „nie zaglądał do szafek”. Tymczasem w aktach sprawy znajduje
się wyjaśnienie właściciela lokalu, że w mieszkaniu nie było żadnych
szafek. „Meble były w zamówieniu” – powiedział gospodarz. W mieszkaniu
był jedynie wiklinowy stolik pod telewizor i bałagan. Leks zarzucił
także funkcjonariuszowi, że nadużył swoich uprawnień. Tym razem podobno
przedobrzył w przeszukaniu. Okazuje się, że gdy Robert L. po udaniu się
pod wskazany adres zorientował się, że gangster tam nie mieszka, lecz
jest jedynie zameldowany, zadzwonił do jednego z funkcjonariuszy i
zapytał, gdzie faktycznie mieszka bandyta. Ten podał mu adres, a Robert
L. przeszukał miejsce faktycznego pobytu delikwenta. Przekroczył
uprawnienia, bo pod ów adres nikt go przecież nie wysyłał.
Te
zarzuty wystarczyły, żeby zastosować wobec policjanta areszt tymczasowy.
Na wszelki wypadek prokurator zrobił z niego szefa zorganizowanej grupy
policjantów. Jeden z pomawiających go bandytów stwierdził, że ma
odczucie, że L. kierował tą grupą, bo on miał taki przywódczy charakter. Żaden z postawionych policjantowi zarzutów nie jest zagrożony
wysoką karą, czyli nie jest „aresztowy”. Nie przeszkadzało to jednak
sędzi Annie Musiał z Sądu Rejonowego w Katowicach, by Roberta L.
zapuszkować. Do tego stopnia była przygotowana, że decyzję podjęła
podczas posiedzenia, na którym w ogóle nie było prokuratora Leksa. Oto
uzasadnienie pani sędzi: Prokurator wniósł o zastosowanie wobec niego
środka zapobiegawczego w postaci tymczasowego aresztowania. Wniosek
zasługuje na uwzględnienie. I to wszystko.
Odświeżona pamięć gangstera
Robert
L. trafił do aresztu w Zabrzu. Do „cywilnego” aresztu, do „cywilnej”
celi, dokładnie tam, gdzie sam wsadzał tych, których wcześniej
zatrzymywał. Gdy funkcjonariusze Biura Spraw Wewnętrznych zawozili go
tam, śmiali się, że nie będzie miał lekko. Nie powiedzieli przy
przyjęciu, że Robert L. to czynny policjant. Chłopak przeżył koszmar. W
areszcie schudł przeszło 20 kg.
Po paru miesiącach przetrzymywania
funkcjonariusza w areszcie prokurator zrozumiał, że zarzuty, jakie mu
postawił, nie uprawniają do przedłużenia odsiadki. Postanowił więc
„dosłuchać” Siarę. Ten nagle doznał olśnienia i przypomniał sobie, że
wręczył jakiemuś policjantowi łapówkę. Tysiaka, a może nawet 5 tysięcy? I
częstował go koniakiem. Opisał funkcjonariusza dokładnie. Był średniej
budowy ciała, na pewno niższy ode mnie – powiedział niewysoki Janusz W.
Dla Leksa było jasne, że to Robert L., choć on ma ze dwa metry i jest
napakowanym mięśniakiem.
Po pewnym czasie Siara stwierdził, że tak
tylko sobie gada, bo chciał zrobić dobre wrażenie na prokuratorze, który
zasugerował się, że ma tak powiedzieć. Nie skutkowało to jednak zmianą
zarzutów. Prokurator Leks dorzucił policjantowi jeszcze zarzut przyjęcia
łapówki od gangstera. Âmiał się, że robi mu prezent na zbliżające się
Boże Narodzenie. Teraz przedłużanie aresztu mogło iść już znacznie
sprawniej.
Jeśli nie zmieni postawy...
Gdy Robert L. trafił za
kraty, jego żona Agnieszka była w ciąży. W zagrożonej ciąży. Już raz
poroniła. W parę dni po jego zatrzymaniu trafiła do szpitala. Choć
ginekolodzy alarmowali, że ciąża znów jest zagrożona przedwczesnym
porodem, że dziewczyna musi ograniczyć stresy i bezwzględnie powinna
leżeć, sędzia stwierdził, że nie jest to wystarczający powód do
zwolnienia jej męża z aresztu. Także gdy wróciła do domu, bez opieki,
Robert L. nie opuścił murów więzienia. Ani wtedy, gdy rodziła mu córkę.
Tymczasem
prokurator jasno mówił funkcjonariuszowi, że może się nawet nie
przyznawać do winy, byleby tylko powiedział coś na przełożonych (wtedy
minister Zbigniew Ziobro szukał mafii policjantów). Powie coś na
komendanta albo naczelnika, to wyjdzie. Ale chłop milczał. Siedział więc
dalej. Po kolejnej takiej rozmowie prokurator zgodził się na widzenie
policjanta z żoną. Wprowadzono go do pokoju przesłuchań skutego
kajdankami i ustawiono płytę z pleksi, za którą siedziała zapłakana
dziewczyna w zaawansowanej ciąży. Jeśli pani mąż nie zmieni postawy,
widzenia będą wyglądać w ten sposób – powiedział prokurator Leks
przerażonej kobiecie.
Po wielu miesiącach aresztu sąd zastosował
środek zapobiegawczy w postaci kaucji – 50 tys. zł. Dla polskiego
policjanta to duża kwota. Poza tym sąd zajął majątek i odebrał paszport.
Oczywiście funkcjonariusz został zawieszony w czynnościach służbowych. W
sprawie Roberta L. i jego kolegów z jednostki od 2,5 roku nikt nie
prowadzi żadnych czynności procesowych. A on marzy tylko o jednym – chce
się poddać ocenie sądu. Wszystkie stawiane mu zarzuty nie znajdują
potwierdzenia w zebranym materiale dowodowym. Poza tym dowody te
ograniczają się do zeznań zupełnie niewiarygodnych gangsterów. Jeden z
nich stwierdził, że dzięki temu wyciągnął się sam z aresztu. Prokuratura
Okręgowa w Katowicach twierdzi, że sprawa jest rozwojowa.
Prokurator
w międzyczasie awansował. Sprawę Roberta L. w BSW prowadziła Agnieszka
Kapica. Tak sprawnie, że też awansowała. We wniosku o awans
argumentowano, że zaangażowała się w sprawę przeciwko policjantom z
Dąbrowy Górniczej...
Biznes is biznes
Funkcjonariusze z oddziału
Roberta L., pogromcy śląskich gangów, albo są zawieszeni w czynnościach
służbowych, albo odeszli na emeryturę.
Siara zaś wpadł na zleceniu
morderstwa. Wynajęty przez niego Dariusz P., pseudonim Killer, sprzedał
wspólnikowi Siary dwie kulki. Dobrze się układały w jego klatce
piersiowej. Nie opłaciła się więc Siarze współpraca z prokuratorem, bo i
tak dostał 25 lat. Ale jego żołnierze mają się dobrze. Pracujący w
sekcji kryminalnej funkcjonariusze z Dąbrowy Górniczej mówią, że panowie
nadal handlują narkotykami. Specjalizują się w marihuanie i
amfetaminie. Nie gardzą też prochami ecstasy, które umieszczają w
podszewkach polarowych bluz. Kontynuują też biznes Janusza W., czyli
handel stalą. W niej czasem jakieś strzelające żelastwo też się
znajdzie. Robert L. i jego koledzy już ich nie rozpracowują, nie
przeszukują i nie zatrzymują. Luzik.
A zaczęło się od SMS-a. Gorliwi funkcjonariusze z BSW do dziś nie sprawdzili, kto go wysłał.
– Widocznie nie ma to znaczenia dla sprawy – skomentował funkcjonariusz BSW Waleczek.
Nie
wiadomo też, dlaczego funkcjonariusze z BSW zaczęli zbierać coś
przeciwko Robertowi L. i jego kolegom w tym samym czasie, gdy otrzymał
SMS-a, że teraz on jest w kolejce do aresztu. To zapewne przypadek...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz