Gdy pomimo wielomiesięcznego pobytu w więziennej celi przyjaciółka Blidy bizneswoman Barbara K. zwana Aleksis nic na Blidę powiedzieć nie chciała, ABW zaczęła ją urabiać, używając agenta-uwodziciela. Przyjaciel ów rozumiał przerażenie i uciążliwości aresztu, wspierał w trudnych chwilach, komplementował. I radził, by powiedziała to, co chcą "te skurwysyny", bo on już nie może patrzeć na jej cierpienie. Po 11 miesiącach pudła, straszeniu lub obiecywaniu wolności przez prokuratorów, Aleksis wreszcie rzuciła oskarżenie na byłą koleżankę, że w 1997 r. w jej imieniu zaniosła 80 tys. zł łapówki.
Agent ABW przekazał prokuratorowi radosną informację, że Aleksis pękła i chce gadać. Została więc wypuszczona z aresztu. Potem własnym lub służbowym samochodem woził ją na przesłuchania do prokuratury albo ABW, gdzie z miłością tulił i głaskał po rączce, gdy składała zeznania.
Gdy Aleksis gubiła się w zeznaniach, myliła wątki, agent-przyjaciel udzielał jej wsparcia. W razie czego "przypominał", co ma mówić. Również prokuratorzy "naprowadzali ją", jak powinna zeznawać. Dziś już wiadomo, że żadnej korupcji nie było. Prokuratura przedstawiła co prawda zarzuty korupcyjne trzem osobom w tym samym śledztwie, w którym miała je usłyszeć Blida. Jednak w lutym tego roku Sąd Rejonowy w Rudzie Śląskiej umorzył sprawę. Zrobił to przed odczytaniem aktu oskarżenia, uznając, iż prokuratura nie powinna w ogóle stawiać zarzutów, gdyż przestępstwa nie popełniono. Chodziło zaś wówczas o spektakularne rozbicie układu złożonego z polityków lewicy, biznesmenów i skorumpowanych urzędników.
Układ zrodził się w umysłach władców IV RP, miał się objawić na Śląsku. Barbara Blida stanowiła pierwsze ogniwo układanki. Miała trafić do aresztu tymczasowego, żeby zmięknąć. Jej zatrzymanie miały pokazać telewizje, by każdy mógł się przekonać, jak skuteczna w walce z układem jest IV RP. Lista osób, które znalazłyby się następnie w kręgu podejrzeń, jest długa: c, Marek Borowski, Krzysztof Janik, Wacław Martyniuk, Andrzej Szarawarski, Zbigniew Zaborowski, Jerzy Markowski... W akcję mającą przygwoździć śląski układ zaangażowały się prokuratura i Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. W akcji zatrzymania Blidy brało udział pięciu funkcjonariuszy ABW. W listopadzie zeszłego roku rozpoczął się proces jednego z nich - Grzegorza S., odpowiedzialnego za akcję w domu Blidy. Postawiono mu zarzut niedopełnienia obowiązków służbowych. Proces został utajniony. Dodajmy, że Grzegorz S. jest dobrze znany Czytelnikom "NIE". Jako oficer UOP uczestniczył w skandalicznym zatrzymaniu Krzysztofa Porowskiego, biznesmena kojarzonego z lewicą ("Wilczy dół dla lewicy", "NIE" nr 5/2005). Porowski został oczyszczony ze wszystkich zarzutów. Jest to póki co jedyny oficer ABW, którego pociągnięto do odpowiedzialności za akcję wymierzoną w Blidę. Skromnie, szczególnie wobec zeznań Ryszarda O., aresztanta, który udając, że śpi podczas transportu do prokuratury, podsłuchał rozmowę dwóch agentów. Konwojenci mówili o akcji w domu Blidy: Funkcjonariusz siedzący koło mnie mówił do tego z przodu, że oni mieli zielone światło z góry na wszystkie działania w domu p. Blidy. Padło stwierdzenie, że funkcjonariusz kobieta (podał imię tej kobiety, ale nie pamiętam) miała za zadanie denerwować p. Blidę, miała również chodzić za nią w trakcie zatrzymania. Funkcjonariuszka miała straszyć p. Blidę więzieniem, aresztem, że w tym areszcie co jej tam zrobią, jak tam będzie. O tym, że miała tak postępować, zadecydował jej naczelnik. (...) Pamiętam, że padło dosłownie sformułowanie ze strony mężczyzny siedzącego obok mnie, że funkcjonariuszka miała jej wsiąść na psychikę.
Aresztant opisał to w liście do naczelnika więzienia w Bydgoszczy. List przeleżał w szufladzie do wyborów jesienią 2007 r. Naczelnik przesłał go przełożonym dopiero w styczniu 2008 r. Ryszard O. opisał rozmowę agentów jeszcze przed przegranymi przez PiS wyborami, gdy w prokuraturze i ABW rządzili ludzie Ziobry. Narażał się na szykany ze strony wymiaru sprawiedliwości, a na pewno mu na tym nie zależało. Mało prawdopodobne, by kłamał. Funkcjonariuszka jak do tej pory nie usłyszała zarzutów. Może zaniedbanie to nadrobi sejmowa komisja śledcza badająca okoliczności śmierci posłanki. Powołanie jej mogło nastąpić dopiero po przegranej rządu PiS. Wcześniej PiS za wszelką cenę blokowało jej powstanie. Dziś działająca pod przewodnictwem Ryszarda Kalisza komisja jest na finiszu swoich prac. - Komisja miała zakończyć prace w kwietniu, niestety, tragedia pod Smoleńskiem nie pozwoliła na to - wyjaśnił nam Kalisz. - Planujemy w lipcu ogłosić raport końcowy. Przed nami ostatnie przesłuchania. Zeznawać będą Jerzy Engelking, Janusz Kaczmarek, Zbigniew Ziobro, Jarosław Kaczyński i mąż Barbary Blidy, Henryk Blida. - Czy da się już powiedzieć, kto zawinił? - Formuła komisji jest taka, że my nie możemy ścigać winnych, lecz jedynie wskazywać wady i błędy, tak by nigdy więcej się nie powtórzyły - powiedział nam poseł Kalisz. - Niemniej na pewno zostaną złożone zawiadomienia do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstw. Jedno już wpłynęło. Poza tym zapewne pojawią się wnioski dotyczące zmian w prawie. Kalisz nie ukrywa, że rezultat pracy komisji nie będzie w pełni zadowalający. Świadkowie (prokuratorzy i agenci ABW) zasłaniali się tajemnicą operacyjną lub tajemnicą śledztwa. Niektóre akta oznaczono klauzulą ściśle tajne, do innych komisja w ogóle nie dotarła. Urąga to sensowi. Dokumenty i dowody w postaci zeznań świadków utajnia się przed sejmową komisją mającą kontrolować poczynania, które pozostają dla niej tajemnicą.
Można powiedzieć, że za to zdarzenie (śmierć Blidy - przyp. J. S.) odpowiada środowisko SLD, które tolerowało relacje pani Blidy z osobami z mafii węglowej. To były fakty powszechnie znane - mówił
w 2007 r. w Telewizji Trwam Zbigniew Ziobro, wówczas minister sprawiedliwości i prokurator generalny. Dziś już wiadomo, że to nie SLD zabił Blidę, a aparat represji nadzorowany przez kaczystów popełnił wobec niej wiele nadużyć. Jednak ani Ziobro, ani Kaczyński nie zostaną pociągnięci do odpowiedzialności nawet za naciski, jakie wywierali na podwładnych w sprawie Blidy.
W lutym tego roku Prokuratura Okręgowa w Łodzi prowadząca śledztwo w sprawie okoliczności śmierci Barbary Blidy umorzyła śledztwo w wątku prokuratorów i nacisków na nich ze strony polityków i przełożonych. Nic w tym dziwnego, trudno sobie bowiem wyobrazić, żeby znający prawo Ziobro lub Kaczyński dopuścili się w tej sprawie jawnego przestępstwa. W ogóle coś takiego, jak naciski w instytucji zhierarchizowanej i dowodzonej jak wojsko, którą jest prokuratura, są praktycznie nie do udowodnienia. Nie twierdzimy, że nie ma żadnej mafii węglowej. Dalecy jesteśmy od poglądu, że wszystkie śląskie interesy, w tym węglowe, są czyste. Nieraz tygodnik "NIE" pokazywał, że tak nie jest. Barbara Blida jednak do żadnej mafii nie należała, co już niepodważalnie ustalono. Mimo to wszczęto przeciw niej wiele bezprawnych działań, by postawić jej fikcyjne zarzuty. Popełniła samobójstwo, lecz naprawdę broń do jej piersi przystawili architekci IV RP. Przyjazna i pokojowa twarz Jarosława Kaczyńskiego ma zatrzeć wspomnienie o tamtych czasach. Jeśli kaczyści dostaną władzę po raz drugi, zostaną utwierdzeni w przekonaniu, że ich działania były słuszne i - co najważniejsze - bezkarne. Nie ponieśli przecież żadnej odpowiedzialności za śmierć Blidy ani za aferę gruntową, ani za załamanie transplantologii po zatrzymaniu doktora G. czy za liczne nielegalne akcje CBA. Gdyby PiS zyskało jakąkolwiek władzę w państwie, okazałoby się wówczas, że za dobrotliwą maską kryje się żądza odwetu i zamordyzm na jeszcze większą skalę. Wtedy będzie jednak już za późno. ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz