W połowie lat 50. brała Pani udział w tworzeniu projektu ustawy o dopuszczalności przerywania ciąży.
Wszystko zaczęło się od rozpaczliwych listów kobiet, które zmuszane do rodzenia dzieci nie miały ani warunków, ani sił na ich utrzymanie i wychowanie. Potem pojawiły się alarmujące statystyki medyczne. Aż 50 procent pacjentek oddziałów ginekologicznych to kobiety, które w przerażających warunkach dokonywały nielegalnych skrobanek. Niestety, wiele z tych pań umierało albo pozostawało okaleczonych na całe życie. Środowisko lekarskie biło na alarm.
Czy wielu wówczas było oponentów?
W zasadzie spotkaliśmy się z aprobatą. Każdy widział, jak tragiczna jest sytuacja rodzin wielodzietnych. Pamiętam, że największym moim opozycjonistą w tej kwestii był poseł Jan Dobraczyński, którego wypowiedź sprowadzała się głównie do roli i miejsca rodziny w społeczeństwie i konieczności jej ochrony.
Czy ten katolik mówił, że aborcja to zbrodnia, że jest to dokonywanie mordu, nazywał Panią dzieciobójczynią – tak jak to dziś argumentują posłowie?
W żadnym wypadku! Chyba nikt w tamtym Sejmie nie reprezentował takiego poziomu.
Sięgnęłam do stenogramu z tamtego posiedzenia Sejmu. Rozbawiło mnie, że Dobraczyński mówił: Weźmy do serca te piękne i głębokie słowa Makarenki odwołując się do prorodzinnych postaw radzieckiego zwolennika wychowania dla komunizmu.
Oto przykład, jak każda demagogia znajdzie autorytet na miarę czasów. Wtedy wskazywano Makarenkę jako obrońcę rodziny, a dziś Jan Paweł II ma być symbolem walki o dobro rodziny i „życie poczęte”.
Ustawę z 1956 roku dopuszczającą przerywanie ciąży dziś nazywa się „stalinowską”. To bzdura, ona powstała na fali destalinizacji.
Po pierwsze Stalin umarł w 1953 roku, a po drugie to właśnie on wprowadził całkowity zakaz przerywania ciąży nakładając dotkliwe kary zarówno na lekarzy dokonujących aborcji, jak i na kobiety. Dopiero ustawa z 1955 roku zmieniała to w ZSRR.
Mówi się też, że ustawa, którą Pani referowała w Sejmie, pozwalała na pełną swobodę, co doprowadziło do „aborcji na życzenie”.
To kolejna bzdura. Ustawa określała rozsądne ograniczenia. Jej wprowadzenie miało służyć temu, by kobiety mogły bezpiecznie i w godziwych warunkach pozbyć się ciąży, która zagrażała matce i powodowała degradację życiową rodziny. Nikomu nie przyszło do głowy, żeby traktować ustawę jako środek antykoncepcyjny.
O prawa kobiet walczy Pani od dawna. Skąd się to wzięło?
Byłam wtedy dzieckiem, miałam może 10 lat. Sąsiadka przyszła do mojej mamy i pamiętam, że płakała. Była w ciąży. Miała już wtedy ośmioro dzieci. Nie chciała dziewiątego. Po paru tygodniach zmarła z powodu zakażenia. Pamiętam ten pogrzeb, te osierocone dzieci i mnóstwo kobiet, które szły za trumną. Wszystkie trzymały świece w ręku. To było coś w rodzaju protestu. Do dziś pamiętam ten wstrząsający kondukt. A potem, w Lidze Kobiet, jeździłam na wieś i widziałam podobne tragedie na własne oczy. Pamiętam, jak pewna młoda kobieta piekła chleb i dzieliła go na dwanaście części, bo tyle było dzieci, a one wygłodniałe się temu przyglądały. Pamiętam zagrzybione piwnice, gdzie akuszerki przerywały ciąże drutem. Pamiętam dziecko w słoju...
Dziecko w słoju?
Pewna młoda dziewczyna poroniła samoistnie sporą ciążę. Bardzo cierpiała, bo to było pierwsze dziecko. Włożyła martwy płód do słoja i poszła z nim do księdza, żeby je pochował. Ksiądz kopnął słój, krzyczał na dziewczynę i kazał zabrać „to” z jego oczu, bo przez nią nie będzie mógł jeść przez cały dzień.
A czy to możliwe, żeby wówczas księża na wsi nie wiedzieli, że kobiety dokonują nielegalnie aborcji?
Oczywiście. Przymykali na to oko. Zwykle dawali też rozgrzeszenie, bo wiedzieli, że i tak nie dałyby rady wychować niepożądanego dziecka. Dziś jest tak samo, tylko krzyczy się głośniej z ambony i używa się dosadniejszych słów. Hipokryzja i obłuda.
Ostentacyjnie zrobiono ostatnio pogrzeb usuniętych płodów.
To, mówiąc delikatnie, głęboki brak zdrowego rozsądku. Co tu chować? Płód do 8 tygodni? Paromilimetrowy zarodek? Dawniej mówiono, że z pierwszym krzykiem dziecka wchodzi w jego ciało dusza. Dziś już w połączeniu plemnika z komórką jajową widzą człowieka.
Ustawa z 27
kwietnia 1956 r. o warunkach dopuszczalności przerywania ciąży zakładała,
że zabiegu może dokonać jedynie uprawniony do tego lekarz, a za przerwaniem
ciąży przemawiają: – trudne warunki życiowe kobiety ciężarnej, – podejrzenie, że ciąża powstała w wyniku przestępstwa, – wskazania lekarskie dotyczące zdrowia dziecka i ciężarnej. O tym, że przerwanie ciąży jest wskazane, nie decydowała jedynie ciężarna, ale lekarz, pracownik pomocy społecznej, prokurator, a w pewnym okresie specjalnie powoływana komisja. Obecnie obowiązująca ustawa, która weszła w życie w roku 1993, dopuszcza aborcję tylko w razie zagrożenia życia lub zdrowia kobiety, gwałtu lub nieodwracalnego uszkodzenia płodu. Według tej ustawy aborcja może być dokonana jedynie w państwowym szpitalu. Karze pozbawienia wolności do lat 3 podlega każdy, kto z naruszeniem przepisów ustawy przerywa ciążę za zgodą kobiety, udziela jej w tym pomocy lub ją do tego nakłania. O dopuszczalności przerwania ciąży decyduje inny lekarz niż dokonujący zabiegu lub prokurator. W rzeczywistości lekarze odmawiają dokonywania aborcji często twierdząc, że powody są niewystarczające, a np. zmiany płodu nie muszą być nieodwracalne. Prokuratorzy tak odwlekają procedury, żeby dokonanie aborcji było niemożliwe z powodu przekroczenia 12. tygodnia ciąży. |
Maria Jaszczuk, mgr filozofii. Przed wojną działała w Organizacji Młodzieży Socjalistycznej „Życie”. Jeździła na obozy m.in. z Jankiem Krasickim. W czasie wojny przesłuchiwana przez gestapo i przetrzymywana w alei Szucha, więźniarka Pawiaka, potem obozu w Oświęcimiu (numer obozowy 64407), skąd w marszu śmierci szła do obozu w Ravensbrück. Wykupiona przez szwedzki Czerwony Krzyż. Po wojnie posłanka do KRN, a następnie w latach 1947–1956 posłanka na Sejm. Zasiadała we władzach Stronnictwa Demokratycznego, przez pewien czas była sekretarzem Zarządu Głównego Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. Przez 25 lat działała aktywnie w Lidze Kobiet.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz