środa, 27 lutego 2013

Ambasadorzy kiszonych ogórków (NIE, 21/2007)

Oderwać od pługa. Obuć w lakierki. Odziać we frak. Zawiązać muchę.
Wicepremier Andrzej Lepper to szczere, otwarte i prawdomówne chłopisko. W Zielonej Górze 12 maja 2007 r. oznajmił: Po to jesteśmy w koalicji, byśmy mogli swoje kadry zatrudniać. Zwracając się do dziennikarzy obsługujących kongres lubuskiej Samoobrony wicepremier powiedział: Piszcie w prasie, że Lepper żąda większego zatrudniania ludzi Samoobrony, ale mają być to konkretni ludzie i tam, gdzie są stanowiska.
Skoro wicepremier domaga się, byśmy pisali o klientyzmie, kumoterstwie, protekcjonizmie i poplecznictwie w jego partii – to postaramy się sprostać temu żądaniu.
 
Minister z Darłowa
W pierwszych dniach maja najważniejszym posunięciem kadrowym Leppera było pozbycie się z Ministerstwa Rolnictwa Marka Zagórskiego. Stanowisko sekretarza stanu objął trzydziestolatek Maciej Jabłoński, dotychczasowy szef gabinetu politycznego Leppera. Jabłoński jest raczej specem od ryb i gospodarki morskiej, a nie od rolnictwa. Lepper jednak postawił na niego, gdyż – jak oświadczył – gromadzi wokół siebie ludzi z Darłowa, a nie od Rokity z Krakowa.
Czemu i za co Zagórski wyleciał? Dokładnie nie wiadomo. Wiadomo tylko, że wywodził się z konkurencyjnej sitwy, pomimo iż posadę zawdzięczał Lepperowi właśnie. Zagórski to człowiek Balazsa. Za czasów rządów AWS w latach 1999–2001 Zagórski kierował gabinetem politycznym ówczesnego ministra rolnictwa i rozwoju wsi Artura Balazsa. W zeszłym roku Balazs pomógł Lepperowi skleić koalicję z PiSuarem. W zamian Lepper zobowiązał się ulokować sporą grupę jego ludzi w Ministerstwie Rolnictwa i instytucjach nadzorowanych przez ten resort. Nieformalnym liderem grupy balaszowców w podległych Lepperowi instytucjach był właśnie Marek Zagórski. Byli wśród nich Grzegorz Spychalski w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, a w Kasie Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego Dariusz Rohde, którego żona w województwie szczecińskim szefowała Stronnictwu Konserwatywno-Ludowemu, partii Artura Balazsa.
Mimo iż Lepper rządził sektorem rolnym, to w rzeczywistości nie w pełni panował nad kadrami w agencjach rolnych ani nad KRUS. Irytowało to działaczy Samoobrony. Najostrzej ten stan rzeczy krytykowali posłanka Alina Gut i poseł Bolesław Borysiuk. Ostrzegali Leppera, że balaszowcy są nielojalni i w terenie podstawiają nogi działaczom Samoobrony. Sojusz Leppera z obszarnikiem-milionerem Balazsem wkurzał nie tylko posłów z klubu parlamentarnego Samoobrony. Także terenowi działacze byli zdezorientowani, gdyż w przeszłości – podobnie jak z PSL – o wpływy na wsi zacięcie rywalizowali z SKL, partią Balazsa. Lepper te pomruki ignorował aż do początków marca, kiedy to wybuchł otwarty konflikt między córką posłanki Gut Małgorzatą zatrudnio-ną w gabinecie politycznym Leppera a balaszowcem Rohde szefującym w KRUS. Upublicznione przez Rohdego okoliczności jego wojny z Małgorzatą Gut wywołały poważne skutki. Awantura, obficie przez prasę opisana, dotarła do premiera Kaczyńskiego i Centralnego Biura Antykorupcyjnego (patrz „NIE” nr 20/2007). Kaczor ostatecznie zdecydował, aby zarówno sprawę przekrętów, jak i kolesiostwa w KRUS załatwić przez zapomnienie o niej.
 
Rozbrat z Balazsem
Lepper odzyskał dla Samoobrony KRUS. Po odwołaniu Rohdego i mianowaniu w jego miejsce Jacka Dubińskiego poseł Bolesław Borysiuk mógł już bez przeszkód przekazywać nowemu szefowi KRUS listy sympatyków i działaczy Samoobrony z poleceniem ich zatrudnienia na dobrze płatnych stanowiskach.
Lepper wylał też szefa ARiMR. To było istotne posunięcie, gdyż do niedawna w tej agencji kadrami dyrygowali balaszowcy pospołu z czołowym kaczystą, ministrem Przemysławem „Peronem” Gosiewskim. (Mieszanie się Gosiewskiego do polityki kadrowej w ARiMR i lokowanie tam pisuarowców Lepper kilkakrotnie krytykował publicznie w wypowiedziach dla różnych mediów).
Z kolei pozbywając się Zagórskiego z Ministerstwa Rolnictwa Lepper zasygnalizował swym pretorianom, że teraz mogą w szerszym zakresie liczyć na nowe posady w centrali resortu, a także w terenie. I że teraz Samoobrona będzie rozdawać posady na pisowską modłę – tylko swoim i tylko za zasługi dla partii.
 
Dyplomaci z roli
Uzasadniając odejście Zagórskiego wicepremier Lepper powiedział w radiowej „Trójce”: Nie może być tak, że minister rolnictwa dowiaduje się o personalnych decyzjach swojego zastępcy z mediów. Krytykując personalne posunięcia Zagórskiego wicepremier miał najpewniej na myśli między innymi kwestię posad w tzw. dyplomacji rolnej. Otóż w listopadzie zeszłego roku Lepper wywalczył dla Samoobrony 10 mln zł na przedstawicielstwa Ministerstwa Rolnictwa w pięciu stolicach europejskich. Tworzymy specjalny resort spraw zagranicznych ds. rolnych
– krytykowała ten pomysł na łamach „Gazety Wyborczej” z 1 grudnia 2006 r. Krystyna Skowrońska, posłanka PO. Chrapkę na te posady, tworzone w ramach programu „tanie państwo”, mieli zwłaszcza balaszowcy.

Zagórski, nim został odwołany, podjął decyzję o ulokowaniu w Berlinie Marka Jastrzębskiego (z pensją 2,6 tys. euro). Jastrzębski już od paru lat pracował w Berlinie na etacie MSZ. Od lipca utrzymywać go będzie resort Leppera. Ponoć balaszowiec sprawował się w Berlinie dobrze, po mistrzowsku organizując delegatom z Ministerstwa Rolnictwa nocne rozrywki w czasie Grüne Woche, corocznej wystawy rolniczej. Na rolną placówkę do Moskwy z pensją 3,5 tys. euro Zagórski wytypował bez konkursu Izabelę Lewandowską, dotychczasową wicedyrektorkę
departamentu Unii Europejskiej i Współpracy Międzynarodowej. Pani dyrektor – pomijając jej obcesowy styl traktowania personelu – ma odpowiednie kwalifikacje. Jest tylko mały szkopuł – protegowana balaszowców ponoć kiepsko zna rosyjski.

Nie wiadomo, czy Lepper w ramach nowej polityki personalnej podtrzyma te dwie personalne decyzje Zagórskiego, ale – jak słychać w resorcie – kolejne nominacje „dyplomatów rolnych” do Mińska, Kijowa, Rzymu i Paryża mają być dokonane z klucza partyjnego. Do Kijowa ma pojechać pisowiec, a na pozostałe placówki ludzie z Samoobrony. I żadnych konkursów ma nie być!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz