Prostytutki z okolic Bydgoszczy walczą o godziwe warunki pracy. I żeby policja przestała się przypieprzać!
Krajowa "dziesiątka" niedaleko Bydgoszczy. Obwodnica w Makowiskach koło Stryszka. Wzdłuż trasy praca wre. Zimą i latem. W deszcz i wiatr. Koniecznie krótka spódniczka i bardzo wysokie buty. Może być lateksowa sukieneczka. Dekolt niekonieczny. - Mamy dużo klientów. Ostatnio głównie stałych - mówi Marika. - To była ciężka zima, trudne warunki. Przyjeżdżali głównie goście z okolicy. I teraz, gdy wraz z nadejściem wiosny mogły się wreszcie odkuć, od tygodni nie mają utargu. Przez policjantów, którzy utrudniają im życie. Jakim prawem? - Nie dają nam normalnie pracować - mówi Natasza. Wszystko z powodu jakiegoś głupiego morderstwa.
W październiku zeszłego roku w Stryszku ktoś zaciukał ich koleżankę, przydrożną prostytutkę, i jej klienta. Jej poderżnięto gardło, a facet dostał dwa pchnięcia nożem i kulkę. Niedługo potem policja zatrzymała podejrzanych, ale okazało się, że najprawdopodobniej byli tylko przypadkowymi klientami innej panienki. Na miejscu zbrodni nie zabezpieczono prawie żadnych śladów. Wyniki badań DNA też nic nie dały. - No to nas szykanują - mówi Negri. - Niech szukają tam, gdzie można coś znaleźć, a nie u nas. - Przyjeżdżają codziennie i znęcają się nad nami. Są wulgarni, chamscy. Jeden to mi nawet powiedział, że tak już będzie zawsze, jeśli czegoś im nie powiemy - tłumaczy jedna z pań. - Chcą, żebyśmy im mordercę podały na tacy. Tylko że żadna z nas go nie zna. Nic nie widziałyśmy i nic nie słyszałyśmy - mówi inna. Nie chce zdradzić imienia, jedynie wiek: 26 lat. Skarży się, że policjantom zdarzają się odżywki ty kurwo! Ł oza tym odstraszają klientów. Tirówki twierdzą, że funkcjonariusze jeżdżą za nimi po lesie, podchodzą do ewentualnych klientów i każą im spierdalać. A jak któryś mocniej napalony i mimo wszystko w las wjeżdża, to po wszystkim go zatrzymują i dają kilkusetzłotowy mandat i punkty. Cholera wie za co. - Drugi raz już nie przyjedzie, nawet jeśli dobrze przyłożymy się do roboty - skarży się jedna z dziewczyn. - Od 9 lat tu stoję i jeszcze tak nie było, żeby mi policjant tyłka pilnował. - Mam do wykarmienia dwójkę małych dzieci. Prostytucja w Polsce nie jest zakazana. Nikt mi tego nie może zabronić. Złożę skargę do komendy za utrudnianie pracy - denerwuje się 19-letnia Natasza. Jacek, opiekun panienek, wytatuowany mięśniak, też jest wkurzony: - To paranoja. Gnębią nas, przyjeżdżają i wlepiają klientom mandaty. W mieście za takie samo przewinienie mogliby dostać najwyżej upomnienie. Mogę udowodnić, że jesteśmy szykanowani. - Niektórzy kierowcy wolą rusiejki - dodaje Natasza.
Natasza to pseudonim artystyczny. Negri zawsze chciała się tak nazywać, a Marika to prawdziwe imię. Teoretycznie stawki są ustalone, stówa normalnie, siedemdziesiąt orał. Ale bywa, że stały klient dorzuci coś ekstra. Tyle że ostatnio zaczęły schodzić z ceny. Kawałek dalej, po przeciwnej strony drogi, w Lisim Ogonie dziewczyny nie są szykanowane przez gliniarzy. Jedynie za ich opiekunem jeździ nieoznakowany policyjny samochód. One jednak mogą pracować normalnie. Biorą więc jak zwykle. Panie ze Stryszka nie chcą się przenieść. Tu mają miejsce pracy. Niektóre od wielu lat. - Nie zostawiam bałaganu w swoim miejscu pracy, po mnie nie trzeba zbierać gumek ani butelek z wodą - mówi jedna z kobiet. Chyba najstarsza. - Nie widzę powodu, żebym miała stąd uciekać. Myślały, żeby iść do gminy. Podobno dobrze znają paru urzędników. - Dogłębnie - śmieje się jedna. Nie widzą jednak możliwości dogadania się z urzędniczkami. Poza tym ktoś mógłby im zarzucić, że nie płacą podatków. Już raz się zdarzyło, że jedna z prostytutek musiała zapłacić ogromny podatek, bo Urząd Skarbowy w Bydgoszczy dopatrzył się, że wydała kilkanaście milionów przez rok, nie mając udokumentowanych dochodów.
Nic nie pomogło tłumaczenie, że to wszystko prezenty klientów. Z miłości. śledztwo w sprawie zabójstwa trwa. Choć informatorzy twierdzą, że to pasmo klęsk. Prokurator Wiesław Giełżecki z V Wydziału Śledczego Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy nie chce mówić o postępowaniu, ale podobno prokuratura wychodzi z siebie, żeby coś znaleźć. Cokolwiek. Stąd te naloty na prostytutki ze Stryszka. Poliqanci są pewni, że dziewczyny coś wiedzą. Jedna z nich, Natalia P., koleżanka zamordowanej, niespodziewanie zniknęła. Podobnie wsiąkła Karolina S., która w dniu zabójstwa rozwoziła dziewczyny do lasu. Jednakże opieka policji wynika z troski o ich zdrowie i życie. - Krajowa "dziesiątka" to droga, na której dochodzi do wielu wypadków. Także śmiertelnych. Te panie są potencialnym zagrożeniem dla kierowców, ale także same narażają życie, stojąc przy jezdni. Funkcjonariusze dbają o bezpieczeństwo. Dlatego przyjeżdżają tam codziennie - wyjaśnia komisarz Monika Chlebicz, rzecznik komendy wojewódzkiej policji.
Krajowa "dziesiątka" niedaleko Bydgoszczy. Obwodnica w Makowiskach koło Stryszka. Wzdłuż trasy praca wre. Zimą i latem. W deszcz i wiatr. Koniecznie krótka spódniczka i bardzo wysokie buty. Może być lateksowa sukieneczka. Dekolt niekonieczny. - Mamy dużo klientów. Ostatnio głównie stałych - mówi Marika. - To była ciężka zima, trudne warunki. Przyjeżdżali głównie goście z okolicy. I teraz, gdy wraz z nadejściem wiosny mogły się wreszcie odkuć, od tygodni nie mają utargu. Przez policjantów, którzy utrudniają im życie. Jakim prawem? - Nie dają nam normalnie pracować - mówi Natasza. Wszystko z powodu jakiegoś głupiego morderstwa.
W październiku zeszłego roku w Stryszku ktoś zaciukał ich koleżankę, przydrożną prostytutkę, i jej klienta. Jej poderżnięto gardło, a facet dostał dwa pchnięcia nożem i kulkę. Niedługo potem policja zatrzymała podejrzanych, ale okazało się, że najprawdopodobniej byli tylko przypadkowymi klientami innej panienki. Na miejscu zbrodni nie zabezpieczono prawie żadnych śladów. Wyniki badań DNA też nic nie dały. - No to nas szykanują - mówi Negri. - Niech szukają tam, gdzie można coś znaleźć, a nie u nas. - Przyjeżdżają codziennie i znęcają się nad nami. Są wulgarni, chamscy. Jeden to mi nawet powiedział, że tak już będzie zawsze, jeśli czegoś im nie powiemy - tłumaczy jedna z pań. - Chcą, żebyśmy im mordercę podały na tacy. Tylko że żadna z nas go nie zna. Nic nie widziałyśmy i nic nie słyszałyśmy - mówi inna. Nie chce zdradzić imienia, jedynie wiek: 26 lat. Skarży się, że policjantom zdarzają się odżywki ty kurwo! Ł oza tym odstraszają klientów. Tirówki twierdzą, że funkcjonariusze jeżdżą za nimi po lesie, podchodzą do ewentualnych klientów i każą im spierdalać. A jak któryś mocniej napalony i mimo wszystko w las wjeżdża, to po wszystkim go zatrzymują i dają kilkusetzłotowy mandat i punkty. Cholera wie za co. - Drugi raz już nie przyjedzie, nawet jeśli dobrze przyłożymy się do roboty - skarży się jedna z dziewczyn. - Od 9 lat tu stoję i jeszcze tak nie było, żeby mi policjant tyłka pilnował. - Mam do wykarmienia dwójkę małych dzieci. Prostytucja w Polsce nie jest zakazana. Nikt mi tego nie może zabronić. Złożę skargę do komendy za utrudnianie pracy - denerwuje się 19-letnia Natasza. Jacek, opiekun panienek, wytatuowany mięśniak, też jest wkurzony: - To paranoja. Gnębią nas, przyjeżdżają i wlepiają klientom mandaty. W mieście za takie samo przewinienie mogliby dostać najwyżej upomnienie. Mogę udowodnić, że jesteśmy szykanowani. - Niektórzy kierowcy wolą rusiejki - dodaje Natasza.
Natasza to pseudonim artystyczny. Negri zawsze chciała się tak nazywać, a Marika to prawdziwe imię. Teoretycznie stawki są ustalone, stówa normalnie, siedemdziesiąt orał. Ale bywa, że stały klient dorzuci coś ekstra. Tyle że ostatnio zaczęły schodzić z ceny. Kawałek dalej, po przeciwnej strony drogi, w Lisim Ogonie dziewczyny nie są szykanowane przez gliniarzy. Jedynie za ich opiekunem jeździ nieoznakowany policyjny samochód. One jednak mogą pracować normalnie. Biorą więc jak zwykle. Panie ze Stryszka nie chcą się przenieść. Tu mają miejsce pracy. Niektóre od wielu lat. - Nie zostawiam bałaganu w swoim miejscu pracy, po mnie nie trzeba zbierać gumek ani butelek z wodą - mówi jedna z kobiet. Chyba najstarsza. - Nie widzę powodu, żebym miała stąd uciekać. Myślały, żeby iść do gminy. Podobno dobrze znają paru urzędników. - Dogłębnie - śmieje się jedna. Nie widzą jednak możliwości dogadania się z urzędniczkami. Poza tym ktoś mógłby im zarzucić, że nie płacą podatków. Już raz się zdarzyło, że jedna z prostytutek musiała zapłacić ogromny podatek, bo Urząd Skarbowy w Bydgoszczy dopatrzył się, że wydała kilkanaście milionów przez rok, nie mając udokumentowanych dochodów.
Nic nie pomogło tłumaczenie, że to wszystko prezenty klientów. Z miłości. śledztwo w sprawie zabójstwa trwa. Choć informatorzy twierdzą, że to pasmo klęsk. Prokurator Wiesław Giełżecki z V Wydziału Śledczego Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy nie chce mówić o postępowaniu, ale podobno prokuratura wychodzi z siebie, żeby coś znaleźć. Cokolwiek. Stąd te naloty na prostytutki ze Stryszka. Poliqanci są pewni, że dziewczyny coś wiedzą. Jedna z nich, Natalia P., koleżanka zamordowanej, niespodziewanie zniknęła. Podobnie wsiąkła Karolina S., która w dniu zabójstwa rozwoziła dziewczyny do lasu. Jednakże opieka policji wynika z troski o ich zdrowie i życie. - Krajowa "dziesiątka" to droga, na której dochodzi do wielu wypadków. Także śmiertelnych. Te panie są potencialnym zagrożeniem dla kierowców, ale także same narażają życie, stojąc przy jezdni. Funkcjonariusze dbają o bezpieczeństwo. Dlatego przyjeżdżają tam codziennie - wyjaśnia komisarz Monika Chlebicz, rzecznik komendy wojewódzkiej policji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz