środa, 27 lutego 2013

Chała bohaterom (NIE, 33/2005)

Uratowali życie nastoletniej dziewczynie. Sami stracili przez to zdrowie, mienie, wiarę w sprawiedliwość i ludzi. Pomógł im Kaczyński – na pozór i na pokaz.
Szmulki na warszawskiej Pradze. Stary zaniedbany budynek. Sześciu osiłków z bejsbolami ciągnie nagą 16-letnią dziewczynę. Wcześniej wielokrotnie zgwałcona Agnieszka S. krzyczy, wzywa pomocy, błaga o litość. Nikt nie reaguje.
– Co jej robicie?! Puśćcie ją! – Nagle w jej obronie staje siwy drobny mężczyzna.
Sprawcy dopadają bezczelnego obrońcy. W tym czasie napadnięta dziewczyna wyrywa się bandytom. Kije idą w ruch. Mężczyzna dostaje, gdzie popadnie, ale udaje mu się wpuścić dziewczynę do swojego mieszkania. Sam zostaje skatowany. Podobnie obrywa jego żona, która udziela schronienia dziewczynie. Uszkodzenie czaszki, kręgosłupa, zdruzgotane kolana. Ireneusz i Barbara Gregorczykowie zostają kalekami na całe życie.
 
Czynności operacyjno-rozpoznawcze
Ściągnięta policja ani myśli wezwać pomoc dla pokrwawionych, skatowanych ofiar. Najpierw przez dwie godziny ich przesłuchuje. Nikt nie myśli też ścigać przestępców, choć wszyscy dobrze wiedzą, kim oni są. Zgwałcona dziewczyna rozpoznaje jednego ze sprawców, a mimo to śledztwo zostaje umorzone.
Podjęto intensywne czynności operacyjno-rozpoznawcze w celu ustalenia sprawców przedmiotowego napadu, jednakże nie przyniosły one pozytywnych wyników – pisze prokurator Małgorzata Ziółkowska-Siwczyk.
Bandyci jednak są wszystkim znani. Wciąż działają na warszawskich Szmulkach.
To wszystko działo się w sierpniu 1997 r. Ireneusz i Maria Gregorczy-kowie prawdopodobnie uratowali dziewczynie życie. Jeszcze parokrotnie dostali za to zapłatę. Włamywano się do ich mieszkania, napadano na nich na osiedlu. Schorowani i zastraszeni musieli uciekać. Ireneusz Gregorczyk mieszka w 6-metrowej komórce na działce. Jego żona tuła się po rodzinie i znajomych. Wszyscy mają ich w dupie.
 
Piękne, wzruszające i wychowawcze
O zamianę mieszkania prosili znacznie wcześniej – od 35 lat. Pisali wszędzie, wydeptali ścieżkę do urzędów i biur. Nic. Jak gdyby przyklejone do nich było lokum bez sracza i wody. Po opisanych zdarzeniach też nic nie trafiało do urzędowych decydentów. Gregorczykowie pisali, że nie mogą już wejść na IV piętro, że się boją zemsty. Nikt nie reagował. Wiedzieli, że na Szmulkach może czekać ich śmierć. Uciekli.
Pewnego dnia o bohaterskim zachowaniu małżonków usłyszały media. To takie piękne, takie wzruszające i wychowawcze. Jakież było zdziwienie dziennikarzy, gdy zobaczyli schorowanego kalekę mieszkającego od lat na działce w komórce.
 
Kaczyński podziwia
W październiku 2004 r. radiowa Trójka zaczęła grzmieć.
– Takich ludzi trzeba podziwiać – powiedział wtedy na antenie Lech Kaczyński. Pogadał coś o niezwykłym bohaterstwie i konieczności pomocy. Obiecał, że załatwi mieszkanie. Prezydent Warszawy jakoś nie zauważył jednak, że Gregorczykowie już od lat błagają go i jego poprzedników o zmianę mieszkania. Nie wspomniał też słowem, dlaczego do tej pory nie zrobił nic, by im pomóc. Ale na antenie wypadł doskonale.
– To wspaniała postawa – równie mocno rozpływał się nad bohaterstwem Gregorczyków Ryszard Kalisz. – Wyrażam wielkie ubolewanie, że tak pozostawiono tych ludzi. Na pewno zgłoszę się do policji, by udzielono im wszelkiej pomocy.
I na tym koniec. Od października 2004 r. minister milczy.
– Wyjaśnimy ewidentne niedopatrzenia, jakich dopuściła się prokuratura – obiecała wzburzona postawą praskiej prokuratury rzecznik prasowa Prokuratury Generalnej prokurator Małgorzata Wilkosz-Śliwa. Coś mówiła o wyjątkowej postawie bohaterów. Od października 2004 r. nic nie zrobiono, by naprawić błędy. Bandyci wciąż śmieją się w nos swoim ofiarom.
 
Cuchnąca nagroda
Kaczyński mieszkanie załatwił. Tak przynajmniej mówi. Jakaś babcia przekręciła się w jednym z mieszkań komunalnych – dostali je Gregorczykowie. Kaczyński ma się czym pochwalić. Szkoda tylko, że zapomniał, iż Gregorczykowie będą musieli je zaadaptować do potrzeb ludzi niepełnosprawnych. Nie zwrócił też uwagi, że gdy babcia kopnęła w kalendarz, to przez wiele dni nikt o tym nie wiedział i truposz leżał w domu, stąd konieczna była dezynfekcja. A to wszystko kosztuje. Ireneusz Gregorczyk ma 500 zł renty inwalidzkiej. Leki kosztują około 600 zł, poza tym wymaga on opieki innych osób.
Gregorczyk wciąż więc mieszka w komórce na działce. Pewnie niedługo zacznie przygotowywać się do kolejnej zimy. Prosił, żeby pomóc mu przewieźć drewno na opał, ale i to okazało się zbyt trudnym zadaniem. Komenda Główna nie świadczy tego typu działalności z uwagi na nieposiadanie pojazdu przystosowanego do przewozu drewna (pismo z 13 maja 2005 r.). Zdychaj, bohaterze.
 
Prezydent ratownik
– Myślę, że znowu zrobiłbym to samo – mówi Ireneusz Gregorczyk. Ale mówi cicho, bez przekonania. Jego żona milczy.
– Żyję na kredyt, nie mam swojego kąta. Wciąż się boję.
– Takich ludzi trzeba podziwiać. To prawdziwe bohaterstwo. Jestem pełen uznania. Trzeba być niezwykłym człowiekiem, by przeciwstawić się sześciu bandziorom z bejsbolami – powiedział na antenie Lech Kaczyński. Opowiedział też, jak wielokrotnie sam ratował kobiety zaczepiane przez pijaków.
Niech żyje bohater! Chociaż nie ma połamanych nóg i nie mieszka w nieogrzewanej budzie.

1 komentarz:

  1. Witam, bardzo ciekawe teksty, gratuluję założenia bloga.
    Powyższy artykuł jest dość "stary" - ciekawi mnie, czy ta sprawa Gregorczyków ma jakiś dalszy ciąg?
    Dzięki i pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń