wtorek, 26 lutego 2013

Kaczyński zapłać za powstanie! (NIE, 42/2004)

Panie Prezydencie Warszawy, na Pana sztandarowej budowie Muzeum Powstania Warszawskiego ludzie pracowali na czarno i bez zapłaty. Niektórzy to – o zgrozo! – nielegalni imigranci ze Wschodu. 
 
Powiatowy Nadzór Budowlany zamknął na jeden dzień Muzeum Powstania Warszawskiego w Warszawie – poinformowały media. Nadzór musiał zamknąć muzeum, bo nie wydał zgody na użytkowanie pomieszczeń.
* * *
Mamy dowody na to, że muzeum budowano z naruszeniem prawa pracy i przepisów BHP. Na budowie pracowali Polacy i imigranci, również nielegalni. Na czarno. Zdarzało się, że za darmo.
Lech Kaczyński w sierpniu 2001 r. w Krakowie: Musi istnieć równowaga praw między pracodawcą a pracownikiem, a pozbawianie pracowników ochrony jest niedopuszczalne. Ponieważ nie ma katedry obłudy, Kaczyński jest profesorem w Katedrze Prawa Pracy Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Był prezesem NIK, ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym.
Muzeum to oczko w głowie prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego. W stołecznym budżecie zaplanowano na nie 43 mln zł. Lider Prawa i Sprawiedliwości ma w nosie obie wartości z nazwy partii.
* * *
Przetarg na przerobienie starej elektrowni na muzeum wygrało stołeczne Przedsiębiorstwo Budownictwa Mieszkaniowego Południe S.A. W sierpniu 2004 r. PBM zatrudniło podwykonawcę: warszawską filię firmy Pomorze z Gdańska. Prezesem Pomorza jest Tadeusz Andraszkiewicz, aktywista Ruchu Odbudowy Polski.
– Andraszkiewicz mówił, że udział w tej budowie to obowiązek na chwałę ojczyzny – opowiada Artur Makulski, robotnik. – Mówił, że partia i muzeum to jego dzieci.
Na jednym z tych dzieci firma Andraszkiewicza miała zarobić 180 tys. zł.
Pomorze zatrudniało na budowie muzeum co najmniej 51 robotników (tylu nazwisk doliczyliśmy się, przeglądając dokumenty), którzy pracowali na trzy zmiany, niektórzy bez umowy. Obiecano im 8 zł za godzinę.
– Nie dostałem umowy, choć się o nią upominałem – mówi Piotr Żak, robotnik.
– Szef powiedział, że umowy i tak są dla picu. Przy wypłacie mieliśmy je podrzeć – dodaje Makulski, jeden z tych, z którymi umowę podpisano.
Litwinka Ilona pracowała na czarno. Nocowała na budowie.
Kaczyński wybrał się kiedyś na budowę muzeum. Wzruszył się. Powiedział: Budowa zrobiła na mnie ogromne wrażenie.
– Mieliśmy dwa młotki na wszystkich. Gdy poprosiliśmy o jakieś narzędzia, usłyszeliśmy, że na budowie nie toleruje się postaw roszczeniowych. Musieliśmy używać prywatnego sprzętu – opowiada Mariusz Kosno, robotnik.
Były dwie toalety toi-toi. Przepełniły się po dwóch dniach. Nikt ich nie opróżnił.
– Chodziliśmy szczać pod ścianę płaczu – opowiadają robotnicy. Lali na wykute nazwiska poległych powstańców. Złocili je.
Igor L. z Ukrainy mówi, że Rosjanie i Ukraińcy pracowali na czarno przeważnie nocą: wynosili gruz. 4-osobowa ekipa dostawała 250 zł za noc harówy.
Dziesiątki urzędników, komitety, konsultanci, nadzorcy – nikt nic nie widział. Albo wiedzieli wszyscy, tylko nikt nic nie robił, bo czas gonił, a Kaczyński chciał zdążyć z terminowym otwarciem muzeum.
Wpis do dziennika budowy: Nie wstrzymywać prac tynkarskich, jeżeli jeszcze nie ma instalacji – będzie płacone dodatkowe tynkowanie po zniszczeniu nowego tynku przez nowe instalacje.
* * *
Gdy nadeszła pora zapłaty za pracę, prezes Andraszkiewicz przepadł.
– Nie dostałem ani złotówki – mówi Makulski.
Takich jak on jest mniej więcej pięćdziesięciu. Komórka prezesa milczy. Telefon stacjonarny w warszawskiej siedzibie Pomorza i jednocześnie mieszkaniu prezesa jest wyłączony. W siedzibie ROP mówią, że Andraszkiewicz tu bywa, ale akurat go nie ma.
Oszukani robotnicy poszli do ROP, rozma-wiali z Antonim Rogóyskim, liderem partii na Mazowszu.
– Powiedział, że porozmawia z Andraszkiewiczem i żebyśmy nie robili z tego sprawy politycznej – mówi Makulski.
Zadzwoniłam do Rogóyskiego. Podałam się za wykiwaną pracownicę. Nie był zdziwiony, że pracowałam na czarno i za darmo. Prosił, żeby nie nagłaśniać sprawy.
Przy ulicy Reja w Gdańsku nie ma firmy Pomorze – informuje biuro numerów.
– Prezes Pomorza przedstawił mi wszystkie potrzebne dokumenty – mówi prezes PBM Południe Kazimierz Romański. – Nic nie wiedziałem o tym, że ludzie pracowali na czarno.
* * *
2 października, podczas drugiego już picu, czyli nieskutecznego otwarcia w Muzeum Powstania Warszawskiego stałej ekspozycji, oszukani robotnicy mieli zrobić zadymę. Nie zrobili, bo Rogóyski poprosił. Jednemu z aktywniejszych robotników dopominających się o zapłatę zaproponował stanowisko w okręgowych władzach ROP. Robotnik odmówił.
Lech Kaczyński powiedział o muzeum w radiu: Coś dobrego udało się dla tego miasta zrobić. W „Życiu Warszawy” dodał: Osoby, którym powierzyłem budowę muzeum, dbały o każdy szczegół.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz