piątek, 27 grudnia 2013

Zabawy z BRONIĄ (NIE Nr 37/2013)

Ktoś z sitwy postrzelił człowieka. Sitwa kryje sprawcę. Sprawiedliwość po polsku.

W roku 2012 jesień była piękna. Długo utrzymywała się ładna pogoda. 54-letni Andrzej Kępski, rolnik z okolic Bełżyc, jeszcze 20 października mógł orać pole. Wyjechał ciągnikiem bardzo wcześnie, bo roboty było dużo. Nie dokończył. Został postrzelony z kałasznikowa w klatkę piersiową. Kula wpadła przez szybę ciągnika, przeszyła kręgosłup i płuca. Uszkodziła rdzeń kręgowy. Kępski stracił przytomność. Plama krwi na zaoranej ziemi…
Kępski jest kaleką i pozostanie nim do końca życia. Ma porażone kończyny dolne i górne w wyniku przerwania rdzenia kręgowego. Zatorowość centralna. Złamanie kręgosłupa. Z każdym miesiącem może być tylko gorzej.
Kępski nie ma żadnej pomocy. Nikt nie próbuje dochodzić sprawiedliwości. Winna zajściu jest elita Bełżyc i Lublina. Wszyscy są ze sobą powiązani. Policja i prokuratura robi wszystko, żeby sprawa się rozmyła.
– Janusz Watras ma zbyt wiele do stracenia, aby pozwolić na zbadanie tej sprawy – powiedziała policjantka, gdy była w domu Kępskiego zbadać jego ciągnik.

Dół

Wśród pól jest wielki dół – pozostałość po kopalni piasku.
– Od lat odbywają się tu ćwiczenia albo zawody strzeleckie – mówi Krystyna H. z Kątów. – Strzelają dorośli i dzieci z ostrej broni. Strach wyjść na pole albo do lasu na grzyby.
Ten piaskowy lej nie jest strzelnicą. I nie może nią być, bowiem nie spełnia wymogów ustawy o broni i amunicji. Art. 45 mówi: Broń, która jest zdolna do rażenia celów na odległość, może być używana w celach szkoleniowych i sportowych tylko na strzelnicach. Art. 46 pkt 1 precyzuje: Strzelnice powinny być zlokalizowane, zbudowane i zorganizowane w sposób nienaruszający wymogów związanych z ochroną środowiska oraz wykluczający możliwość wydostania się poza ich obręb pocisku wystrzelonego z broni ze stanowiska strzeleckiego w sposób zgodny z regulaminem strzelnicy.
Nie ma wokół dołu wałów wysokich na 6m. Nie ma kulołapów. Wodległości wielu kilometrów nie powinno być skupisk ludzkich. Tymczasem tu jest zaraz las, są pola uprawne i siedliska, w których mieszkają ludzie.
Przy dziurze w ziemi nie ma żadnych oznaczeń. Nie wisi tu żaden regulamin. Teren w planie zagospodarowania przestrzennego jest wyrobiskiem piasku. Niedaleko jest znak drogowy przy wyjeździe z drogi gruntowej – cały podziurawiony przez kule.

Strzał

Zawody na tej pseudostrzelnicy organizują od lat władze Bełżyc i Liga Obrony Kraju w Lublinie. Feralnego dnia zawody organizował zrzeszony przy lubelskim LOK Klub Żołnierzy Rezerwy o nazwie nomen omen Rykoszet. Na strzelanie wydał ustną zgodę wójt Zenon Madzelan – jak za każdym razem.
– Nic o strzelaniu tam nie wiedziałem – zapewnia wójt Madzelan. – To wyrobisko to teren prywatny.
Na wszystkich zawodach burmistrz Bełżyc, Ryszard Góra, funduje puchar swojego imienia.
– O wypadku dowiedziałem się z mediów. Jestem na długim zwolnieniu lekarskim. Nie mogę się spotkać w tej sprawie – zapewnia Góra.
Tymczasem burmistrz Góra jest w pracy. Nie ma go tylko dla mediów. Wtedy, gdy postrzelono rolnika, był na nielegalnych zawodach.

Kilka miesięcy wcześniej Madzelan uśmiechał się do zdjęć na zawodach z okazji Dnia Dziecka.
Wtedy z ostrej broni strzelały dzieciaki prominentów.


Stał i uśmiechał się tuż przy dziurze traktowanej jak strzelnica. Razem z nim zęby szczerzył burmistrz Góra z pucharem w ręku.
Celem zawodów było doskonalenie umiejętności strzeleckich dzieci i młodzieży z terenu gminy Bełżyce w bezpośredniej rywalizacji strzeleckiej, zacieśnianie koleżeńskich więzi wśród uczestników zawodów oraz wyłonienie najlepszych zawodników wśród dzieci i młodzieży – można dziś przeczytać na internetowej stronie gminy Bełżyce. I jeszcze, że wszyscy uczestnicy zostali zapoznani z zasadami bezpieczeństwa.
Lubelski oddział LOK zapewnił nas pisemnie, że nic nie wiedział o tych zawodach. Podobno odbyły się poza rocznym planem imprez. Plan imprez ustala Janusz Watras.
Janusz Watras, główny strzelający na zawodach i wielokrotny sędzia, to szef klubu Rykoszet. Organizator. To on wtedy strzelał z kałasznikowa. Jak zwykle – z ostrej amunicji.

Impreza

Gdy znaleziono rolnika, strzelający wpadli w panikę. Chłop orał pole 300 m dalej. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że strzały padły właśnie z wyrobiska.
– Wielu z nich uciekło wtedy do lasu – mówi mieszkaniec gminy. – Oni byli po prostu pijani. Jak zawsze.
Na miejsce od razu przyjechała policja.
– Wszyscy byli trzeźwi – zapewnia Arkadiusz Arciszewski z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie.
Nikogo nie szukano w lesie. Zabezpieczono broń. Tych, którzy zostali. Kępskiemu z kręgosłupa wyjęto kulę jako dowód w sprawie.
Postępowanie prowadziła wówczas prokuratura w Kraśniku. Szybko się z tego wymiksowała. Jak wynika z oficjalnego oświadczenia, jednym z organizatorów imprezy był oficer policji z Bełżyc, dobrze znany prokuratorom Kraśnika.
– Oni sobie tutaj pikniki razem urządzają – zapewniają okoliczni rolnicy.
Prokuratura z Lublina zwróciła postępowanie prokuraturze z Kraśnika. Ta znowu się wymiksowała. Ale Lublin znów zwrócił sprawę Kraśnikowi. I tak w koło Macieju. Obecnie sprawa trafiła do Świdnika. Prokurator prowadzący postępowanie twierdzi, że dopiero wrócił z urlopu i jeszcze nie zapoznał się z materiałami.
Od postrzelenia minął prawie rok. Do dziś prokurator nie był w stanie powołać biegłego balistyka, który mógłby określić, z jakiej broni wystrzelono pocisk. Nie oznacza to jednak, że prokurator z Kraśnika nic nie robił. Owszem, szukał braku uprawnień rolnika do prowadzenia ciągnika. Sprawdzał też, czy ciągnik był w dobrym stanie technicznym. Poinformował rolnika, że w ciągniku powinien mieć szybę… kuloodporną. Wysłał także czworo funkcjonariuszy, aby dokładnie zbadali ciągnik rolnika i znaleźli cokolwiek. Wtedy żona Kępskiego nie wytrzymała.
– A gdyby on orał na ośle, to co byście zrobili? – zapytała.
Policjantka jej odpowiedziała: – Watras ma zbyt wiele do stracenia, żeby pozwolić na zbadanie tej sprawy.

Prezes

Co Janusz Watras ma do stracenia? Rzeczywiście dużo. Poza tym, że jest szefem klubu Rykoszet, jest członkiem zarządu wojewódzkiego LOK w Lublinie. Zasiada w Radzie Krajowej i w Zarządzie Głównym LOK. W 2011 r. został odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi. W powiecie lubelskim należy też do komisji bezpieczeństwa i porządku. Brał udział w opracowywaniu Powiatowego Programu Zapobiegania Przestępczości. Niedawno był honorowym gościem na obchodach „Pamięci o Żołnierzach Wyklętych”. Siedział przy proboszczu. Od wielu lat jest dyrektorem Zarządu Dróg Powiatowych w Lublinie z siedzibą w Bełżycach.
– Tak mu zrobili, żeby miał blisko do pracy – zapewnia anonimowo pracownik urzędu w Lublinie.

Milczenie

Andrzej Kępski stracił wszystko. Jego 84-letni ojciec wyjeżdża za niego w pole. Tym samym ciągnikiem bez szyb kuloodpornych. Na to samo pole, niedaleko śmiercionośnego leju.
– Nie mamy na rehabilitację, na leki – mówi żona rolnika.
Kilka miesięcy po wypadku napisała do wójta Madzelana prośbę o pomoc. Otrzymała odpowiedź, że wójt nie ma nic wspólnego ze strzelaniem, że strzelnica znajduje się na terenie prywatnym i że kobieta może iść do opieki społecznej albo wystąpić o alimenty od dorosłych dzieci. Incydent, którego pan stał się ofiarą, zdarzył się na terenie nienależącym do Urzędu Gminy – napisał wójt. Dodał, że już pomógł Kępskim w kwocie 12 tys. zł.
– Poszłam do niego, bo nigdy nie dał nam żadnych pieniędzy. Może nie dotarły – mówi żona Kępskiego.
Wójt kazał jej wypierdalać z gabinetu. Zagroził, że wezwie policję. Zaraz po niej do gabinetu wszedł Watras. Wójt przyjął go serdecznie.
– Do zakończenia postępowania nie będę wypowiadał się w sprawie – warczy Watras.
Gdy udawaliśmy układnych pismaków z lokalnej gazety, powiedział, że czeka na ułagodzenie sprawy. Potem się wypowie.

2 komentarze: