Ktoś z sitwy postrzelił człowieka. Sitwa kryje sprawcę. Sprawiedliwość po polsku.
W
roku 2012 jesień była piękna. Długo utrzymywała się ładna pogoda.
54-letni Andrzej Kępski, rolnik z okolic Bełżyc, jeszcze 20 października
mógł orać pole. Wyjechał ciągnikiem bardzo wcześnie, bo roboty było
dużo. Nie dokończył. Został postrzelony z kałasznikowa w klatkę
piersiową. Kula wpadła przez szybę ciągnika, przeszyła kręgosłup i
płuca. Uszkodziła rdzeń kręgowy. Kępski stracił przytomność. Plama krwi
na zaoranej ziemi…
Kępski jest kaleką i pozostanie nim do końca
życia. Ma porażone kończyny dolne i górne w wyniku przerwania rdzenia
kręgowego. Zatorowość centralna. Złamanie kręgosłupa. Z każdym miesiącem
może być tylko gorzej.
Kępski nie ma żadnej pomocy. Nikt nie próbuje
dochodzić sprawiedliwości. Winna zajściu jest elita Bełżyc i Lublina.
Wszyscy są ze sobą powiązani. Policja i prokuratura robi wszystko, żeby
sprawa się rozmyła.
– Janusz Watras ma zbyt wiele do stracenia, aby
pozwolić na zbadanie tej sprawy – powiedziała policjantka, gdy była w
domu Kępskiego zbadać jego ciągnik.
Dół
Wśród pól jest wielki dół – pozostałość po kopalni piasku.
–
Od lat odbywają się tu ćwiczenia albo zawody strzeleckie – mówi
Krystyna H. z Kątów. – Strzelają dorośli i dzieci z ostrej broni. Strach
wyjść na pole albo do lasu na grzyby.
Ten piaskowy lej nie jest
strzelnicą. I nie może nią być, bowiem nie spełnia wymogów ustawy o
broni i amunicji. Art. 45 mówi: Broń, która jest zdolna do rażenia celów
na odległość, może być używana w celach szkoleniowych i sportowych
tylko na strzelnicach. Art. 46 pkt 1 precyzuje: Strzelnice powinny być
zlokalizowane, zbudowane i zorganizowane w sposób nienaruszający wymogów
związanych z ochroną środowiska oraz wykluczający możliwość wydostania
się poza ich obręb pocisku wystrzelonego z broni ze stanowiska
strzeleckiego w sposób zgodny z regulaminem strzelnicy.
Nie ma wokół
dołu wałów wysokich na 6m. Nie ma kulołapów. Wodległości wielu
kilometrów nie powinno być skupisk ludzkich. Tymczasem tu jest zaraz
las, są pola uprawne i siedliska, w których mieszkają ludzie.
Przy
dziurze w ziemi nie ma żadnych oznaczeń. Nie wisi tu żaden regulamin.
Teren w planie zagospodarowania przestrzennego jest wyrobiskiem piasku.
Niedaleko jest znak drogowy przy wyjeździe z drogi gruntowej – cały
podziurawiony przez kule.
Strzał
Zawody na tej
pseudostrzelnicy organizują od lat władze Bełżyc i Liga Obrony Kraju w
Lublinie. Feralnego dnia zawody organizował zrzeszony przy lubelskim LOK
Klub Żołnierzy Rezerwy o nazwie nomen omen Rykoszet. Na strzelanie
wydał ustną zgodę wójt Zenon Madzelan – jak za każdym razem.
– Nic o strzelaniu tam nie wiedziałem – zapewnia wójt Madzelan. – To wyrobisko to teren prywatny.
Na wszystkich zawodach burmistrz Bełżyc, Ryszard Góra, funduje puchar swojego imienia.
–
O wypadku dowiedziałem się z mediów. Jestem na długim zwolnieniu
lekarskim. Nie mogę się spotkać w tej sprawie – zapewnia Góra.
Tymczasem burmistrz Góra jest w pracy. Nie ma go tylko dla mediów. Wtedy, gdy postrzelono rolnika, był na nielegalnych zawodach.
Kilka miesięcy wcześniej Madzelan uśmiechał się do zdjęć na zawodach z okazji Dnia Dziecka.
Wtedy z ostrej broni strzelały dzieciaki prominentów.
Stał i uśmiechał się tuż przy dziurze traktowanej jak strzelnica. Razem z nim zęby szczerzył burmistrz Góra z pucharem w ręku.
Celem
zawodów było doskonalenie umiejętności strzeleckich dzieci i młodzieży z
terenu gminy Bełżyce w bezpośredniej rywalizacji strzeleckiej,
zacieśnianie koleżeńskich więzi wśród uczestników zawodów oraz
wyłonienie najlepszych zawodników wśród dzieci i młodzieży – można dziś
przeczytać na internetowej stronie gminy Bełżyce. I jeszcze, że wszyscy
uczestnicy zostali zapoznani z zasadami bezpieczeństwa.
Lubelski
oddział LOK zapewnił nas pisemnie, że nic nie wiedział o tych zawodach.
Podobno odbyły się poza rocznym planem imprez. Plan imprez ustala Janusz
Watras.
Janusz Watras, główny strzelający na zawodach i wielokrotny
sędzia, to szef klubu Rykoszet. Organizator. To on wtedy strzelał z
kałasznikowa. Jak zwykle – z ostrej amunicji.
Impreza
Gdy
znaleziono rolnika, strzelający wpadli w panikę. Chłop orał pole 300 m
dalej. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że strzały padły właśnie z
wyrobiska.
– Wielu z nich uciekło wtedy do lasu – mówi mieszkaniec gminy. – Oni byli po prostu pijani. Jak zawsze.
Na miejsce od razu przyjechała policja.
– Wszyscy byli trzeźwi – zapewnia Arkadiusz Arciszewski z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie.
Nikogo nie szukano w lesie. Zabezpieczono broń. Tych, którzy zostali. Kępskiemu z kręgosłupa wyjęto kulę jako dowód w sprawie.
Postępowanie
prowadziła wówczas prokuratura w Kraśniku. Szybko się z tego
wymiksowała. Jak wynika z oficjalnego oświadczenia, jednym z
organizatorów imprezy był oficer policji z Bełżyc, dobrze znany
prokuratorom Kraśnika.
– Oni sobie tutaj pikniki razem urządzają – zapewniają okoliczni rolnicy.
Prokuratura
z Lublina zwróciła postępowanie prokuraturze z Kraśnika. Ta znowu się
wymiksowała. Ale Lublin znów zwrócił sprawę Kraśnikowi. I tak w koło
Macieju. Obecnie sprawa trafiła do Świdnika. Prokurator prowadzący
postępowanie twierdzi, że dopiero wrócił z urlopu i jeszcze nie zapoznał
się z materiałami.
Od postrzelenia minął prawie rok. Do dziś
prokurator nie był w stanie powołać biegłego balistyka, który mógłby
określić, z jakiej broni wystrzelono pocisk. Nie oznacza to jednak, że
prokurator z Kraśnika nic nie robił. Owszem, szukał braku uprawnień
rolnika do prowadzenia ciągnika. Sprawdzał też, czy ciągnik był w dobrym
stanie technicznym. Poinformował rolnika, że w ciągniku powinien mieć
szybę… kuloodporną. Wysłał także czworo funkcjonariuszy, aby dokładnie
zbadali ciągnik rolnika i znaleźli cokolwiek. Wtedy żona Kępskiego nie
wytrzymała.
– A gdyby on orał na ośle, to co byście zrobili? – zapytała.
Policjantka jej odpowiedziała: – Watras ma zbyt wiele do stracenia, żeby pozwolić na zbadanie tej sprawy.
Prezes
Co
Janusz Watras ma do stracenia? Rzeczywiście dużo. Poza tym, że jest
szefem klubu Rykoszet, jest członkiem zarządu wojewódzkiego LOK w
Lublinie. Zasiada w Radzie Krajowej i w Zarządzie Głównym LOK. W 2011 r.
został odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi. W powiecie lubelskim należy
też do komisji bezpieczeństwa i porządku. Brał udział w opracowywaniu
Powiatowego Programu Zapobiegania Przestępczości. Niedawno był honorowym
gościem na obchodach „Pamięci o Żołnierzach Wyklętych”. Siedział przy
proboszczu. Od wielu lat jest dyrektorem Zarządu Dróg Powiatowych w
Lublinie z siedzibą w Bełżycach.
– Tak mu zrobili, żeby miał blisko do pracy – zapewnia anonimowo pracownik urzędu w Lublinie.
Milczenie
Andrzej
Kępski stracił wszystko. Jego 84-letni ojciec wyjeżdża za niego w pole.
Tym samym ciągnikiem bez szyb kuloodpornych. Na to samo pole, niedaleko
śmiercionośnego leju.
– Nie mamy na rehabilitację, na leki – mówi żona rolnika.
Kilka
miesięcy po wypadku napisała do wójta Madzelana prośbę o pomoc.
Otrzymała odpowiedź, że wójt nie ma nic wspólnego ze strzelaniem, że
strzelnica znajduje się na terenie prywatnym i że kobieta może iść do
opieki społecznej albo wystąpić o alimenty od dorosłych dzieci.
Incydent, którego pan stał się ofiarą, zdarzył się na terenie
nienależącym do Urzędu Gminy – napisał wójt. Dodał, że już pomógł
Kępskim w kwocie 12 tys. zł.
– Poszłam do niego, bo nigdy nie dał nam żadnych pieniędzy. Może nie dotarły – mówi żona Kępskiego.
Wójt
kazał jej wypierdalać z gabinetu. Zagroził, że wezwie policję. Zaraz po
niej do gabinetu wszedł Watras. Wójt przyjął go serdecznie.
– Do zakończenia postępowania nie będę wypowiadał się w sprawie – warczy Watras.
Gdy udawaliśmy układnych pismaków z lokalnej gazety, powiedział, że czeka na ułagodzenie sprawy. Potem się wypowie.
Od kiedy przejrzałem na oczy to od lokowskiego tworu trzymam się z daleka.
OdpowiedzUsuńPolecam !
OdpowiedzUsuń