Warszawa
to najbogatsze miasto w Polsce. Kina, teatry, restauracje. Rosną
wieżowce. Między przepychem żyją bezdomni. Bo w Warszawie bezdomnych
jest najwięcej. I to tu najsurowiej karani są za swoją biedę.
Miejscy urzędnicy fundują im życie poniżej ludzkiej godności, przy tym rażąco naruszając prawo.
Ostatnia przystań
Warszawa
ul. Przeworska 1 – hotel pracowniczy. Odrapane okna i drzwi. Kiedyś
budynek był otynkowany, dziś pozostały już tylko resztki zaprawy. W
środku porwane gumoleum z lat 70., powyrywane kontakty, grzyb i brud.
Cuchnie trupem.
Zgarbiona starsza kobieta w podartym fartuchu myje
mopem podłogę. Druga sprząta w biurze Doroty Kalińskiej zarządzającej
hotelem.
– Płaci wam? – pytam, ale starsza wyraźnie boi się ze mną rozmawiać. Garbi się jeszcze mocniej.
– To za nocleg, mamy odliczone z opłaty za pokój – szepcze druga.
Mówię, żeby się nie bały, ale zerkają w stronę biura Kalińskiej. To jej się boją.
Obie są z eksmisji. Zostały tu wyrzucone przez komornika. Tak, wyrzucone. Zaraz za nimi z samochodu wypadły torby z ubraniami.
Za
pierwszy miesiąc pobytu w pomieszczeniu tymczasowym płaci za nich
gmina. Potem po 50 zł za łebka muszą płacić sami. Zwykle są to
małżeństwa albo matki z małymi dziećmi.
– Przyszła do nas o północy,
jak się kończył czas opłacony przez gminę. Powiedziała, że albo płacimy
po 50 zł od osoby, albo mamy wypierdalać. Było z nią dwóch ochroniarzy –
mówią państwo Tłustochowiczowie, renciści.
W ich pokoju pachnie lawendą.
– To na pluskwy – mówi kobieta i pokazuje robaki na materacu.
Oboje
prawie 30 lat pracowali w Urzędzie Rady Ministrów. On był kierowcą, ona
referentem. Zachorowała na pewną odmianę parkinsona.
Wylądowała na wózku.
Zwolnienie lekarskie nie podobało się pracodawcom. Najpierw ona straciła pracę, potem on.
Zamienili
duże mieszkanie na mniejsze, żeby nie płacić dużego czynszu. Ale w
ciągu roku nawet w małej 24-metrowej kawalerce wzrósł do 500 zł.
Zadłużyli się, komornik zajął im renty. I nie mogli płacić czynszu
wcale.
W opiece społecznej powiedziano im, że mają za duży dochód na osobę, żeby dostać zasiłek. Razem mają 920 zł.
Bogusław
też jest tutaj z żoną. Eksmitowani z osiedla „Szklanych Domów”. Mieli
spore mieszkanie spółdzielcze, ale gdy żona zachorowała i ją
sparaliżowało, nie stać ich było na czynsz. Mieli pięcioro dzieci.
Komornik opróżnił mieszkanie, gdy nikogo nie było w domu. Wszystko
gdzieś wywiózł do magazynu, nie wiadomo gdzie. Nawet rzeczy osobiste im
zginęły.
– A córka dopiero co urodziła dziecko – mówi Bogusław drżącym głosem.
Pokoik, w którym obecnie przebywa, ma 1,5 na 3 m. Mieści się tu tylko łóżko. Dlaczego Bogusław tu jest?
– Przecież nie będziemy na utrzymaniu dzieci siedzieć.
Warszawscy urzędnicy oczyszczają miasto z biednych.
Katarzyna
wygląda elegancko. Uczesana, umalowana, zadbana. Przez 27 lat była
księgową w dużej państwowej firmie. Tragedia rodzinna doprowadziła ją do
depresji. Długie zwolnienie zaowocowało wyrzuceniem z pracy. Gdy wyszła
z dołka, na jej miejscu już była inna księgowa, młodsza. Nikt nie
chciał jej zatrudnić. Próbowała wszystkiego, szyła firany i zasłony,
opiekowała się starszymi ludźmi. Ale wszystko na chwilę. Wyrzucono ją z
mieszkania spółdzielczego. Co było najtrudniejsze?
– To, że musiałam 2 koty oddać – mówi.
Teresa
też nie może mieć pieska. Kalińska, gdy go zobaczyła, to kazała
wypędzić. Mąż Teresy śpi więc w samochodzie na dworze z psem. To ostatni
przyjaciel. Reszta odsunęła się, gdy ich eksmitowano. Teresa ma
problemy z pamięcią i z koncentracją.
Naprzeciwko mieszka matka z dorosłym synem. Chłopak nigdy nie będzie dorosły. Jest upośledzony bardziej niż Teresa.
Ci ludzie mieszkają obok siebie, drzwi w drzwi, ale się nie znają. Mówią sobie jedynie dzień dobry.
– A co, płakać mamy razem?
Wbrew prawu
Dorota
Kalińska od lat prowadzi na zlecenie miasta lokale tymczasowe dla osób
eksmitowanych. Stosownie do treści art. 1046 § 6 kodeksu postępowania
cywilnego tymczasowe pomieszczenie powinno: 1) nadawać się do
zamieszkania, 2) zapewnić co najmniej 5 mkw. powierzchni mieszkalnej na
osobę, 3) znajdować się w tej samej miejscowości lub pobliskiej, jeżeli
zamieszkanie w tej miejscowości nie pogorszy nadmiernie warunków życia
osób przekwaterowanych.
Te pomieszczenia nie nadają się do
mieszkania, nikt nie ma zapewnionych 5 mkw. na osobę i pogarszają one
nadmiernie warunki życia osób wykwaterowanych. Na podstawie art. 1046 §
11 kpc i rozporządzenia ministra sprawiedliwości z 2005 r. mieszkańcy
muszą mieć ciepło, sucho, pomieszczenia nie mogą być zawilgocone, i
muszą mieć możliwość przygotowania ciepłych posiłków i umycia się.
Nie tutaj. O robakach nie wspomniano w ustawie, bo nikt nie przypuszczał, że są takie miejsca jak to u Kalińskiej.
Kalińska
nie robi tego charytatywnie. Dostaje z gmin warszawskich (każdej
indywidualnie) ok. 100 tys. zł za kilka lub kilkanaście miejsc
noclegowych. W dzielnicy Śródmieście ogłaszany jest przetarg na te
usługi. Komisja przetargowa przyznaje lokalom z Przeworskiej 100 proc.
punktów. Takie są fajne.
Praga Południe tymczasem nawet nie
ogłasza przetargu. Radni podejmują stosowną uchwałę. Robią to w
interesie społecznym, jak zapewnia jej treść. Tegoroczna umowa z 11
lutego 2013 r. na okres od 1 kwietnia do 30 listopada 2013 r. opiewa na
kwotę 110 358 zł. Usługa o charakterze niszowym z uwagi na jej charakter
nie podlega przepisom ustawy Prawo Zamówień Publicznych (art.4 pkt 3
lit. i) – odpowiedział nam burmistrz Pragi Południe Robert Kempa. Na
pytanie, kto tę placówkę kontrolował z urzędu, otrzymaliśmy taką
odpowiedź: Do nadzoru tego typu placówek są zobowiązane jednostki o
stosownych uprawieniach (m.in.sanepid, Straż Pożarna). Niezależnie od
tego Urząd Dzielnicy zapoznał się z opinią techniczną obiektu oraz
opinią rzeczoznawcy ds. przeciwpożarowych przed zawarciem pierwszej
umowy naj mu.
Tymczasem sanepid nigdy nie był w budynku Doroty
Kalińskiej. Taki obiekt nie został zgłoszony do sanepidu. Informuję, że
nie posiadam informacji o istnieniu przy ul. Przeworskiej 1 w Warszawie
obiektu przeznaczonego na przyjmowanie osób eksmitowanych – napisał
Dariusz Rudaś, główny inspektor sanepidu.
Z jaką opinią techniczną i
przeciwpożarową zapoznał się urząd, skoro straż pożarna też takiej nie
znalazła? Od tygodnia szuka jakiegokolwiek dokumentu mówiącego o
odbiorze lokali przy ul. Przeworskiej 1. Nie ma. Jest Przeworska 1a,
budynek należący do firmy Dorbud, ale to zupełnie inny budynek.
Na
moją prośbę o pokazanie dokumentów, które pozwoliły burmistrzowi Kempie
zawrzeć umowę najmu, dostałam odpowiedź od Eweliny Buczyńskiej z Urzędu
Gminy Praga Południe: „Proszę czytać ze zrozumieniem, napisałam, że te
jednostki są zobowiązane do nadzoru, a nie że mamy taką dokumentację.
Jeśli powyższe jednostki nie przedstawiły Pani stosownych dokumentów, to
proszę ich pytać, dlaczego dokumentów jest brak. Dokumentów mi nie
pokazano.
Rzecznik dzielnicy Śródmieście też szuka dokumentacji,
która pozwoliła urzędnikom zawrzeć umowę najmu z Dorotą Kalińską. Na
razie bezskutecznie.
Żadnych informacji na temat zawartych umów z
Kalińską nie ma też Ratusz. Rzecznik Bartosz Milczarczyk miał
odpowiedzieć jeszcze tego dnia, ale gdy się zorientował, z czym ma do
czynienia, przestał odbierać telefony.
– Zalecenia ustawodawcy i
Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy są takie, aby tego typu placówki były
prowadzone przez organizacje pozarządowe – mówi Katarzyna Pieńkowska,
naczelnik Wydziału Prasowego Urzędu Miasta. Jest zdziwiona faktem, że
zawierane są umowy z osobą prywatną. I bardzo zdziwiona, gdy jej mówię,
co się w tej placówce dzieje. Dziwią ją też kwoty, jakie dzielnice płacą
za tę usługę.
Róże i ludzki towar
W biurze Doroty Kalińskiej na ścianach wiszą suszone bukiety róż. Kilkanaście, łebkami do dołu.
Wdzięczność od komorników. Dorota Kalińska siedzi za biurkiem.
– Ma pani zwyczaj wchodzić do ludzi o północy i kazać im wypierdalać?
– Trzeba było wynieść się w dzień. – Skąd kwota 50 zł od osoby za taki syf?
– Co to panią obchodzi? To mój biznes.
– Tu są pluskwy, karaluchy, brud.
W takich warunkach mieszkają ludzie.
– Ci ludzie to jest tylko towar.
– Oni nie mają gdzie ugotować sobie jedzenia, lodówka nie działa, jedzenie trzymają w słoikach, bo boją się robactwa.
– Kogo pani chce bronić? Tych pijaków? Wszyscy eksmitowani to pijaki. To nie są ludzie.
Wchodzę
do pokojów osób eksmitowanych. Nigdzie nie ma nawet kieliszka, choćby
pustego. Nikt nie cuchnie alkoholem, nigdzie nie stoi nawet butelka
piwa.
W tym hotelu to nie do nich przyjeżdża policja, ale do
budowlańców, którzy mieszkają tu prywatnie. Zwykle wracają nachlani i
wywołują bójki. Nocleg kosztuje ich 25 zł.
– Tyle samo kosztuje pokój
na bzykanko – mówi jeden z eksmitowanych. Potwierdzają wszyscy, że
Kalińska wynajmuje pokoje na godziny. Panienki są zawsze te same.
– W tych pluskwach?
– No, jak się po pijaku zachce...
Nagle
do pokoju, gdzie mieszkają 4 kobiety, wpada otłuszczony młody człowiek.
Włosy postawione na żel, sygnet, papieros w zębach.
– Wypierdalaj!
– A pan kim jest? – pytam i dziękuję w duchu, że nie jestem sama. Dostałabym w ryj.
– Jestem synem dyrektorki. Wypierdalaj!
– A pan tak może wchodzić do ludzi bez pukania, z papierosem?
– Mnie tu wszystko wolno.
Potwierdzają to policjanci. Każą mi wyjść i rozmawiać z ludźmi poza hotelem. Bo Dorota Kalińska tak sobie życzy.
Ustawiona podróżniczka
2
lata temu na Przeworską trafiła Krystyna. Miała własny mały biznes.
Zachorowała, zbankrutowała, straciła mieszkanie. To była twarda baba,
nie bała się Kalińskiej. Wystąpiła w Polsacie z zakrytą twarzą i
powiedziała, jak tu jest. Ale Kalińska ją poznała. Dwóch ochroniarzy
wywlekło ją z pokoju i wyrzuciło na dwór. Schowała się więc wbarakach
przed hotelem. Stamtąd też ją wywleczono. Kobieta straciła przytomność i
trafiła do szpitala. Tam wkilka godzin później zmarła na wylew.
Rok
temu do Kalińskiej trafiła matka z małymi dziećmi. Po zakwaterowaniu
przyszła do biura i pokazała zawinięte w chusteczkę pluskwy. Kalińska
wyrzuciła z hotelu jej dzieci. Na ulicę. Dobrze, że znaleźli się ludzie,
którzy się nimi zaopiekowali. Matka odwiedzała je codziennie.
– Nie
tacy próbowali mnie straszyć – mówi do mnie Kalińska. – Nic mi nie
zrobicie. Możecie mi naskoczyć. Znam zbyt ważnych ludzi.
Na Facebooku
Kalińska ma swój profil, a na nim wiele zdjęć. Ładnie mieszka, dużo
podróżuje – Cypr, Izrael, Włochy, Turcja, Albania, Krynica Morska,
Władysławowo. To tylko przez ostatnie 2 lata.
Cieszcie sie za taka Kalinska istnieje i zarabia- by gdyby nie jej syf to wiekszosc nierobów i to dziadostwo na ulicach by bylo. Mysli o przyjemnosciach i grzmoceniu zamiast o zyciu to laduje potem na ulicy.
OdpowiedzUsuńJedna mniej restauracja, może można by tym ludziom coś lepszego zapewnić..
OdpowiedzUsuńPS. Orientujecie się kto może odliczyć internet od podatku?
Kompletna znieczulica, egoizm i brak prawa. A te choć tylko 2 pokazuję że zwykli ludzie jak i nasz rzad mają wszystkich w d.....Do tego doszliśmy w tz.kapitalizmie. Bardzo przykre.
OdpowiedzUsuńNie ma chętnych i pieniędzy, by dla wyrzutów społeczeństwa zbudować porządne pomieszczenia.
UsuńJednakże uważam, że w takich warunkach jak na ul. Przeworskiej nie powinny się znaleźć osoby, którym się noga powinęła, lecz dla byłych małżonków znęcających się nad rodziną, nałogowych alkoholików, narkomanów itp.
Ktoś powinien wziąć się za to miejsce zatrudniają ludzi na czarno obiecując wynagrodzenie którego nie wypłaca ją.grożą i terroryzują eksmitowanych uważając że nie zasłużyli nawet ja recznik. Za pieniądze wynajmują prostytutkom, ciągłe awantury robactwo i syf... Niebywały. Obsikajną pościel wietrzą "żeby proszku nie marnowac" . Dezynsekcje przeprowadzanie są dopiero gdy właścicielkę zaczynają doskwiera, w innym razie zgłoszenia wyśmiewa. Byłam świadkiem jak Kobieta w wieku około 50 która po eksmisji wynajmu za pieniądze tam pokój od lat, po 1 dniowym opóźnieniu była za straszona a wszystkie jej rzeczy wyrzucone na śmietnik. Oby karma wróciła do Pani właścicielki i jej męża
OdpowiedzUsuń