niedziela, 29 grudnia 2013
Dziecka mycie skraca życie (NIE Nr 45/2013)
Przykład tego, że z kąpielą można wylać nie tylko dziecko, ale też jego ojca. Ojca naznaczonego pedofilią.
Jak mówią specjaliści, nic tak nie wpływa na obniżenie poziomu przestępczości, jak nieuchronność kary. Ciekawe, co mówią badania na temat nieuchronności kary niezasłużonej? Służymy modelem do badań. Krzysztof Rawicki z Leszna. Właśnie boi się żyć po wyjściu z więzienia.
Do tego strachu dochodził długo. Powiedzieć, że z żoną się nie układało, to mało. Było naprawdę źle. Rawicki to łobuz: zdrady, awantury, alkohol, rękoczyny. Żona wyprowadziła się z domu do matki. Biegała do różnych organizacji kobiecych i interwencyjnych, żeby to wytrzymać. Nie dało się…
Za wszelką cenę
We wrześniu 2006 r. małżonka składa doniesienie o przemocy domowej, w listopadzie Krzysztof dobrowolnie poddaje się karze – rok więzienia w zawieszeniu na 3 lata. Wie, że źle zrobił. Wziął na klatę, do wszystkiego się przyznał. Od złożenia zawiadomienia Krzysztof wyprowadza się z domu, żeby nie wracać do złego. 20 grudnia 2006 r. żona składa pozew o rozwód z jego winy. Nic dziwnego. Rozwód orzeczono 22 lutego 2007. Koniec. I on, i żona powinni zacząć nowe życie. Niekoniecznie…
Dzień po złożeniu pozwu, czyli 21 grudnia 2006 r. żona składa zawiadomienie o przemocy domowej i próbie gwałtu. Policja odmawia wszczęcia postępowania. Zawiadomienie dotyczy tego okresu, za który Rawicki poddał się karze. Nie ma nowych przesłanek do ponownego prowadzenia postępowania.
Dokładnie miesiąc później na pierwszej rozprawie rozwodowej na żonę Rawickiego spada ciężki cios. Dowiaduje się, że nie ma żadnych praw do mieszkania, w którym oboje do tej pory zamieszkiwali, ponieważ mieszkanie to Krzysztof kupił, zanim wstąpił w związek małżeński.
To nie jest miłe. Może z tego wkurwienia, może z poczucia bezradności – tego samego dnia kobieta składa zażalenie na odmowę wszczęcia postępowania z grudniowego zawiadomienia. Doniesienie była żona uzupełnia podczas kolejnych wizyt w prokuraturze. Wraca jej pamięć. Prokurator wdzięcznie słucha. I chyba bezmyślnie, bo tak naprawdę nic nie trzyma się kupy.
I tak 21 grudnia kobieta mówi o gwałcie. Opisuje szczegółowo, powołuje się na obecność matki podczas gwałtu. Że niby widziała, jak mąż ją przyciskał na blacie kuchennym. To zrozumiałe, traumatyczne przeżycia mocno odciskają się w pamięci. Powtarza te zeznania 27 lutego 2007 r.
Pamięć jednak może płatać figle,bo okazuje się, że nie powiedziała wszystkiego. To, o czym nie pamiętała od września 2006 r. ani w prokuraturze, ani podczas sprawy rozwodowej, nagle stanęło jej przed oczami. A nie jest to byle jakie wspomnienie. Chodzi o molestowanie ich małoletniego syna, wówczas 4-latka. Dopiero 2 marca jego matka przypomina sobie, że należy uzupełnić zarzuty wobec Krzysztofa o molestowanie seksualne. Według niej Rawicki wielokrotnie wkładał chłopcu palec w odbyt podczas kąpieli.
Kobieta plącze się w zeznaniach. Najpierw mówi, że syn powiedział jej o tym 22 lutego 2007 r. Potem zeznaje, że syn mówił jej o molestowaniu w grudniu. Potem, że dowiedziała się o tym od syna w styczniu 2007 r. To poważne rozbieżności. Ale i zarzut jest poważny. Prokuratura chętnie podejmuje ten wątek. Fajnie jest udupić pedofila…
Tymczasem Rawicki miota się jak w klatce. Aniołem nie jest, skakał z łapami do żony, ale nigdy, przenigdy nie dotknąłby dziecka. Nigdy nie wkładałby mu paluchów w pupę!
Zbrodnia na czasie
Prokuratura w Lesznie ochoczo stawia Krzysztofowi Rawickiemu zarzuty w styczniu 2008 r. Dorzuca do tego uporczywe uchylanie się od łożenia na dziecko. I oczywiście gwałt na byłej żonie, ten na kuchennym blacie.
Rawicki przyznaje się do niepłacenia alimentów. Żył jak w matni. Funkcjonował jak zombie. Nie miał kasy. Ale kategorycznie odmawia przyznania się do gwałtu i molestowania dziecka. Mimo to zostają zastosowane wszelkie środki zapobiegawcze. Zakaz kontaktowania się z żoną i synem. Rawicki ani myśli naruszać tego zakazu, bo zwyczajnie boi się zbliżać do dzieciaka. Choć twierdzi, że bardzo tęskni.
Prokuratura kieruje go na badania psychiatryczne – jak każdego podejrzanego o pedofilię. Badanie trwa kilka minut. Nie pozostają z niego nawet notatki. Może dlatego opinia nie powstaje w terminie i dopiero po ponagleniach prokuratury biegli ją sporządzają. Oczywiście pomyśli prokuratury.
Rawicki nic nie rozumie i wnosi o ponowne badanie oraz obserwację psychiatryczną. Jego wniosek jednak nie zostaje uwzględniony. Pisze, gdzie się da. Jak grochem o ścianę.
Skazany przed wyrokiem
Akt oskarżenia opiera się przede wszystkim na zeznaniach skonfliktowanej z Krzysztofem byłej żony. Mówi o wielokrotnym molestowaniu syna w latach 2004–2006w łazience. Sąd nie zwraca uwagi na mnożące się wątpliwości: w jaki sposób miałyby się dokonać zarzucane czyny, skoro mieszkanie miało 30 mkw., łazienka nie była zamykana, a molestowanie musiałoby wywoływać głośne reakcje dziecka? Dlaczego kochająca, troskliwa matka zgadzała się na kąpanie syna przez ojca, skoro ponoć syn ją błagał, żeby nie robił tego tata? I nigdy nie zainteresowała się tym, co się dzieje w łazience? Nawet gdy mały strasznie pła kał, jak zeznawała w prokuraturze…
Rawicki staje przed sądem. Jest skazany, zanim wydano na niego wyrok.
Podczas rozprawy biegłe psycholog dziecięce, mówiąc o molestowaniu seksualnym dziecka, zeznawały: Mógł to być ewentualnie czyn jednorazowy. Ma się to nijak do wydanej wcześniej opinii. Wówczas napisano: Nie można jednoznacznie stwierdzić, jakiego rodzaju przemocy dziecko doznało. Potem jeszcze jedna z nich powie: W mojej ocenie byłoby wskazane, aby analogiczną rozmowę przeprowadzić z oskarżo nym, ale nikogo to nie obchodzi. Sędzia nie przychylił się do wniosku biegłej.
Przesłuchiwany był także chłopiec, choć nie musiał. Nikt mu jednak nie powiedział, że może odmówić składania zeznań przeciwko ojcu. Zeznania dziecka nie zostały zarejestrowane, co jest obligatoryjne. Protokół z zeznań chłopca mówi, że tata kazał mu wypiąć tyłek. Bił go, jeśli nie chciał tego zrobić. Apotem wkładał mu palec w pupę i dziwnie wtedy wzdychał. Podczas tych czynności chłopiec miał głośno krzyczeć. Czyżby matka nie słyszała krzyków w 30-metrowym mieszkaniu?
Bez litości
Prokurator żądał 5 lat więzienia. Sędzia Sądu Rejonowego w Lesznie Tomasz Momot wydawał się nie mieć żadnych wątpliwości. Skazał Krzysztofa Rawickiego na 7,5 roku. To więcej niż chciał prokurator! Czy na surowość sędziego Momota miała wpływ niedawna jego kompromitująca wpadka, gdy wskutek jego zaniedbań przestępca wyszedł na wolność? W tej sprawie toczyło się postępowanie dyscyplinarne, ale Sąd Najwyższy nie zgodził się na uchylenie immunitetu sędziemu Momotowi.
Rawicki oniemiał. Do końca wierzył, że przecież nie można go skazać za coś, czego nie zrobił. A jednak… Pozostało mu więc apelować i krzyczeć o sprawiedliwość. Krzyk został wysłuchany.
Sąd apelacyjny uchylił wyrok w całości i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia. Wskazał na poważne uchybienia, ale sądowi rejonowemu wystarczyły dwie rozprawy, by wydać wyrok ponownie. Nie bawił się nawet w przesłuchiwanie istotnych świadków. Zapytał tylko chłopca, który nie chciał odpowiadać na inne pytania, czy potwierdza poprzednie zeznanie. Odpowiedział, że tak. I rozpłakał się.
Sąd oczywiście wyłączył jawność rozpraw. Uczynił to jednak dopiero po wejściu na salę wszystkich dziennikarzy i zrobieniu przez nich zdjęć. Zaprosiła ich na rozprawę żona Rawickiego. Cała lokalna prasa pisała o 38-letnim Krzysztofie R., który molestował własne dziecko. Sąd mógł w ogólne nie zadawać sobie trudu utajniania, bo i tak wszyscy wiedzieli, o kogo chodzi. Leszno to dziura…
Zboczeniec w życiu płodowym
Nie dało się jednak udowodnić w ponownym postępowaniu, że Rawicki zgwałcił żonę. Odrzucono ten zarzut. Tymczasem molestowanie seksualne syna utrzymało się, ale nie w takiej skali, jak poprzednio. Już nie wielokrotnie Rawicz miał wsadzać dziecku paluchy, ale tylko raz, w nieustalonym momencie w latach 2004–2006. W obu tych zarzutach podstawą były zeznania byłej żony Rawickiego. To wystarczyło, żeby uznać faceta za pedofila.
Potem w więzieniu przeprowadzono badanie seksuologiczne z jego udziałem. Po przeczytaniu opinii biegłej Sądu Okręgowego w Poznaniu Mirosławy Majerowicz-Klaus nie wiadomo – śmiać się czy płakać. Według niej Rawicki ma zaburzoną seksualność z wielu powodów. Zaburzenia zaczęły się już w życiu płodowym, bo jego matka prawdopodobnie paliła papierosy w ciąży. W okresie niemowlęcym uczucie przyjemności zostało zaburzone, bo rodzice… pracowali zawodowo. Potem też mu zaburzono seksualność, bo poszedł do przedszkola. Potem w szkole nie identyfikował się z płcią przez brak osobowości nauczycie li. A to, co go zaburzyło całkowicie, to fakt, że jako 16-latek masturbował się pod wpływem pornografii. Z tego widać, że każdy mężczyzna ma zaburzoną seksualność i jest pedofilem. Wyrok: 4,5 roku pudła.
Ponowna apelacja nie przyniosła wiele. Wyrok zmniejszony ponownie do 4 lat. Na kasację Rawicki nie miał pieniędzy. Nigdy nie przyznał się do gwałtu i molestowania swojego dziecka. Ale do więzienia poszedł.
– I nigdy się nie przyznam, bo to nieprawda – twierdzi dzisiaj, kiedy już wyszedł na wolność.
Nie było lekko. Pedofil w mamrze nie ma życia. Wyrok odbębnił od gwizdka do gwizdka. Nie miał szans na wcześniejsze zwolnienie, bo konsekwentnie nie przyznawał się do molestowania i nie zgadzał się z wyrokiem sądu. Nie przejawiał skruchy, czyli nie został zresocjalizowany. Tyle że skrucha może być tylko wtedy, gdy jest wina… Poddał się terapii, którą odbębnił co do joty, choć nie czuł takiej potrzeby, bo nie jest pedofilem. Godzinami gadał o seksie, penisach, dzieciach. Nigdy jednak nie umiał opowiedzieć o swoim czynie. Bo go nie było…
– Nigdy nie molestowałem swojego dziecka – powtarza. Nam powiedział to chyba z 6 razy podczas spotkania.
Jak zwierzę
Dziś oddycha świeżym powietrzem. Mieszkania nie ma, zlicytowano je za długi. Nie ma gdzie mieszkać, nie ma pracy, nie ma za co żyć.
I, co najgorsze, żyje z piętnem pedofila. Niezmywalnym. Rawicki nie musi nawet czekać na wprowadzenie w życie pomysłu Ziobry, żeby dane pedofilów i miejsca ich zamieszkania były publikowane w internecie. Wystarczy, że ktoś puści informację na internetowej stronie miasta: pedofil wrócił. Chowajcie swoje dzieci – napisze. Przypomni tamte artykuły. I koniec.
Dziś pedofilia jest modna.
Wszyscy o niej mówią. Napawają się opisami ohydnych czynów i krzywd uczynionych dzieciom. Ludziom krew zalewa oczy, a agresja rodzi chęć linczu.
Zagadnęliśmy mieszkańców Leszna, porządnych obywateli i z pewnością dobrych katolików, jak zareagowaliby na informację, że obok nich mieszka człowiek skazany za pedofilię. Propozycja, żeby wynosił się z miasta, była najłagodniejsza. Na 35 odpowiedzi 28 koncentrowało się na różnych formach fizycznej rozprawy z delikwentem. Podpalenie mieszkania, bicie codziennie, zajebanie, jak tylko wyjdzie na ulicę, obowiązek przebywania w domu w dzień, a wychodzenie tylko nocą… No, różne takie. Nasi obywatele mają fantazję, jak obrzydzić komuś życie.
Krzysztof Rawicki tam, gdzie mieszka, ma krótką drogę do spacerowania: od ściany pod uchylone okno w wynajętym mieszkaniu. Tam chwila postoju, by posłuchać, czy sąsiedzi przed klatką nie mówią o nim. Potem znowu pod ścianę i z powrotem. I tak cały dzień. Jak ktoś nie wie, jak to wygląda, niech idzie do najbliższego zoo. Tak chodzą zwierzęta na małej, okratowanej powierzchni. Tępo, bezmyślnie, bez przerwy. Oszalałe z braku miejsca i braku nadziei.
Joanna Skibniewska, Maciej Wiśniowski
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz