piątek, 27 grudnia 2013

Sfilcowany Prokurator (NIE Nr 43/2013)


Prokurator Marek Wełna, bohater kilkunastu artykułów w „NIE”,chciał nas ukarać i uciszyć. Chciał nas skazać. Przegrał.

– Sąd odrzuca wniosek oskarżyciela posiłkowego Marka Wełny i umarza postępowanie z powodu braku znamion przestępstwa – skonkludował krótko sędzia Jan Kłosowski z Sądu Rejonowego w Łodzi. – Postępowanie przeciwko oskarżonej byłoby naruszeniem zasad etyki i moralności…
W akcie oskarżenia Marek Wełna stwierdził, że dziennikarka tygodnika „NIE”,działając wspólnie i w porozumieniu (z wydawcą i redaktorem naczelnym – przyp. J. S.), za pomocą środków masowego komunikowania (…) pomówili Marka Wełnę – prokuratora Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie o postępowanie i właściwości, które naraziły go na utratę zaufania potrzebnego do wykonywania zawodu prokuratora, iż pełniąc funkcję prokuratora, w ramach prowadzonych i nadzorowanych postępowań przygotowawczych stosował wobec wskazanych podsądnych czynności i metody niezgodne z prawem.
Postanowił ścigać nas z art. 212 kk o pomówienie. Chodzi o artykuł „Ziobro i jego zdrajca”.
Prokurator z Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie Marek Wełna lubi, gdy jego jest na wierzchu. I wszyscy muszą skakać, jak on zagra. System zbierania haków i preparowania dowodów działa u niego bez zarzutu. O ukaranie i uciszenie naszych dziennikarzy walczy od lat.

•••

W tej sprawie zaczął działać ponad rok temu. Złożył doniesienie o przestępstwie popełnionym przez dziennikarza do prokuratury.

O to, aby postępowanie potoczyło się tak, jak on sobie życzy, zatroszczył się prokurator generalny Andrzej Seremet.
Kolega po fachu jeszcze z Krakowa. Postępowanie przeciwko dziennikarce z Warszawy, która zamieszcza publikacje wWarszawie, prowadziła prokuratura w… Dębicy.


– Decyzją Prokuratury Generalnej postępowanie w sprawie zniesławienia prokuratora Marka Wełny tekstem pt. „Ziobroi jego zdrajca” przekazano do naszej jednostki – mówi szef prokuratury rejonowej w Dębicy. – Pewnie dlatego, że jest blisko Krakowa.
Nie dlatego. Wełna dobrze zna większość pracujących w Dębicy prokuratorów.
– Razem pracowali. Wełna pracował w Tarnowie, a to były podległe sobie jednostki – przypomina dębicki prokurator.
Poza tym wielu młodych prokuratorów stamtąd robiło u Wełny aplikację.
Do Dębicy na przesłuchanie dziennikarki Wełna został przywieziony. Do transportu służbowego nie przyznaje się ani krakowska prokuratura, ani policja. Ale kierowca mówił jasno: – Przywiozłem prokuratora Wełnę, mam na niego poczekać.
Z Krakowa do Dębicy jest 140 km.
Wełna się spóźnił. Dużo. Wszyscy na niego czekali jak na boga.
– Musimy poczekać na poszkodowanego – zapewnia prokurator. Nie przystąpił bez Wełny do czynności.
Przesłuchanie prowadzone przez prokuratora z dębickiej prokuratury prowadził… Wełna. Traktował młodego prokuratora jak gdyby go w ogóle nie było.
– Czy to pani numer telefonu?
– Czy to pani wysłała SMS-a do jednego z podejrzanych? Zostanie pani oskarżona o utrudnianie śledztwa – śmiał się.
Nie wyjaśnił, skąd wziął treść SMS-a ani skąd zna treść rozmów dziennikarza. Tymczasem sąd nie wydał nigdy zgody na zastosowanie podsłuchów… Wełna nie panował nad emocjami. Swoje prokuratorskie porażki zamieniał w sukcesy. Kilka godzin przesłuchania jednak niewiele mu dało. Młody prokurator nie wymiękł. Umorzył postępowanie. Z braku znamion czynu zabronionego i braku interesu społecznego w objęciu sprawy ściganiem z urzędu. Zirytował tym Wełnę. W zażaleniu do przełożonych dębickiego prokuratora opisał go tak, że aż miło poczytać, jak prokurator obrzuca błotem innego prokuratora.
Wełna się odwołał. Prokuratura apelacyjna, także bliska Wełnie (był zastępcą jej szefa), zwróciła postępowanie do ponownego rozpatrzenia. Też nic z tego nie wyszło. Umorzono po raz drugi. Znowu się odwołał. Tym razem do sądu i do Prokuratora Generalnego. Tam sprawa utknęła.
A czas leciał. Zbliżało się przedawnienie… Na 4 dni przed terminem złożył zatem subsydiarny akt oskarżenia. Wełna wystąpił jako oskarżyciel posiłkowy. Wsparła go Prokuratura Generalna, ale na rozprawach był sam. Choć w wypadku oskarżyciela subsydiarnego obowiązuje przymus adwokacki, Wełna był sobie sterem i okrętem. Od początku pewny swego.

•••

Postępowanie prowadził Sąd Rejonowy w Łodzi. Gdy został rozpoznany na korytarzu i zobaczył spojrzenia pełne niechęci, zwrócił się po koleżeńsku do sędziego:

– Czy mogę wziąć kluczyk do jakiegoś pokoju, żeby nie być zbyt eksponowanym na korytarzu?
– Nie mamy takich pokoi – odważnie odezwał się sędzia. Wełna się zdziwił.


Na rozprawy się spóźniał. Podczas posiedzeń tracił panowanie nad sobą. Żądał, byśmy nigdy o nim nie pisali.
– Co na to oskarżona? – pytał sędzia.
– Ależ ja mogę napisać o oskarżycielu w samych superlatywach, jeśli zadośćuczyni wszystkim krzywdom, które uczynił swoim ofiarom. Jeśli zwróci za utracone zdrowie, dobre imię i dorobek całego życia. I gdy przestanie naruszać prawo w swojej pracy prokuratorskiej.
– Czy jest pani gotowa przeprosić, sprostować? – kontynuował sędzia.
– Nie. Wszystko, co napisałam, jest prawdą i jestem w stanie udowodnić to na tej sali – zapewniłam.
Wełna zaczął rzucać długopisem.
Na kolejną rozprawę do sędziego wpłynęły grube tomy akt spraw prowadzonych przez Wełnę. Dziesiątki tysięcy stron. Akta prokuratorskie, wielokrotnie uznawane przez sądy za bezużyteczne papierzyska nieświadczące o niczym. Papierzyska, które miały być dowodami, że to, co napisaliśmy, nie jest prawdą.
My natomiast złożyliśmy tylko wyroki uniewinniające tych, których Wełna niewinnie oskarżał, niesłusznie trzymał w aresztach i którym zniszczył życie. Naszych bohaterów. Uniewinnienia i odszkodowania za bezzasadne areszty. Oraz powołaliśmy świadków – ofiary Marka Wełny. Dziś oczyszczone z zarzutów. Chore, pozbawione majątków i godności. Wezwaliśmy Leszka Szlachcica, który stracił wzrok w areszcie, bo odebrano mu prawo do leczenia. Stanisławę Chmielewską, która siedziała w celi 21 miesięcy bez żadnej czynności procesowej. Siedziała, bo Wełna zmiękczał jej syna garującego w sąsiednim pawilonie. Wyszła w stanie agonalnym. Wezwaliśmy Adama Chmielewskiego, którego paraliż kończyn w areszcie miał być powodem, aby się przyznał do niepopełnionych czynów. Wezwaliśmy Wojciecha Lenka i gen. Mieczysława Kluka, oficerów policji, którym odebrano zdrowie, pracę i dobre imię, a wielomiesięczny areszt wydobywczy miał ich zmusić do składania fałszywych zeznań. I wiele innych ofiar prokuratora. Wielu też nie mogliśmy wezwać. Powiesili się lub podcięli sobie żyły.
Co zrobił sędzia? Zobaczył, jak wygląda prawda. Zobaczył, że „postępowaniei właściwości”, które przypisaliśmy Wełnie, są prawdziwe. Że to nie my naraziliśmy go „nautratę zaufania potrzebnego do wykonywania zawodu prokuratora” ale że zrobił to sobie sam, wielokrotnie naruszając prawo.
Sędzia Jan Kosiński umorzył postępowanie i odrzucił wniosek Wełny. Amy niebawem napiszemy o ludziach uniewinnionych kilka dni temu, którzy przez Marka Wełnę i jego metody pracy stracili wszystko. Firmy, dobre imię, majątki, zdrowie, a pośrednio nawet życie…
Czy znowu będziemy za to odpowiadać przed sądem?

O metodach pracy prokuratora Wełny piszemy od lat. Tekstów były dziesiątki. Nie sposób wymienić wszystkich publikacji, przypomnijmy niektóre z nich: NIE nr 43/2003– „Tylko nie po oczach”: Andrzej Rozenek opisał historię Leszka Szlachcica, który bezzasadnie siedział w areszcie, gdzie stracił wzrok. Dlatego że Wełna i jego podwładni uniemożliwiali mu leczenie. 11/2006– „Prawo Wełny” oraz 30/2010– „Tajnogrzesznicy”: historia Dariusza Przybylskiego, który powiedział prawdę o Wełnie i jego układach z gangsterami; gnił w więzieniu 4 lata. 17/2007– „Zakładniczka”:Rozenek opisał równie tragiczną historię Stanisławy Chmielewskiej. Chmielewska została zatrzymana i przebywała w areszcie 15 miesięcy, po to, aby jej syn przyznał się do tego, czego chciał prokurator. Kobieta wyszła z aresztu w stanie krytycznym. 51/2007– „Zasady działania CHWDP” i 27/2009– „Przestępcy na glinianych nogach”: to dwie publikacje Rozenka o byłym komendancie policji Wojciechu Lenku, zniszczonym, zaszczutym i wykończonym przez Wełnę; dziś Lenk jest uniewinniony, ale co z tego, skoro stracił wszystko. 16/2008– „Katownia w Krakowie”: Joanna Skibniewska opisała historię syna Chmielewskiej, Adama, zatrzymanego w areszcie wydobywczym na wniosek Wełny; to wstrząsająca historia o dręczeniu psychicznym i fizycznym osadzonego. 51/2008– „Generał pudło”: to opowieść o innym policjancie, tym razem generale, którego zniszczył Wełna; też dzisiaj uniewinnionym. 24/2009– „Jaksię robi mafię”, 7/2010– „Amoże deptał trawnik” i 51/2010– „Człowiek do wsadzania”: opisana przez Skibniewską historia człowieka wsadzonego najpierw do aresztu na zlecenie polityczne, a potem wsadzonego po raz kolejny z zemsty, że wniósł przeciwko Wełnie prywatny akt oskarżenia; Wełna i jego podwładni preparowali dowody jego winy. 42/2010– „Proces buffo”: Rozenek napisał o tym, jak Wełna trzymał ludzi w aresztach 3 lata, niszczył ich firmy, pozbawił zdrowia i pieniędzy, po czym wszyscy mogliśmy wysłuchać w sądzie, że ci zniszczeni ludzie nigdy nic złego nie zrobili. 49/2011– „Ziobroi jego zdrajca”: podsumowanie owocnej i okrutnej pracy prokuratora Wełny.

2 komentarze:

  1. Z Wełną wygrane a co z M.J?

    OdpowiedzUsuń
  2. Wełna dobrze, że dostał po nosie. Ale takie jedno pytanko:

    To ile w arzeszcie siedziala pani Chmielewska? 21 czy 15 miesięcy?

    Ja tylko tak, w troscę o precyzje wypowiedzi.

    OdpowiedzUsuń