Najważniejsze śledztwo w państwie, które pochłonęło
dotychczas miliony, to fikcja. Prokurator, po to żeby nie wyjść na idiotę,
narusza prawo.
Konkurs na mordercę PAPAŁY
|
Generał Papała |
To był już siedemnasty przełom w
śledztwie dotyczącym zabójstwa generała Marka Papały.
Jeden świadek koronny
pomówił drugiego świadka koronnego. Prokuratura znalazła sprawcę. Po 15 latach.
Tyle, że znowu nie ma żadnych dowodów, które potwierdzałyby nową tezę
prokuratorskiego postępowania. Więc żeby je zdobyć, prokuratura narusza prawo,
a policja nagminnie się kompromituje.
200 ofiar
Igor Ł. (obecnie M. bo przyjął
panieńskie nazwisko matki) pseudonim „Patyk” był członkiem grupy, która kradła
ekskluzywne samochody. Był dobry w swoim fachu, umiał otworzyć każde auto.
Wprowadzał też innowacje. Kradzież na koło, na stłuczkę, blokowanie bram.
Kradli naprawdę dobre wozy, mercedesy, audi. On i jego koledzy byli ostrożni i
trudni do zatrzymania. I nie bawili się w żadną przemoc. Nie bili, nie
zastraszali i na pewno nie zabijali. Bywało, że zagraniczni goście sami dawali
im kluczyki od swoich limuzyn, żeby mogli się przejechać takim zajebistym
autem. Raz ukradli samochód, w którym po paru kilometrach odkryli na tylnym
siedzeniu niemowlę. Sami wtedy wezwali policję i zaczekali na nią, żeby dziecka
nie zostawiać samego. Gang „Patyka” był naprawdę mocny. Bywało, że kradli
kilkadziesiąt aut tygodniowo. Nawet Dziewulskiemu zwinęli Lexusa!
Jednak w 1999 roku idylla się kończy. „Patyk” wylądował w
areszcie i po paru miesiącach okazało się, że jest albo miękki albo cwany. Igor
Ł. zdecydował, że najbardziej będzie mu się opłacało zostać świadkiem koronnym.
I zaczął sypać. W krótkim czasie wsypał przeszło 200 osób. Dziś wiadomo, że
większość siedziała w aresztach niewinnie. Bo „Patyk” był dobrze prowadzony
przez prokuraturę i policjantów. Na sali sądowej wyliczył 500 tablic
samochodowych, które sprzedał. Wyliczył 500 numerów rejestracyjnych… z pamięci.
Ci, którzy byli winni dostali duże wyroki. „Patyk” wielu
ludziom zaszedł za skórę.
Odrzucony "Patyk"
W 3 lata po morderstwie Papały zaczął zeznawać także
w tym śledztwie. Dla prokuratury był idealnym świadkiem. Mieszkał niedaleko
miejsca zbrodni, mógł widzieć mordercę.
„Patyk” zeznał, że Papałę zabili Ryszard
Bogucki i Andrzej Zieliński pseudonim „Słowik”. Wtedy pojawił się inny gangster
- Artur Zirajewski pseudonim „Iwan”, który potwierdził rewelacje „Patyka” i
zeznał, że Boguckiemu morderstwo miał zlecić „postawiony amerykański biznesmen”
Ryszard Mazur. Na Mazura polowano jak na groźne dzikie zwierzę. Postawiono mu
zarzuty i wysłano za nim list gończy do USA, gdzie Mazur mieszka i pracuje.
Jednak tamtejszy sąd nie wydał go
polskiemu
wymiarowi sprawiedliwości uznając, że zeznania bandyty to za mało by
kogokolwiek oskarżyć. Zauważono także, że amerykański biznesmen nie miał powodu
żeby zabijać Papałę. Brak motywu był już problemem dla śledczych z Warszawy,
którzy prowadzili sprawę śmierci Papały, zanim skierowano ją do Łodzi. Mimo że
postawili Mazurowi zarzuty, nigdy nie potrafili odpowiedzieć na pytanie,
dlaczego miałby on zabić generała, który prywatnie był jego dobrym znajomym i
przed śmiercią wybierał się do niego do Stanów.
Latem 2013 r. sąd w Warszawie uniewinnił z braku
dowodów winy Ryszarda Boguckiego oraz Andrzeja Zirajewskiego, od zarzutów
nakłaniania do zabójstwa Papały. Według sądu zebrane przez warszawską
prokuraturę dowody były "kruchymi, rozrzuconymi ogniwami, które tylko w
swoim przekonaniu prokurator zestawił w mocny łańcuch". I wszystko wzięło
w łeb… Postępowanie przeciwko Ryszardowi Mazurowi umorzono. Po 13 latach.
Na „Rowerku”
Potrzebny był nowy trop. Pojawił się
nowy świadek koronny. Robert Prus pseudonim Rowerek, który stwierdził, że Papałę
zabił "Patyk", a sama śmierć była zupełnie przypadkowa.
"Patyk" chciał ukraść służbowe daewoo espero Papały, ale ponieważ
generał się napatoczył, to dostał kulkę.
I od tego momentu nie wiadomo śmiać się czy płakać… Bo
wszystkie zebrane do tej pory dane, zeznania osób, które widziały zabójstwo, a
które mówią jasno, że strzał był celowy i zaplanowany, są nieważne. I to, że
morderca po zabójstwie spokojnym krokiem oddalił się i żadnego samochodu nie
zabrał…
-„ Rowerek” to ograniczony tłumok – mówi Rafał, były członek
gangu wołomińskiego. Swoje też już odsiedział. – Trzeba być takim samym
kretynem, żeby mu w cokolwiek uwierzyć.
Wtedy, gdy prowadzili podobne interesy Roberta Prusa nikt
nawet na czatach nie stawiał, bo wiadomo było, że nawali.
- Niech pani spróbuje komuś z branży wmówić, że ktokolwiek
chciałby ukraść daewoo espero i to kilkuletnie – mówi były członek gangu
„Patyka”. – Te wozy w ogóle wtedy nie chodziły.
- Oni zajmowali się prawdziwymi furami, a nie jakimś tam
daewoo. Wtedy robiło się to za pomocą „łamaka”, a taki łamak był droższy od
całego daewoo – mówi Rafał z grupy wołomińskiej.
Wiarygodność Prusa określił już
dwukrotnie sąd, który badał sprawę pomówionych przez niego ludzi. Sąd Rejonowy
dla Warszawy Ochota stwierdził jasno, że Prus to kłamca, a składane przez niego
zeznania nie są warte funta kłaków. W uzasadnieniu wyroku (sygn. 8K 1365/ 2002)
sędzia nie pozostawił suchej nitki na prokuratorze, który przyjął jego wersję
wydarzeń za wiarygodną. Drugi sędzia z Sądu Rejonowego Warszawa Śródmieście uznał,
że „Rowerka” powinien zbadać psychiatra. Ten znowu jasno stwierdził, że Prus to
zwykły oszust i jego zeznania nie mogą być brane pod uwagę w prowadzonym
postępowaniu. Pomówione przez niego osoby zostały uniewinnione. Robert Prus o
ksywie „Rowerek” od tamtej pory nie powinien być świadkiem koronnym. Tymczasem
on jest filarem najważniejszego w kraju śledztwa.
Czapa
Jak więc utrzymać nową tezę i nie
wyjść na idiotę? – zapewne zadał sobie pytanie prokurator.
Igor Ł. ksywa „Patyk” wsadził wielu swoich kolegów.
- Prokurator uznał, że najprościej będzie znaleźć tych,
którzy przesiedzieli przez niego najwięcej. Na pewno w odwecie złożą zeznania,
że widzieli jak „Patyk” zabił generała – mówi anonimowo informator z policji.
Najdłużej siedzieli bracia Darek i Robert J., to ich przed
laty najbardziej swoimi zeznaniami obciążył „Patyk”. Dostali po 10 lat. Swoje
już odsiedzieli i do biznesu wracać nie chcą. Założyli rodziny, spłodzili
dzieci, zaczęli pracować. Rodziny ich kobiet nawet nie wiedziały, że bracia J.
mieli kiedykolwiek coś wspólnego ze światem przestępczym. Żyli normalnie, aż do
czasu, gdy Robert Prus obciążył swoimi zeznaniami „Patyka”. Wtedy zostali
wezwani przed oblicze prokuratora. Dowiedzieli się, że prokurator nic od nich
nie chce, jedynie potwierdzenia, że „Patyk” tam był i chciał ukraść auto
generała. Mogą w ten sposób zemścić się na pomawiającym ich koledze.
Tymczasem obaj bracia powiedzieli, że nie będą kłamać. Mają
swoje anse do Igora Ł., ale to nie znaczy, że stracili honor i będą w tak
prymitywny sposób się na nim mścić. Pakowanie kogoś w morderstwo, to raczej
niehonorowe zagranie. Tym bardziej, że opowieść „Rowerka” to bzdury. Nikt nigdy
nie kradł daewoo espero. Poza tym wszyscy z grupy znali numery rejestracyjne
wysoko postawionych policjantów, właśnie po to, by nie wpakować się na minę. Ten
samochód też był dobrze znany. I nie potwierdzili tezy prokuratora.
Kipisz
23 kwietnia 2012 r. o szóstej
rano funkcjonariusze wpadli do mieszkania. Bracia mieszkali wtedy razem. Zatrzymali
obu i zawieźli do prokuratury. Pojawiły się nowe fakty. Prus obciążył Roberta J.
Podobno stał na czatach, gdy „Patyk” zabijał generała. Drugi z braci był wtedy
„z rodziną”, ale pomimo to prokurator go też zatrzymał. „Rowerek” powiedział,
że on musi coś wiedzieć.
Już się nie wywiną, trafią do aresztu. No chyba że… Prokurator Jarosław Szubert dał im możliwość
wyjścia na wolność. Od razu. Wystarczy, że potwierdzą, że Igor Ł. chciał ukraść
auto Papały i że był na miejscu zbrodni. Jeśli nie powiedzą, to czeka ich długi
areszt, a potem wieloletnie więzienie. Nie potwierdzili wersji Prusa. Po dwóch
miesiącach wyszli za kaucją.
Ogon
Mieli nadzieję, że to już koniec,
ale okazało się, że to dopiero początek. Do akcji wkroczyła policja. Jeździli
za nimi tajnym samochodem operacyjnym. Policjanci kryli się z obserwacją tak
profesjonalnie, że już po paru dniach całe osiedle rozpoznawało beżowe
mitsubishi pagero z przyciemnianymi szybami o numerze rejestracyjnym WA 99528A.
Sąsiadka jednego z braci szybko rozpoznawała też samych „tajniaków”.
Najbardziej podobał jej się brunet z lekkim zarostem.
- Reszta jest jakoś tak za bardzo wygolona.
Pewnego dnia do sąsiada przyszło trzech wygolonych panów.
Zaproponowali mu, że zamontują kamery w jego sypialni, żeby lepiej kontrolować
braci. Okna jego sypialni wychodzą na okna ich sypialni. Trochę się sąsiad
wkurzył. Podobnie chcieli zamontować podsłuch w mieszkaniu sąsiadki. Może coś
usłyszą zza ściany?
Gdy jeden z braci zaczął robić remont swojego mieszkania i
przeniósł się na jakiś czas do rodziny, pod budynkiem stały dwa samochody
operacyjne – mitsubishi i opel. Funkcjonariusze po cywilu robili zdjęcia
robotnikom i zafoliowanym szybom mieszkania. Zapytani czemu robią zdjęcia,
jeden z tajniaków stwierdził, że robi zdjęcia bloku, bo chce pokazać żonie.
Spod cienkiej letniej koszulki wystawała mu „blacha”.
Taką obserwację prowadzili przez 3 dni, po czym czwartego
dnia nad ranem wysadzili drzwi wejściowe na klatkę, wrzucili do korytarza
granat hukowy i wyważyli drzwi ich mieszkania. Było ich 12, poza tym całe
osiedle było obstawione. „Gleba!” darli się wdzierając się do lokalu. Jakież
było zdziwienie, gdy zobaczyli puste mury i zaawansowany remont. Nie było nawet
mebli, które możnaby przeszukać. Gdyby Robert J. był wtedy w domu, wraz z nim
byłaby rodzina. Dwóch synów, pięcioletni i osiemnastomiesięczny. Sąsiedzi do
dziś się boją. Wysadzone granatem drzwi na klatkę warte były 20 tysięcy. Teraz
policja będzie musiała za nie zapłacić.
W tym samym czasie wrzucili granat hukowy na logię u
drugiego brata. Jego mieszkanie też było obserwowane przez kilka dni przez
sprawnych funkcjonariuszy. Nie zauważyli, że logia była nieobudowana i granat
wpadł do mieszkania. A tam siedmioletnia dziewczynka śpiąca w łóżku… Nie
wiadomo też po co wrzucali ten granat, bo weszli do mieszkania drzwiami, i to
tymi, które otworzył im gospodarz. Dwunastu uzbrojonych po zęby funkcjonariuszy
przyszło po jednego spokojnego gościa. Przerzucili całe mieszkanie do góry
nogami, po czym, gdy już zrobili kipisz, powiedzieli przerażonej żonie Dariusza
J., że nie mają nakazu przeszukania, więc nie będzie musiała nic podpisywać.
Ale jeśli się upiera to w 5 minut mogą go zdobyć.
Wrzuta
Gdy nie pomógł huk i J. nadal nie potwierdzili zeznań
„Rowerka”, zaczęło się preparowanie dowodów. I kolejny świadek koronny,
Grzegorz P. pseudonim „Papież”. Miał on zeznać, że sprzedał braciom 10 gr. kokainy
i 5 kg marihuany. „Papież” to największy diler narkotyków w Warszawie.
Braciom prokurator postawił zarzuty obrotu narkotykami, a
„Papieża” wypuścił z aresztu. Nadal „diluje” w Warszawie, tyle, że teraz w ramach
pracy operacyjnej. Oczywiście u braci J. nie znaleziono ani grama kokainy i
marihuany.
Więc pewnego dnia policja „przeszukiwała” samochód jego
żony. Zatrzymali ją i powiedzieli, że… ma dwie różne tablice rejestracyjne.
Faktycznie. Jeszcze godzinę wcześniej, zanim zostawiła samochód okolicach
komendy policji, miała takie same. Funkcjonariusze uparli się, że muszą
przeszukać samochód, założyli rękawiczki, kazali jej odejść. Zaczęli czegoś
szukać w kieszeniach. Szybko zorientowała się, że chcą zrobić wrzutkę. Narobiła
rabanu. Nie udało się. Funkcjonariusze zostali w rękawiczkach i z pełnymi
kieszeniami.
Pewnego dnia bracia jechali w okolicach warszawskiego
lotniska. W godzinach szczytu, podczas dużego nasilenia ruchu. Nagle z dwóch
stron próbowano zepchnąć ich samochód. Atakujące samochody nie miały
oznakowania ani koguta, a w aucie siedzieli ubrani po cywilnemu wygoleni
mężczyźni. Mogli to być bandyci. Zaczęli uciekać. Skutecznie. Po jakimś czasie
okazało się, że był to nieskuteczny pościg policyjny.
Chwast
Żeby już mieć pewność, że bracia J. pójdą na współpracę z
prokuratorem, pojawiły się 2 skradzione samochody. O tym, że ukradli je bracia
zapewniał jeden z policjantów, który osobiście miał to widzieć. Dlaczego ich
nie zatrzymał na gorącym uczynku, albo przynajmniej nie wezwał kolegów, nie
wiadomo. Prokuratura już postawiła im zarzuty, choć nic tu nie trzyma się kupy.
Obaj byli daleko od miejsca dokonania kradzieży. Mogą to udowodnić, świadkowie,
monitoring, logowanie się telefonów komórkowych. Okoliczni mieszkańcy, którzy
widzieli owe kradzieże, nie rozpoznają żadnego z nich.
Prokurator cały czas im mówi, że to wszystko co ich ostatnio
spotyka, może pójść w niepamięć. Wystarczy, że widzieli jak wtedy przed laty,
Igor Ł. pseudonim „Patyk” chce ukraść daewoo espero. A jakby jeszcze dodali, że
widzieli jak strzelał do Papały, to już do końca życia żyłoby się im spokojnie.
Wystarczy, że będą kłamać.
Zboże
Prokuratura
i policja mają nieograniczony budżet na prowadzenie tego postępowania. Już
wydano na nie miliony. W śledztwie rozpatrywano jedenaście wersji wydarzeń,
przesłuchano około 400 świadków - kilkudziesięciu z nich wielokrotnie. Czynności
śledcze podejmowały UOP, ABW i prokuratura - m.in. w USA, Szwecji,
Austrii i w Niemczech. Początkowo
śledztwo prowadziła prokuratura warszawska, ale po 11 latach nieudolnych prób
wykrycia sprawców, przeniesiono ją do Łodzi. Tyle, że Prokuratura Apelacyjna w
Łodzi i prowadzący postępowanie prokurator Jarosław Szubert, cały czas jest w
czarnej dupie. Już prokuratura łódzka wystąpiła do Prokuratora Generalnego o
przedłużenie tego śledztwa. Jarosław Szubert twierdzi, że kończy
gromadzenie dowodów, ale przedłużenie śledztwa jest konieczne, bowiem „z
obszernym materiałem dowodowym muszą zapoznać się podejrzani, w tym Igor Ł. ps.
Patyk, któremu zarzuca się zabójstwo b. szefa policji”.
Joanna Skibniewska
askibniewska@poczta.onet.pl