Biuro Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji – psy ścigające psy.
Policjanci
masowo odchodzą ze służby – co miesiąc około 500 funkcjonariuszy. Co
drugi mówi, że boi się nieuczciwej gry Biura Spraw Wewnętrznych (BSW)–
że zostanie niewinnie oskarżony dla czyjegoś wyniku. Ze statystyk i
ludzkich dramatów wynika, że gliniarze mają powody się bać.
Komendant
główny policji nadinspektor Marek Działoszyński często mówi, że zna
pracę policjanta od podszewki, bo zaczynał od krawężnika. Mówi o
ciężkiej pracy, o misji, poświęceniu i służbie publicznej. Mówi o tym,
że policjanta trzeba wspierać i szanować. Rzadko wspomina okres, gdy
pracował, a potem szefował BSW. Ale policjanci pamiętają…
– Srogie karanie i pokazywanie ludzkich dramatów działa prewencyjnie – stwierdził kiedyś Działoszyński.
BSW niejednokrotnie szuka czegokolwiek na siłę. Dowody zbierane są w sposób naruszający wszystkie przepisy.
Policjanta z legionowskiej drogówki oskarżono
na siłę o przyjęcie łapówki. Policjant miał żonę, która przygadała
kiedyś funkcjonariuszce z BSW. Pocięły się baby o jakąś głupotę w
drzwiach komisariatu. Niby nic, ale gdy mąż został zatrzymany, gliniara z
BSW od razu sobie kłótnię przypomniała.
– Albo się pan przyzna, albo trafi pan do aresztu, a wie pan, co tam robią z policjantami – powiedział glinie prokurator.
Wiedział.
Przyznał się do 50-złotowej łapówki. Dziś tego żałuje. Okazuje się, że
przez rok BSW zbierało dowody przeciwko niemu. Właśnie ta
funkcjonariuszka…
Kamery z radiowozu nie przyniosły spodziewanych
efektów. Nagrania z trzech zainstalowanych w samochodzie i przy mundurze
policjanta też nic nie dały. Zabrano mu notatniki służbowe i sprawdzano
każdą notatkę, która kończyła się pouczeniem lub niewystawieniem
mandatu.
– Pouczać możecie w przedszkolu, tu macie karać – powiedział
im kiedyś komendant i wlepiał kary za więcej pouczeń niż 3 proc. Pisali
więc, że kontrola trzeźwości albo że rutynowa kontrola bez pouczenia.
– Czasami trzeba być po prostu człowiekiem. Nie każdemu trzeba od razu wlepiać mandat – twierdzą policjanci.
Prokuratura
przesłuchała 150 osób. BSW przesłuchało ponad 100 z notatnika
policjanta. Przesłuchania te wyglądały inaczej, niż mogło się zdawać.
Radiowóz przyjeżdżał do domu osoby z notatnika, czasem o 6.00. Zaczynało
się straszenie – już w radiowozie. Jeśli się nie przyzna, że dawał
policjantowi łapówkę, to on i cała rodzina będzie miała przerąbane.
Przesłuchiwani
nie mieli pojęcia, o co chodzi. Jaka kontrola drogowa? Kiedy? Podawano
zatem im miejsce, datę i nazwisko policjanta, który niby miał wziąć. Z
ponad 100 osób przyznały się 4. Ale nie pamiętają wyglądu policjanta.
Wygląd podała im funkcjonariuszka.
Mówią, że byli zastraszani, ale czy się do tego przyznają przed sądem, nie wiadomo.
– Nie chcę mieć na głowie komendy głównej do końca życia – mówi jeden ze świadków. – Apolicjanta nie znam, nie obchodzi mnie…
Policjant
jest zawieszony. Już tak długo, że lada chwila zostanie zwolniony ze
służby. Nikt nie będzie czekał na prawomocny wyrok. Pracy znaleźć nie
może. Zresztą nie wolno mu pracować, bo cały czas jest policjantem,
tylko zawieszonym. Nie ma z czego żyć.
Hanna Weinzieher była pracownicą Wydziału
Kontroli Służb Mundurowych Departamentu Kontroli, Skarg i Wniosków
Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Mówiąc krócej, była
doświadczonym, doskonale przygotowanym kontrolerem. Przy tym
policjantką. Do wydziału kontroli i do niej bezpośrednio wpływały skargi
na pracę funkcjonariuszy BSW. Mnożyły się odszkodowania wypłacane za
przekroczenie uprawnień. Postanowiła to skontrolować. Dołączył do niej
cywil, Adam Kamecki, też doświadczony kontroler. Szefem BSW był wówczas
Marek Działoszyński. Powołany w 2006 r. – po to, aby pomóc ówczesnej
władzy szukać układów mafijnych w policji.
Działoszyński spotkał się z
kontrolerką. Postanowił wskazać, co jej wolno kontrolować i gdzie.
Ustalił, z kim ma rozmawiać, a kogo omijać. Dorzucił też obszary,
których ma nie tykać. I cały czas kontrolował pracę zespołu.
Przychodzili do nich funkcjonariusze imówili, co się dzieje. Było o czym
opowiadać.
Kontrolującymi wstrząsnęła historia funkcjonariusza,
który został oskarżony o pobicie zatrzymanego tylko dlatego, że był
podobny do sprawcy. A prawdziwy sprawca był funkcjonariuszem BSW, tak
więc zebrano materiał, by to nie on odpowiadał za pobicie. Niewinny
glina stracił wszystko, bo BSW preparowało dowody. Winny ma się dobrze i
nadal ściga kolegów.
Kontrolerzy znaleźliby jeszcze niejeden taki
kwiatek, gdyby nie to, że MSWiA wstrzymało kontrolę, a Hannie Weinzieher
i Adamowi Kameckiemu… postawiono zarzuty. Dziś są z nich oczyszczeni.
Ale co z tego. MSWiA natychmiast powołało inny zespół kontrolny, który z
zebranego wcześniej materiału wyciągnął inne wnioski niż poprzedni
zespół kontrolny.
Nie wiadomo jakie, bo raport utajniono.
W Szczytnie powstał inny tajny raport na
temat postępowań karnych prowadzonych przeciwko policjantom. Raport
jest wygładzony, ale można w nim znaleźć dane, które mówią same za
siebie. To, jak zajęto się poszukiwaniem przestępczości wśród
funkcjonariuszy, pokazuje fakt, że w 2002 r. zarzuty postawiono 551
policjantom. Ale już w 2006 r. takich funkcjonariuszy było 1566. Za
przyjęcie łapówki prowadzono na podstawie pomówienia przedstawicieli
świata przestępczego aż 519 spraw, a o pobicie – 12. Aż 79 proc. spraw
to zgłoszenia świadków koronnych lub tych przestępców, którzy poszli na
współpracę z policją. Tylko 9 proc. spraw to ustalenia własne
prokuratury. 23 proc. spraw toczy się dłużej niż rok, co skutkuje utratą
pracy przez policjanta (po2 latach zawieszenia wydala się go ze
służby), niezależnie od tego, czy zostanie uniewinniony, czy nie. 43
procent funkcjonariuszy zostaje aresztowanych. Aż 60 proc. spraw
wszczynanych przez prokuraturę jest potem umarzanych – zwykle po kilku
latach, gdy policjant już nie jest policjantem, jest za to wykończony
finansowo. Najczęściej okazuje się, że czyn, o który oskarża się
policjanta, nie ma znamion czynu zabronionego albo brak jest dowodów,
żeby czyn ten popełniono. Z tych spraw, które trafiają do sądu, ogromna
większość kończy się uniewinnieniem lub zwrotem do ponownego zebrania
dowodów przez prokuraturę.
Funkcjonariusze BSW twierdzą, że działają na korzyść policjantów i policji.
–
Dyskrecja w takich sprawach jest w interesie policjantów. Większość
takich spraw rozgrywa się po cichu, bo przecież dotyczy bardzo
delikatnej materii – mówi dyrektor BSW inspektor Ryszard Walczuk. – Z
tego samego powodu nie odnotowujemy tego wstatystykach. I pewnie dlatego
ta strona naszej działalności jest zbyt mało znana.
Bardzo znana jest jednak ta druga strona. Szukania na siłę.
Funkcjonariusze BSW są najwyżej wynagradzani
w policji. Ich uposażenie jestz najwyższego pułapu, ponieważ są
traktowani jako pracownicy Komendy Głównej Policji. Są dodatkowo
wynagradzani za wyniki, stąd parcie na oślep, byleby tylko wszcząć
postępowanie przeciwko kolegom.
Według szeregowych funkcjonariuszy żaden uczciwy policjant nie pójdzie do pracy do BSW.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz