środa, 28 sierpnia 2013

ZASZCZUCI (NIE Nr 22/2013, 2013-05-24, str. 10)

Biuro Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji – psy ścigające psy.






Policjanci masowo odchodzą ze służby – co miesiąc około 500 funkcjonariuszy. Co drugi mówi, że boi się nieuczciwej gry Biura Spraw Wewnętrznych (BSW)– że zostanie niewinnie oskarżony dla czyjegoś wyniku. Ze statystyk i ludzkich dramatów wynika, że gliniarze mają powody się bać.
Komendant główny policji nadinspektor Marek Działoszyński często mówi, że zna pracę policjanta od podszewki, bo zaczynał od krawężnika. Mówi o ciężkiej pracy, o misji, poświęceniu i służbie publicznej. Mówi o tym, że policjanta trzeba wspierać i szanować. Rzadko wspomina okres, gdy pracował, a potem szefował BSW. Ale policjanci pamiętają…
– Srogie karanie i pokazywanie ludzkich dramatów działa prewencyjnie – stwierdził kiedyś Działoszyński.
BSW niejednokrotnie szuka czegokolwiek na siłę. Dowody zbierane są w sposób naruszający wszystkie przepisy.

Policjanta z legionowskiej drogówki oskarżono na siłę o przyjęcie łapówki. Policjant miał żonę, która przygadała kiedyś funkcjonariuszce z BSW. Pocięły się baby o jakąś głupotę w drzwiach komisariatu. Niby nic, ale gdy mąż został zatrzymany, gliniara z BSW od razu sobie kłótnię przypomniała.
– Albo się pan przyzna, albo trafi pan do aresztu, a wie pan, co tam robią z policjantami – powiedział glinie prokurator.
Wiedział. Przyznał się do 50-złotowej łapówki. Dziś tego żałuje. Okazuje się, że przez rok BSW zbierało dowody przeciwko niemu. Właśnie ta funkcjonariuszka…
Kamery z radiowozu nie przyniosły spodziewanych efektów. Nagrania z trzech zainstalowanych w samochodzie i przy mundurze policjanta też nic nie dały. Zabrano mu notatniki służbowe i sprawdzano każdą notatkę, która kończyła się pouczeniem lub niewystawieniem mandatu.
– Pouczać możecie w przedszkolu, tu macie karać – powiedział im kiedyś komendant i wlepiał kary za więcej pouczeń niż 3 proc. Pisali więc, że kontrola trzeźwości albo że rutynowa kontrola bez pouczenia.
– Czasami trzeba być po prostu człowiekiem. Nie każdemu trzeba od razu wlepiać mandat – twierdzą policjanci.
Prokuratura przesłuchała 150 osób. BSW przesłuchało ponad 100 z notatnika policjanta. Przesłuchania te wyglądały inaczej, niż mogło się zdawać. Radiowóz przyjeżdżał do domu osoby z notatnika, czasem o 6.00. Zaczynało się straszenie – już w radiowozie. Jeśli się nie przyzna, że dawał policjantowi łapówkę, to on i cała rodzina będzie miała przerąbane.
Przesłuchiwani nie mieli pojęcia, o co chodzi. Jaka kontrola drogowa? Kiedy? Podawano zatem im miejsce, datę i nazwisko policjanta, który niby miał wziąć. Z ponad 100 osób przyznały się 4. Ale nie pamiętają wyglądu policjanta. Wygląd podała im funkcjonariuszka.
Mówią, że byli zastraszani, ale czy się do tego przyznają przed sądem, nie wiadomo.
– Nie chcę mieć na głowie komendy głównej do końca życia – mówi jeden ze świadków. – Apolicjanta nie znam, nie obchodzi mnie…
Policjant jest zawieszony. Już tak długo, że lada chwila zostanie zwolniony ze służby. Nikt nie będzie czekał na prawomocny wyrok. Pracy znaleźć nie może. Zresztą nie wolno mu pracować, bo cały czas jest policjantem, tylko zawieszonym. Nie ma z czego żyć.

Hanna Weinzieher była pracownicą Wydziału Kontroli Służb Mundurowych Departamentu Kontroli, Skarg i Wniosków Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Mówiąc krócej, była doświadczonym, doskonale przygotowanym kontrolerem. Przy tym policjantką. Do wydziału kontroli i do niej bezpośrednio wpływały skargi na pracę funkcjonariuszy BSW. Mnożyły się odszkodowania wypłacane za przekroczenie uprawnień. Postanowiła to skontrolować. Dołączył do niej cywil, Adam Kamecki, też doświadczony kontroler. Szefem BSW był wówczas Marek Działoszyński. Powołany w 2006 r. – po to, aby pomóc ówczesnej władzy szukać układów mafijnych w policji.
Działoszyński spotkał się z kontrolerką. Postanowił wskazać, co jej wolno kontrolować i gdzie. Ustalił, z kim ma rozmawiać, a kogo omijać. Dorzucił też obszary, których ma nie tykać. I cały czas kontrolował pracę zespołu. Przychodzili do nich funkcjonariusze imówili, co się dzieje. Było o czym opowiadać.
Kontrolującymi wstrząsnęła historia funkcjonariusza, który został oskarżony o pobicie zatrzymanego tylko dlatego, że był podobny do sprawcy. A prawdziwy sprawca był funkcjonariuszem BSW, tak więc zebrano materiał, by to nie on odpowiadał za pobicie. Niewinny glina stracił wszystko, bo BSW preparowało dowody. Winny ma się dobrze i nadal ściga kolegów.
Kontrolerzy znaleźliby jeszcze niejeden taki kwiatek, gdyby nie to, że MSWiA wstrzymało kontrolę, a Hannie Weinzieher i Adamowi Kameckiemu… postawiono zarzuty. Dziś są z nich oczyszczeni. Ale co z tego. MSWiA natychmiast powołało inny zespół kontrolny, który z zebranego wcześniej materiału wyciągnął inne wnioski niż poprzedni zespół kontrolny.
Nie wiadomo jakie, bo raport utajniono.

W Szczytnie powstał inny tajny raport na temat postępowań karnych prowadzonych przeciwko policjantom. Raport jest wygładzony, ale można w nim znaleźć dane, które mówią same za siebie. To, jak zajęto się poszukiwaniem przestępczości wśród funkcjonariuszy, pokazuje fakt, że w 2002 r. zarzuty postawiono 551 policjantom. Ale już w 2006 r. takich funkcjonariuszy było 1566. Za przyjęcie łapówki prowadzono na podstawie pomówienia przedstawicieli świata przestępczego aż 519 spraw, a o pobicie – 12. Aż 79 proc. spraw to zgłoszenia świadków koronnych lub tych przestępców, którzy poszli na współpracę z policją. Tylko 9 proc. spraw to ustalenia własne prokuratury. 23 proc. spraw toczy się dłużej niż rok, co skutkuje utratą pracy przez policjanta (po2 latach zawieszenia wydala się go ze służby), niezależnie od tego, czy zostanie uniewinniony, czy nie. 43 procent funkcjonariuszy zostaje aresztowanych. Aż 60 proc. spraw wszczynanych przez prokuraturę jest potem umarzanych – zwykle po kilku latach, gdy policjant już nie jest policjantem, jest za to wykończony finansowo. Najczęściej okazuje się, że czyn, o który oskarża się policjanta, nie ma znamion czynu zabronionego albo brak jest dowodów, żeby czyn ten popełniono. Z tych spraw, które trafiają do sądu, ogromna większość kończy się uniewinnieniem lub zwrotem do ponownego zebrania dowodów przez prokuraturę.
Funkcjonariusze BSW twierdzą, że działają na korzyść policjantów i policji.
– Dyskrecja w takich sprawach jest w interesie policjantów. Większość takich spraw rozgrywa się po cichu, bo przecież dotyczy bardzo delikatnej materii – mówi dyrektor BSW inspektor Ryszard Walczuk. – Z tego samego powodu nie odnotowujemy tego wstatystykach. I pewnie dlatego ta strona naszej działalności jest zbyt mało znana.
Bardzo znana jest jednak ta druga strona. Szukania na siłę.

Funkcjonariusze BSW są najwyżej wynagradzani w policji. Ich uposażenie jestz najwyższego pułapu, ponieważ są traktowani jako pracownicy Komendy Głównej Policji. Są dodatkowo wynagradzani za wyniki, stąd parcie na oślep, byleby tylko wszcząć postępowanie przeciwko kolegom.
Według szeregowych funkcjonariuszy żaden uczciwy policjant nie pójdzie do pracy do BSW.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz