Warszawa płaci
milionowe odszkodowania za nieudolność i brak kompetencji swoich
urzędników.
Hanna
Gronkiewicz – Waltz twierdzi, że wymiana w tej chwili prezydenta
Warszawy będzie szkodliwa dla miasta i jego mieszkańców. Tymczasem
to ona i jej niekompetentni urzędnicy są szkodnikami.
Warszawa
ciągle płaci odszkodowania za ich nieudolność. Dopiero co miastem
wstrząsnęła informacja, że ratusz będzie musiał zapłacić
kilkaset milionów odszkodowania firmie Polnord. WSA orzekł, że
decyzje miasta o odmowie wypłacenia Polnordowi odszkodowania za
grunty przejęte pod drogi publiczne, wydano z rażącym naruszeniem
prawa.
Wyrok
NSA dotyczy działek na warszawskim Wilanowie, których wartość
Polnord szacuje na 222 mln zł.
wyrok
NSA oznacza, iż Polnord oprócz odszkodowania otrzyma dodatkowo
odsetki ustawowe liczone od dnia, w którym kwestie objęte wyrokiem
NSA powinny zostać uregulowane zgodnie z kodeksem postępowania
administracyjnego, do dnia, kiedy zostaną uregulowane. Spółka
szacuje, że kwota tego odszkodowania to ok. 80 tys. zł dziennie z
tytułu odsetek. Decyzja NSA otwiera spółce drogę do kolejnych
roszczeń, których wartość opartą na niezależnych wycenach
szacuje się na kwotę ok. 283 mln zł.
Zapłacą podatnicy.
Gronkiewicz –
Waltz to jedyny warszawski prezydent, który jest hurtowo karany
grzywną, za nierespektowanie wyroków sądu.
Wszystko
przez bezczynność urzędników i brak decyzji w sprawie
warszawskich nieruchomości przejętych na podstawie dekretu Bieruta.
Jaka jest skala ignorancji urzędników? Wojewódzki Sąd
Administracyjny wydał w ubiegłym roku 112 wyroków zobowiązujących
prezydenta m.st. Warszawy do wydania rozstrzygnięcia w sprawach o
przyznanie odszkodowania za grunty warszawskie. W 2013 r. zapadło
już 46 takich wyroków. Miasto ma to gdzieś. Pieniędzy nie płaci,
woli płacić grzywny, które nakłada na nie kolejny sąd.
Ratusz
może się spodziewać jeszcze w lipcu pozwu zbiorowego ze strony
byłych właścicieli gruntów warszawskich. Jedna z kancelarii
właśnie przesłała miastu wezwanie do zapłaty. Inicjuje ono
postępowanie grupowe.
- Miasto nie wykonuje wyroków i nie wypłaca odszkodowań z powodu braku pieniędzy – mówi Marcin Bajko, dyrektor stołecznego biura nieruchomości. Dodaje, że miasto miało w tym roku 42 mln zł na ten cel. I środki te zostały już rozdysponowane.
Tymczasem przed stolicą kolejne
odszkodowanie. A wszystko przez rażąca niekompetencję warszawskich
urzędników. I wyjątkowy brak dobrej woli.
Miało być
centrum rehabilitacyjne
Walter Frost rósł,
uczył się i wreszcie pracował w Niemczech. Zawsze jednak czuł się
Polakiem. Jest polskim obywatelem. I zawsze mówił, że będzie
budował w swoim kraju.
O tym, że postawi w
Polsce centrum rehabilitacyjne marzył od wielu lat. Wreszcie, gdy
dorobił się wystarczającego majątku przyjechał i w 1997 roku
kupił działkę w Warszawie. Konkretnie w dzielnicy Włochy. Szybko
załatwił wszystkie potrzebne formalności. Pozwolenie na budowę,
warunki zabudowy. Zgodnie z nimi miał postawić budynek
usługowo-mieszkalny. I zaczął budowę. Dwa lata wszystko szło
dobrze. Pewnego dnia jednak inspektor nadzoru budowlanego wstrzymał
budowę. Przyczyna? Frost zainstalował elementy ozdobne na czole
budynku, których nie było w projekcie. Inwestor zobowiązał się
je usunąć, co zrobił natychmiast. Jednak nic to nie zmieniło.
Budowa nie ruszyła. Bo wcale nie chodziło o żadne elementy
ozdobne. To był tylko przyczynek, by wreszcie wstrzymać budowę
niemieckiego inwestora.
Już trzynaście
lat
A wszystko dzięki
sąsiadom. Pierwszy to... inspektor nadzoru budowlanego z urzędu
wojewódzkiego. Ten sąsiad skutecznie blokuje mu dokończenie budowy
od... trzynastu lat. Parokrotnie już wojewódzki inspektorat nadzoru
budowlanego uchylał decyzję pozwolenia na wznowienie prac. Potem
sąd administracyjny uchylał owo uchylenie, ale wojewódzki miał to
gdzieś i znowu uchylał pozwolenie na budowę. I tak w kółko
Macieju. I budowa stoi.
Drugi sąsiad to
prezes Stowarzyszenia Sąsiedzkie Włochy Jolanta Piecuch. Obecnie
też radna dzielnicy Włochy.
- Warunki zabudowy zostały wydane w drodze przestępstwa – zapewnia Jolanta Piecuch. - On nie miał prawa dostać pozwolenia na budynek usługowy. My sąsiedzi zgadzamy się tylko na budynek jednorodzinny.
Jolanta Piecuch mówi
jasno, że w grę musiały wchodzić układy korupcyjne.
- Pan Frost ma wszelkie potrzebne dokumenty, by tę budowę dokończyć, niemniej ja niewiele – jasno mówi burmistrz dzielnicy Włochy Michał Wąsowicz. Absolwent prawa na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego i prawa kanonicznego na Akademii Teologii Katolickiej. - mogę, bo protesty i zażalenia blokują wszelkie prace.
Jolanta
Piecuch w miejscu centrum rehabilitacyjnego widziałaby park.
- Zna pani teorie naukowe jak ład przestrzenny wpływa na komfort życia? Patrzenie na ten budynek z naszych ogrodów powoduje depresje. To się przekłada na naszą egzystencję.
W
związku z tym od lat skutecznie zaskarża i oprotestowuje decyzje
administracyjne.
A
tych jest już dziesiątki. Wszystkie wzajemnie się wykluczające.
Trzykrotnie zajmował się sprawą sąd administracyjny (VII SA/Wa
493/04; VII SA/Wa 2258/06; VII SA/Wa 1534/12). Zarówno wojewódzki
jak i naczelny. Wszystkie stwierdziły, że urzędy czegoś nie
dopełniły. Obecnie obowiązującym dokumentem jest decyzja wydana
12.06.2008 r. zobowiązująca urząd do wydania pozwolenia na budowę.
Zamiast tego w kwietniu tego roku wydano kolejny nakaz zaniechania
robót.
Walter
Frost wydeptał już ścieżkę do urzędu we Włochach i do
warszawskiego Ratusza. Wszędzie traktowano go jak intruza. Spotykał
się też wielokrotnie z radną gminy a zarazem prezesem
stowarzyszenia, orędowniczką parku Jolantą Piecuch.
- My już mieliśmy w kraju hitlerowców, którzy nas ograbili. Więcej się na to nie zgodzimy – powiedziała mu kiedyś na oficjalnym spotkaniu w urzędzie gminy.
Fachowcy
od boga
Na
spotkaniu z wiceprezydentem Warszawy usłyszał, że owszem, jest w
prawie, powinien dokończyć tę budowę, ale „ona i tak nam nie da
spokoju”, usłyszał od wszechmocnego urzędnika.
W
Głównym Urzędzie Nadzoru Budowlanego potraktowano go podobnie.
Tyle, że tutaj można było porozmawiać na tematy filozoficzne.
Paweł Ziemski – zastępca
Głównego Inspektora Nadzoru Budowlanego, fachowiec budowlany, który
ukończył
studia wyższe na Wydziale Prawa Kanonicznego Akademii Teologii
Katolickiej w Warszawie, zaczął zastanawiać się co było
pierwsze, jajko czy kura.
Gdy
Frost powiedział, że przecież wyrok sądu administracyjnego mówi
jasno, że ma dokończyć budowę, inspektor zerknął w uzasadnienie
sądu i stwierdził, że on „to czyta inaczej”.
Frost
próbował też dogadywać się z samymi sąsiadami, którzy ponoć
zażądali odszkodowań za poniesione straty.
- Parę lat temu chcieliście państwo „odszkodowań” bezpośrednio od Frosta. Był gotowy zapłacić wam po 300 tysięcy dla czterech sąsiadów – pytam.
- Była taka rozmowa, ale kwot nie pamiętam.
- Uznała pani wtedy, że to zbyt mało. Frost stwierdził, że więcej nie może dać i zrezygnował. To wygląda na żądanie łapówki za zaprzestanie wstrzymywania budowy.
Czas
na odszkodowanie
Dziś
po trzynastu latach zmagań z ludźmi, sądami i urzędami Frost ma
dość.
Wystąpił
do sądu o odszkodowanie. 8 mln. zł same koszty budowy. Do tego kary
poumowne. Poza tym 30 mln. zł strat poniesionych z tytułu
nieużytkowania budynku od tylu lat. Skarb Państwa i Miasto
Stołeczne Warszawa ma zapłacić inwestorowi 38 mln, odszkodowania.
- Jeśli będziemy musieli zapłacić takie pieniądze, nie będzie innych inwestycji miejskich – mówi burmistrz Włoch.
Jolanta
Piecuch cieszy się, że Frost wystąpił o odszkodowanie.
- Już dawno powinien to zrobić, a ten koszmarny szkielet rozebrać. Jeśli on to jednak dokończy, to my zażądamy odszkodowań od gminy za straty wartości naszych działek. – odpowiada radna Piecuch. Przedstawicielka gminy, od której zażąda odszkodowania za brzydotę otoczenia.
Obecnie
powstaje plan zagospodarowania przestrzennego na ten kawałek gminy,
w którym Frost chciał postawić swoje centrum rehabilitacyjne.
Naniesiono na niego tylko część budynku. Nawet nie to co stoi
obecnie. Taki plan uniemożliwia zakończenie robót. Kiedy zostanie
przyjęty? Nie wiadomo. Urząd
miasta
stołecznego Warszawy guzdrze się ze wszystkim, a najbardziej
z planami miejscowymi.
Od
początku roku w Warszawie przyjęto zaledwie osiem planów
zagospodarowania. Uchwalenie kolejnych uniemożliwia biurokracja,
inne utknęły na etapie korekt granic. Na terenie Ursusa, plan
robiony jest od... 2006 roku. Obecnie w
stolicy
obowiązuje
nieco ponad 200 planów obejmujących ok. 30 proc. powierzchni
miasta. Tymczasem
od
kilku miesięcy nie funkcjonuje Miejska Komisja
Urbanistyczno-Architektoniczna. Kadencja członków poprzedniej
skończyła się na początku roku. Nowych prezydent Gronkiewicz-Walc
nie powołała. A bez opinii komisji nie można uchwalać planów.
Budynek
lada dzień będzie ruiną. Walter Frost w magazynach trzyma okna,
podłogi, drzwi, materiały wykończeniowe, które też nie są już
do wykorzystania. Miliony wyrzucone w błoto. Wszystko przez
niekompetentnych urzędników, którzy co miesiąc dostają od
Gronkiewicz – Waltz nagrody za dobrą pracę. Burmistrzowie po 3
tys. zł miesięcznie. Urzędników jest coraz więcej, a w zeszłym
roku ratusz przeznaczył na nagrody dla nich aż 43 mln zł. Teraz
tyle samo przeznaczy na odszkodowanie za ich nieudolność.
Joanna
Skibniewska
Jestem pod wrażeniem. Bardzo dobry artykuł.
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń