Miział czy nie miział? Bo, że
ululał, to raczej pewne. Ale czy sobie pomiział? Już się chyba
nie dowiemy, bo zaginęły w prokuraturze dowody.
Dobry gospodarz
Bojano to mała miejscowość pod
Wejherowem. Mieszka tu około 2 tys. duszyczek, w zasadzie wszystkie
zgromadzone wokół domu pana. I wokół swojego proboszcza Mirosława
Bużana. Potężny, muskularny, silny. Chłop jak bóg przykazał.
Rządził tutejszą parafią od początku jej istnienia, czyli od
prawie 15 lat. To on patrzył jak powstaje architektoniczny ogromny
potworek z badziewnymi obrazami i prymitywną rzeźbą. To on zna
najlepiej swoich parafian. Bo bardzo pilnuje spowiedzi w ostatni
piątek miesiąca. Wie kto co ma za pazurami. Wie też , który
dzieciak przyprawia rodziców o ból głowy i potrafi z takim
bachorem od razu sobie dać radę. Raz nawet stanął za to przed
sądem. Przywalił gówniarzowi w kościele. Sąd uznał go winnym
pobicia chłopca, ale rodzice mu wybaczyli i sędzia umorzył
postępowanie. Bo w Bojanie mieszkańcy mają respekt przed księdzem
i wiedzą co wolno a co nie. Jedynie rodzice 15-letniej Aleksandry
okazali się nielojalni i podli. Mieszkańcy wioski już się
postarali, by ci źli ludzie zapamiętali swój haniebny czyn.
Pomocny duszpasterz
Aleksandra przygotowywała się do
sakramentu bierzmowania. A to nie w kij dmuchał. Przygotowaniem
dzieci do komunii jak i do bierzmowania zajmował się osobiście
ksiądz Bużan. Żeby nie było fuszery. Olę też przygotowywał.
Znał ją prawie od urodzenia. Był też jej osobistym spowiednikiem.
Tamtego dnia Ola przyszła do
spowiedzi. Co mu naopowiadała i jakie grzeszki poruszyły tak bardzo
Bużana, nie wiadomo. Ksiądz nie wyjawił przed sądem. Twierdził,
że dziewczyna miała myśli samobójcze. Chciał jej pomóc. Dał
jej zaraz po spowiedzi numer telefonu do siebie. Kazał zadzwonić i
przyjść do niego wieczorem. Porozmawiają o jej problemach. On je
rozwiąże.
Ola przyszła. Bużan zorganizował
alkohol. Wódkę i soki. Zrobił drinki. Tak w każdym razie zeznała
w prokuraturze. „Pokrzywdzona twierdziła, że podczas jej
pobytu na plebanii oskarżony nakłonił ją do picia i dostarczył
napoje alkoholowe w postaci wódki oraz drinków, które ona wypiła”.
A potem zaczęła się ostra jazda.
Duchowny, według zeznań dziewczyny,
całował ją po szyi, uchu, plecach i w usta. Głaskał jej ciało.
- Gdyby wikary nie wrócił na
plebanię, to pewnie córka z tym zboczeńcem w sutannie straciłaby
cnotę. - wykrzykuje Edmund M., tata Aleksandry.
Upita dziewczynka wróciła w nocy do
domu. Kiedy o wszystkim opowiedziała rodzicom, ci nie chcieli jej
uwierzyć. Czy młoda dostała w papę za to, że wróciła zalana,
nie wiadomo. Grunt, że z małolatą nikt za bardzo gadać nie
chciał. Dopóki matka nie przeczytała wysłanego z komórki księdza
o 1,55 sms. „naskarżyłaś na mnie”.
Rano pobiegli do prokuratury.
Mieszkańcy wsi się od nich odwrócili, a sama dziewczyna miała
częste wizyty
Bużan |
Wielka rana kościoła
Niedługo potem ksiądz stanął przed
sądem. Tam sędzia Grzegorz Kachel pochylił się nad
przedsiębiorczością i oddaniem księdza. Mówił o pięknej
świątyni, którą zbudował.
- Teraz ten sam duchowny i jego sprawa
stały się "wielką raną dla kościoła" – rzekł
wzniośle sędzia Grzegorz Kachel.
Jego znajomość wytycznych Kongregacji
Nauki i Wiary jest zaiste budująca.
- Smutnym obliczem tej sprawy są próby
nakłonienia rodziców pokrzywdzonej do zmiany zeznań, żeby sprawa
nie trafiła przed oblicze wymiaru sprawiedliwości. Z podwójnym
smutkiem należy stwierdzić, że uczestniczyły w tym fakcie osoby
świeckie, ale i duchowni - grzmiał sędzia Kachel. - Tymczasem
wytyczne Kongregacji Nauki i Wiary kładą nacisk na współpracę
przełożonych osoby oskarżonej przed cywilnym wymiarem
sprawiedliwości i stosowanie się do zasad prawa świeckiego. Takich
spraw nie można zamiatać pod dywan.
Duchowny został skazany na rok i
cztery miesiące pozbawienia wolności w zawieszeniu na 4 lata, 2
tys. zł grzywny oraz dwuletni zakaz prowadzenia działalności
związanej z wychowaniem i katechizacją małoletnich oraz opieką
nad nimi (z wyłączeniem posługi sakramentalnej).
- To spisek przeciwko mnie – mówił
Bużan. I zapewnił, że to udowodni.
Według niego rodzice dziewczyny wzięli
pieniądze od miejscowego biznesmena, który nie lubił księdza.
Nieoficjalnie obaj robili te same lewe interesy i Bużan miał mu
przeszkadzać w biznesie. Według księdza dziewczyna przyszła do
niego pijana. Zadzwonił więc do jej ojca i powiedział, że młoda
się ululała, żeby ojciec zwrócił na nią uwagę. Ojciec zaś
powiedział mu przez telefon, że dziewucha twierdzi, że piła u
księdza. Ten sms „naskarżyłas na mnie” miał być reakcją na
słowa ojca. Zresztą pisząc go ksiądz był tak samo ululany jak
małolata.
Ksiądz twierdzi, że rodzina
dziewczyny zaraz potem zaczęła remontować dom.
- Mam dokumenty, ze wziąłem na to
kredyt – zapewnia ojciec Aleksandry. I faktycznie ma. Kredyt w
wysokości 40 tys. zł. będzie spłacał jeszcze wiele lat. Jako
kierowca śmieciarki, będzie brał wiele dodatkowych dyżurów.
Niestety sąd drugiej instancji też
uznał księdza winnym. Nic nie wskazywało na to, że biznesmen
spiskował z nastolatką.
Spisek
Bużan postanowił więc walczyć o
dobre imię na własną rękę. Do Prokuratury Okręgowej w Gdańsku
trafiły nowe dowody w tej sprawie. To rozmowy na taśmach i dwie
ekspertyzy fonoskopijne wykonane przez biegłego.
Młody człowiek, krewny księdza, miał
specjalnie zaprzyjaźnić się z siedemnastoletnią dziś
oskarżycielką, by wydobyć od niej informacje na temat okoliczności
rzekomego molestowania. Chłopak miał rozkochać dziewczę i
doprowadzić do osobistych zwierzeń. Czyżby przejął po wujku
umiejętność manipulacji i udało mu się to zrobić?
Dziewczęcy głos z taśmy przyznaje,
że do molestowania nie doszło, nastolatka piwo wypiła przed wizytą
na plebanii, a za oskarżenie księdza miał zapłacić jej rodzicom
skonfliktowany z proboszczem biznesmen.
Prokuratura Okręgowa wszczęła więc
śledztwo w sprawie kierowania fałszywych oskarżeń, tworzenia
podstępnych, fałszywych zabiegów dokonywanych celem oskarżenia
księdza i zatajenia dowodów jego niewinności.
- Ale to nie mój głos – zapewnia
dziewczę.
Prokuratura, która otrzymała od
księdza 4 (słownie cztery!) dyktafony z nagraniami, oddała je do
ekspertyzy do zakładu kryminalistyki. Tam uznano, że nagrania są
zmanipulowane. Śledztwo umorzono.
Zaginione dowody
Ksiądz Bużan się załamał, ale
postanowił walczyć dalej. „Zostałem zeszmacony, wyrzucony poza
nawias. Ciągle zadaję sobie pytanie o sens cierpienia. Człowiek
pokutuje, jeśli zawini. A w tym przypadku? Proszę uwierzyć, że od
momentu tamtego oskarżenia każdego dnia budzę się z tą myślą.”
– powiedział Dziennikowi Bałtyckiemu.
Poprosił prokuraturę o zwrot 4
złożonych tam dyktafonów, bo chce oddać je niezależnym biegłym.
I tu spotkała go niespodzianka.
Prokurator Aleksandra Badtke z gdańskiej prokuratury okręgowej,
zagubiła dowody rzeczowe. Akurat te dyktafony zaginęły. 4 (słownie
cztery!) dyktafony szlag trafił.
- To niemożliwe żeby zginęły aż 4
dowody rzeczowe – śmieje się jej kolega po fachu.
O prokurator Badtke już kilka razy
pisaliśmy. I o jej braku kompetencji. Ale czy tym razem Badtke była
tak nieroztropna czy tak cwana, żeby zagubić owe dyktafony? Czy
były tam dowody, że miział, czy że nie miział? Chcielibyśmy to
wiedzieć.
Poniósł karę
Proboszcz Bużan już proboszczem nie
jest. Odwołano go. Ale nadal jest
członkiem elitarnej Kapituły Kolegiaty Staroszkockiej, powołanej
przez metropolitę gdańskiego abp. Sławoja Leszka Głódzia.
- Ten ksiądz poniósł konsekwencje,
nie będzie już proboszczem parafii - twierdzi ks. Filip Krauze.
Kapitułę Staroszkocką powołał abp
Sławoj Leszek Głódź po przeniesieniu swojej siedziby z gdańskiej
Oliwy do dzielnicy Stare Szkoty. Zamieszkał w dworku sąsiadującym
z parafią św. Ignacego Loyoli, która została podniesiona do rangi
kolegiaty. W kwietniu br. arcybiskup powołał kapitułę tej
kolegiaty - właśnie Kapitułę Staroszkocką. Kapituła, w której
skład weszło dziewięciu duchownych, między nimi Bużan, ma być
m.in. głosem doradczym i moralnym, a także zajmować się
duchowością i moralnością wiernych.
Sam Bużan nadal cierpi. Chyba Bóg
wystawia go na próbę, bo niedługo po wyroku został złapany jak
prowadził po pijaku. Dobrowolnie poddał się karze. Gdy napisano o
tym w prasie lokalnej, już był pewien, że jednak chcą go
zniszczyć.
Joanna Skibniewska