czwartek, 18 kwietnia 2013

„Dziewczę i klecha” (NIE NIE 16/2013, 12.03.2013)


Miział czy nie miział? Bo, że ululał, to raczej pewne. Ale czy sobie pomiział? Już się chyba nie dowiemy, bo zaginęły w prokuraturze dowody.

Dobry gospodarz
Bojano to mała miejscowość pod Wejherowem. Mieszka tu około 2 tys. duszyczek, w zasadzie wszystkie zgromadzone wokół domu pana. I wokół swojego proboszcza Mirosława Bużana. Potężny, muskularny, silny. Chłop jak bóg przykazał. Rządził tutejszą parafią od początku jej istnienia, czyli od prawie 15 lat. To on patrzył jak powstaje architektoniczny ogromny potworek z badziewnymi obrazami i prymitywną rzeźbą. To on zna najlepiej swoich parafian. Bo bardzo pilnuje spowiedzi w ostatni piątek miesiąca. Wie kto co ma za pazurami. Wie też , który dzieciak przyprawia rodziców o ból głowy i potrafi z takim bachorem od razu sobie dać radę. Raz nawet stanął za to przed sądem. Przywalił gówniarzowi w kościele. Sąd uznał go winnym pobicia chłopca, ale rodzice mu wybaczyli i sędzia umorzył postępowanie. Bo w Bojanie mieszkańcy mają respekt przed księdzem i wiedzą co wolno a co nie. Jedynie rodzice 15-letniej Aleksandry
okazali się nielojalni i podli. Mieszkańcy wioski już się postarali, by ci źli ludzie zapamiętali swój haniebny czyn.

Pomocny duszpasterz
Aleksandra przygotowywała się do sakramentu bierzmowania. A to nie w kij dmuchał. Przygotowaniem dzieci do komunii jak i do bierzmowania zajmował się osobiście ksiądz Bużan. Żeby nie było fuszery. Olę też przygotowywał. Znał ją prawie od urodzenia. Był też jej osobistym spowiednikiem.
Tamtego dnia Ola przyszła do spowiedzi. Co mu naopowiadała i jakie grzeszki poruszyły tak bardzo Bużana, nie wiadomo. Ksiądz nie wyjawił przed sądem. Twierdził, że dziewczyna miała myśli samobójcze. Chciał jej pomóc. Dał jej zaraz po spowiedzi numer telefonu do siebie. Kazał zadzwonić i przyjść do niego wieczorem. Porozmawiają o jej problemach. On je rozwiąże.
Ola przyszła. Bużan zorganizował alkohol. Wódkę i soki. Zrobił drinki. Tak w każdym razie zeznała w prokuraturze. „Pokrzywdzona twierdziła, że podczas jej pobytu na plebanii oskarżony nakłonił ją do picia i dostarczył napoje alkoholowe w postaci wódki oraz drinków, które ona wypiła”. A potem zaczęła się ostra jazda.
Duchowny, według zeznań dziewczyny, całował ją po szyi, uchu, plecach i w usta. Głaskał jej ciało.
- Gdyby wikary nie wrócił na plebanię, to pewnie córka z tym zboczeńcem w sutannie straciłaby cnotę. - wykrzykuje Edmund M., tata Aleksandry.
Upita dziewczynka wróciła w nocy do domu. Kiedy o wszystkim opowiedziała rodzicom, ci nie chcieli jej uwierzyć. Czy młoda dostała w papę za to, że wróciła zalana, nie wiadomo. Grunt, że z małolatą nikt za bardzo gadać nie chciał. Dopóki matka nie przeczytała wysłanego z komórki księdza o 1,55 sms. „naskarżyłaś na mnie”.
Rano pobiegli do prokuratury. Mieszkańcy wsi się od nich odwrócili, a sama dziewczyna miała częste wizyty
Bużan
sióstr zakonnych i księży.

Wielka rana kościoła
Niedługo potem ksiądz stanął przed sądem. Tam sędzia Grzegorz Kachel pochylił się nad przedsiębiorczością i oddaniem księdza. Mówił o pięknej świątyni, którą zbudował.
- Teraz ten sam duchowny i jego sprawa stały się "wielką raną dla kościoła" – rzekł wzniośle sędzia Grzegorz Kachel.
Jego znajomość wytycznych Kongregacji Nauki i Wiary jest zaiste budująca.
- Smutnym obliczem tej sprawy są próby nakłonienia rodziców pokrzywdzonej do zmiany zeznań, żeby sprawa nie trafiła przed oblicze wymiaru sprawiedliwości. Z podwójnym smutkiem należy stwierdzić, że uczestniczyły w tym fakcie osoby świeckie, ale i duchowni - grzmiał sędzia Kachel. - Tymczasem wytyczne Kongregacji Nauki i Wiary kładą nacisk na współpracę przełożonych osoby oskarżonej przed cywilnym wymiarem sprawiedliwości i stosowanie się do zasad prawa świeckiego. Takich spraw nie można zamiatać pod dywan.
Duchowny został skazany na rok i cztery miesiące pozbawienia wolności w zawieszeniu na 4 lata, 2 tys. zł grzywny oraz dwuletni zakaz prowadzenia działalności związanej z wychowaniem i katechizacją małoletnich oraz opieką nad nimi (z wyłączeniem posługi sakramentalnej).
- To spisek przeciwko mnie – mówił Bużan. I zapewnił, że to udowodni.
Według niego rodzice dziewczyny wzięli pieniądze od miejscowego biznesmena, który nie lubił księdza. Nieoficjalnie obaj robili te same lewe interesy i Bużan miał mu przeszkadzać w biznesie. Według księdza dziewczyna przyszła do niego pijana. Zadzwonił więc do jej ojca i powiedział, że młoda się ululała, żeby ojciec zwrócił na nią uwagę. Ojciec zaś powiedział mu przez telefon, że dziewucha twierdzi, że piła u księdza. Ten sms „naskarżyłas na mnie” miał być reakcją na słowa ojca. Zresztą pisząc go ksiądz był tak samo ululany jak małolata.
Ksiądz twierdzi, że rodzina dziewczyny zaraz potem zaczęła remontować dom.
- Mam dokumenty, ze wziąłem na to kredyt – zapewnia ojciec Aleksandry. I faktycznie ma. Kredyt w wysokości 40 tys. zł. będzie spłacał jeszcze wiele lat. Jako kierowca śmieciarki, będzie brał wiele dodatkowych dyżurów.
Niestety sąd drugiej instancji też uznał księdza winnym. Nic nie wskazywało na to, że biznesmen spiskował z nastolatką.

Spisek
Bużan postanowił więc walczyć o dobre imię na własną rękę. Do Prokuratury Okręgowej w Gdańsku trafiły nowe dowody w tej sprawie. To rozmowy na taśmach i dwie ekspertyzy fonoskopijne wykonane przez biegłego.
Młody człowiek, krewny księdza, miał specjalnie zaprzyjaźnić się z siedemnastoletnią dziś oskarżycielką, by wydobyć od niej informacje na temat okoliczności rzekomego molestowania. Chłopak miał rozkochać dziewczę i doprowadzić do osobistych zwierzeń. Czyżby przejął po wujku umiejętność manipulacji i udało mu się to zrobić?
Dziewczęcy głos z taśmy przyznaje, że do molestowania nie doszło, nastolatka piwo wypiła przed wizytą na plebanii, a za oskarżenie księdza miał zapłacić jej rodzicom skonfliktowany z proboszczem biznesmen.
Prokuratura Okręgowa wszczęła więc śledztwo w sprawie kierowania fałszywych oskarżeń, tworzenia podstępnych, fałszywych zabiegów dokonywanych celem oskarżenia księdza i zatajenia dowodów jego niewinności.
- Ale to nie mój głos – zapewnia dziewczę.
Prokuratura, która otrzymała od księdza 4 (słownie cztery!) dyktafony z nagraniami, oddała je do ekspertyzy do zakładu kryminalistyki. Tam uznano, że nagrania są zmanipulowane. Śledztwo umorzono.

Zaginione dowody
Ksiądz Bużan się załamał, ale postanowił walczyć dalej. „Zostałem zeszmacony, wyrzucony poza nawias. Ciągle zadaję sobie pytanie o sens cierpienia. Człowiek pokutuje, jeśli zawini. A w tym przypadku? Proszę uwierzyć, że od momentu tamtego oskarżenia każdego dnia budzę się z tą myślą.” – powiedział Dziennikowi Bałtyckiemu.
Poprosił prokuraturę o zwrot 4 złożonych tam dyktafonów, bo chce oddać je niezależnym biegłym.
I tu spotkała go niespodzianka. Prokurator Aleksandra Badtke z gdańskiej prokuratury okręgowej, zagubiła dowody rzeczowe. Akurat te dyktafony zaginęły. 4 (słownie cztery!) dyktafony szlag trafił.
- To niemożliwe żeby zginęły aż 4 dowody rzeczowe – śmieje się jej kolega po fachu.
O prokurator Badtke już kilka razy pisaliśmy. I o jej braku kompetencji. Ale czy tym razem Badtke była tak nieroztropna czy tak cwana, żeby zagubić owe dyktafony? Czy były tam dowody, że miział, czy że nie miział? Chcielibyśmy to wiedzieć.

Poniósł karę
Proboszcz Bużan już proboszczem nie jest. Odwołano go. Ale nadal jest członkiem elitarnej Kapituły Kolegiaty Staroszkockiej, powołanej przez metropolitę gdańskiego abp. Sławoja Leszka Głódzia.
- Ten ksiądz poniósł konsekwencje, nie będzie już proboszczem parafii - twierdzi ks. Filip Krauze.
Kapitułę Staroszkocką powołał abp Sławoj Leszek Głódź po przeniesieniu swojej siedziby z gdańskiej Oliwy do dzielnicy Stare Szkoty. Zamieszkał w dworku sąsiadującym z parafią św. Ignacego Loyoli, która została podniesiona do rangi kolegiaty. W kwietniu br. arcybiskup powołał kapitułę tej kolegiaty - właśnie Kapitułę Staroszkocką. Kapituła, w której skład weszło dziewięciu duchownych, między nimi Bużan, ma być m.in. głosem doradczym i moralnym, a także zajmować się duchowością i moralnością wiernych.
Sam Bużan nadal cierpi. Chyba Bóg wystawia go na próbę, bo niedługo po wyroku został złapany jak prowadził po pijaku. Dobrowolnie poddał się karze. Gdy napisano o tym w prasie lokalnej, już był pewien, że jednak chcą go zniszczyć.

Joanna Skibniewska

3 komentarze:

  1. "poddał się karze" - nie "każe"... :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale jesteś dociekliwy, normalnie szacunek ..aranie. Może tu coś porpawisz!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. skoro już na temat pedofilii jest, to warto się zastanowić o tym zjawisku wśród pedałów

    http://www.pch24.pl/usa--pederasci-nie-unikna-procesu-za-gwalty-na-adoptowanych-chlopcach,14017,i.html

    OdpowiedzUsuń